Czasem rozwój branży oświetlenia scenicznego przypomina wyścig zbrojeń, choć w obecnych czasach nie jest to zbyt… smaczne skojarzenie. Niech będzie to zatem peleton, gdzie co jakiś czas, któraś z firm wysuwa się na jego czoło, a czasem kilka marek „koło w koło” pędzi, rozwijając zawrotne prędkości w rozwoju technologicznym. Pamiętam jak dokładnie 5 lat temu opisywałem z zachwytem JDC w pierwszej wersji. No cóż… już wtedy należało się spodziewać, że German Light Products pójdzie za ciosem, ale… nie spodziewałem się aż tak silnego uderzenia. Nie chcę wyprzedzać faktów i zanim użyję odpowiednich argumentów wychwalających inżynierów z GLP, mogę powiedzieć kolokwialnie … naprawdę przyłożyli się do pracy.
I w tym miejscu nachodzą mnie dwie myśli. Pierwsza to taka, że zdaje się jest to znakomite nawiązanie do poprzeczki którą to ustawił na odpowiednim poziomie Udo Künzler (założyciel firmy). Przy okazji testu JDC w pierwszej wersji wspominałem o tym, jak ten niemiecki inżynier wpadł na pomysł jak połączyć właściwości szybkiego ruchu lustra skanera z możliwością ruchu panoramy. I tak, jak podkreślałem wcześniej jeśli dziś, ktoś zachwyca się niektórymi rozwiązaniami w współczesnych głowicach, warto wiedzieć, że również i GLP ponad 20 lat temu miało swój wkład w rozwój obecnie używanych technologii. Druga myśl odnosi się do samej nazwy JDC. Czasem w swoich testach dociekam do tego skąd w ogóle biorą się nazwy. Ta historia sądzę, że rozpali w paru osobach wyobraźnię lub przynajmniej wywoła uśmiech. Dzięki uprzejmości AV Light – dystrybutorowi marki GLP w Polsce dostaliśmy właściwie pierwszy egzemplarz JDC II, który pojawił się w naszym kraju. Nie obyło się bez rozmów i konsultacji z dystrybutorem, który już wcześniej przeprowadził gruntowne testy w swojej siedzibie. Jednym z tematów rozmów był enigmatyczny skrót JDC. Sprawa okazała się dość prosta. Jak wszyscy wiemy, czasem artyści, ale i tez inżynierowie często sięgają po różnego rodzaju rozwiązania, wspomagające pracę twórczą. Takie zabiegi mają pomóc przy poszerzaniu horyzontów. W tym przypadku (sadząc po tym jak ta oprawa jest doskonała) wybór środków wspomagających okazał się odpowiedni. Otóż skrót JDC znaczy ni więcej ni mniej jak Jack Daniels Cola…
JDC I kontra JDC II
Myślę, że warto przyjrzeć się samemu wyposażeniu obu urządzeń, aby zrozumieć jaki krok milowy został dokonany. Po oględzinach zewnętrznych mogę powiedzieć, że kilka pomysłów z JDC 1 zostało zachowanych. Z pewnością pewną cechą wspólną obu urządzeń będzie system zamków umożliwiających dokładne zestawienie urządzeń i połączenie ich ze sobą. Choć zamki zostały nieco inaczej rozwiązane w obu wersjach, to oczywiście cel jest ten sam: mają one kluczowe znaczenie w momencie, kiedy użytkownik stworzy instalację przeznaczoną do efektów pikselowych. Zamki umożliwią wykreowanie z poszczególnych modułów (urządzeń) równej, precyzyjnie ułożonej ściany led na wzór klasycznych cabinetów – z tą jednak różnicą, że JDC II (jak i JDC I) posiada zmotoryzowany tilt pracujący w zakresie 184 stopni i z rozdzielczością 16 bitów. Przyglądając się dalej obu urządzeniom można powiedzieć, że i sama struktura ułożenia źródeł led została zachowana. W obu urządzeniach użyto sekcji pikselowych RGB oraz środkowej sekcji beam, nieco przypominającej, czy raczej potrafiącej symulować palnik w klasycznych urządzeniach stroboskopowych. Ale tu podobieństwa się kończą. W JDC I, sekcja RGB zawierała 1320 pikseli, a JDC II posiada ich 1728. Wg producenta testowana, nowa wersja urządzenia posiada o 30 procent więcej skuteczności układu optycznego w stosunku do JDC I. Sekcje te w obu wersjach umieszczono symetrycznie dwóch grupach, a w szczelinie w samym środku części z optyką osadzono wspomnianą już sekcję LED beam. I tu znów JDC II nieco różni się od swojego protoplasty. Jedynka posiadała 216 czipów z możliwością podziału na 12 niezależnych sekcji opartych na diodach CREE. Dwójka natomiast w sekcji beam posiada 86, 10 watowych również białych czipów. W drugiej wersji zachowano możliwość sterowania sekcją beam z podziałem na 12 grup. To zdecydowanie odróżnia ten hybrydowy stroboskop od tych które pamiętamy sprzed dwóch dekad prawda? Co jeszcze przy pierwszych oględzinach rzuca się w oczy? Oczywiście! Klasa IP. JDC II posiada klasę szczelności IP 65, czego nie można powiedzieć o pierwszej wersji.
