I nastąpiła pauza. Bardzo żałuję, ale z przyczyn niezależnych niniejszy cykl miał długą przerwę. Ostatnia publikacja (część V) ukazała się w okresie letnim 2016 roku, zatem minął rok. Przypomina mi to sytuację, która jest typowa dla np. wielu stacji telewizyjnych. Rozpoczyna się produkcję pierwszego sezonu obiecującego serialu, a później… serial „spada” z anteny, pozostawiając za sobą rozgoryczenie i niesmak widzów, którzy zdążyli już mocno polubić swoich bohaterów. Co gorsza, często nie ma już perspektyw na kontynuację produkcji i tak historia pozostaje niedokończona. Tak z „Głębią światła” nie będzie.

I nastąpiła pauza. Bardzo żałuję, ale z przyczyn niezależnych niniejszy cykl miał długą przerwę. Ostatnia publikacja (część V) ukazała się w okresie letnim 2016 roku, zatem minął rok. Przypomina mi to sytuację, która jest typowa dla np. wielu stacji telewizyjnych. Rozpoczyna się produkcję pierwszego sezonu obiecującego serialu, a później… serial „spada” z anteny, pozostawiając za sobą rozgoryczenie i niesmak widzów, którzy zdążyli już mocno polubić swoich bohaterów. Co gorsza, często nie ma już perspektyw na kontynuację produkcji i tak historia pozostaje niedokończona. Tak z „Głębią światła” nie będzie. Choć cykl z założenia miał określać jedynie podstawy związane z oświetleniem scenicznym, to jednak nie skończy się na części piątej. Zatem z tym większą przyjemnością przekazuje wam, drodzy czytelnicy, część szóstą. Przy okazji pragnę nadmienić, że poprzednie części są dostępne w formie elektronicznej na stronach internetowych magazynu „Muzyka i Technologia”.   W poprzednim artykule z tego cyklu dość wnikliwie przedstawiłem historię dotyczącą automatyzacji oświetlenia, która trwała praktycznie od lat trzydziestych poprzedniego stulecia. Opisywałem też pewien wymóg rynku odnośnie źródeł światła. Nikt chyba dziś nie wyobraża sobie współczesnej głowicy ruchomej, która ma inne źródło światła niż zespół LED-ów czy lampę wyładowczą. Oczywiście od każdej reguły są wyjątki. Nie zapomniałem o produktach np. Vari-Lite opartych na halogenowych źródłach oraz o całej rzeszy ekonomicznych wyrobów, mniejszej mocy, opartych również na źródłach halogenowych. Niemniej zdecydowana większość głowic będzie miała lampę wyładowczą lub zespół LED. Przez cały niniejszy cykl „Głębi światła” starałem się udowodnić jedną rzecz: dzisiejsze głowice ruchome nie są li tylko kunsztem geniuszu współczesnych inżynierów. Wszystko, co w nich znajdziemy, ma swoją genezę w czasach renesansu, a niektóre wynalazki mają rodowód jeszcze starszy. Mam tu na myśli wszystkie elementy składowe. Na przykład odbłyśnik, soczewki filtry barwne, a nawet tarcze gobo. Zatem w ramach przypomnienia: odbłyśniki i filtry barwne były już stosowane przynajmniej przez dwóch panów kilkaset lat temu. Sebastiano Serlio i jego wynalazek o nazwie Bozze to nic innego jak prosta oprawa zawierająca filtr barwny. Sabbatini mógłby właściwie zostać ojcem dimmera. I wreszcie znakomity dokumentalista Furttenbach, który być może nie jest twórcą, ale dzięki jego dokumentacji wiemy, jak w owych czasach radzono sobie z kierowaniem oświetlenia w odpowiednią stronę. Wspomniałem też o gobo. Choć termin wymyślono w latach trzydziestych XX wieku (oznacza „to go between”), to protoplastą tego wynalazku była latarnia czarnoksięska skonstruowana przez jezuitę Athanasiusa Kirchera w 1671 roku, choć niektóre źródła podają, że jest to udoskonalona forma wynalazku powstałego prawie sto lat wcześniej. Tyle powtórki z historii. Osoby, które nie czytały poprzednich części, zachęcam do zapoznania się z różnymi wątkami historycznymi, pojawiającymi się wcześniej w naszym cyklu. Zatem co? Stajemy u kresu XX wieku (mam tu na myśli pierwszą głowicę Vari-Lite) – czas na kwintesencję tego wszystkiego, co przyniosły nam lata eksperymentowania z światłem.