Customowe monitory douszne wykonane na podstawie indywidualnych odlewów.

Bez względu na to, czy mówimy o technice nagraniowej, czy o dźwięku live, patrząc na realizację z perspektywy wykonawców, można wyróżnić dwa istotne elementy. Pierwszy to sprawa sygnału, jaki trafia z instrumentów na front lub do DAW, a z którym następnie przyjdzie obcować słuchaczom. Drugą sprawą jest odsłuch, czyli to, jak własny instrument oraz siebie nawzajem słyszą wykonawcy. Przez długi czas jedynym wyborem były dla nich zazwyczaj mocno rozkręcone monitory podłogowe, atakujące pracujących na scenie muzyków znacznymi poziomami dźwięku. Niedogodność ta stała się przyczyną poszukiwania przez wielu artystów lepszych rozwiązań, postawili więc na próby z różnorakimi słuchawkami: nausznymi zamkniętymi i otwartymi, dousznymi czy wreszcie dokanałowymi. Statystycznie rzecz biorąc, największą szansę na sukces dają customowe monitory douszne wykonane na podstawie indywidualnych odlewów. Jeszcze do niedawna zainteresowani takimi rozwiązaniami byli zmuszeni do sięgania po odsłuchy produkowane w USA. Na szczęście warszawska manufaktura Lime Ears wkroczyła w ten obszar rynku i wyposaża w swoje rozwiązania plejadę artystów z Polski i ze świata.  Praca ze słuchawkami na scenie to temat-rzeka. Wraz z rozwojem sprzętu i technologii muzycy i realizatorzy sięgali po coraz nowsze rozwiązania, mające im zapewnić możliwie jak najlepszą słyszalność zarówno samych siebie, jak i grających czy śpiewających z nimi na scenie kompanów. Chociaż dziś widok perkusisty grającego z dużymi nausznymi słuchawkami – zazwyczaj zamkniętymi – nie dziwi już nikogo, wciąż są gitarzyści czy wokaliści, którzy stojąc na pierwszej linii frontu, również sięgają po takie duże rozwiązania. Oczywiście znaczącym krokiem w kierunku lepszej słyszalności, a co za tym idzie – większego komfortu pracy na scenie, była postępująca miniaturyzacja. Pozwoliła ona już wiele lat temu na stosowanie znacznie mniejszych, często prawie niezauważalnych słuchawek dokanałowych. Gwarantowały one znacznie lepszą izolację niż rozwiązania nauszne, umożliwiając artyście lepsze odizolowanie się od panującego zazwyczaj na scenie chaosu. Niestety, nie były to rozwiązania pozbawione wad. Oprócz wielu zalet korzystania z rozwiązań uniwersalnych: jak cena, dostępność, możliwość korzystania z jednego zestawu przez różne osoby, podstawowym problem, który dotyka wciąż korzystających z tego typu konstrukcji, jest fakt, że zarówno izolacja, jak i jakość dźwięku zależą od skuteczności umieszczenia słuchawki w uchu, a zależnie od ułożenia, zmiany mogą być dosyć znaczące; w przypadku wielogodzinnego obcowania z takim rozwiązaniem komfort może być daleki od ideału. Tutaj w sukurs przychodzą rozwiązania indywidualne. O popularności i jakości pracy ze spersonalizowanymi słuchawkami może świadczyć fakt, że w zasadzie wszyscy najpopularniejsi i stale przebywający w trasie światowi wykonawcy korzystają właśnie z systemów indywidualnych, a znaczna większość zespołów, formacji czy orkiestr rozrywkowych zdecydowała się zrezygnować z rozbudowanych zestawów monitorów podłogowych na rzecz indywidualnych monitorów dousznych, które dodatkowo często pracują w zestawie z mikserami personalnymi czy systemami bezprzewodowymi. Decyzja o przejściu na tzw. uszy niesie za sobą wiele korzyści. Po pierwsze, obniżenie głośności sceny. W przypadku zespołów popowych, rockowych, a