Nie po raz pierwszy w naszych testach pojawiają się podobnej klasy urządzenia i przyznam, że mam nieco problem z ich klasyfikacją. Ruchomy tilt, pokaźna sekcja diod SMD (to w przypadku Nuke2) oraz niezależna sekcja określona jako beam kształtem przypominająca tzw. „palnik” z czasów, kiedy na scenach królowały bardziej klasyczne urządzenia do uzyskiwania efektów stroboskopowych np. legendarny Atomic. Ale tu mocno bym skłamał, gdybym napisał, że te produkty marki BeamZ mają cokolwiek wspólnego z Atomikiem. Prócz tego, że silne źródła mogące służyć jako efekt stroboskopowy zostały umieszczone w centralnej części obudowy – tytułowe modele nie mają nic wspólnego z wspomnianym klasykiem. I postaram się tę tezę udowodnić, testując oba modele Nuke.

BeamZ Nuke1

Zacznijmy od Nuke 1 który to został określony przez producenta jako beam z sekcją strobo. Słowo beam w ogólnie przyjętej koniunkturze będzie się kojarzyć (przynajmniej u większości braci świetlików) z zupełnie inną klasa urządzeń, tym bardziej, że w przypadku Nuke 1 kąt świecenia wynosi 110 stopni (pojedynczy moduł posiada 6 stopni). Ale tu należy podkreślić dwie rzeczy. W tym wypadku słowo beam będzie miało raczej odzwierciedlenie w jasności urządzenia, a także w wiązkach które generuje 14 czipów RGBW. Poza tym pojawia się też pewna literacka swoboda, ponieważ każdy producent inaczej określa tego typu urządzenia. Myślę, że przyczyna tkwi w tym, że zarówno u producenta BeamZ jak i w przypadku konkurencyjnych modeli są to konstrukcje dosyć nowe. O ile mnie pamięć nie myli pierwsze, udane pikselowe urządzenia z zmotoryzowanym tiltem, które przypominają LED-owy naświetlacz (z środkową sekcją strobo) nie zostały wyprodukowane wcześniej niż dekadę temu. Dziś ze względu na bardzo szybki rozwój technologii led mamy do czynienia z konstrukcjami, przy których muszę uważać przy przeprowadzaniu tego typu testów. Dlaczego? Pierwszy test Nuke1 i 2 postanowiłem zrobić za pomocą sterownika on PC w redakcyjnym biurze. Po zaimplementowaniu bibliotek nie napisałem, ani nie zobaczyłem niczego przez kilka dobrych minut. Niefortunnie otworzyłem dimmer w pozycji tilt, gdzie urządzenie było skierowane w stronę mojej twarzy. Jak nietrudno się domyślić poczułem na własnej skórze, jak skuteczny stał się rozwój technologii LED. Kiedy przejrzałem na oczy przyjrzałem się bliżej konstrukcji.

W obu urządzeniach zastosowano ten sam schemat. W podstawie urządzenia pierwsze gniazdo to zasilanie typu powerCON TRUE1, a kolejne to DMX IN/OUT w obu standardach. Dalej znajdziemy dwa złącza do komunikacji za pomocą RJ45.

