Mogłoby się wydawać, że rynek programów DAW jest już nasycony, a dominującą, od wielu zresztą lat, pozycję zajmuje na nim kilka, doskonale znanych użytkownikom produktów, stale rozwijanych i udoskonalanych. Często jest też tak, że jeśli ktoś zaczyna korzystać z konkretnego oprogramowania, przyzwyczai się do niego, to przy nim już pozostaje. Jednak warto śledzić nowości, bowiem co jakiś pojawiają się nie tylko ciekawe, innowacyjne rozwiązania, ale także charakteryzujące się nieco innym podejściem do stylu pracy, które może okazać się dla części użytkowników wygodniejsze. Na przykład ze względu na silne powiązania ze sprzętem i próbę przeniesienia jego funkcjonalności do komputera. Doskonałym przykładem jest Mixbus firmy Harrison, który jest z nami już od kilkunastu lat, bowiem pierwszą wersję wypuszczono w 2009 roku i od razu była nominowana do nagrody TEC. Obecnie oferowana jest wersja z numerem 10 i jej poświęcimy ten materiał.
Warto też poświęcić parę zdań historii samej firmy, bowiem jest – na tle innych producentów DAW – dość nietypowa, co ma istotny wpływ na kluczowe cechy bohatera tego artykułu. Zwykle te programy są dziełem przedsiębiorstw typowo softwarowych, które od tego segmentu rynku zaczynały, w nim się specjalizując. Z czasem poszerzają one swoje oferty o sprzęt, jak interfejsy, kontrolery itp. W omawianym wypadku mamy jednak do czynienia z tradycją sięgającą pół wieku wstecz, do czasów gdy niepodzielnie królowała technologia analogowa. Firma ma siedzibę w Nashville w stanie Tennessee, ale działa globalnie, a w 2023 roku została przejęta przez Solid State Logic, stając się tym samym częścią brytyjskiego holdingu Audiotonix, istniejącego od 2014 roku. Wszystko zaczęło się jednak na początku lat 70. Wówczas to Dave Harrison działał przede wszystkim jako dealer sprzętu nagraniowego, wiążąc się z Music Center Incorporated (MCI), dla której w 1972 roku zaprojektował konsoletę JH-400, która w tamtym czasie była czymś zupełnie nowym, znacznie ułatwiającym łączenie miksera z wielośladowym magnetofonem, co upraszczało pracę w studiu. W konsekwencji tego, w 1975 roku, założył własną firmę, Harrison Consoles. Wyspecjalizowała się ona właśnie w wysokiej klasy konsoletach, ale także innych urządzeniach wykorzystywanych w produkcji muzycznej, filmowej, czy po prostu szeroko rozumianym przemyśle nagraniowym. Wraz z coraz szerszym upowszechnianiem technologii cyfrowej, także Harrison zaadaptował ją na swoje potrzeby. Obecnie zatem logo producenta możemy znaleźć zarówno na konsoletach, jak i wtyczkach (często będących softwarowym odpowiednikiem własnych rozwiązań), czy wreszcie programie DAW. Zaś sam Dave Harrison, w uznaniu zasług dla przemysłu nagraniowego, został członkiem Audio Engineering Society.

Harrison Mixbus 10 i najbardziej charakterystyczny dla tego DAW widok, czyli okno Mix, z wirtualną reprezentacją konsolety.
