Na przykładzie testowanego systemu doskonale widać, że dB Technologies uparcie mknie naprzód, podnosząc znów poprzeczkę w kwestii stosunku możliwości sprzętu do jego masy, a także ceny. DVA Mini to bardzo uniwersalny, a na dodatek niedrogi system, pozwalający firmie nagłośnieniowej z powodzeniem obsłużyć jedną, a potem – w miarę rozbudowywania posiadanego parku maszyn – kilka mniejszych imprez bądź jedną większą produkcję.

Przenośne szerokopasmowe zestawy głośnikowe w plastikowych obudowach są dziś powszechnie używane, a ich obecność w ofercie nie jest żadnym novum. Rezygnacja ze sklejki pozwoliła zaoszczędzić kręgosłupom użytkownikow kilku kilogramow dźwigania, zaś argument o gorszym brzmieniu już dawno stracił na znaczeniu wskutek coraz doskonalszych projektow ożebrowania obudow z tworzywa, a także możliwości kompensacji rezonansow na drodze korekcji zaszytej w układach elektronicznych aktywnego zestawu. Pomimo tego, większość dostępnych na rynku systemow liniowych nadal ma obudowy z materiałow drewnopochodnych, lecz ta proporcja w najbliższej przyszłości może ulec zmianie. Nie każdy wie, że z początkiem tej małej rewolucji związana jest ściśle włoska firma dB Technologies.   Drogę do segmentu podwieszanych systemów liniowych utorowały obudowom z tworzywa systemy liniowe DVA – T4, T8 i T12 włoskiego producenta. Ten zaś zdecydował się na takie rozwiązanie na przekór licznym sceptycznym głosom. Decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę. Aby pozbyć się rezonansów, poza standardowym ożebrowaniem, wzmocniono konstrukcję obudów szkieletem wykonanym z aluminium. Wyniki sprzedaży nowatorskich systemów potwierdziły rynkowe zapotrzebowanie na tego typu produkt, gdyż w praktyce często zdarzają się sytuacje, w których barierą uniemożliwiającą użycie systemu liniowego jest ograniczona obciążalność konstrukcji, na której taki system miałby być powieszony. Zachęcona osiągniętymi rezultatami firma dB Technologies postanowiła pójść jeszcze dalej w kierunku redukcji masy i gabarytów liniówki, co zaowocowało premierą systemu DVA-MINI.  Kieszonkowy system nagłośnieniowy Bohater niniejszego testu występuje w dość nietypowej formie, gdyż moduły szerokopasmowe sprzedawane są parami. Nie chodzi tu bynajmniej o symetryczny tandem lewa-prawa, lecz parę master- slave, w której to moduł master wyposażony jest w zestaw wzmacniaczy zapewniających napęd dla niego samego, jak również dla modułu slave, który oczywiście takowej elektroniki nie ma. Łączenie modułów parami odbywa się za pomocą kabla zakończonego z jednej strony czteropinową, zaś z drugiej pięciopinową końcówką, co pozwala zapobiec pomyłkom, jakie mogłyby wystąpić, gdyby zdecydowano się np. na tradycyjne połączenie speakonami. Tu napomknę tylko, że o ile jałowe połączenie dwóch modułów pasywnych zaowocowałoby tylko chwilowym zamilknięciem tychże, o tyle skutek spięcia ze sobą stopni wyjściowych mógłby być trudniejszy do przewidzenia. Wobec powszechności zaawansowanych technologii impulsowych, obecność wzmacniacza nie odcisnęła znaczącego piętna na wadze pojedynczego modułu, co odzwierciedla zaledwie półkilogramowa różnica pomiędzy modułem master (7,6 kg) a modułem slave (7,1 kg). Co ciekawe, jest tu pewna rozbieżność, gdyż w oprogramowaniu DVA Composer, do którego wrócimy w dalszej części testu, masy te przyjmują odpowiednio wartości 7,2 i 6,8 kg, czyli jeszcze mniej. Można nieco przewrotnie