Jak coś ma być szybkie, musi być stosunkowo lekkie, by z łatwością mogło się poruszać. Jeśli ma być lekkie, powinno mieć kompaktowe wymiary. Jeśli coś jest małe, to musi być słabe. Z tym ostatnim stwierdzeniem nie zgadzają się konstruktorzy marki Martin, którzy nie dość, że stworzyli oprawę bardzo zgrabną, niespotykanie szybką, to jeszcze do tego z mocnym i ładnym strumieniem światła. Poznajcie nowego BeamWasha – Martin MAC One.
Otwierając kompaktowych wymiarów paczkę, bardzo się zdziwiłem, że w i tak małym kartonie znalazło się miejsce nie na jedno, lecz dwa urządzenia MAC One. Na pochwałę zasługuje fakt, że od razu w fabrycznym opakowaniu mamy gumowy wsad, który po prostu należy wyjąć z kartonowego opakowania i włożyć do case’a. Do konfiguracji urządzenia nie potrzebujemy nawet zasilania, ponieważ wbudowana bateria umożliwia podróż po menu w celu ustawienia protokołu, którym będziemy komunikować się z głowicami czy nadania adresu DMX. Oprócz tradycyjnego sygnału DMX, który możemy podać za pomocą pięciopinowego złącza XLR, głowica przyjmie, dzięki 2 złączom RJ45, protokoły sieciowe takie jak Art-Net, sACN czy P3, czyli protokół Martina. Warto w tym miejscu także wspomnieć, że głowica obsługuje RDM (sygnał zwrotny do sterownika) zarówno po DMX, jak i po Art-Necie. Jeszcze raz będąc pod wrażeniem rozmiarów urządzenia i porównując je z moją walizką-casem z przydatnymi w estradowej podróży rzeczami (stosunkowo mała walizka wydała się przy tej głowicy duża), podałem zasilanie do obu egzemplarzy.
Beam za chwilę, troszkę o 27˚, czyli funkcji wash
Dlatego, że podniosłem wartość intensywności w momencie, mniej lub bardziej przypadkowo, gdy zoom był ustawiony na maksymalną wartość, czyli 27˚. Otrzymałem jasną, ale bardzo równą i miękką plamę światła. Od razu przypomniały mi się te wszystkie kameralne domu kultury czy studyjne sale teatralne, które są tak niskie, że wiszące PAR-y czy PCT-y już wyglądały na olbrzymy, nie mówiąc o profilach. W takich sytuacjach z MAC One byłby idealny: urządzenie zgrabne, ciche, z szerokim zakresem zoom i soczewką fresnela, która sprawia, że plama jest bardzo równa i nadająca się do teatru. Z doświadczenia wiem, że w przytoczonych prze ze mnie wcześniej miejscach jest także problem z mocą przyłącza energetycznego i zawsze tych kilowatów jest za mało. Ledowy MAC One bierze około 1 ampera, co rodzi prostą kalkulację: pięć świecących MAC One zamiast jednego PAR-a żarowego. Jest różnica. Oczywiście, nowa głowica Martina świetnie sprawdzi się także jako wash w warunkach sporych koncertów, szczególnie na froncie, ponieważ jako źródło światła został wykorzystany półprzewodnik w formacie RGBL (L jak lime – limonkowy), który względem formatu RGBW wykazuje się większą wartością CRI co sprawia, że oświetlany obiekt czy osoba wygląda po prostu naturalniej, zarówno „na żywo”, jak i w kamerze.