Konkrety
Obudowy zarówno w Nuke 1 jak i Nuke 2 są identyczne. Dotyczy to również ułożenia gniazd,  wyświetlacza i logiki, jeśli chodzi o poruszanie się w samym menu. Urządzenia różnią się, rzecz jasna, płytą czołowa części z optyką ze względu na inne wyposażenie w źródła światła. Blokady transportowe mechanizmu tilt zostały zamontowane wewnątrz ramion podtrzymujących optykę, a zamki są umieszczone na samej części z optyką. Skoro wspomniałem już o złączach. W obu urządzeniach zastosowano ten sam schemat. W podstawie urządzenia pierwsze gniazdo to zasilanie typu powerCON TRUE1, a kolejne to DMX IN/OUT w obu standardach. Dalej znajdziemy dwa złącza do komunikacji za pomocą RJ45. Po przeciwnej stronie podstawy znajduje się wyświetlacz z przyciskami menu. Zaskoczyło mnie „default’owe zabezpieczenie hasłem” dostępu do menu. Ale każdy, kto kiedykolwiek borykał się z podobnym problemem z outdotowymi urządzeniami i to 5 minut przed tzw. sztuką, zna wszelkie, możliwe kombinacje, zatem i w tym wypadku wspomniana kombinacja kolejności kursorów „góra-dół” dała pożądany efekt w ciągu 5 sekund… Co dalej? Urządzenia mogą oczywiście stać np. na scenie w pozycji wertykalnej lub zostać zawieszone na kratownicy czy sztankiecie. W tym drugim wypadku orientacja jest dowolna. Mogą być zawieszone poziomo lub pionowo. Gniazda w obudowie pozwalają na zamontowanie uchwytu typu omega w obu wariantach. To jednak nie wszystkie sposoby dotyczące mocowań czy raczej zestawienia kilku Nuke w jednym miejscu. Urządzenia można łączyć ze sobą za pomocą wysuwanych trzpieni z obudowy.

Urządzenia mogą stać np. na scenie w pozycji wertykalnej lub zostać zawieszone na kratownicy czy sztankiecie.

Zestawiając kilka opraw, jedna za drugą w pozycji poziomej można stworzyć coś na kształt gigantycznego ledbara z ruchomym tiltem. A właśnie! Skoro mowa o tilcie. W obu urządzeniach zakres pracy w tej płaszczyźnie wynosi 180 stopni. Oczywiście oba Nuke są urządzeniami typu outdoor w klasie IP 65. Wszystkie gniazda są zabezpieczone gumowymi zatyczkami, ale czy klasa IP65 determinuje też ich wagę? Obudowy są naprawdę bardzo solidne i tu muszę podkreślić, że dawno nie widziałem tak pancernych zabezpieczeń w kontekście obudowy. To dobrze rokuje jeśli chodzi o rynek rentalowy i długotrwałe używanie urządzeń np. w plenerach. Tu jednak trzeba sobie zdać sprawę, że outdoorowe urządzenia tej mocy nie będą klasyfikowalne w kategorii koguciej. Nuke 1 waży 22,3 kg, a jego pikselowy brat właściwie tyle samo. Oczywiście nie jest to relatywnie dużo np. w porównaniu do głowic dużej mocy, ale patrząc na oba Nuke, spodziewałem się kilka kilogramów mniej. To jedynie subiektywne odczucie i wolę, aby ten stan rzeczy pozostał nawet przy następnych konstrukcjach, jeśli nadal producent będzie wykonywał tak odporne i naprawdę porządnie stworzone obudowy. Przyjrzyjmy się układowi optycznemu w NUKE 1. W tym modelu przednie soczewki zespołu RGBW przypominają nieco rozwiązania z ledbarów centralny punkt tuż nad LED-em ma osobny element powodujący dyfuzję, a dookoła znajduje się odbłyśnik. Sam odbłyśnik nie jest równomierny. Ma bardzo drobną teksturę pozwalającą na jeszcze bardziej równomierne rozprowadzenie strumienia świetlnego. Sekcja RGBW stanowi 14 niezależnych źródeł światła, gdzie każda z nich dysponuje mocą 40 W. Napisałem niezależnych, gdyż rzeczywiście niektóre tryby pracy gwarantują indywidualny dostęp do 14 pikseli. Ta część optyki została uszeregowana w dwóch rzędach po siedem mikro soczewek. Pomiędzy nimi w sposób liniowy usytuowano 96 diod, nazwanych przez producenta strobe bar, które można podzielić na 12 sekcji. Akurat ta sekcja jest identyczna w obu urządzeniach. Z prostego matematycznego rachunku wynika, że przy tworzeniu efektów każda z 12 sekcji będzie posiadała 8 źródeł – tu producent określa, że zamontowane LED-y to 10-watowe źródła typu Cool White.