powiedzieć, że na tym tle ważący 26,5 kg, wykonany ze sklejki subbas prezentuje się zupełnie zwyczajnie. Zarówno do subbasu, jak i do modułu szerokopasmowego można przymocować ramę służącą do podwieszania całego systemu, który wedle zaleceń producenta może składać się nawet z dwóch subbasów i dwunastu modułów szerokopasmowych na stronę. Łatwo policzyć, że taki zestaw razem z ramą będzie ważył zaledwie 150 kg, a jest to absolutne maksimum, zatem nawet niewiele mniejsze konfiguracje dadzą się powiesić prawie wszędzie. Jeśli zdecydujemy się nie podwieszać basów, wówczas grono będziemy mogli wydłużyć do szesnastu modułów (co daje prawie 3 m), zaś ciężar i tak zmaleje do około 120 kg. Widać zatem, że grona złożone z DVA Mini mogą być używane w całkiem pokaźnej formie przy minimalnych nakładach na dodatkowy hardware w postaci wież nagłośnieniowych. Pasywny moduł slave Pojedynczy moduł M2S ma kształt typowy dla elementów składowych systemu line-array. Wykonana z tworzywa obudowa jest elementem wyróżniającym go na tym tle, choć zapewne nie na długo, gdyż obecnie powstaje coraz więcej podobnych konstrukcji. Na powierzchni górnej i dolnej znajdziemy charakterystyczne wgłębienia, połączone z wewnętrznymi ożebrowaniami, których obecność wiąże się z tłumieniem rezonansów obudowy. Intrygująco wygląda czerwony plastikowy zatrzask, będący elementem systemu podwieszania. Uprzedzając potencjalne obawy, spieszę z wyjaśnieniem, że cały ciężar przenoszony jest przez elementy stalowe, zaś wspomniany detal służy tylko do ich zabezpieczenia. Swoją drogą, system łączenia modułów został bardzo sprytnie zaprojektowany, dzięki czemu montaż odbywa się błyskawicznie. Z przodu połączenie jest realizowane za pomocą na stałe osadzonych dwóch „pinów”, na które wsuwa się z boku oczka umieszczone w sąsiedniej obudowie, a wspomniany czerwony zatrzask samoistnie blokuje moduły w tej pozycji. Z tyłu zaś moduły łączone są poprzez tradycyjny pin przewlekany przez otwory w metalowych łącznikach. Producent przewidział możliwość wyboru kąta między sąsiednimi modułami z zakresu 0–15° (w sumie mamy dziewięć opcji). Przód modułu chroni metalowa siatka podklejona od spodu gąbką przepuszczającą dźwięk, zaś z tyłu znajdziemy dwa umiejętnie wkomponowane w obudowę uchwyty oraz panel przyłączy. Jako że moduł slave ma tylko pojedyncze wejście, do którego podajemy sygnały z modułu master, wolną przestrzeń producent wykorzystał do klarownego rozrysowania różnych konfiguracji i odpowiadających im ustawień wbudowanego procesora sygnałowego. Wracając myślami do przedniego grilla, wspomnę jeszcze, że logo serii DVA oraz logo producenta nie znajdują się w części centralnej – oba symbole rozlokowano symetrycznie i w dyskretny sposób po bokach, co dało lepszy efekt pod względem estetyki. Po zdemontowaniu osłony możemy na własne oczy przekonać się, że moduł DVA Mini ma całkowicie symetryczną budowę. W części centralnej znajdziemy dwa jednocalowe drivery wysokotonowe, umieszczone jeden nad drugim. Każdy z nich współpracuje z tubą o niewielkiej (około 9 cm) wysokości i całkiem sporej długości. Jakkolwiek nie jest to falowód spełniający w 100% założenia liniowości przy górnym skraju pasma pracy drivera, to właśnie jego rozmiary geometryczne pozwalają oczekiwać całkiem przyzwoitego sumowania w przeważającej części pasma pracy tego przetwornika (bądź co bądź, nie jest to aparatura przeznaczona do