Czasem podglądam różne marki (szczególnie te rodzime) i muszę przyznać, że wiele z tych firm wkłada naprawdę dużo energii nie tylko w jakość swoich produktów, ale i też w samą widoczność na rynku. Mam tu na myśli między innymi aktywne uczestnictwo we wszelkiego rodzaju wydarzeniach branżowo-kulturalnych. Nie od dziś wiadomo, że przemysł rozrywkowy, kultura wszelkiej maści jest nieodzownie związana z producentami. Brighter, którego gościmy dość często na naszych łamach, to bardzo szybko rozwijająca się firma. Widać to nie tylko po liczbie produktów, które pojawiają się w coraz to bardziej zdynamizowanym tempie. Ale, co ważne, widać to również po ich jakości. I zdaje się takim przykładem może być X-dot MAX IP.
Czy to już standard? Odnosiłem się do tego zagadnienia już w kilku, może kilkunastu artykułach. Myślę tu o wszelkich przytaczanych historiach, jak to deszcze i nieodpowiednie zabezpieczenie urządzeń skutkowało kosztownymi awariami, a przede wszystkim brakiem możliwości wykreowania założonego efektu wizualnego, poprzez utratę części urządzeń. I tak z radością obserwuję ostatnio pewien trend na rynku, gdzie i ci duzi i ci nieco mniejsi pokonali już dawno przeszkody z chłodzeniem i odprowadzaniem ciepła z źródeł diodowych dużej mocy, nawet przy odpowiedniej klasie szczelności. I tak właśnie w historii LED-owego oświetlenia scenicznego doszliśmy do momentu, że oprawy z klasą IP 65 stały się chlebem powszednim. Oczywiście, Brighter nie zostaje w tyle. Wręcz przeciwnie! W głowicy posiadającej 19 czipów o mocy 60 wat, przy utrzymaniu dość niskiej wagi czyli 23,5 kilograma zastosowano klasę IP 65. Wydaje się, że większość urządzeń konkurencyjnych, przy podobnych parametrach przekracza wagę 30 kg. Tu należałoby podkreślić jeszcze jeden fakt – obudowa została stworzona całkowicie z elementów aluminiowych. Już robi się ciekawie… prawda?
Zainteresowany? Poproś o pomiary!
Zdaje się, że muszę zatoczyć nieco szerszy obraz dotyczący jakości pomiarów źródeł LED-owych. Po pierwsze odsyłam wszystkich zainteresowanych do naszego cyklu „Głębia światła”, w którym dość szczegółowo opisałem problem dotyczy właśnie pomiarowania urządzeń, zwracając też i w innych artykułach uwagę na fakt, że archaiczny, wymyślony w erze źródeł halogenowych pomiar CRI nie jest najlepszą wytyczną dla LED-owych źródeł. Skutek jest tego taki, że czipy typu RGB RGBW, ale też i inne kombinacje, ze względu na wąską emisję półprzewodników będą miały zawsze (nazwę to kolokwialnie) „dziury” w całościowym widmie. Po raz kolejny podkreślę, że zakładam nadal, iż osoba przeprowadzająca taki pomiar opiera się na próbkach w obrębie CRI. Co dalej? Wraz z nadejściem ery LED pojawiły się niemal natychmiast i inne metody pomiarów. Choćby ten stworzony na potrzeby kamer, czyli TLCI. Dodatkowo oba nowe pomiary typu TM 30, które też skrzętnie opisywałem wielokrotnie wcześniej. Osobiście zwróciłbym uwagę na dość mało popularny (nadal), ale, moim zdaniem, bardzo skuteczny CQS, który przecież opiera się na próbkach przygotowanych celowo pod kątem ludzkiej percepcji. I jak to w każdej branży bywa pomiary i prawa fizyki zdają się być naginane dla celów marketingowych. Takim dość zabawnym przykładem jest „pompowanie” pomiaru CRI przez filtrowanie tzw. piku w paśmie niebieskim przy białych, LED-owych źródłach. No cóż… „pod przykrywką luminoforu” w tzw. diodzie białej, półprzewodnik, niestety, emituje silną wiązkę w paśmie niebieskim i nie ma skutecznej metody, żeby oszukać właściwości fizyczne. Ale dość o fizyce kontra marketing! Czy Brighter również stosuje swoiste sztuczki marketingowe? Odpowiem wprost – nie!
