Seria ZLX stanowi ofertę skierowaną do szerokiej grupy odbiorców, wśród których zapewne pierwsze miejsce zajmą mobilni DJ-e, a w dalszej kolejności skorzystają z niej muzycy i zespoły nagłaśniający się we własnym zakresie, szkoły, placówki kultury itp.
Układy DSP są już obecnie na tyle tanie i dostępne, że właściwie nic nie stoi na przeszkodzie, by zacząć je stosować w produktach klasy popularnej. Kwestią czasu było dojście do momentu, w ktorym skompensowanie niedoskonałości tanich przetwornikow na drodze cyfrowego przetwarzania sygnałow okazuje się tańsze niż zastosowanie komponentow z wyższej połki. Jakkolwiek takie podejście może niektorym osobom wydawać się nieco dyskusyjne, to z ocenami proponuję wstrzymać się do usłyszenia efektu, jaki udało się uzyskać tą drogą firmie Electro-Voice. Nowa seria ZLX ma wszelkie predyspozycje ku temu, by wprowadzić spore zamieszanie na rynku budżetowych aktywnych zestawow nagłośnieniowych. Seria ZLX, która miała premierę na tegorocznej wystawie NAMM, stanowi grupę produktów typu entrylevel, otwierających asortyment aktywnych zestawów głośnikowych oferowanych przez amerykańskiego Electro-Voice’a (wcześniej rolę tę pełniła seria Live-X). W skład serii wchodzą dwudrożne zestawy aktywne i pasywne, bazujące na głośniku 12” lub 15”, zatem jak – łatwo policzyć – wybierać możemy spośród czterech modeli. Do redakcyjnych testów firma Audio Plus nadesłała aktywny zestaw ZLX-15P. Budowa i wygląd zewnętrznyPo wyjęciu z kartonu okazało się, że mam do czynienia z produktem bardzo lekkim i poręcznym. Obudowa zestawu ZLX-15P, podobnie jak pozostałych modeli wchodzących w skład serii ZLX, ma kanciasty kształt i wykonana została metodą wtryskową z lekkich kompozytów. Całą powierzchnię ściany przedniej chroni metalowy grill, który od środka wyłożono drugą, gęściej plecioną siateczką. U dołu siatki znajduje się logo producenta wraz z podświetlającą go diodą. Od przodu nie ma żadnych innych elementów wzorniczych, co w zupełności zgadza się z obecnie panującą modą na sprzęt o dyskretnym, by nie powiedzieć – ascetycznym wyglądzie. Zestaw ma trzy uchwyty, spośród których dwa rozmieszczono na ściance tylnej (u góry i na dole), zaś trzeci z boku, dokładnie w środku obudowy. W tym miejscu warto się zatrzymać i pochylić nad samym sposobem chwytania, gdyż jest on bez wątpienia wart uwagi. Otóż, gdy złapiemy zestaw za górną rączkę i podniesiemy go, druga (dolna) rączka automatycznie „wędruje” w stronę naszej drugiej dłoni, przez co praktycznie bez żadnego zastanawiania się chwytamy zestaw oburącz w optymalny sposób. Trzeci uchwyt może okazać się pomocny podczas wkładania ZLX- 15P na wysoki statyw głośnikowy, zaś cała ta operacja przebiega gładko i przyjemnie, gdyż 17 kg w przypadku aktywnej wersji z piętnastką to w gruncie rzeczy niewiele. Tylna rączka ma też drugie zastosowanie – można przez nią przełożyć kable (zasilający i sygnałowe), dzięki czemu będą one znacznie mniej odstawały, wpływając pozytywnie na ogólną estetykę. Ścianka boczna (ta z uchwytem) została ukształtowana tak, aby możliwe było ustawienie zestawu w pozycji monitora. Nie zapomniano przy tym o nóżkach zapobiegających rysowaniu się całej powierzchni bocznej wskutek kontaktu z podłożem. Z kolei ścianka tylna została nieco cofnięta w głąb obudowy, by żaden z elementów regulacyjnych nie wystawał poza jej obrys. Wśród akcesoriów dodatkowych znajdziemy uchwyt naścienny, umożliwiający nie tylko przykręcenie zestawu do ściany, lecz także bezpieczne jego podwieszenie. Z kolei pod kątem aplikacji mobilnych z pewnością warto zaopatrzyć się w oferowane przez producenta opcjonalne pokrowce. Zajrzyjmy pod siatkęJuż w trakcie