strzelania dźwiękiem na odległości rzędu 100 m). Dyspersja pozioma tuby drivera sięga 90°, stąd też, aby uzyskać spójny dźwięk w obrębie całego tego kąta, producent zastosował dość ciekawy układ akustyczny współpracujący z dwoma głośnikami sześcioipółcalowymi. W przetwarzaniu wysokiego zakresu pasma środkowego (ograniczonego od góry przez częstotliwość odcięcia 1800 Hz) biorą udział tylko połowy membran przylegające do driverów. Zewnętrzne połówki membran zostały przysłonięte po to, by nie wprowadzały interferencjipowodujących zawężenie emitowanej wiązki w płaszczyźnie poziomej. Dodatkowo wykorzystano dźwięk emitowany przez tylne części membran, który po uformowaniu przez cztery tunele bass-reflex skutecznie poszerza dolną granicę pasma przetwarzanego przez moduł. Warto w tym miejscu nadmienić, że cały ten dość skomplikowany układ akustyczny stworzono na bazie pojedynczego elementu wykonanego z tworzywa. Gdyby tak spróbować podobnych zabiegów dokonać na bazie obróbki sklejki, całość składałaby się z większej liczby elementów i byłaby z pewnością cięższa, bardziej skomplikowana w produkcji i przez to droższa. Pojedynczy moduł daje się rozmontować na dwie części, przez co uzyskujemy dostęp do przetworników. Te zaś mają neodymowe magnesy, co absolutnie nie dziwi wobec założenia, że system ma być możliwie lekki. Dzięki tymże magnesom rozmiary głośników wysokotonowych ograniczono do niespotykanych niemal wartości, co nie przeszkodziło jednak, by znalazło się miejsce na mały radiator chłodzący układ magnetyczny każdego z nich. Z kolei sześcioipółcalowe woofery są konstrukcji nieco bardziej tradycyjnej, gdyż uznano, że do chłodzenia półtoracalowej cewki nie jest potrzebne dodatkowe ożebrowanie. Wobec faktu, że firma dB Technologies produkuje własne głośniki, wspomagając się przy niektórych konstrukcjach doświadczeniem RCF-a, prawie pewnym jest, że zastosowane tu przetworniki powstały specjalnie pod kątem systemu DVA Mini. Kończąc opis obudowy zestawu szerokopasmowego, dodam jeszcze, że jej wnętrze zostało wyłożone w tylnej części materiałem tłumiącym, zaś biegnące do głośników kable otulono elastyczną gąbką techniczną. Zabieg ten ma na celu nie dopuszczenie do sytuacji, w której kabel przyplącze się bezpośrednio do membrany głośnika, wskutek czego powstają wyjątkowo paskudne zniekształcenia. Miałem niejednokrotnie okazję przekonać się o tym, używając zestawów głośnikowych, w których poprowadzono wewnętrzne połączenia bez należytej uwagi. Gąbka ma oczywiście na celu zamortyzowanie ewentualnego kontaktu kabla z membraną, jak również zmniejszenie prawdopodobieństwa, że do takowego w ogóle dojdzie. Wewnątrz obudowy modułu M2S nie ma pasywnej zwrotnicy – wszystkie łącza biegną od głośników do gniazda na panelu tylnym, stąd też jasnym jest, że za podział pasma odpowiada elektronika zaszyta w module M2M, któremu za chwilę przyjrzymy się bliżej.  Aktywny moduł master Na pierwszy rzut oka moduł M2M nie różni się od swojego pasywnego odpowiednika, zaś obecność weń zaawansowanej elektroniki zdradza masa powiększona o zaledwie 0,5 kg, jak również wygląd panelu tylnego. Ten zaś zawiera, poza opisanym wcześniej złączem służącym do podania sygnałów na moduł slave, wejście XLR i zlinkowane z nim wyjście w tym samym formacie, jak również blok czterech kontrolek sygnalizujących odpowiednio gotowość do pracy, wyciszenie (spowodowane m.in. zadziałaniem