Pora zatem skupić się na Mixbus 10, zaczynając od pytania co czyni ten program wyjątkowym i różniącym się od innych? Otóż zdecydowana większość DAW powstała z myślą o środowisku komputerowym, co znajduje odbicie w ich filozofii, sposobie pracy, czy strukturze interfejsu. Innymi słowy – optymalizowano je właśnie jako software. Jeśli się zastanowimy, to zdecydowana większość znanych nam DAW (poza nielicznymi wyjątkami) jest pod wieloma względami do siebie podobna – co jednak wynika z wygody użytkowania, czytelności obszaru roboczego, czy dostępności wszystkich funkcji. Współcześnie jest to standard, który rozumie bodaj każdy, kto zajmuje się produkcją muzyczną, czy szerzej audio – nie tylko rozumie, ale także doskonale opanował umiejętność posługiwania się takim narzędziem. Mixbus nie wywraca tej koncepcji do góry nogami, ale za punkt wyjścia bierze sprzęt, a przede wszystkim konsolety (oczywiście Harrison). Filozofia pracy, interfejs graficzny jest zatem zbliżony do tychże konsolet, oddając ich funkcjonalność tak wiernie, jak jest to tylko możliwe, łącząc ją z układem ścieżek. Użytkownik otrzymuje zatem kompletny i naprawdę potężny mikser, z doskonale wyposażonymi torami sygnałowymi, a do tego zintegrowany rejestrator wielośladowy. Producent podkreśla, że jednym ze szczególnie ważnych atutów jest True Analog Mixing Engine, czyli przeniesiony ze sprzętowej konsolety (a ściślej – na niej wzorowany) silnik, na który składa się mikser z kanałami wyposażonymi w zestaw narzędzi wysokiej jakości, jak znakomite korektory, kompresor, nasycenie, czy panorama. Mixbus 10 jest zatem optymalnym rozwiązaniem dla kogoś, kto zdecydowanie lepiej czuje się pracując ze sprzętem i chciałby korzystać z oprogramowania, które ma te same cechy. Oczywiście jest to także DAW, który może być hostem dowolnych wtyczek innych producentów. Warto też podkreślić, że nie ma on jakichś wygórowanych wymagań sprzętowych i może być z powodzeniem zainstalowany nawet na starszym i słabszym komputerze (zarówno stacjonarnym, jak i laptopie). Producent rekomenduje co najmniej dwurdzeniowy procesor, 2 GB pamięci RAM, 600 MB przestrzeni dyskowej na sam program, a także monitor o rozdzielczości pionowej co najmniej 900 pikseli (zalecana to 1200 i więcej). Dostępne są wersje na MacOS, Windows, a także – co nie jest częste – dla Linuxa. W pierwszym wypadku wymagany jest system 10.14 Mojave lub nowszy (w przypadku Intela), względnie 11 Big Sur (i nowsze oczywiście). DAW może być hostem wtyczek w formacie AudioUnit, VST, VST3 oraz LV2. W przypadku Windows wymagany jest 64-bitowy system 7 lub nowsze, ASIO (zalecane, choć Mixbus zadziała nawet na wbudowanych kartach dźwiękowych, np. na laptopie) – zaś akceptowane formaty wtyczek to VST, VST3 oraz LV2. Gdy mowa o Linuxie, wymagany jest system w wersji 2.6 lub nowszej (64-bitowy), zaleca się także korzystanie z AVLinux, względnie UbuntuStudio, czy też CCRMA.

Ten widok, czyli Edit, najbardziej przypomina znane z innych programów DAW – ułożone poziomo ścieżki, zaś w lewej strony ustawienia i wtyczki na zaznaczonym śladzie.
W zależności od naszych potrzeb i budżetu mamy do wyboru jedną z trzech wersji programu – przy czym oznaczona jako Mixbus 10 jest tą podstawową, ze wszystkimi funkcjami, znakomitym dźwiękiem itd. Mixbus 10 Plus zawiera dodatkowo bramkę na każdym kanale wejściowym oraz 19 wtyczek Harrison XT, których wartość (zgodnie z deklaracją producenta) – gdyby je kupować osobno – czterokrotnie przekracza cenę tej wersji DAW. I wreszcie najwyższa wersja, Mixbus 10 Pro, która ma oczywiście wszystko co podstawowa i Plus, a ponadto korektor SSL 9000J na każdym kanale i pozwala na pracę w formacie Dolby Atmos. Ta ostatnia kwestia jest szczególnie ważna dla osób zajmujących się udźwiękowianiem filmów, materiałów dla serwisów streamingowych itp. Co więcej, umożliwia eksport gotowego mastera, który można następnie publikować w odpowiednim serwisie. Możliwy jest monitoring szyny głównej Immersive poprzez system audio 7.1.4, albo w słuchawkach, z wykorzystaniem narzędzia do konwersji binauralnej. Wracając na moment do kwestii wymagań systemowych i sprzętowych – musimy mieć na uwadze, że odnoszą się one do samego programu Mixbus 10. Osobną kwestią jest interfejs audio, który może mieć znacznie wyższe, czy też wtyczki innych producentów. Także pojemność dysku musi być taka, by zagwarantować na miejsce na nasze projekty. Zaś w przypadku pracy z zaawansowanymi projektami, z wielokanałową projekcją dźwięku, czy wręcz użyciem Dolby Atmos, będziemy potrzebowali jednak naprawdę wydajnego komputera i bardzo pojemnych dysków. Tak zupełnie na marginesie i bez związku z tematem artykułu zauważam, że bardzo często wymagania sprzętowe oprogramowania rosną znacznie szybciej niż jego funkcjonalność… Ale nie w przypadku Mixbus 10, na nasze szczęście. Omawiany DAW ma jeszcze jedną, bardzo cenną zaletę. Wielu użytkownikom jest w stanie dostarczyć wszystko, czego potrzebują i w swojej pracy nie będą potrzebować innych narzędzi, czy wtyczek innych producentów, Wszystko oczywiście zależy od stylu pracy i zadań. Tor sygnałowy Mixbus 10 zawiera wszystko, co ma kanał miksera wysokiej jakości, a nawet więcej. Jeśli zatem ktoś po prostu nagrywa kolejne instrumenty, czy głosy i oczekuje, że już takie nagranie będzie wysokiej jakości, gotowe do zmiksowania, masteringu i renderowania jako finalny produkt, to omawiany DAW może być idealnym narzędziem. Oczywiście każde bardziej zaawansowane działania mogą być z powodzeniem realizowane, bowiem program jest przecież także standardowym hostem popularnych formatów wtyczek. Nowa wersja oferuje nie tylko wiele udoskonaleń, ale także dodatkowe funkcje, czy elementy. Przejęcie przez SSL umożliwiło dodanie wspomnianego korektora SSL 9000J na każdym kanale, dostępna jest też opcja pre fader w każdej z 12 wysyłek na kanałach.