Wyobrażenia kontra rzeczywistość
Można by powiedzieć, że poprawiono system optyczny, podwyższono klasę szczelności, zastosowano diody nowszej generacji i …. No właśnie! Nic bardziej mylnego. Pomimo kilku wymienionych konstrukcyjnych podobieństw sama elektronika, oprogramowanie i system sterowania jest zupełnie odmienny. Dlaczego? Tu niemieccy inżynierzy postawili na możliwości pracy z efektami animacyjnymi i sterowania urządzeniem np. za pomocą strumienia NDI. Właściwie testując oprawę doszedłem do wniosku, że i owszem przesyłanie strumieni wideo z media serwera są doskonałym rozwiązaniem, ale nie tylko taką alternatywę zafundował producent. Tu kluczowe jest zastosowanie nowoczesnego silnika o nazwie Dual Cortex. Przetwarzanie grafiki 3D i to w czasie rzeczywistym jest banalnie proste. Jest to możliwe dzięki wbudowanym efektom nazwanym DigiFX. Choć dziś ograniczenia w ilości kanałów nie stanowią już przeszkody, to postanowiłem przetestować oprawę pod kątem wbudowanych efektów w optymalnym modzie czyli takim który nie zajmuje setek kanałów. Wybór padł na M2 segment 1-1 46 kanałów (oznaczenie producenta przyp. aut). Tu testom nie było końca. Okazało się, że wspomniany silnik to nie tylko możliwość przywołania danego efektu z presetowej sekcji, ale i też kontrola nad tempem i zakresem kolorów w kilku płaszczyznach. Np. dla efektu ognia można niezależnie ustalić kolorystykę konturów (kolorystykę kształtu efektu) jak i samej, nazwijmy to głównej animacji. Do tego pod kontrolą użytkownika może znaleźć się kierunek samej animacji jak i jej pozycja. Np. wspomniany płomień można przesunąć, nachylić pod odpowiednim kątem lub wyskalować w dowolny sposób. Te możliwości edycji oferowanych efektów oraz tak pokaźna biblioteka może sprawić, że randka z dziewczyną, wieczorna jazda motocyklem, czy ulubiony film na platformie VOD blednie przy tym, co oferuje JDC II. Tak też zresztą uczyniłem. Pożegnałem na kilka wieczorów wspomniane przyjemności i natychmiast zadzwoniłem do dystrybutora, aby przedłużyć czas dla testów w redakcji.