zabezpieczenia), obecność sygnału oraz zadziałanie limitera. W dalszej kolejności napotkamy dwa obsługiwane wkrętakiem przełączniki, z których pierwszy pozwala na ustalenie czułości (+10, +4 i 0 dB), zaś drugi umożliwia wybór jednego z dziewięciu presetów, które zostały dokładnie opisane i zobrazowane na panelu tylnym modułu slave. Obrazu całości dopełnia złącze mini- USB, które ma służyć celom serwisowym, takim jak aktualizacja firmware’u lub zgranie zapamiętanych logów na komputer. Zasilanie dostarczane jest za pomocą złączy powercon, pełniących również (poprzez przekręcenie) funkcję włącznika sieciowego. Oczywiście przewidziano możliwość podania zasilania do kolejnych modułów. Dziwi nieco fakt, że nabywając system, nie otrzymujemy w zestawie kabli zasilających niezbędnych do jego działania (powercony dostarczane są tylko w komplecie z subbasami); w takowe musimy zaopatrzyć się we własnym zakresie. Głośniki w modułach M2M i M2S napędzane są przez dwukanałowy wzmacniacz, będący w stanie dostarczyć (wedle danych producenta) sumarycznie po 200W RMS na każdy moduł. Warto dodać, że mamy tu do czynienia z trzecią już generacją wzmacniaczy Digipro pracujących w klasie D, a ponadto jest to najlżejszy wzmacniacz w historii dB Technologies. Z uwagi na dużą sprawność zastosowanych wzmacniaczy, chłodzenie odbywa się w sposób pasywny, bez konieczności stosowania dodatkowych zewnętrznych ożebrowań i wentylatorów. Podział mocy wygląda tak, że przewidziano po 100 W na każdą sekcję w pojedynczym module, przy czym moc dostarczana do przetworników jest odpowiednio ograniczona limiterami zarówno szczytowymi, jak i RMS. Dodatkowo wzmacniacze wyposażone są w zabezpieczenia termiczne. Za przetwarzanie sygnałów odpowiada pięćdziesięciosześciobitowy procesor, zaś konwersja analogowo-cyfrowa odbywa się z rozdzielczością 24 bitów i próbkowaniem 48 kHz. Procesor ten realizuje m.in. aktywny podział pasma na częstotliwości 1800 Hz przy spadku 24 dB na oktawę, korekcję barwy związaną z doborem odpowiednich parametrów zależnie od zasięgu danego modułu czy też wielkości całego grona.  Subbas DVA M12 Choć szerokopasmowe moduły są w stanie już zagrać od 68 Hz (przy spadku –10 dB), trudno wymagać od sześcioipółcalowych głośniczków przetwarzania głębokiego basu, z jakim mamy do czynienia w materiale muzycznym. Właśnie w tymcelu przewidziany został subbas M12, mający za zadanie poszerzenie pasma pracy systemu do 40 Hz, który ponadto bardzo dobrze integruje się z modułami szerokopasmowymi tak pod względem wizualnym, jak i praktycznym. Obudowę subbasu wykonano ze sklejki i wykończono czarnym lakierem poliuretanowym. Umieszczone po obu stronach uchwyty pozwalają na wygodne przenoszenie ważącego przeszło 26 kg subwoofera przez jedną lub dwie osoby, zaś znajdujący się na górnej ściance gwint M20 umożliwia przykręcenie doń sztycy, na której można za pośrednictwem adaptera DSA-M2 ustawić kilka modułów szerokopasmowych (nie udało mi się jednak ustalić dopuszczalnej ich liczby). Aby połączyć subbas z systemem, nie jest wymagana żadna rama pośrednia, gdyż pomimo nieznacznie głębszej obudowy, tylny hardware został umieszczony we wcięciu, dokładnie na tej samej głębokości jak w modułach szerokopasmowych. Minusem uproszczonego hardware’u jest brak możliwości zamocowania subbasu grającego do tyłu celem skonfigurowania kardioidy, ale cóż – nie można mieć wszystkiego. Natomiast niewątpliwym plusem