Dziś można powiedzieć z pełną stanowczością, iż istnieją alternatywne metody budowania washy nowej generacji. Tych metod właściwie jest więcej niż dwie lub trzy. Jak można je sklasyfikować? Należałoby by zacząć od klasycznej konstrukcji, gdzie mamy do czynienia ze skondensowanym źródłem światła, umieszczonym na początku toru optycznego i soczewce Fresnela na jego końcu. Niezależnie od tego, czy będzie to lampa wyładowcza, czy też chip LED, takie konstrukcje nadal są popularne. Jednak era urządzeń LED przyniosła także inne technologiczne rozwiązania.

Można mówić o całkowitej zmianie, jeśli chodzi o myślenie o oprawach oświetleniowych. Ten (nawet bardziej obecnie popularny od wspomnianej klasycznej konstrukcji) wizerunek washa to oprawa, w której źródła światła rozmieszczone są na dość sporej tarczy, a nad każdym chipem znajduje się niewielka niezależna soczewka. Oczywiście zmieniając w sposób motoryczny odległość między zespołem soczewek a chipami rozmieszczonymi na wspomnianej tarczy, można mieć wpływ na kąt świecenia. I tu nastąpiła eksplozja innych pomysłów. Skoro tarcza z soczewkami może przesuwać się względem źródeł światła to dlaczego nie może obracać się wokół własnej osi? Oczywiście! Również znane są takie konstrukcje. Dalej? Proszę bardzo! Dlaczego tarcza z soczewkami musi być jednym mechanizmem? Czy nie można by wdrożyć dwóch niezależnych modułów? Tu mielibyśmy do czynienia z możliwością zoomowania tylko niektórych sekcji, podczas gdy inne pozostawałyby na swojej pozycji. I takie konstrukcje znamy z rynku oświetleniowego. A wbudowywanie różnych chipów oraz różnych soczewek w jedno urządzenie? I nawet w niniejszym bohaterze znajduje się jedna z tych innowacji… Podobnym wariacjom właściwie nie ma końca. Muszę wspomnieć też o tzw. washerach, czyli hybrydach pomiędzy naświetlaczami a washami. Nie wszystkie z nich są zmotoryzowane tak jak głowice ruchome. Część może mieć stały kąt świecenia, a część będzie miała zmotoryzowany zoom oraz np. tilt. Jest to odrębna klasa urządzeń, jednak – jak sama nazwa wskazuje – i te oprawy służą do uzyskiwania efektu wash. Jak w tym rynkowym galimatiasie odnajduje się marka Elation? Oprawa, którą testowałem na potrzeby tego tekstu w redakcji oraz w warunkach scenicznych nie jest pozbawiona innowacji i niespodzianek, ale o tym nieco później. W pierwszej kolejności przyjrzę się, co Elation oferuje pod nazwą Rayzor.

Rayzor może pracować z:  DMX z RDM, Art-NET, oraz sACN.

Rodzina Rayzorów
W ofercie marki znajduj się właściwie trzy urządzenia, które będą miały dodatek Rayzor. Po bliższej analizie można wywnioskować na pewno jedną rzecz: głównym źródłem światła we wszystkich Rayzorach będą silniki OSRAMA RGBW o mocy 60 wat każdy. Drugą wspólną cechą będą dość spore soczewki umieszczone nad chipami. Producent postawił na mniejszą ilość samych źródeł światła, ale za to zastosowano tu nieco większe średnice wspomnianych soczewek. I tak, w modelu najmniejszym, czyli 360 Z dostępne są trzy chipy Osrama i, adekwatnie do tego, trzy zmotoryzowane soczewki na jednej tarczy. Jednak (pomimo, można by rzec, skromnego wyposażenia) sam zoom jest imponujący. Zakres mieści się w przedziale od 8 do 88 stopni! W Rayzorach 760 (czyli w testowanym urządzeniu oraz tym z dodatkiem Proteus) umieszczono już siedem 60-watowych chipów Osram i tyleż samo soczewek bezpośrednio nad nimi. Ale to nie wszystko, bo występuje tu pewna innowacja. Pod każdą z 7 soczewek rozmieszczono dodatkowo, symetrycznie cztery białe, dwuwatowe diody, produkowane pod nazwą White SparkLED. Zatem rachunek jest prosty: każdy Rayzor 760 ma 7 chipów 60-watowych (łącznie 420 W) oraz 28 diod białych o wspomnianej nieco mniejszej mocy. Co zatem różni Rayzora 760 od tego z dodatkiem Proteus? W firmie Elation uczyniono to, co dzieje się często i w innych markach. Została stworzona wersja Rayzora w klasie szczelności IP 65 – stąd dodatek Proteus.