W pakiecie redakcja otrzymała komplet pomiarów (również porównawczych) wykonanych przy nastawach z różnymi temperaturami barwowymi. Należy pochwalić tę rodzimą markę za rzetelność. Myślę, że najkrócej sytuację można opisać tak: właściwie żadna oprawa z dużą liczbą czipów, oparta na mikrosoczewkach nie uzyska nigdy zadowalającego (myślę tu o porównaniu do urządzeń nastawionych na studyjną pracę) pomiaru CRI. Wszyscy wiemy, że te konstrukcje zawsze będą skazane na porażkę, ze względu na swoje właściwości fizyczne. Jedyną metodą poprawienia jakości jest tzw. multichip, opierający się na 6 czy 7 LED-ach o różnych kolorach lub na filtrowaniu diody białej, o czym już wspomniałem. Ale pomimo tego nadal pytanie pozostaje otwarte: czy można choć trochę poprawić jakość światła w takim urządzeniu? Polska firma pokazała, że tak! Do tego pomiary porównawcze z topowymi urządzeniami pokazują, że można to zrobić w sposób znaczny.
Jaki zabieg?
Jaki to zamysł sprawił, że oprawa X-Dot osiąga tak przyzwoite wyniki? Otóż obserwuję na rynku pewien trend, który akurat przypadł do gustu inżynierom pracującym przy tej konstrukcji. Wcale nie dodano do diody białej o wysokiej temperaturze barwowej i do pozostałych RGB diody amber. Inżynierzy postanowili zastosować kombinację RGBL. Przytoczę kilka pomiarów dostarczonych przez producenta. Przy temperaturze barwowej 5600K CRI wynosi 80, a TLCI 68. Ale jeśli obniżymy temperaturę barwową pomiar dla standardu CRI wyniesie 84 a TLCI 79. Należy też zaznaczyć, że taka kombinacja znacznie poprawiła elastyczność mieszania kolorów. Zasługuje też na uwagę układ optyczny, gdzie oprawa jest pozbawiona hot pointów i plama oświetleniowa jest po prostu równa. To dobra informacja dla rynku teatralnego, gdzie należy zwrócić uwagę na jeszcze jeden fakt. Oprawa ma autonomiczny, zoptymalizowany układ chłodzenia. Innymi słowy, reaguje tylko wtedy, kiedy jest taka potrzeba. Zatem to kolejny fakt, dzięki któremu oprawa może być brana pod uwagę w świecie teatrów.
Kiedy się prawie zdecydowałem…
O czym należałoby wspomnieć jeszcze przy takiej konstrukcji? Pobór mocy? I owszem! Myślę, że biorąc pod uwagę fakt, iż przy skupionej wiązce, na dystansie 10 metrów, przy użyciu wszystkich diod oprawa osiągnęła wynik ponad 24 tysięcy luksów, a maksymalny pobór energii wynosi niespełna 1,5 kW, jest to wynik zadowalający. Do tego należy dołożyć kilka informacji na temat samej możliwości tworzenia dynamicznych efektów. Jeśli przemnożymy przez siebie liczbę czipów i wszystkie kolory, to okaże się że zaimplementowany system DOT GLOW EFFECT pozwoli operatorowi na tworzenie sekwencji opartych na 76 pikselach. Ale… czy znalazłem jakąś wadę? Wyobraźmy sobie sytuację, kiedy to w deszczu zaczyna reagować dotykowy wyświetlacz…. Czy to możliwe? Czy producent naraził użytkownika na takie ryzyko? Wszak zmiana parametrów poprzez samoistną reakcję wyświetlacza może okazać się katastrofalna. Niestety, szybko mój dziennikarski zapał został ostudzony. Producent przewidział taką ewentualność i w szczególnych sytuacjach można po prostu zablokować funkcję samego dotyku. To oczywiście szczegół, ale i on pokazuje, na jakim poziomie ta oprawa została zaprojektowana. Sądzę, że kolejny raz Brighter zaskoczy swoich użytkowników.
Tekst: Paweł Murlik, Muzyka i Technologia