w szczególności metalowych, całość poziomów odsłuchów na scenie dopasowuje się do perkusji, która zazwyczaj jest najgłośniejszym akustycznym instrumentem na scenie. Gdy dołożymy do tego często bardzo mocno rozkręcone piece gitarowe i właśnie zestaw wedge’y, otrzymujemy nie tylko spory poziom sygnału z monitorów w mikrofonach pracujących na scenie, ale również dość mizerny komfort pracy na scenie, co po dłuższym czasie może przełożyć się na poważne ubytki słuchu. Drugim bardzo istotnym czynnikiem przemawiającym za monitorami dousznymi jest znacznie lepsza słyszalność własnego głosu, instrumentu, jak i całego zespołu. Chociaż wciąż funkcjonują opinie, że dla poprawności wykonu wystarczający jest tylko puls i brzmienie pozwalające na wychwycenie tonacji, znaczenie lepszy komfort gry daje sytuacja, kiedy dźwięk docierający do naszych uszu jest po prostu dobrej jakości – szczególnie w przypadku grania skomplikowanym gatunków muzycznych jak: progrock, techniczny metal czy fusion jazz. Oczywiście słuchawki indywidualne mogą znaleźć zastosowanie nie tylko na scenie, ale także wśród pracującej poza nią ekipy. Monitory douszne mogą stać się na przykład dobrą alternatywą dla monitora podłogowego realizatora pracującego na stanowisku MON, zapewniając mu pracę w zdecydowanie bardziej przyjaznym środowisku i dając wiarygodny przekaz pozwalający na realizowanie odpowiedniego miksu. Dla Polskich muzyków jeszcze do niedawna znaczącym problem mógł być fakt, że aby wejść w posiadanie indywidualnych monitorów odsłuchowych, trzeba był sięgnąć po marki pochodzące z USA, co ze względu na konieczność wysłania wycisków, późniejszej wysyłki do Polski gotowych produktów, ewentualne poprawki czy serwis w ramach użytkowania było dla wielu barierą nie do przeskoczenia. Na szczęście na polskim rynku pojawiły się firmy produkujące rozwiązania na światowym poziomie. Jedną z nich jest młodziutka manufaktura Lime Ears, której rozwiązania trafiają do coraz to większej liczby artystów w Polsce i na świecie, a z pracowni zlokalizowanej na warszawskiej Saskiej Kępie na światło dzienne wychodzą coraz nowsze systemy i rozwiązania. W ofercie producenta znajduje się cała gama modeli odpowiadających różnym wymaganiom klientów. Podstawowym produktem są monitory douszne LE2. Jest to konstrukcja dwudrożna zbudowana w oparciu o jeden przetwornik niskotonowy i jeden wysokotonowy oraz pasywną zwrotnicę. Rozwinięciem tej konstrukcji jest model LE3, będący już rozwiązaniem trzydrożnym (dodatkowy przetwornik średniotonowy). Model ten występuje w wersji standardowej oraz oznaczonej symbolem LE3B konfiguracji strojonej w taki sposób, aby przekaz był nasycony większym poziomem niskich częstotliwości. W ofercie Lime Ears znajduje się jeszcze jeden bardzo interesujący produkt LE3SW; jest to taka sama konstrukcja jak LE3 oraz LE3B, jednakże wyposażona w miniaturowy przełącznik pozwalający na wybieranie między tymi dwoma charakterystykami.  