odkręcania maskownicy zauważymy oszczędność – śruby wkręcane są bezpośrednio w plastik. Nie traktuję tego jako wady, ponieważ niska cena finalnego produktu musi się z czegoś brać, a brak metalowych gwintów w obudowie nie powinien wpłynąć na eksploatację zestawu, o ile nie będziemy śrub zbyt często wykręcać i wkręcać z powrotem. Aby całkowicie zdemontować siatkę, należy jeszcze odłączyć czerwony kabelek biegnący do diody przy logo. Pierwszy rzut oka na panel przedni rodzi pytanie – gdzie są porty bass-reflex? Odpowiedź przyniosła inna rzecz, jaka mnie zaintrygowała – dolna część tuby drivera znacznie wysunięta przed piętnastocalowy głośnik. Jak się okazało, ruch ten miał na celu wyrównanie czasowe akustycznych środków obu przetworników (cewka drivera znajduje się zawsze na końcu tuby, która zwykle bywa głębsza niż woofer). O ile w aktywnej konstrukcji typu bi-amp nie ma to większego znaczenia, gdyż odpowiedniego wyrównania można dokonać na drodze opóźnienia cyfrowego, o tyle istnienie pasywnych wariantów zestawów ZLX całkowicie wyjaśniło stosowność tego zabiegu. Spoglądając na powstały w ten sposób uskok ścianki przedniej, ktoś błyskotliwy wpadł na pomysł, by poeksperymentować z wykorzystaniem go jako wylot portu bass-reflex, by zapobiec konieczności wydzielania mu osobnej powierzchni. W rezultacie powziętych zabiegów projektowych i konstrukcyjnych to oryginalne rozwiązanie pozwoliło zmniejszyć rozmiary obudowy. Wykorzystano również okazję do wsunięcia części piętnastocalowego głośnika w powstały tunel, aby zbliżyć w ten sposób do siebie środki akustyczne oby przetworników. PrzetwornikiPodstawę brzmienia ZLX-15P tworzy piętnastocalowy woofer noszący symbol EVS-15L. Jak łatwo zgadnąć, jest to dość budżetowy głośnik, bazujący na stosunkowo niewielkim magnesie ferrytowym, który osadzony został na koszu wyprasowanym z blachy. Z parametrów wersji pasywnej wynika, że głośnik ten jest w stanie przetworzyć w trybie ciągłym moc rzędu 250 W. Dodam, że w praktyce właśnie ta wartość ma więcej wspólnego z rzeczywistą mocą niż szczytowe 1000 W szumnie podawane w materiałach reklamowych, ale cóż – takie czasy – gdy konkurencja gra nieuczciwie, czasami nie da się inaczej z nią walczyć niż stosując się (przynajmniej częściowo) do zasad, które próbuje ona narzucać. Częstotliwości leżące powyżej granicy równomiernego rozsyłania dźwięku przez głośnik mid-bass przetwarza tytanowy driver o symbolu DH-1K. Driver ten ma cewkę o średnicy 1,5”, zaś średnica samego wylotu poprzez który przetwornik współpracuje z tubą wynosi 1” i to właśnie ten wymiar przyjęło się uwzględniać w klasyfikacji driverów. Jako że jest to ten sam driver, który firma Electro-Voice zastosowała w serii Live-X, nie ma problemu z dostępnością kompletów naprawczych. Podsumowując kwestię użytych przetworników, można powiedzieć, iż są to komponenty klasy podstawowej, na których podpisał się renomowany producent, zatem nie należy tu oczekiwać żadnych niedoróbek projektowych czy też dotyczących samego wykonania. Dysponując ogromnym zapleczem, firma Electro-Voice z pewnością zoptymalizowała je na wszelkie możliwe sposoby, tak pod kątem prawidłowego działania w docelowej aplikacji, jak i pod względem kosztów produkcji. Wzmacniacze kontrolowane przez DSPSercem aktywnych zestawów ZLX jest zintegrowany, bardzo lekki moduł zawierający dwie końcówki mocy pracujące w klasie D, cyfrowy procesor sygnałowy oraz prosty mikser (niewykluczone, że jest realizowany również z poziomu DSP, ale tego nie udało mi się zweryfikować). Jak już wspomniałem wcześniej, podawana przez producenta moc sięgająca kilowata to zapewne zsumowana moc szczytowa obu końcówek, zaś moc