Ponownie najbardziej charakterystyczny widok, czyli okno Mix, z wirtualną reprezentacją konsolety. Tutaj widzimy również panele wtyczek, co pozwala na bardzo intuicyjną pracę, praktycznie niemal tożsamą z obsługą prawdziwej konsolety.
Producent oferuje możliwość ściągnięcia i zainstalowania programu w trybie demo, co pozwala na zapoznanie się z jego możliwościami, wypróbowanie w praktyce i podjęcie decyzji czy to jest to, co nam odpowiada. DAW działa w tym trybie tak długo, dopóki nie zakupimy licencji i nie dokonamy autoryzacji. Oczywiście jest kilka ograniczeń, o których trzeba pamiętać. Nie możemy eksportować masterów ADM (Dolby Atmos), wtyczki XT są dostępne tylko przez minutę po uruchomieniu, zaś na wyjściu programu pojawia się (trwający kilka sekund) dyskretny szum – obecny także w renderowanych plikach audio. Tu jednak chciałbym podkreślić, że dotyczy to tylko wyjść – nie pojawia się na nagranych ścieżkach audio, co oznacza, że jeśli w fazie testowania demo rozpoczęliśmy jakiś projekt, który przypadł nam do gustu i chcemy go kontynuować, to po zakupie licencji możemy już normalnie go rozwinąć, dokończyć i wyeksportować – bez żadnych ograniczeń.

Widok Rec, okna będącego wirtualną reprezentacją wielosladowego rejestratora. W tym widoku, optymalizowanym pod kątem sesji nagraniowych, mamy kontrolę na parametrami zapisu wszystkich śladów.
Mixbus 10 umożliwia pracę z projektem, który będzie miał praktycznie nieograniczoną liczbę ścieżek audio, względnie MIDI (bowiem jak każdy inny DAW pozwala na pracę ze sprzętem, np. syntezatorami, efektami itp.), w którym uruchomimy także wtyczki innych producentów. Każdy kanał zawiera komplet narzędzi bardzo wysokiej jakości, które są odwzorowaniem firmowego sprzętu, ponadto 12 wysyłek, przełącznik polaryzacji itp. Szyna Master zawiera m. in. emulację nasycenia analogowej taśmy (dostępne są dwa tryby saturacji), mierniki wysterowania, czy limiter. Ważną funkcją jest także automatyczna kompensacja opóźnienia, dzięki czemu żaden dźwięk nie zostanie przesunięty w czasie po przepuszczeniu przez wtyczki. Pluginy mogą także pracować w trybie side chain (o ile oczywiście one same oferują taką opcję). Ciekawie i bardzo mądrze rozwiązano funkcję undo – operację da się cofnąć nawet po ponownym otwarciu zamkniętego i zapisanego projektu. Jak przystało na typowy program DAW, oferuje on niezbędne narzędzia pomiarowe, do analizy True Peak, LUFS itd. Ponieważ firma Harrison praktycznie od początku wytwarzała urządzenia wykorzystywane także w udźwiękowianiu filmów, tę funkcjonalność przejął także Mixbus. Mamy zatem okno wideo, możliwość eksportu plików w najważniejszych formatach, generowanie i synchronizacja SMPTE, czy też generalnie pracę ze ścieżkami wideo. Omawiany program jest zatem idealnym narzędziem dla osób tworzących nie tylko muzykę filmową, ale generalnie pracujących z dźwiękiem w szeroko rozumianym filmie. Wiele zadań ułatwiają pożyteczne funkcje, jak sterowanie wieloma tłumikami jednocześnie. Możliwe jest tworzenie mam tempa, włącznie z ich importowaniem z plików MIDI. Gdy zaś mowa o samym MIDI, dostępna jest funkcja learn, przypisywanie parametrów wirtualnym pokrętłom itd. Program jest kompatybilny z protokołem Mackie, co pozwala na kontrolę za pomocą zewnętrznych sterowników z tłumikami – także zmotoryzowanymi. Niejako już od pierwszego uruchomienia DAW jest także gotowy do współpracy z popularnymi urządzeniami takich firm, jak Presonus, Mackie, czy Behringer. Mixbus pracuje także z protokołem OSC, zatem może być kontrolowany zdalnie za pomocą tabletów, czy innych urządzeń mobilnych (z systemami iOS lub Android), które działają poprzez sieć. Możemy także użyć skryptów Lua. No i wreszcie zaawansowane funkcje eksportu materiału – czy to kompletnego miksu, czy wielu ścieżek. A nawet jednoczesnego w kilku formatach. Za pomocą omawianego programu możemy wyprodukować niemal dowolny master, gotowy do publikacji, czy też wykorzystania w oczekiwany sposób.