Przechodzimy na 4˚, czyli uczciwy beam
Żeby była jasność, zoom jest płynny w zakresie 4-27˚, lecz celowo podkreśliłem 2 skrajności, ponieważ przy każdej z nich głowica zachowuje się inaczej. Często hybryda WashBeam jest albo nieudanym washem, albo szerokim beamem, co jest oksymoronem. W tym przypadku mamy bardzo ładną plamę z washa, którą starałem się opisać wyżej, oraz wąskiego, mocnego beama, nadającego się na naprawdę duże produkcje. Myślę, że to zasługa zastosowanej w tej konstrukcji soczewki fresnela. Czemu użyłem stwierdzenia, że to uczciwy beam? Dzięki zgrabnym wymiarom i lekkiej konstrukcji – bardzo szybki, dzięki czemu można tworzyć spektakularne efekty nie martwiąc się, że głowica za nami „nie nadąży” i mówię tu nie tylko o ruchu, lecz także o zmotoryzowanej optyce i prędkości efektów zoom. W trybie beam strumień światła ze źródła RGBL osiąga 360 000 cd, więc jest naprawdę mocny. W tym miejscu należy jednak powiedzieć, że źródło te to nie jedyny element w MAC One, który generuje światło. Martin przyzwyczaił nas do tego, że cechą charakterystyczną ich produktów jest fakt obecności, oprócz głównych diod wytwarzających strumień światła, niezależnie sterowanego układu podświetlenia soczewki głowicy, jak choćby w MAC Aura. Dzięki temu jesteśmy w stanie stworzyć spektakularny efekt polegający choćby na tym, że oprawa, która emituje niebieską barwę wiązki widoczną w dymie, na pierwszy rzut oka świeci na czerwono, bo właśnie takim kolorem podświetlona jest soczewka. W przypadku MAC One za pomocą 24 diod RGB wyeksponowano soczewkę fresnela, dodając do funkcjonalności beama także Eye-Candy. Oczywiście, efekt ten można mapować i każdą z 24 diod traktować, jak niezależny pixel RGB. Efekt ten wygląda zjawiskowo i potęguje się, gdy urządzeń na scenie jest kilkadziesiąt.
MAC One to także akcesoria
Faktycznie, opraw typu beam trzeba mieć na scenie sporo, by stworzyć efekt „wow”. Konstruktorzy to wiedzą i z tego powodu do modelu MAC One została stworzona gama akcesoriów. Wspomniałem już o tym, że „w cenie” dostajemy wkład do case. Jako akcesorium dostępny jest case, który został skrojony tak, by pomieścić 8 urządzeń, co znowu mówi nam, jak kompaktowe są to urządzenia. By szybko zamontować 4 głowice obok siebie, możliwe jest dokupienie belki, która pomieści właśnie 4 urządzenia, które zawisną tylko na 2 hakach. Co więcej, taka belka zmieści się do case, więc nie będzie konieczności każdorazowego odkręcania i przykręcania MAC-ów. Martin poruszył jeszcze jeden, powszechny problem. Wieszając ruchome głowice standardowo, duża część zakresu ruchu głowicy staje się bezużyteczna, ponieważ rzadko kiedy świecimy za scenę. W ofercie dostępne są uchwyty w kształcie obejm, dzięki którym możemy powiesić MAC One „frontem do klienta”. Dzięki temu będziemy pracować wiązką beam w optymalnym zakresie pracy głowicy, z możliwością świecenia zarówno pionowo w dół, jak i pionowo w górę z całą paletą punktów pomiędzy tymi skrajnymi pozycjami, co w porównaniu z dużą prędkością ruchu, daje narzędzie do tworzenia spektakularnych efektów. Co więcej, uchwyty te mogą się ze sobą łączyć, tworząc całe matryce takich urządzeń. Myślę, że możliwość ta szybko zostanie dostrzeżona przez light designerów.
Im więcej, tym lepiej
Sam fakt, że urządzenia kupuje się „po 2” już o tym świadczy. Znalazłem także informację o możliwych rabatach ilościowych, więc im więcej głowic, tym lepsza będzie cena jednostkowa. Popieram takie podejście, ponieważ, tak jak wcześniej wspomniałem, zjawiskowe efekty przy głowicach typu beam osiąga się, wieszając ich kilkanaście, kilkadziesiąt, a jest to możliwe bez nadmiernego obciążania konstrukcji sceny, ale też i pojazdów, które będą dostarczać sprzęt – głowica waży trochę ponad 4 kilogramy. Im więcej MAC One zawiśnie na kratownicach, tym nie tylko będzie na scenie więcej mocnych wiązek beam, lecz także więcej pixeli podświetlających soczewkę – a to rodzi naprawdę sporę możliwości.
Tekst: Wojciech Szkodziński, Muzyka i Technologia