Oczywiście każda para słuchawek jest wyposażona w odpinany kabel dostępny w kolorach srebrnym, czarnym i cielistym oraz case chroniący słuchawki w chwilach, gdy nie pracują. Słuchawki mogą zostać wyprodukowane w olbrzymiej liczbie wariantów kolorystycznych, a dzięki wielu opcjom wykończenia (drewno, grawer laserowy, włókno węglowe, metalowe elementy zatopione w korpusie) można stworzyć absolutnie indywidualną kompozycję z praktycznie nieskończonej palety kombinacji. Oczywiście nic nie dzieje się samo, a za produkcję słuchawek odpowiadają nie roboty pracujące na zmechanizowanej linii produkcyjnej, lecz dwoje specjalistów stojących od początku na czele firmy. Są nimi Emil Stołecki – absolwent reżyserii dźwięku na UAM, ale także czynny muzyk-basista, oraz Karolina Roman – protetyk słuchu, kiedyś zajmująca się aparatami słuchowymi, a dzisiaj, w Lime Ears, wszystkim, co związane jest z powstawaniem wycisków, korpusów i wszelakich elementów pozwalających na komfortowe, nawet wielogodzinne odsłuchy. Oczywiście elementem najważniejszym i decydującym o komforcie użytkowania i brzmieniu cutomowych zestawów słuchawkowych jest przygotowanie odpowiednich wycisków. Można je wykonać bezpośrednio w siedzibie manufaktury Lime Ears, a jeżeli nie jest możliwe osobiste spotkanie z konstruktorami, przyszły klient może otrzymać bardzo precyzyjną specyfikację przygotowania wycisków, aby nadawały się one do przygotowania indywidualnych słuchawek. Można je zamówić u audiologa, do którego klient będzie miał po prostu najbliżej, a sam koszt wykonania wycisków nie powinien przekroczyć 80 zł. Mimo że firma Lime Ears jest stosunkowo młodym producentem, może już zaliczyć do swoich niewątpliwych sukcesów zamówienia dla całej rzeszy wykonawców, którzy zaufali jakości produkowanych słuchawek i korzystają z nich na co dzień – zarówno w studiu, jak i na scenie. Wśród nich znajdują się: Dawid Podsiadło, Monika Brodka, Maciek Gołyźniak, Me, Myself and I, Fajfer z formacji Neurothing, Beata Polak, Katarzyna Nosowska, Krzysztof Zalewski, Iza Lach, zespół Happysad czy formacja Decapitated. Lime Ears zaczyna wychodzić na międzynarodowe wody i coraz częściej staje w szranki z uznanymi konstrukcjami takich marek jak Westone czy Ultimate Ears. Dzięki temu, że polskie słuchawki mogą być wykonane w sposób zdalny, tzn. do producenta muszą zostać dostarczone wyciski, a ustalenia wraz z ogólnym projektem można zrealizować za pomocą komunikacji mailowej czy skype’a, po produkty Lime Ears mogą sięgnąć nie tylko Polacy, ale w zasadzie mieszkańcy wszelkich zakątków świata. Jak przyznał Emil, bardzo szybko rośnie liczba odbiorców słuchawek w Europie. Są wśród nich muzycy i audiofile z Niemiec, Słowacji, Włoch, jak i Anglii. Wynika to z pewnością nie tylko z jakości oferowanych przez Lime Ears produktów, ale również z faktu, że w Europie wciąż jest bardzo niewiele firm, z którymi można spotkać się osobiście czy przynajmniej skontaktować i podyskutować o produktach, a wciąż znacznie łatwiej odbyć podróż po słuchawki po Europie, niż pojechać po nie do USA. My, postanowiliśmy wybrać się do manufaktury i podejrzeć, jak powstają wytwarzane w niej produkty oraz porozmawiać z Emilem Stołeckim i Karoliną Roman z Lime Ears. Emil Stołecki i Karolina Roman z Lime Ears. Łukasz Kornafel, MiT: Będąc czynnym muzykiem, korzystałeś z pewnością z wielu bardzo różnych rozwiązań z zakresu odsłuchu na scenie. Czy decyzja o tym, aby stworzyć własny produkt, wynikała z tego, że nie mogłeś znaleźć czegoś odpowiedniego dla siebie?Emil Stołecki, Lime Ears: Zdecydowanie tak. Po pierwsze, nie mogłem znaleźć najbardziej odpowiedniego odsłuchu dla mnie jako muzyka, miałem pewne doświadczenia z graniem prób w słuchawkach, a to były słuchawki półotwarte, zamknięte itd. Od razu okazało się, że różnica w graniu z jakimikolwiek słuchawkami a hałas próby, który dociera do uszu bez nich, były