rzeczywiście oddawana w trybie ciągłym będzie adekwatna do faktycznych możliwości przetworników. Próbując ubrać to w bardziej konkretne wartości, można przyjąć, że jako moc szczytową podaje się wartość czterokrotnie wyższą od mocy RMS. Wysoka sprawność energetyczna końcówek klasy D pozwoliła uniknąć konieczności stosowania zewnętrznych radiatorów. Jako że serię ZLX stworzono głównie z myślą o mniej zaawansowanych użytkownikach, producent dość wstrzemięźliwie podaje parametry techniczne, unikając przy tym tych bardziej szczegółowych, jak np. częstotliwość podziału pasma, wykresy charakterystyk kierunkowych, czy też parametrów opisujących próbkowanie przetworników i rozdzielczość przetwarzania procesora sygnałowego. Innymi słowy, z punktu widzenia docelowego odbiorcy aktywny zestaw ma być wygodny w obsłudze i po prostu dobrze grać, bez konieczności stosowania zewnętrznych korektorów itp. Wiedząc o tym i mając do dyspozycji pokładowy DSP, projektanci mogą swobodnie kompensować niedoskonałości przetworników i nie pociąga to za sobą wzrostu kosztów wynikających np. z komplikacji zwrotnicy. W rezultacie już na etapie testów fabrycznych można brzmienie zestawu „wymuskać” do granic możliwości technicznych, ku uciesze użytkownika, który tych zabiegów nie będzie musiał wykonywać we własnym zakresie. Kontrolki i gniazda na panelu tylnymZacznijmy od gniazd wejściowych – mamy tu dwa główne wejścia mikrofonowo-liniowe zrealizowane na gniazdach combo, każdemu zaś z nich przypisano niezależny regulator głośności. Uzupełniono je dodatkowym wejściem aux na mini-jacku, służącym do podłączenia odtwarzacza mp3/CD. Miks wszystkich sygnałów możemy wyprowadzić na zewnątrz pojedynczym wyjściem Mix na gnieździe XLR. Wszystkie gniazda pochodzą od renomowanego dostawcy, zatem można spodziewać się ich długotrwałego bezawaryjnego działania. Na samym dole panelu tylnego umieszczono gniazdo zasilania typu IEC i towarzyszący mu włącznik oraz gniazdo bezpiecznika sieciowego. O ile wymienione wyżej elementy przyłączeniowe i regulacyjne są dość typowe, o tyle wyświetlacz umożliwiający obsługę wbudowanego DSP to w tej chwili jeszcze absolutna rzadkość w tym przedziale cenowym. Obsługa układu odbywa się w bardzo prosty sposób, poprzez wciskanie i obracanie pokrętła master vol, które po wciśnięciu traci swoją pierwotnie przewidzianą funkcję i pozwala nam poruszać się po ekranowym menu. Jeśli jednak w danym momencie nie dokonujemy żadnej edycji, wyświetlacz pokazuje poziomy sygnałów na obu wejściach oraz ustawienie globalnego poziomu głośności w decybelach. W razie przekroczenia dopuszczalnego poziomu sygnału, wyświetlacz informuje nas też o zadziałaniu limitera. Przyjrzyjmy się funkcjom procesora, do jakich dostęp umożliwił nam producent. W pierwszej kolejności wybrać możemy jeden z presetów brzmieniowych (wybieramy pomiędzy trybami music, speech, club i live) oraz lokalizację zestawu ZLX (na statywie, w pozycji monitora bądź na uchwycie). Działanie presetów brzmieniowych obrazują charakterystyki dołączone przez producenta (patrz: wykres). Dobór nastaw jest jak najbardziej sensowny i zgodny z oczekiwaniami – dla przykładu, w trybie speech obcinane są tony niskie, zaś tryb club wprowadza wykonturowane brzmienie. Podobnie sprawa wygląda w przypadku nastaw przypisanych położeniu zestawu: w trybie „statywowym” kompensowany jest ubytek basu, do jakiego dochodzi w tej pozycji, zaś w pozycji monitorowej kompensowana jest bliskość podłoża, a w przypadku pracy na uchwycie – bliskość ściany. Zestaw ZLX-15P może pracować samodzielnie bądź współpracować jako satelita z subbasem. Dla takiego tandemu również przewidziano stosowny tryb