Niezależne sekcje czipów LED-owych: 7 RGBW o mocy 60 wat i aż 28 czipów dwuwatowych.

Skąd ten pomysł?
Jak można wykorzystać różne chipy umieszczone pod jedną soczewką? Na to pytanie odpowiem nieco później. Przyjrzę się na początek samej konstrukcji. Ponad czterysta watów to wynik, gdy można mówić już o washu średniej mocy. Według danych producenta strumień generowany z tego urządzenia osiągnie poziom 8 000 lumenów. Żywotność chipów wynosi średnio w tym wypadku około 50 000 godzin. W związku z tym, że w głównej sekcji są chipy RGBW, producent wyposażył Rayzora w presety, dotyczące płynnej zmiany temperatury barwowej w zakresie od 2700 do 8000 K. Choć tu pojawia się pewna nieścisłość, ponieważ dane reklamowe podają właśnie taki zakres, ale już z instrukcji obsługi dowiem się o nieco szerszym zakresie, który wyniesie od 2000 do 10 000 K.
Jak wygląda jakość odwzorowania barw w przypadku Rayzora? Tu trzeba jasno powiedzieć, że oprawa ta jest bardziej urządzeniem eventowym niż studyjnym. Wynik wszystkich pomiarów jest dość typowy dla takiej konstrukcji. Producent podaje przykładowe wyniki dla różnych standardów, ale z uśrednioną temperaturą barwową. I tak przy uzyskanej temperaturze 5800 K, CRI jest na poziomie 80.9. Dla warunków pracy z kamerą, wartość standardu TLCI wyniesie 80, a badanie bliższe ludzkiej percepcji, czyli pomiar metodą CQS pokaże nam wyniki 87,9. Skąd pomysł na takie rozwiązanie optyczne, czyli na mniejszą ilość, za to nieco mocniejszych chipów? Odpowiedź jest prosta! Przy tego typu optyce i odpowiednim zakresie pracy motoryki odpowiedzialnej za przesuw soczewek, można uzyskać imponujący zakres zoom. Podałem już w tekście przykład, jak to wygląda w przypadku najmniejszego Rayzora. Zakres dla modelu 760 będzie równie oszałamiający. Mieści się on w przedziale od 5 do 77 stopni. Czy można mówić tu również o wiązce beamowej? Zdecydowanie tak. I myślę, że zamysł konstruktorów, aby Rayzor choć trochę był oprawą hybrydową udał się znakomicie. Dodatkowo uzyskano jeszcze pewien inny, pochodny efekt: przy maksymalnie skupionej wiązce w odłożonej plamie oświetleniowej da się dostrzec poszczególne elementy układu optycznego co może przypominać rozfokusowany wzór gobo. Nie mam pojęcia czy to celowy zamysł, ale być może ktoś wykorzysta taki właśnie dodatek. Jak jest z jakością optyki? Na szczęście soczewki są szklane – to z kolei przekłada się na równą, nieposiadającą przebarwień, plamę oświetleniową. W tym momencie nadszedł czas na pierwotne pytanie, postawione w tej części testu. Po co aż (w sumie) pięć chipów pod jedną soczewką? Odpowiedź jest również prosta: Rayzora można wykorzystać do efektów z użyciem poszczególnych pikseli. Na początek przyjrzę się słabszym źródłom, czyli sekcjom White Spark.
Ich symetryczne rozmieszczenie na krańcach każdej z soczewek nie jest przypadkowe. W zależności od trybu pracy, operator może mieć do nich dostęp zupełnie niezależny – nawet do każdego piksela. Można też skorzystać z mode’u, który oferuje sporo wariantów efektowych zapisanych jako presety. Ale co z charakterystycznym ułożeniem tej sekcji? Budowaniem sekwencji mapingowej, czy to według własnej inwencji, czy też poprzez użycie odpowiedniego presetu, można uzyskać efekt „mienienia się” każdej z siedmiu soczewek. Trochę to tworzy złudzenie, jakby źródło światła poruszało się wewnątrz oprawy względem soczewki. Jak inaczej opisać ten specyficzny i oryginalny efekt? Wygląda to tak, jakby pod każdą soczewką umieścić żywego świetlika, a ten, chcąc wydostać się z pułapki, latałby chaotycznie w ograniczonej przestrzeni. Tu należy pamiętać, że w połączeniu z ruchem głowicy i to bez ograniczeń w obu płaszczyznach można wykreować coś naprawdę oryginalnego i niespotykanego. A skoro już o tym mowa. Tak! Rotacja w Rayzorze zarówno w panoramie, jak i w tilcie wynosi 360 stopni. Wróćmy jednak do możliwości oświetleniowych. Wspomniałem już, że tak naprawdę wszystko zależy od operatora, ponieważ rzeczywiście w urządzeniu przewidziano dostęp do każdego piksela. Jednak często brak czasu nie pozwala na tak szczegółowe programowanie. Dlatego Rayzor ma dwa niezależne tryby presetowe FX. Jeden będzie odpowiadał za opisaną wyżej sekcję SparkLED, a drugi za moduły Osrama RGBW. Zatem warianty animacyjne można tworzyć w jednym czasie i to niezależnie dla obu sekcji.