dla mnie na tyle znaczące, wręcz kolosalne, że stwierdziłem, że muszę znaleźć rozwiązanie idealne. Pogooglowałem, zobaczyłem, że za Wielką Wodą, w Ameryce zdecydowana większość muzyków korzysta z różnych ciekawych rozwiązań. Z jakichś dziwnych powodów coś mi się zwarło w mózgu i stwierdziłem, że mógłbym coś zrobić, oczywiście najpierw tylko dla siebie. Chociaż koledzy z USA już od wielu lat korzystają z rozwiązań customowych, to w Polsce jeszcze do niedawna nikt nie podjął w tym kierunku żadnych kroków.Tak, w Polsce nie było takich firm, a ja zawsze wychodziłem z założenia, że skoro jest to produkt customowy, to fajnie byłoby, aby przyszły klient miał możliwość skontaktowania się osobiście albo chociaż telefonicznie z producentem, w przyszłości ewentualnego serwisu, a nie tylko kontaktów mailowych przez ocean. Ważny był też wybór najbardziej odpowiedniego dla siebie rozwiązania, a nie tylko bazującego na recenzjach zamieszczanych na forach dyskusyjnych. Czy opracowując samą koncepcję waszych słuchawek, zamówiliście pewną liczbę modeli konkurencyjnych i podglądaliście pewne rozwiązania zaproponowane przez konkurencję?Zdawałem sobie sprawę, że można by kupić już istniejące słuchawki, pójść w pewien sposób na skróty i zbudować coś na ich bazie. Wydawało mi się jednak, że wariant, w którym kupuję poszczególne komponenty i eksperymentuję z nimi, będzie tańszy. Okazało się jednak, że było wręcz odwrotnie [śmiech]. Muszę jednak przyznać, że oglądałem filmy prezentujące laboratoria takich firm jak Westone, Ultimate Ears czy JH Audio, śledziłem wątki na forach internetowych prezentujące na przykład roztrzaskane czy zdemontowane do testów słuchawki. Z czysto ludzkiej ciekawości starałem się działać tak, żeby odpowiedzieć sobie na pytanie: czy jeśli nie będę wiedział, jak dokładnie powinny być zrobione słuchawki, i mimo to je zrobię, to czy gdy kiedyś kupię produkt jakiejś uznanej, światowej firmy, to mój wyrób będzie bardzo od nich odbiegał jakościowo? Okazało się, że ludzie na świecie są dosyć podobni – przynajmniej pod kątem słuchawek – i to, co wymyślił jakiś chłopak gdzieś w Polsce, jest potem porównywalne z takimi produktami jak JH Audio. Ile trwał sam proces powstawania pierwszego produktu?Przez około pół roku zbierałem same informacje – co da się zrobić, czego się nie da i co byśmy tak naprawdę chcieli uzyskać. Kolejne pół roku, mniej więcej, trwało kolekcjonowanie wszystkich komponentów niezbędnych do budowy słuchawek. Przy tym okazało się, że nie jest to sprawa prosta. Nie wszystko, co się kupi, jest możliwe do wykorzystania, z drugiej strony – nie łatwo jest także pozyskać samego dostawcę. Zazwyczaj firmy produkujące poszczególne komponenty raczej są nastawione na dużych odbiorców, na fabryki produkujące sprzęt w ilościach masowych. Gdy przychodzi człowiek z ulicy, na wejściu dostaje pytanie, co produkuje, ile tego produkuje i ile ton materiału będzie dziennie odbierał. Mniej więcej po roku powstał pierwszy funkcjonujący prototyp. Już za pierwszym razem funkcjonujący tak, jakbyście sobie tego życzyli?Nie… Był absolutnie fatalny! [śmiech] Bardzo dobrze pamiętam, kiedy włożyłem sobie do uszu pierwsze wyprodukowane przeze mnie słuchawki do uszu, włączyłem muzykę – była to piosenka „Rolling in the Deep” Adele – i o ile gitara zabrzmiała jeszcze nie tak źle, później weszła stopa i już wiedziałem, że nie będzie dobrze… Gdy dołączyła cała reszta, w