jest sprytne rozwiązanie kwestii nóżek pod subbasem, chroniących elementy zawiesi przed kontaktem z podłożem. W razie potrzeby można je błyskawicznie zdemontować i przykręcić odwrotnie (bez użycia narzędzi), dzięki czemu schowają się całkowicie, umożliwiając mocowanie pod MS12 kolejnych subabsów (pod kątem 0°) lub modułów szerokopasmowych (tu kąt może wynieść maksymalnie 8°). Na obudowie można zauważyć kilka punktów oczkowych, ale dokumentacja producenta nic nie mówi na temat możliwości wykorzystania ich do podwieszenia w subbasu w inny sposób niż za pośrednictwem ramy. Od strony akustycznej MS12 to klasyczna konstrukcja typu bass-reflex, oparta na pojedynczym dwunastocalowym głośniku z cewką o średnicy 3”. Ów głośnik ma solidny aluminiowy kosz oraz słusznych rozmiarów ferrytowy układ magnetyczny. Tylną ściankę wyłożono od środka materiałem tłumiącym, zaś cała konstrukcja wzmocniona została idącym przez środek wspornikiem, który krzyżuje się z płytą tworzącą tunel bassreflex. Głośnik napędzany jest siedmiusetwatowym wzmacniaczem, którego impulsowy zasilacz automatycznie dostosowuje się do zastanego na miejscu imprezy napięcia zasilania. Zarówno sam wzmacniacz, jak i całą elektronikę przymocowano do panelu tylnego. Stopień mocy chłodzony jest, podobnie jak w module szerokopasmowym – konwekcyjnie, z tym że tutaj zastosowano radiator z ożebrowaniem widocznym na zewnętrznym panelu. Podobnie przedstawiają się także obecne tu przyłącza i kontrolki, ale jest parę różnic, które trzeba by wyszczególnić. Przede wszystkim nie ma tu pokrętła do wyboru presetów, zaś funkcja wyjścia XLR nie ogranicza się do podania niezmienionego sygnału dalej. Używając przycisków na panelu, można ustalić częstotliwość odcięcia crossovera na wartość 90 lub 120 Hz (24 dB/oct.) i podać na wyjście, a docelowo do modułów DVA, sygnał ograniczony od dołu crossoverem (pozycja xover) bądź sygnał pełnopasmowy do kolejnego subbasu (pozycja link). Co ciekawe, częstotliwości odcięcia podane w dokumentacji na stronie producenta w chwili obecnej różnią się od tych, które wyszczególniono na obudowie, ale może to się wiązać z dość wczesną wersją instrukcji, a jak wiadomo – wiele produktów poddawanych jest modyfikacjom i ulepszeniom nawet po oficjalnej premierze. Podobnie jak w większości aktywnych subwooferów, również i w MS12 znajdziemy przycisk odwracający polaryzację sygnału.  DVA Mini w praktyce Na potrzeby niniejszego testu w pierwszej kolejności skonfigurowany został system złożony z subbasu i stojących na nim dwóch, a później sześciu modułów szerokopasmowych. Można powiedzieć, że ustawienie takiego systemu to czysta przyjemność, gdyż przebiega błyskawicznie i bezproblemowo. Jako że moduły wyposażono w wygodne uchwyty, można je przenosić dwójkami. Dzięki ich niewielkiemu ciężarowi zmiany kątów systemu (np. by wycelować wiązkę w trybunę) nie będą stanowiły kłopotu nawet dla jednej osoby – jedną ręką przytrzymujemy moduły (jeśli jest ich dużo, wymaga to trochę siły), zaś drugą przekładamy pin. Znakomicie sprawdza się też pomysł z przekręcanymi na drugą stronę nóżkami w subbasie. Jeśli nie chcemy używać subbasu jako podstawy, możemy skorzystać z możliwości ustawienia systemu na ramie, do góry nogami. Ważąca zaledwie 12 kg niewielka rama DRK-M5 dobrze spełnia swoją rolę przy podwieszaniu, jednak w przypadku podwieszania subbasu, trzeba będzie się z tym trochę namęczyć (kłopot