Jeden z silników odpowiedzialny za przesuw przedniej tarczy z soczewkami.

Kilka przydatnych funkcji
Jak na porządnego washa przystało, prócz regulacji temperatury barwowej producent wyposażył Rayzora w tzw. wirtualną tarczę kolorów. Zdaje się, że każdy, kto nie ma czasu na ręczne poszukiwanie stosownego odcienia będzie zadowolony. Ustawień presetowych jest bardzo dużo, a zakres oferowanych kolorów zadowoli nawet najbardziej wybrednych. Od początku założono też to, o czym już wspomniałem: sekcje Spark oraz chipy 60-watowe są całkowicie niezależne i to pod każdym względem. Użytkownik ma dostęp do przeróżnych kombinacji dotyczących krzywych pracy, szybkości reakcji dimmera czy też funkcji stroboskopowych. Takie założenie powoduje u mnie jeden wniosek: można by rzec, iż mamy do czynienia z dwoma niezależnymi oprawami oświetleniowymi w jednej obudowie. Z poziomu biblioteki (nie w każdej oprawie tak przecież jest) można również sterować PWM. To naprawdę spore ułatwienie i dobra informacja dla tych, którzy liczą się jednak z możliwością rejestracji obrazu z udziałem Rayzora, a chcieliby uniknąć efektu migotania w pięknie przygotowanym planie oświetleniowym. Zakres regulacji PWM jest dość spory. Wynosi od 900 do 2 5000 Hz.
Czy w takim urządzeniu jest potrzebny tryb pracy bez sterownika? Być może tak. Często producenci zapominają o tym, że oprawy przy niektórych eventach niekoniecznie pracują w przestrzeni sceny, a wysterowanie ich za pomocą np. DMX ze względu na odległości może być kłopotliwe. Często też i droga radiowa nie jest rozwiązaniem. W Rayzorze akurat o tym nie zapomniano. Za pomocą menu można edytować i zapisywać łańcuchy zdarzeń tak, aby oprawa mogła pracować autonomicznie w określonym cyklu. Zdecydowana większość będzie jednak korzystać ze sterownika oświetlenia. Inżynierowie z Elation dla takich celów postanowili wyposażyć Rayzora w trzy różne mode’y. Znajduje się tu tryb standard, w którym w 25 kanałach udało się umieścić 16-bitową rozdzielczość dla większości funkcji, ale i dostęp do presetowych rozwiązań dla pracy z pikselami. Kolejny mode zajmie już 52 kanały i prócz rozwiązań FX proponowanych przez producenta można wykreować własne, poprzez niezależny dostęp do chipów Osrama w pełnym zakresie RGBW. Ostatni, 80-kanałowy mode zawiera dodatkowo dostęp do każdego z pikseli w sekcji SparkLED.

Tuż za soczewkami widoczny system osadzenia czipów Osram RGBW.

A jednak sporo innowacji
Realna praca z takim zakresem efektów w połączeniu z ruchem bez ograniczeń daje naprawdę sporo satysfakcji. Dla bardziej subtelnych rozwiązań, stosowanie diod Spark w trybie pikselowym, jak i wykorzystanie pełnego zakresu pracy panoramy i tiltu, a z drugiej strony wykorzystanie pełnej mocy urządzenia i tak sporego zakresu zoom, czyni zeń rzeczywiście ciekawą propozycję na rynku. Elation wprowadzając na rynek oprawy inspirowane wielkimi postaciami (przynajmniej tak wynika z nazw niektórych opraw), pokazało, iż nadal ma sporo do powiedzenia wśród profesjonalnych producentów. To nas, odbiorców (poprzez możliwość korzystania z naprawdę różnych rozwiązań) powinno zdecydowanie cieszyć.

Tekst: Paweł Murlik, Muzyka i Technologia
Zdjęcia: Aleksander Joachimiak