moich oczach pojawiły się łzy. Zacząłem się zastanawiać, czy nie popełniłem jakiegoś kardynalnego błędu przy opracowywaniu samej konstrukcji, ponieważ przetworniki armaturowe są nieco inne niż przetworniki dynamiczne. Cała teoria, którą udało mi się zdobyć na studiach, dotyczyła przetworników dynamicznych i tego, jakie wymagania mają spełnić urządzenia odtwarzające. Ta cała wiedza dotyczyła jednak głośników wolnostojących, a słuchawki zachowują się w nieco inny sposób. Czy w trakcie twoich studiów temat przetworników armaturowych był w ogóle poruszony?Nie. I kiedy pierwszy raz zobaczyłem charakterystyki przenoszenia obfitujące w dziwaczne rezonanse, stwierdziłem, że to nie może grać. Jak wspomniałem, zbudowane w oparciu o te właśnie przetworniki słuchawki grały strasznie, ale w ten projekt zostało już włożone tyle czasu, pracy i środków, że stwierdziłem, że trzeba temat pociągnąć dalej. Drugi prototyp zasugerował, że idziemy w dobrą stronę; po kolejnych trzech, czterech wiedziałem już, że brzmienie można w taki sposób ukształtować, aby było pięknie! I możliwie najbardziej flat?„Flat” jest pojęciem bardzo względnym. Jeżeli weźmiemy dziesięć par studyjnych odsłuchów, które mają w całym paśmie od 20 Hz do 20 kHz plus minus 1 dB, czyli w teorii wszystkie są flat, to okaże się, że wszystkie brzmią inaczej. Musimy pamiętać, że bardzo dużo zmieniają chociażby warunki odsłuchowe. W przypadku słuchawek czynnik warunków odsłuchowych jest chyba znacząco mniejszy…  Tak, jest on całkowicie wyeliminowany. Co nie zmienia faktu, że jeżeli jest się przyzwyczajonym do słuchania głośników w jakimś pomieszczeniu, nawet lekko przebasowionym, lekko buczącym, to pozbawienie tego podbicia w zakresie niskich częstotliwości będzie postrzegane przez słuchacza jako nieprzyjemnie odchudzenie przekazu. Musiałem przyjąć sobie jakiś punkt odniesienia i całkowicie arbitralnie wybrałem bardzo fajne kolumny APS IO, których brzmienie mi się podoba – również pod względem stylistycznym oferują słuchaczowi raczej takie bardziej wyluzowane brzmienie, nie są aż tak przesadnie precyzyjne czy drażniące. Zacząłem myśleć także o tym, czego od naszej konstrukcji oczekiwaliby słuchacze, i zdecydowałem się na lekkie dopalenie przekazu w dole – nie bardzo, co często jest wyczuwalne w różnych konstrukcjach głośnikowych, gdy przeciąża się dół, a ten traci fakturę i zamula resztę pasma. Powiedziałeś, że przygotowując swoją konstrukcję, robiłeś to z myślą o kliencie, czyli muzyku pracującym na scenie?Najgorsze, a może najlepsze jest to, że myślę o kilku klientach naraz. O muzyku na scenie, o realizatorze dźwięku i o audiofilu. Cały czas mam w sobie pewną niezgodę na to, że praca przy realizacji dźwięku ma być nieprzyjemna. Pamiętam, jak jeszcze na studiach krążyły takie legendy, że monitory mają być bardzo precyzyjne, ostre i ich głównym zadaniem jest punktowanie błędów w miksie czy też błędów montażowych. Kolejnym mitem, który przełożył się na opracowywane przez nas słuchawki, była sytuacja, w której mówi się, że muzykowi na scenie jest potrzebna tylko informacja, żeby siedział w timie i tonacji. Ja wychodzę z założenia, że audiofil słucha płyty, realizator kręci koncert, muzyk gra na scenie – i wszyscy oni obcują z tą samą muzyką. Co za tym idzie, fajnie jest, żeby zauważali oni z jednej strony pewne aspekty techniczne, z drugiej stylistyczne i żeby to rodziło jeszcze odpowiednie emocje. Myślę, że może być większy rozrzut potrzeb z uwagi na osoby niż na profesje, czyli szybciej znajdziemy dwóch gitarzystów szukających różnych brzmień niż audiofila i realizatora, który chciałby czegoś zupełnie innego. Myślę, że te uwarunkowania wynikają przede wszystkim z osobistych potrzeb, a ja staram się zrobić brzmienie dosyć uniwersalne, takie, do którego każdy mógłby się przyzwyczaić i czerpać z niego dużo radości.  