pracy, przy czym użytkownik może regulować punkt odcięcia filtru górnoprzepustowego (dostępne są nastawy 80, 100 i 120 Hz) bądź wybrać tryb kompatybilności z subbasem Electro-Voice ELX118P. Dopełnieniem możliwości regulacyjnych brzmienia jest korekcja półkowa tonów niskich i wysokich w zakresie ±10 dB. Jeśli za mocno pogubimy się w, bądź co bądź, prostym menu (pamiętajmy, że testowany sprzęt adresowany jest do mniej zaawansowanych użytkowników), ustawienia można łatwo zresetować do wartości domyślnych. Z poziomu menu możemy także ustawiać kontrast wyświetlacza, aktywować lub dezaktywować jego automatyczne ściemnianie oraz ustalić próg zadziałania wbudowanego limitera. Podłączmy i zagrajmyJuż po pierwszych odtworzonych dźwiękach jasnym staje się, że nowe ZLX-y brzmią nadspodziewanie dobrze, zwłaszcza w odniesieniu do stosunkowo niewielkiej kwoty, jaką trzeba wydać, by wejść w ich posiadanie. Moją uwagę zwrócił zwłaszcza bas, który gra dość wyraziście i równo, co jest dla mnie ważne o tyle, że nieraz musiałem się sporo napracować korekcją, by ów bas wyrównać na innych zestawach nagłośnieniowych – tutaj w dużej mierze zajął się tym producent. Dla orientacji dodam, że góry jest trochę mniej niż np. w QSC K, ale można ją bez problemu podbić, jeśli ktoś lubi jasne brzmienie. Środek nie jest natarczywy, ale nie wycofano go nadmiernie, dzięki czemu pozostawiono pełne spektrum informacji o dźwięku. Nie uświadczymy też słyszalnych anomalii w okolicach punktu podziału, co potwierdza optymalne zestrojenie przetworników ze sobą. ZLX-15P podczas testów całkiem nieźle sprawdził się jako monitor sceniczny. Pozwolił uzyskać zadowalający poziom głośności przy minimalnej korekcji (przy typowych pasywnych wedge’ach koniecznych było nieco więcej cięć), by wokal mógł przebić się przez hałas panujący na scenie. Presety przygotowane przez producenta są dobrze dostosowane brzmieniowo do docelowych aplikacji. Rzecz jasna, jeśli przesadzimy z podbijaniem basu, zwłaszcza w trybie club, to szybciej skończy się zapas głośności, wszakże moc, którą dysponujemy, jest daleka od nieskończoności. Niemniej jednak parą ZLX-15P bez problemu nagłośnimy imprezę taneczną dla kilkudziesięciu uczestników, zaś możliwość dodania subbasu celem odciążenia od najbardziej pochłaniającego energię pasma satelitów umożliwi przymiarkę do obsługi nieco większych wydarzeń. PodsumowanieZLX-15P powinien bez problemu wywiązać się ze stawianych przed nim zadań, o ile zachęceni dobrym dźwiękiem i deklarowaną przez producenta olbrzymią mocą nie zapędzimy się w naszych oczekiwaniach za daleko, próbując zaprzęgnąć go do nagłaśniania ciężkich koncertów rockowych itp. Wszystko ma swoje ograniczenia, o czym należy pamiętać. Jeśli zależy nam na jeszcze bardziej kompaktowych gabarytach, warto zwrócić uwagę na model ZLX-12P, który jest niewiele cichszy (ok. 1 dB) i ma o około 10 Hz płytsze „zejście” w basie. Seria ZLX stanowi ofertę skierowaną do szerokiej grupy odbiorców, wśród których zapewne pierwsze miejsce zajmą mobilni DJ-e, a w dalszej kolejności skorzystają z niej muzycy i zespoły nagłaśniający się we własnym zakresie, szkoły, placówki kultury itp. Pod wieloma względami jest to „sprzęt dla mas” – nie dość że niedrogi, to jeszcze prosty w użyciu i nieźle brzmiący. Zapewne spory w tym udział mają ustawienia wpisane przez producenta w układ DSP, stąd też można przypuszczać, że aktywna wersja będzie się sprzedawała znacznie lepiej niż tańsza średnio o sto dolarów wersja pasywna. Tę ostatnią polecić można do zastosowań instalacyjnych, gdzie najczęściej i tak korzystać będziemy z zewnętrznego procesora. tekst i zdjęciaPrzemysław WaszkiewiczMuzyka i Technologia