Widok okna Cue, czyli przestrzeni do pracy z klipami, scenami itp.
Mixbus zasadniczo zawiera cztery główne strony / widoki – jednym z nich jest Rec, czyli po prostu wielośladowy rejestrator, który bardzo przypomina swoje sprzętowe odpowiedniki. Od razu możemy nagrać kompleksowy projekt, na przykład podczas koncertu, czy sesji z orkiestrą, która – co zrozumiałe – musi grać razem, a każdą sekcję będziemy chcieli mieć na osobnych śladach. Ten widok jest bardzo wygodny, bowiem nie tylko pozwala nam dostrzec co dzieje się na wszystkich kanałach jednocześnie, ale także bez skakania po różnych menu ustawić wszystkie parametry i powłączać co trzeba. Kolejną stroną jest Edit, która najbardziej przypomina inne programy typu DAW, bowiem jest widokiem poszczególnych ścieżek na osi czasu – mamy to zatem nagrane dźwięki lub pliki MIDI, a wszystko możemy dowolnie powiększać, albo pomniejszać, by mieć w obszarze roboczym dokładnie to, co jest nam aktualnie potrzebne. To tutaj przycinamy, formujemy pliki audio, przesuwamy w czasie, aplikujemy różne wtyczki, wprowadzamy automatykę parametrów itd. Możemy też ustawić monitoring dla uczestników sesji nagraniowej, skorzystać z tłumików VCA, odtworzyć wideo, dokonać analizy poziomu, wykonać proces normalizacji itd. Strona Cue dedykowana jest tym użytkownikom, którzy pracują z pętlami i klipami audio, czy MIDI – w jakimś stopniu przypomina to zatem sposób pracy z Ableton Live i podobnymi programami. Uwzględnienie także takiego widoku jest jedną z zalet Mixbus, bowiem w ramach jednego oprogramowania otrzymujemy wiele funkcji, sprawdzających się zarówno na żywo, jak i w studiu. I wreszcie strona Mix, czyli właśnie to, co najbardziej odróżnia omawiany DAW od innych, owa wirtualna konsoleta Harrison, z widokiem poszczególnych kanałów, szyn miksujących, AUX i wszystkich elementów. Mamy tu zatem także indywidualne dla ścieżek korektory, kompresory i inne elementy, które wyglądają i co do zasady działają jak w przypadku sprzętu.

W osobnym oknie możemy także zarządzać połączeniami audio.