Jednym zagadnieniem było przygotowanie strony elektronicznej, ale zupełnie inną sprawą jest odlanie samych słuchawek.Przygotowując prototyp słuchawek, wchodziłem w tę materię po raz pierwszy. Sprzymierzyłem się jednak z osobami, które dokładnie znają tematykę, a mowa tutaj o Karolinie, która z wykształcenia jest protetykiem słuchu i swoistym ochroniarzem przed hałasem po kierunku protetyka słuchu i ochrona przed hałasem właśnie. Karolina miała doświadczenie w robieniu aparatów słuchowych, wkładek indywidualnych, także pierwsze koty były już za płotami. Tę wiedzę, doświadczenie i umiejętności trzeba było jednak skonfrontować z tym, że nasze produkty różnią się od aparatu słuchowego – wprawdzie materiały są te same, ale rutyna pracy jest inna. Od początku wiedzieliście, że materiałem, z którym będziecie pracowali, będzie akryl?Tak. Prawdę mówiąc, wynikało z prostej statystyki. Zauważyłem, że około 80–90% wykonawców zachodnich używa akrylowych obudów, pomimo że na rynku są rozwiązania silikonowe czy „mityczny” akryl z miękkim trzpieniem. Swoją drogą, badania wskazują, że po sposobie wykonania i szczelności słuchawki materiał, z którego jest zrobiona ma trzeciorzędny wpływ na izolacyjność. A akryl jest najłatwiejszy w użytkowaniu. Wydaje się, że miejsce, gdzie znajduje się końcówka słuchawki, jest w uchu zupełnie twarde. W istocie jednak są to chrząstki, które nieco poddają się temu twardszemu niż one same akrylowi. Jak wyglądała kwestia pomiarów już gotowych produktów? Dużo prostszą sprawą jest umieszczenie w komorze bezechowej kolumn i pomierzenie poszczególnych parametrów, ze słuchawkami wydaje się być to znacznie trudniejsze.W przypadku słuchawek kwestia pomiarów jest dosyć specyficzna. Ale możliwa?Absolutnie możliwa. Problem jest taki, że zakres użyteczności czy też porównywalności tych pomiarów jest skuteczny do około 8 kHz. Powyżej tej częstotliwości każdy minimalny ruch o milimetr słuchawki w tak zwanym sprzęgaczu powoduje zaburzenie charakterystyki o kilka decybeli w jedną albo w drugą stronę. A nasz mózg słyszy zupełnie inaczej. A nasz mózg słyszy zupełnie inaczej. Zatem pomiarów dokonujemy tylko kontrolnie. Przede wszystkim są to pomiary mające na celu sprawdzenie jakości komponentów, które do nas trafiają, oraz na końcu sprawdzenie, czy nasze słuchawki odpowiadają wzorcowi. Tłumaczenie pewnych wyników pomiarów czy krzywych z wrażeniami słuchowymi może być mylące. Przyjmujecie jednak, że słuchawki grają w pełnym paśmie?Większość producentów podaje pasmo przenoszenia, często od 40 Hz do 20 kHz czy nawet od 23 Hz do 20 kHz i więcej. My jednak świadomie tego nie robimy. Muszę przyznać, że nie mam pojęcia, w jaki sposób firmy określają, że ich produkt gra do 16 kHz czy nawet więcej, jeśli pomiary w tym właśnie zakresie są bardzo mało powtarzalne. Zauważyłem, że zazwyczaj im droższe słuchawki, tym mają większe – zazwyczaj w górze – pasmo przenoszenia. Niestety, wielu z nas po prostu w pewnym wieku i po kilkuset godzinach