Z perspektywy realizatorów światła, sufit nie znajduje się na konkretnym poziomie. Oczywiście ilość urządzeń, nowinek technicznych, a także konsolet jest ograniczona, choć i ta paleta poszerza się z każdym miesiącem o nowe rozwiązania. Jednak główną rolę gra wyobraźnia oraz umiejętne wyszukiwanie zalet i możliwości dostępnego sprzętu, aby mógł on pracować na korzyść odbiorców oraz dostarczyć im niezapomnianych wrażeń. Jeśli realizatorem jest osoba z odpowiednio dużym doświadczeniem, można być pewnym, że publiczność wyjdzie z koncertu zadowolona, wiedząc, że brała udział w wydarzeniu, którego każdy element wizualny był gruntownie przemyślany i podany w sposób kompletny. 

Andrzej Skowroński, „Muzyka i Technologia”: Gdy wchodzisz do rozpędzonego pociągu, jakim jest zgrany ze sobą, bo grający od wielu  lat, zespół Kult, jakie są Twoje pierwsze działania? Wywracasz pomysł na światła czy pozostawiasz to, co działało w tym względzie?
Bartosz Duszak: Przekrój materiału jest bardzo duży. Wskoczyć od razu w koncert, na którym granych jest zamiennie ponad 30 piosenek, bez stałej setlisty, to jest wyzwanie. Nauka takiego składu to zadanie, które wymagało trochę czasu i było dla mnie najtrudniejsze. Nie ukrywam, że bywałem kilkukrotnie na koncertach Kultu i doskonale pamiętam pewne rozwiązania. Jednak „Ostatnia Płyta”, przy premierze której byłem już realizatorem zespołu, to przekładanie moich myśli na scenę. Słuchałem jej i już wiedziałem, co chcę zrobić.

„Kult to jest ten rodzaj składu, jakich jest coraz mniej, czyli grający bez żadnego clicka, loopów. Nabicie na ‘raz, dwa, trzy’ i do przodu”. (fot. Robert Jodłowski)

Podejście zespołu nie jest, jak rozumiem ,przeszkodą, aby wprowadzać nowe rozwiązania?
Zespół jest bardzo doświadczony, a muzycy grają od lat. Raz na jakiś czas muszą zerknąć w notatki, ale ani dym, ani strobo czy jakiekolwiek elementy, których używam lub używałem, nie były żadną przeszkodą. To jest ten rodzaj składu, jakich jest coraz mniej, czyli grający bez żadnego clicka, loopów, komputerów. Nabicie na „raz, dwa, trzy” i do przodu.

Starasz się robić jednolite show? Do każdej piosenki używasz tych samych rozwiązań w ramach jednej trasy składającej się z wielu miejsc?
Tak. Lubię tu i tam zaświecić inaczej, coś wrzucić lub czegoś akurat nie użyć, ale staram się trzymać to, co wymyśliłem czy raczej to, co zbudowałem, w jednej tonacji. Gdy czasu jest więcej, próbuję coś dodać, zmienić, poprawić czy, mówiąc ogólnie, poszukać nowych rozwiązań.

Podczas koncertów Kultu ważną rolę odgrywają wizualizacje ściśle powiązane z tekstami piosenek. (fot. Robert Jodłowski)

Jesteś jednym z trzech realizatorów tworzących markę LighTricks razem z Robertem Bernatem oraz z Marcinem Szczakielem. Macie wspólny kalendarz, możecie płynnie wymieniać się terminami. Pomysł bardzo dobry, zważywszy na współpracę z kilkoma artystami i logistyką. Czy między sobą macie pewnego rodzaju ustalenia dotyczące metody świecenia?
Staramy się dzielić według pewnego klucza. Ja z Marcinem świecę Kult, Robert świeci Ralpha Kamińskiego. Sorry Boys również robimy z Robertem. Renatę Przemyk świeci Robert ze mną itd. Show polega na tym, że ktoś wymyśla koncepcję, programuje, zapisuje i przekazuje dalej osobom, które na dane miejsce siadają. Chodzi o powtarzalność odczuwalną dla artystów i publiczności, a jednocześnie jednolitą koncepcję, która została nakreślona. Bywa, że wspomagamy się timecodem, co w przypadku Kultu jest niemożliwe z racji braku wspomnianych podkładów z komputera.

Czy nowinki techniczne, nowe urządzenia, nowe systemy i światła rozważacie w grupie czy lubisz wyszukiwać takie rzeczy sam?
Bywają rozmowy między nami, które polegają na tym, że ktoś rzuca pomysł „zróbmy tak” lub „zróbmy coś w ten sposób”. Czasem ktoś przychodzi z informacją o nowym urządzeniu. Z nowościami bywa tak, że są na początku trudno dostępne lub można ich wymagać jedynie na dużych festiwalach. Mniejsze koncerty, grane w klubach to określone zyski ze sprzedaży biletów, logistyka, więc odnośnie sprzętu wiemy, co się pojawia i mamy na oku to, czego chcielibyśmy używać.

„Zespół jest bardzo doświadczony, a muzycy grają od lat. Raz na jakiś czas muszą zerknąć w notatki, ale ani dym, ani strobo czy jakiekolwiek elementy, których używam lub używałem, nie były żadną przeszkodą”. (fot. Robert Jodłowski)

Czy czujesz, że nowe urządzenia pojawiające się na rynku to krok do przodu w stronę rozwoju światła koncertowego? Jak odczytywać ciągle pojawiające się konstrukcje w tej branży?
Są oczywiście światła, które ja traktuję jak rewolucję, czyli taki krok do przodu. Moim faworytem był w swoim czasie B-EYE K20. Mega uniwersalne urządzenie, którego, moim zdaniem, nie było wcześniej. Teraz oczywiście jest coraz więcej podobnych rozwiązań z wiązkami, ruchomymi soczewkami, ale to konkretne światło było pierwsze i to był strzał. Obecnie jestem zwolennikiem rozwiązania typu „małe jednostki i dużo”. Zamiast jednego Spota, wolę w podobnej cenie mieć 10 mniejszych głów – to jest rozwiązanie, które mnie interesuje bardziej i stąd właśnie moje zainteresowanie Brighter X-Dot. Są to małe, mocne główki. Dużym plusem jest zastosowanie w nich diody lime, dzięki czemu kolory są bardziej „pastelowe” , a ciepłe barwy wychodzą bardzo dobrze. Jestem z nich bardzo zadowolony. Mają również funkcję, która w przypadku trasy „Kult Akustik” nie jest kluczowa, ale warto o tym wspomnieć – zbudowane są w klasie IP 65, więc zapewniają wodoszczelność.

Zespół Kult dodatkowo wspiera koncerty wizualizacjami. W jaki sposób przebiega współpraca między realizatorem multimediów i Tobą – realizatorem światła?
Tak, w Kulcie używana jest dioda, na którą wizualizacje tworzy VJ Majonez Rafał Fórmaniak. Wizuale są bardzo ściśle powiązane z tekstami piosenek. Kolorystycznie jesteśmy dopasowani. Razem wymyślamy pewne wersje realizacji, dobieramy kolorystykę. Dzięki temu wszystko na poziomie wizualnym koncertu jest ładnie posklejane. Teksty są bardzo ważne, a gdy dodatkowo podkreślimy je wizualizacją, stają się jeszcze bardziej uwydatnione i mocniejsze.

Rozmawiał: Andrzej Skowroński, Muzyka i Technologia
Zdjęcia: Robert Jodłowski