NDI: klucz do przyszłości
Na przestrzeni przynajmniej ostatniej dekady producenci podejmowali wiele prób stworzenia urządzenia, które to będzie powierzchnią animacyjną osadzoną na ruchomych yokach. I taką obecnie mamy rzeczywistość. Urządzenia z dużą ilością pikseli mogą być używane w trybie nazwijmy to dual mode. Oznacza to, że przykładowo kierunkiem oraz jasnością steruję się za pomocą DMX, (czyli z konwencjonalnego sterownika), natomiast źródłem dla animacji może być mediaserwer. Jednak często wymaga to użycia dedykowanego przez producenta interfejsu, ale i też protokołów objętych licencją lub zewnętrznych procesorów wideo. Nie w tym wypadku. Marka GLP postanowiła znacznie ułatwić sprawę. Wewnętrzny silnik pozwala na przetwarzanie strumieni NDI. Wystarczy użyć portów GigaBit EtherCon i życie staje się znacznie prostsze. Jednak czym jest NDI? Tu w prostych słowach opiszę ten rodzaj strumieniowania dla braci świetlików, którzy to jeszcze nie korzystali z tego typu „świecenia”. Skrót NDI oznacza ni mniej ni więcej jak Network Device Interface. Jest to darmowy protokół stworzony przez firmę NewTek. Zasada działania NDI właściwie ogranicza się do prostej głównej zasady- protokół ma zapewnić przesył Video over IP. NDI został zaprojektowany w taki sposób, aby umożliwić dystrybucję profesjonalnego strumienia wideo na żywo za pośrednictwem istniejącej infrastruktury sieciowej. NDI to strumieniowanie z dość wysoką jakością i dokładnością przesyłu tzw. ramek z możliwie niską latencją. Protokół nie jest nowy, bo właściwie został udostępniony użytkownikom już w 2106 roku. Jednak od tego czasu były wdrażane różne transformacje, takie jak wprowadzenie obsługi multisesji pod nazwa NDI-HX. Wracając do JDC – producent przewiduje, że urządzenie JDC II może przyjąć do 4 strumieni NDI. Tu trzeba wziąć pod uwagę ilość pikseli podaną na początku testu. JDC II posiada piksele w ułożeniu 54 w płaszczyźnie poziomej i 2×16 w pionie. JDC zostało zaprojektowane w taki sposób, że jest w stanie przetworzyć wirtualnie ramkę w standardzie 54×36 pikseli pomimo nieco mniejszej fizycznej płaszczyzny. Teraz wystarczy wyobrazić sobie powiedzmy 100 JDC II połączonych tak, że stanowią jedną matrycę. Nic dziwnego, ze największe firmy oświetleniowe w Polsce już zamówiły spore ilości tych urządzeń.
Czy tylko wysublimowane efekty?
Wydaje się, że dość obszernie opisałem temat dotyczący efektów animacyjnych. Ale czy to urządzenie może pracować też jako „zwyczajna” oprawa? I owszem! Producent zaimplementował obecnie 5 trybów pracy, ale to nie jest ostatnie słowo. Instrukcja obsługi wygląda tak, jakby sprawdzian niefrasobliwego ucznia poprawiała kolorem czerwonym wściekła polonistka. Kolor czerwony w wspomnianej instrukcji dotyczy rzeczy, które dopiero pojawią się w tym urządzeniu, a jest ich sporo. Właściwie nie ma strony, gdzie producent nie zaznacza, iż w przyszłości pojawią się nowe funkcje…. Wracając do tematu pracy z prostszymi mode’ami. Użytkownik może wybrać np. tryb oznaczony jako 12 na 12 lub 12 na 24. Pozwala on na niezależną kontrolę nad dwunastoma lub 24 sekcjami modułów RGB jak i na niezależne tworzenie efektów opartych na 24 sekcjach. Oznacza to, że każdy z pionowych segmentów zostaje podzielony jeszcze na pół. Tym samym sekcje oznaczone jako „sub” (przynajmniej taki opis pojawia się w mojej bibliotece) będą podzielone na 8 pikseli w pionie i 9 w poziomie. Niezależnie od tego sekcja środkowa beam również jest podzielona na 12 sekcji. Tym samym wspomniane zestawy 10 watowych białych diod (imitujące palnik) mogą pracować z dowolnym chasem tworząc nawet skomplikowane przebiegi. Sekwencje w 24 blokach można programować dowolnie lub korzystać z gotowych presetów. Pełna kontrola dotyczy kolorów i natężenia, a także koloru typu background.
Nie mogę się doczekać
Niestety test redakcyjny ma swoje ograniczenia. Pracujemy tylko i wyłącznie na jednym testowym egzemplarzu. I choć mogłem ocenić moc w sensie jasności oprawy również w warunkach zamkniętej sceny (robi wrażenie), to jednak tylko oczyma wyobraźni byłem w stanie zobaczyć kilka, kilkanaście, czy kilkaset takich opraw, działających jako dajmy na to jedna ściana horyzontalna. Tym samym nie mogę się doczekać, kiedy będę miał okazję ujrzeć Jacka Danielsa z Colą w wersji II w znacznie większych ilościach. Mówiąc poważnie to mam wrażenie, że GLP rzuciło dość poważne wyzwanie konkurencji. Rokuję spory sukces rynkowy tej oprawie!
Tekst: Paweł Murlik, Muzyka i Technologia