przepracowanych na scenie czy przed sceną nie słyszy już powyżej 10 czy 12 kHz.Karolina Roman, Lime Ears: To też nie jest tak, że te osoby nie słyszą powyżej pewnego zakresu, chodzi o to, że trzeba im znacznie bardziej rozkręcić sygnał, żeby wyższe częstotliwości były przez nich słyszalne. A w dole pasma?Emil Stołecki: To też jest dosyć złożona sprawa. W dużej mierze pomiar tych częstotliwości jest wynikiem pewnej konfiguracji urządzeń pomiarowych i ułożenia badanych słuchawek. W normatywnym sprzęgaczu – wykonanym z bardzo twardych materiałów – normatywnie przetworniki grają równo nawet do 8–10 Hz. Praktycznie cały roll off na niskich częstotliwościach wynika z indywidualnych elementów budowy naszego ciała. Możemy zatem mieć dwa zestawy kolumn, które na papierze będą potrafiły przenieść pasmo na przykład do 30 Hz, ale nasze subiektywne wrażenie dotyczące poziomu dołu, jego wypełnienia, zejścia, a co więcej – jego jakości, może być całkowicie inne. Muszę przyznać, że cały czas mam potrzebę niepodawania tych liczb. Pamiętam taki katalog samochodowy, w którym wszystkie samochody miały podaną dokładną liczbę koni mechanicznych, kilowatów mocy, pojemności, prędkości maksymalnej i był tam również rolls royce i opis do niego: moc – wystarczająca. I u nas także zakres przenoszenia jest po prostu wystarczający! Czy w fazie testów braliście pod uwagę wiele różnych firm produkujących przetworniki?Emil Stołecki: Tak, testowaliśmy różne typy, różne konfiguracje i to, jak zachowują się z różnymi zwrotnicami w różnych konfiguracjach akustycznych. Generalnie, nie ma zbyt wielu marek produkujących przetworniki. My korzystamy z rozwiązań firmy Knowles Acoustics. Oprócz tego jest firma Sonion, obie te firmy zaopatrują prawie 80–90% rynku. Jest jeszcze firma Sony, która produkuje przetworniki na potrzeby swoich słuchawek, zaczynają też pojawiać się inne firmy, ale jest duża szansa, że są to po prostu firmy-siostry wspomnianych powyżej marek. Podejmowaliście również próby z różną liczbą przetworników?Emil Stołecki: Moje prywatne zdanie jest takie, że im więcej przetworników, tym wystrojenie takiej słuchawki jest trudniejsze, aczkolwiek jest więcej możliwości, żeby ukształtować jej brzmienie w sposób zadowalający projektanta. Dzięki większej liczbie przetworników przekaz można podzielić na więcej pasm i regulować ich proporcje względem siebie. Oprócz tego, jeżeli jest więcej dźwiękowodów, dróg akustycznych, można selektywnie podziałać w kierunku modyfikacji pasma. Należy pamiętać, że w tych konstrukcjach wieloprzetwornikowych pojawiają się często problemy na granicach pasm. W przypadku jakiegokolwiek sukcesu ruszenie któregokolwiek elementu powoduje bardzo silne zaburzenia w całej konstrukcji. Generalnie jestem bardzo ostrożny, jeśli chodzi o liczbę przetworników. Jeżeli chodzi o różnice w ich liczbie, to interesującym doświadczeniem może być posłuchanie naszej konstrukcji dwudrożnej – również często wybieranej przez klientów. Słyszałem opinie, że jeżeli słuchawki mają mieć dół, to muszą mieć przynajmniej trzy przetworniki. Moim zdaniem pełnym pasmem nie potrafi zagrać tylko słuchawka jednodrożna. Wynika to z faktu, że technologia armaturowa sprawia, że do wyboru mamy albo przetworniki średnio-niskotonowe albo średnio-wysokotonowe. O przeznaczaniu przetwornika decyduje tylko jego wielkość, bo te, które do nas przychodzą, są generalnie uniwersalne. Jak wygląda