BeamZ Nuke1

Czy Nuke 2 aż tak się różni?
Oczywiście że tak! Widać to na pierwszy rzut oka i prócz identycznego strobe bar’a ta oprawa ma kompletnie inne zastosowania. Zacznę od wyposażenia. Po dwóch stronach wspomnianego strobe bara znajdują się po 432 sekcje zespołów RGB o mocy pół wata każdy. Jak łatwo policzyć cała matryca ma 864 piksele RGB. To daje naprawdę spore możliwości animacyjne. I tu w zależności od trybu pracy użytkownik może skorzystać albo z proponowanych rozwiązań presetowych, zaimplementowanych w samym urządzeniu lub wykorzystać je do „zabawy” z pikselami wedle własnej myśli twórczej. Nawet w najprostszym, 13-kanałowym modzie, gdzie nie znajdziemy podziału na sekcje pikseli, zostały udostępnione makra dotyczące automatycznej zmiany kolorów. Tryb 23-kanałowy zapewni już FX’y efektowe z rozróżnieniem dla sekcji beam oraz pixel. Znajdziemy tu tez niezależną sekcję, gdzie operator może określić tzw. background color. Ale prawdziwa praca zaczyna się wyższych trybach. Dajmy na to w kolejnym 84-kanałowym modzie użytkownik otrzymuje możliwość dostępu do 12 sekcji w grupie diod typu beam (strobe bar), a także 16 sekcji w areale pikselowym. Oczywiście ten tryb zapewnia też sporą liczbę programów FX oferowanych przez producenta ze zmiennymi przebiegami. Coś dla koneserów? I owszem. Tryb 132-kanałowy zapewniający dostęp do 32 sekcji pixelowych czy też mody 310 i 324 dające dostęp do 96 sekcji, gdzie w każdej z nich możliwe jest niezależne sterowanie grupami złożonymi z 9 źródeł (9  modułami SMD) w sekcji RGB.

Obudowy zarówno w Nuke 1, jak i Nuke 2 są identyczne. Dotyczy to również wyświetlacza i logiki, jeśli chodzi o poruszanie się w samym menu. Modele różnią się, rzecz jasna, płytą czołowa części z optyką ze względu na inne wyposażenie w źródła światła.

Odczucia po kilku godzinach… Nuke1 czy Nuke2?
To, co należy podkreślić w przypadku Nuke1, to bardzo dobrze przemyślane i soczewki i odbłyśnik dla 14 sekcji RGBW. Z użyciem dość transparentnego dymu, wiązki wyglądają imponująco i rysują przestrzeń naprawdę w sporej odległości od urządzeń. Po zamontowaniu Nuke1 na scenie zrozumiałem, dlaczego producent zdecydował się określić model z jedynką jako beam, a Nuke 2 jako wash. Rzeczywiście w Nuke 1 wiązki są widoczne w sposób selektywny i pomimo generalnego, dość szerokiego kąta świecenia da się wyróżnić snopy światła z poszczególnych 14 źródeł, przynajmniej w bliskiej odległości od oprawy. Przypomina to wysokiej klasy ledbary, tyle że dysponujemy tu naprawdę ogromną jasnością. Warto też podkreślić, że przejścia pomiędzy kolorami, ale i też sama praca dimmera jest bardzo plastyczna. To zasługa trybów, które mamy do wyboru. Oba urządzenia oferują aż 4 krzywe dimmera oraz 3 zdefiniowane prędkości jego pracy. I choć w obu modelach układ menu oraz funkcje (za wyjątkiem mode’ów) są identyczne, to da się zauważyć jedną różnicę: w Nuke 1 zaimplementowano funkcję o nazwie White Balans, gdzie w można nadrzędnie dodać w zakresie od 0 do 255 dany kolor. Ta korekta, jak wspomniałem, będzie nadrzędna dla wszystkich innych operacji w sensie używania czy to kolorów, czy bieli. A co w takim razie z Nuke 2? To jak podkreśliłem wcześniej zupełnie inne urządzenie, choć muszę przyznać, że mając te dwa modele na scenie obok siebie, potrafię sobie wyobrazić hybrydowy zestaw, gdzie kilkanaście lub kilkadziesiąt urządzeń i tych z jedynką i tych z dwójką pracuje razem. Beamowe efekty uzyskiwane z Nuke1, a pikselowe z dwójki. Plus sekcje strobo bar w obu urządzeniach. Czy można sobie wyobrazić lepszy zestaw w horyzoncie sceny? Wracając jednak do Nuke 2… Szczególnie w wysokich trybach DMX lub przy pracy w trybie DMX + net mode (gdzie pikselami można sterować niezależnie) to urządzenie naprawdę pokazuje na co je stać. Umiejętne programowanie z wykorzystaniem odpowiednich krzywych dimmera i pracy tiltu pozwala na tworzenie od wysublimowanego, powiewnego i delikatnego show z mieniącymi się kolorami i grafikami tworzonymi za pomocą pikseli, do agresywnych strobowanych sekwencji z użyciem np. nasyconych kolorów. Tu Nuke 2 sprawdzi się w każdej sytuacji pod jednym warunkiem: warto tych urządzeń mieć przynajmniej kilkanaście. Choć i bez tworzenia pikselmap i skomplikowanych graficznych sekwencji i kilka egzemplarzy sprawi ogromną radość operatorowi i jak sądzę odbiorcom. Wszystko zależy jak zwykle od inwencji twórczej.