sprawia włożenie do ramy tylnego elementu systemu zawieszania). Gdy już poradzimy sobie z ramą, reszta idzie jak po maśle. Rzecz jasna, w kwestii ustawiania kątów nie jesteśmy zdani jedynie na własne wyczucie, gdyż producent udostępnia na swojej stronie oprogramowanie, za pomocą którego dobierzemy optymalne wygięcie i pochylenie systemu. Na podstawie wprowadzonych danych (liczebność grona, wysokość zawieszenia, planowana odległość projekcji dźwięku), program DVA Composer wyliczy i przedstawi graficznie rozkład SPL w różnych przedziałach pasma, pomoże dobrać presety w poszczególnych sekcjach, a także zaproponuje sposób kątowania systemu, który będziemy mogli oczywiście zmodyfikować wedle własnego uznania. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że predykcja może dotyczyć nie tylko obszaru płaskiego – możemy do niego dodać nawet trzy balkony o dowolnym pochyleniu, co przyda się szczególnie we wszelkiego rodzaju sytuacjach teatralnych. Co więcej, poza predykcją zachowania systemu liniowego, program ma funkcję przedstawienia rozkładu basu generowanego przez subwoofery, tak podwieszane, jak i ustawione na ziemi (tu można skorzystać z szerszej biblioteki produktów dB Technologies). Jakkolwiek nieduży DVA Mini z racji gabarytów będzie pracował głównie w pomieszczeniach, to nic nie stoi na przeszkodzie wykorzystania systemu do nagłaśniania niewielkich plenerów, jednak do tego celu warto zaopatrzyć się w opcjonalne osłony przeciwdeszczowe. Dodajmy jeszcze, że w odróżnieniu od zestawów DVA z serii T, w systemie DVA Mini nie przewidziano możliwości zdalnego sterowania i monitorowania wbudowanych procesorów sygnałowych.  Testy odsłuchowe Na pierwszy ogień poszły zestawy szerokopasmowe, bez wsparcia subwooferami. Trzeba przyznać, że pomimo niewielkich rozmiarów, są one w stanie przetwarzać pełne pasmo, oczywiście poza niskim dołem. Brzmienie całości jest nienatarczywe i zrównoważone, choć w niektórych utworach nieco przeszkadza pasmo z okolicy 750 Hz i 1 kHz. Duży plus należy się producentowi za układ akustyczny, który w połączeniu z symetryczną konstrukcją modułu, skutecznie optymalizuje równomierność poziomego pokrycia dźwiękiem nagłaśnianej przestrzeni. Z praktycznego punktu widzenia jest to znacznie istotniejsze niż sama charakterystyka częstotliwościowa, którą można zawsze skorygować wedle własnych upodobań. W kwestii zasięgu powiem tylko, że nawet przy sześciu modułach ustawionym na pojedynczym subbasie nie miałem problemu z projekcją dźwięku na odległości rzędu 40–50 m. Oczywiście bardziej równomierny rozkład SPL można by uzyskać, podwieszając system i unikając w ten sposób ogłuszania słuchaczy w polu bliskim. Ponadto z uwagi na brak wyszukanego falowodu przy driverach, skuteczna projekcjanajwyższych tonów na dłuższe dystanse wymaga ich podbicia w driverach grających w pole dalekie, ale to nie stanowi problemu wobec możliwości włączenia odpowiednich presetów w poszczególnych modułach. Uwzględniają one zarówno zasięg danych mogułów, jak i rozmiar całego grona. Dołożenie do systemu subbasu zgodnie z oczekiwaniami wzbogaciło całość o brakujące dolne oktawy. Pomimo sporej dysproporcji (sześć zestawów szerokopasmowych na jeden subbas), równowaga tonalna nie była mocno zachwiana, zwłaszcza przy niższej częstotliwości podziału, zatem spokojnie można przyjąć, że do większości zastosowań każde cztery moduły szerokopasmowe możemy uzupełniać