Mała waga, dobrej jakości dźwięk, skuteczne zabezpieczenia przed zniszczeniem i przystępna cena to główne atrybuty, predysponujące te jednostki do zastosowania w jednoosobowych działalnościach gospodarczych, przez osoby trudniące się występami na tego typu imprezach.

Rynek profesjonalnych wzmacniaczy dźwięku przeżywa kulminację trwającego jakiś już czas rozkwitu liczby i różnorodności produkowanych jednostek. Obserwujemy coraz to nowe produkty firm, które od dawien dawna zajmują się wyrobem wzmacniaczy mocy, oraz tych, które od niedawna wojują na rynku „końcówkowym”. Behringer jest w tym środowisku graczem względnie nowym, lecz może pochwalić się kilkoma ciekawymi produktami. Wspomniany producent od pewnego czasu prowadzi kampanię na rzecz zmiany wizerunku w środowisku profesjonalnym. Są to zabiegi z jednej strony rynkowe, do których możemy zaliczyć przekształcenie firmy w wielką korporację pod nazwą MUSIC Group, zarządzaną przez Uliego Behringera oraz wchłonięcie znanych marek, takich jak Midas, TC Electronic, Lake czy Lab.gruppen. Z drugiej strony, co zdecydowanie ważniejsze i jest prawdopodobnie po części efektem tego pierwszego, firma postawiła na znaczny wzrost jakości swoich produktów, zachowując przy tym rozsądny stosunek wspomnianej jakości do ceny. I tak w zakresie wzmacniaczy mocy proponuje kilka ciekawych produktów, między innymi serie końcówek NU, EP czy EPQ oraz bohaterów tego tekstu – KM1700 oraz KM750. Wzmacniacze przychodzą zapakowane w estetyczne kartony, dobrze zabezpieczone przed wilgocią, wstrząsami i uderzeniami. W zestawie jest kabel zasilający i instrukcja obsługi. Po zdjęciu wszelkiego rodzaju opakowań wyłania się konstrukcja budząca duże zaufanie, dotyczy to zarówno modelu 1700, jak i 750. Obudowa wykonana jest ze stali i – jak informuje nas producent – jest „zbudowana jak czołg”, co owocuje odpornością na kolizje okraszone przyłożeniem sporego wektora siły. Jak każde tego typu urządzenie ma parę „uszu” z czterema otworami do montażu jednostki w skrzyni typu rack. Zarówno KM1700, jak i KM750 zajmują przestrzeń 2U. Dzięki wentylacji front-to-back możemy pozwolić sobie na montaż bezpośrednio pod lub nad podobnym urządzeniem. Przednia płyta w obu urządzeniach jest jednakowa. Znajdują się na niej: włącznik zasilania, dwa potencjometry do regulacji poziomu wejścia sygnału audio oraz cztery diody LED nad każdym z nich, przypisane odpowiednio do obu sekcji wzmacniacza, lewej i prawej. Służą one do: sygnalizacji zadziałania zabezpieczenia protect, które włącza się, gdy temperatura przekroczy 90°C lub końcówka zacznie pracować z jakiegoś powodu niestabilnie; sygnalizacji obecności sygnału audio (sig), przekroczenia bezpiecznego poziomu sygnału (clip); pracy jednostki w trybie bridge (brid) lub mono. Jest tu jakże niezbędna lampka power, sygnalizująca obecność zasilania w urządzeniu. Tył urządzeń wygląda w obu modelach nieco inaczej. Wspólne w obu jednostkach są gniazda kabla zasilania, złącza kolumnowe (warto wspomnieć, że każda ma zarówno złącza NL4, jak i zaciskowe złącza montażowe), przełącznik pomiędzy zasilaniem 115 i 230 V, gniazda przyjmujące symetryczny sygnał liniowy (mamy do wyboru gniazda XLR i TRS 1/4) oraz cztery przełączniki, którym należałoby poświęcić chwilę. Ground lift pozwala odciąć masę na wejściu wzmacniacza. Powiedzmy sobie szczerze, w dobie połączeń cyfrowych jest to funkcja coraz rzadziej przydatna, jednakże każdy szanujący się producent wzmacniaczy daje klientowi możliwość zareagowania na wypadek pojawienia się pętli masy i usunięcia mało przyjaznego brumu, zjawiska jakże popularnego w latach dziewięćdziesiątych, na szczęście odchodzącego w niebyt, od momentu systematycznego znikania z rynku nagłośnieniowego konsolet i peryferii analogowych. Kolejny przełącznik pozwala uruchomić lub pominąć wewnętrzny limiter. Za pomocą opcji sensitivity możemy dopasować czułość wejścia do urządzenia, które podaje sygnał. Mamy do wyboru trzy pozycje: 0,77 V, 26 dB i 1,4 V. Ostatni przełącznik – model – pozwala przełączać urządzenie pomiędzy trzema trybami. Stereo – najbardziej oczywisty – sygnał z wejścia A podaje analogicznie do pierwszej połówki wzmacniacza, a sygnał wejścia B na druga połówkę. Mono traktuje oba wejścia jednakowo, co oznacza, że wszystko jedno czy podamy sygnał do A czy B, pojawi się on na obu wyjściach końcówki. Tryb bridge łączy obie części końcówki w jedną, dzięki czemu mamy jeden wzmacniacz o zdwojonej mocy.W tym miejscu kończą się podobieństwa. Tym, co odróżnia oba modele, jest przełącznikowy bezpiecznik w KM1700, natomiast KM750 ma dodatkowo na wejściu niesymetryczne złącza RCA. Muszę przyznać, że całościowo wzmacniacze, jeszcze przed podłączeniem, robią naprawdę dobre wrażenie. Wszystkie gniazda i przełączniki budzą duże zaufanie. Potencjometry regulują się bardzo płynnie, stawiając lekki opór, dzięki czemu przypominają w zachowaniu wzmacniacze zupełnie innego zakresu cenowego.