Urządzenia mogą być zawieszone poziomo lub pionowo. Gniazda w obudowie pozwalają na zamontowanie uchwytu typu omega w obu wariantach.

Czy wchodzi w grę tylko wielkie, sceniczne show?
Oczywiście, że nie. Pamiętajmy, że oba urządzenia są outdorowe, zatem i bez zewnętrznego sterowania można je wykorzystać w stu procentach. Prócz pracy w trybie slave na pokładzie obu modeli znajdziemy gotowe programy, które to są gotowymi sekwencjami zarówno pod kątem ruchu jak i zmiany wszelkich innych parametrów. A dla podświetleń architektonicznych przyda się opcja static, w którą zostały wyposażone oba menu. Tu właśnie z poziomu wyświetlacza będziemy w stanie wysterować każdy dowolny parametr za pomocą strzałek kursora. Czy mniejsze, kameralne sceny wchodzą w grę? I co z hałasem? No właśnie… taka moc i ilość LED-ów wymaga aktywnego chłodzenia. Rzeczywiście w przypadku scen plenerowych nie ma to większego znaczenia, ale w przypadku obiektów, gdzie naturalna akustyka jest istotna dla odbiorcy? Muszę przyznać, że tryb normal jest rzeczywiście głośny. Tzn. nie wyobrażam sobie w przestrzeni teatru czy sali koncertowej użycia 20 sztuk  Nuke w trybie normal. Producent na szczęście przewidział taką sytuację i w tych szczególnych przestrzeniach można użyć trybu silence.

Beamowe efekty uzyskiwane z Nuke1, a pikselowe z dwójki. Plus sekcje strobo bar w obu urządzeniach. Czy można sobie wyobrazić lepszy zestaw na scenie?

Choć różnic sporo
Choć różnic sporo, to zdaje się udało mi się wyłapać wszystkie wspólne cechy. Poczynając od bliźniaczej obudowy przez strukturę menu, a na sekcji strobo bar kończąc. Czy o czymś zapomniałem? W dzisiejszych czasach jakże istotna jest też konieczność transmitowania, czy też rejestrowania wszelkich wydarzeń. Tu oczywiście praca kamer kontra częstotliwości pracy zespołów LED prawie zawsze stwarza kłopoty. Jak najprościej pozbyć się efektu zwanego flickering? O tym też producent nie zapomniał. Urządzenia dają się definiować pod kątem PWM w sześciu zakresach od 800 Hz do 15 kHz. Z dużym żalem rozstajemy się w redakcji z tymi urządzeniami. Mam jednak nadzieję, że w niedługim czasie będę mógł je zobaczyć, przy okazji jakiegoś wydarzenia w znacznie większej ilości. Sądzę, że przynajmniej kilka firm rentalowych zastanawia się poważnie nad zakupem obu modeli, ale o tym… nie wypada mi pisać na łamach obiektywnego testu.

Tekst: Paweł Murlik, Muzyka i Technologia