sytuacja z odlewaniem wycisków w naszym kraju?Karolina Roman: Najbardziej ufam własnym wyciskom. Wiadomo, jak sama je robię, jestem w stanie zajrzeć do ucha i zobaczyć, jakie kryją się tam tajemnice. Audiolodzy są przyzwyczajeni do robienia wycisków do aparatów słuchowych, które są mniej precyzyjne niż moje wyciski do słuchawek Lime Ears. Czasami wyciski, które do nas przychodzą, są gdzieś niedolane i muszą zostać poprawione. Jednak coraz większa liczba audiologów po zapoznaniu się z naszą precyzyjną instrukcją radzi sobie z tym bez problemów. Porozmawiajmy o eksploatacji gotowych produktów. Muzycy, dla których przygotowywane są wasze produkty, w przypadku najbardziej energetycznych koncertów mocno się pocą. Czy słuchawki Lime Earsy są odporne na tego rodzaju sytuacje?Emil Stołecki: Moim zdaniem płynem, który może spowodować największe zniszczenia, jest alkohol wlany do muzyka. [śmiech] W takiej sytuacji słuchawki po prostu można zgubić, przydeptać, przejechać, co od czasu do czasu usuń się zdarza. Oczywiście słuchawki to elektronika, które niespecjalnie lubi się z wodą. Podczas normalnego użytkowania, kiedy muzycy na scenie dają z siebie wszystko i ociekają potem, słuchawkom na szczęście nic nie grozi, ponieważ pot nie wlewa się do środka ucha, a w samym uchu nie ma gruczołów potowych. Tak więc samymi dźwiękowodami wilgoć nie przedostanie się do przetworników. Na wszelki wypadek wyposażamy klientów w hermetyczne pudełka z pastylkami pochłaniającymi wilgoć, co zdecydowanie przedłuża żywotność elektroniki. Ja sam mam jeden egzemplarz testowy, który już ma dwa i pół roku i specjalnie noszę go w torbie, w kieszeni, raczej nim poniewieram i generalnie nie dbam o niego tak, jak radziłbym swoim klientom, a słuchawki działają wciąż absolutnie bez zarzutu. Gdyby jednak słuchawka jakimś fatalnym trafem pękła – wiadomo, odpowiedni młotek poradzi sobie ze wszystkim – robimy słuchawki w taki sposób, aby dało się je serwisować. A ewentualna kwestia rozszczelnienia się tego idealnego wypełnienia, które dają odlewy?Dane literaturowe mówią, że po około czterech latach może nastąpić jakieś drobne rozszczelnienie. Wtedy możemy poddać gotowe słuchawki lekkiej modyfikacji, dodając w odpowiednim miejscu materiału czy je lekko szlifując. Jeżeli chodzi o ewentualne zmiany wagi użytkownika, przytycie czy schudnięcie, to musiałaby to być ogromna, bardzo znacząca wartość. Sądzę, że około 30% w jedną lub w drugą stronę.  PodsumowanieProdukty marki Lime Ears mogą być świetną alternatywą w zasadzie dla każdego z rozwiązań odsłuchowych – zarówno dla systemu opartego na wedge’ach, słuchawkach nausznych, jak i uniwersalnych słuchawkach dokanałowych, i to zarówno dla muzyka pracującego na scenie, w studiu czy też realizatora. Każdy, kto myśli o zaopatrzeniu się w indywidualne monitory odsłuchowe, powinien rozważyć opcję zakupu produktów Lime Ears. W tym celu najlepiej udać się na spotkanie do siedziby producenta, gdzie można posłuchać każdego modelu słuchawek w wersjach z uniwersalnymi tipsami. I chociaż, jak przyznają konstruktorzy, wersja uniwersalna to około 80% tego, co mogą dać słuchawki indywidualne, to z pewnością będzie to doskonała szansa, aby wyrobić sobie własną opinię na temat każdej z konstrukcji. Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że taki odsłuch wystarczy, aby dołączyć do rodziny użytkowników Lime Ears. tekstŁukasz KornafelMuzyka i Technologia