jednym subbasem. Potwierdzają to również dane producenta, które mówią o maksymalnym poziomie SPL rzędu 131 dB dla pojedynczego subbasu i 126 dB dla zestawu dwóch modułów. Jak wiadomo, podwojenie liczby głośników skutkuje około sześciodecybelowym wzrostem poziomu SPL, zatem możemy tu mówić o pewnym wyrównaniu. Przypuszczam, że wartości te podano bardziej do celów porównawczych (nie uwzględniają kompresji mocy), niż po to, by odzwierciedlić realne możliwości sprzętu, ale, parafrazując klasyczną już wypowiedź pewnej pani minister, pozostaje tylko rzec: sorry, taki mamy rynek. Wracając do kwestii podziału pasma, dodam jeszcze, że najlepsze rezultaty brzmieniowe uzyskałem przy włączonym crossoverze – czyli w konfiguracji zaprojektowanej przez producenta. Próbując eksperymentować z akustycznym wydłużeniem linii w paśmie dolnym poprzez stworzenie zakładki pomiędzy subbasem i gronem, zauważyłem znoszenie się dźwięku w tym zakresie. Pomogło odwrócenie biegunowości w subbasie o 180°, co jest o tyle dziwne, że zarówno głośniki sześcioipółcalowe w modułach, jak i dwunastka w subbasie grają w tej samej płaszczyźnie. Być może jest to kwestia dodatkowego przetwarzania zaszytego w układach DSP, które zoptymalizowano raczej pod kątem pracy z konkretnym punktem podziału pasma, bez tej zakładki. Z racji swoich gabarytów i idących za tym ograniczeń, DVA-Mini nie jest aparaturą na bardzo głośnekoncerty rockowe i festiwale muzyczne. W stosunku do dużych systemów koncertowych, niewielkie systemy modułowe charakteryzuje mniejszy koszt jednostkowy metra linii, dzięki czemu pozwalają one w pełni cieszyć się ze skalowalności i możliwości swobodnego kształtowania wiązki dźwięku przez uginanie grona kosztem maksymalnego poziomu SPL. Jednak wygoda użytkowania wynikająca z piórkowej wręcz wagi jest tu nie do przecenienia. Co więcej, wbudowane limitery działają dość dyskretnie, pozwalając na wykorzystanie maksimum możliwości sprzętu bez obawy o uszkodzenie głośników zbyt wysokim sygnałem.  Podsumowanie Na przykładzie testowanego systemu doskonale widać, że dB Technologies uparcie mknie naprzód, podnosząc znów poprzeczkę w kwestii stosunku możliwości sprzętu do jego masy, a także ceny. DVA Mini to bardzo uniwersalny, a na dodatek niedrogi system, pozwalający firmie nagłośnieniowej z powodzeniem obsłużyć jedną, a potem – w miarę rozbudowywania posiadanego parku maszyn – kilka mniejszych imprez bądź jedną większą produkcję. Wbudowane wzmacniacze i procesory wraz z czytelnie opisanym systemem presetów w praktyce ograniczają konieczność inwestowania w inne rozwiązania. Na koniec dodam jeszcze, że firmy nagłośnieniowe nie są jedynym ani nawet podstawowym adresatem miniaturowej części oferty firmy dB Technologies. Jeszcze przed premierą systemu DVA Mini miałem okazję dowiedzieć się bezpośrednio od producenta, że stworzono go głównie z myślą o instalacjach stałych, zaś o użytkownikach mobilnych pomyślano (z dobrym wszakże skutkiem) w dalszej kolejności. Odnosząc to do praktyki, warto zauważyć, że niewielkie rozmiary i estetyczny wygląd w połączeniu z oprogramowaniem wspomagającym kątowanie pozwalają na dość precyzyjnie wpasowanie się systemu w nagłaśniany obiekt, w czym pomaga precyzyjna dyspersja pozioma, trzymająca dźwięk w ryzach również w paśmie wooferów. Dodatkowym atutem jest możliwość zamówienia wersji w białym kolorze.  tekst Przemysław Waszkiewicz Muzyka i Technologia