Podczas pierwszego uruchomienia pojawia się okno z ustawieniami audio, w którym określamy urządzenie (interfejs audio), wielkość bufora, częstotliwość próbkowania itd. Możemy otworzyć pusty projekt, który skonfigurujemy od podstaw, albo skorzystać z kilku oferowanych szablonów. Firmowe szablony są zresztą dostępne dla wielu innych operacji, co docenią przede wszystkim początkujący użytkownicy. Generalnie praca z Mixbus 10 przypomina obsługę innych DAW, bo w tej dziedzinie nie ma potrzeby robić rewolucji, a wypracowane standardy są po prostu najbardziej wygodne. I tak naprawdę, jeśli ktoś ma już doświadczenie z innym programem tego typu, relatywnie szybko przyzwyczai się do specyfiki nowego narzędzia. Zasady są bowiem te same – mamy ścieżki audio, względnie MIDI, na których znajdują się pliki z danymi. Nagrane lub zaimportowane do programu. Każda ścieżka pozwala na uruchomienie wtyczek, a także ich przearanżowanie – jak choćby zmianę kolejności. Wraz z Mixbus 10 instalujemy pokaźny pakiet pluginów, które powinny wystarczyć do realizacji podstawowych zadań. Jeśli na tym samym komputerze mamy już inny DAW, w związku z czym istnieje folder na wtyczki innych producentów, nowy program powinien je od razu widzieć, umożliwiając ich uruchomienie na ścieżkach. Możemy to zrobić w oknie Edit, ale także Mix, dwa razy klikając w obszar ścieżki. Wyświetli się nam lista dostępnych efektów, ewentualnie także komunikat o możliwości przeskanowania dysku w poszukiwaniu pluginów. Szczegółowe omówienie każdej wtyczki znacznie wykracza poza ramy tego tekstu, zresztą jest to zestaw dość typowy – podobny do tego, co zwykle otrzymujemy wraz z DAW. Mamy tu zatem całą kolekcję ACE, korektory, kompresory, ekspandery, filtry, pogłos, delay itp. Nie jest ich może bardzo dużo, ale zaspokajają podstawowe potrzeby, a do bardziej zaawansowanych projektów i tak zwykle wykorzystujemy narzędzia innych producentów i tu każdy ma swoje indywidualne potrzeby i oczekiwania. Grupa wtyczek XT (przypomnijmy, dostępnych jedynie w wersjach Plus i Pro) oferuje jeszcze więcej – mamy tu bardziej zaawansowane pogłosy i delay, efekty modulacyjne, jak chorus, termolo, phaser i inne, różne kompresory (w tym także wielopasmowe), korektory, bramki. Wiele z tych procesorów ma wersje monofoniczne i stereo. Natywne wtyczki Harrison mają dość charakterystyczny interfejs graficzny, bardziej przypominający rozwiązania sprzed lat, ale traktuję to jako świadomy styl vintage – nie znam wczesnych wersji Mixbus, być może zatem jest to jeszcze spadek po nich. Zresztą powiedzmy to wprost – w narzędziach do pracy z dźwiękiem tak naprawdę znaczenie ma właśnie sam dźwięk. Reszta to dodatek, podnoszący ewentualnie wygodę użytkowania. Jak wspomniałem, wraz z programem otrzymujemy spory pakiet pluginów, co jest oczywiście standardem, ale i tak będziemy to uzupełniać kolejnymi, bardziej wyspecjalizowanymi i odpowiadającymi naszym potrzebom. Wszystko zależy od tego, czym się zajmujemy – czy jest to muzyka klasyczna, w związku z czym zwykle nagrywamy instrumenty solo, czy większe składy, czy to udźwiękowianie filmów, rock, elektronika itp. Na pewno warto uzupełnić pogłosy, delaye, a także narzędzia do radykalniejszej ingerencji w dźwięk – jak przestery, filtry, czy też inne. Pracując z dźwiękiem wielokanałowym, immersyjnym także należy pomyśleć o odpowiednich wtyczkach, bo takowych w Mixbus zbyt wielu nie ma – praktycznie poza konwerterem na format binauralny, do odsłuchu w słuchawkach.

Okno natywnej wtyczki Harrison XT-3D Delay.
Omawiany DAW ma dość charakterystyczny interfejs graficzny, w którym dominują odcienie szarości. To kwestia gustu, dla kogoś taka stonowana kolorystyka jest idealna, innym może wydać się nieco smutna. Na pewno nie jest to program najbardziej podążający za modą i wyglądający szczególnie współcześnie. Rozumiem jednak intencje twórców – chodzi o nawiązanie do sprzętu, konsolet Harrison i łatwą orientację dla tych, którzy preferują styl pracy narzucany przez urządzenia, a nie środowisko komputerowe. Oczywiście do pewnego stopnia można indywidualizować wygląd okien – nadawać ścieżkom i plikom na nich różne kolory, wyregulować kontrast, powiększać obszar roboczy, poszerzać wybrane ścieżki. W oknie Mix, ale także Edit możemy widzieć wirtualny rack wtyczek, albo ich panele sterowania, z potencjometrami, przyciskami. W tym miejscu jednak konieczna jest pewna uwaga – o ile Mixbus ma naprawdę skromne wymagania sprzętowe, gdy chodzi o procesor, system, pamięć – to ekran powinien być jednak dość duży. By zapewnił nam dobrą widoczność wszystkich detali, elementów regulacyjnych, a tym samym usprawnił obsługę. W celach testowych uruchomiłem omawiany DAW także na starym laptopie z Windows 7, do tego nie podłączając żadnego interfejsu audio – i wszystko działało. Teoretycznie więc da się nawet pracować w podróży, pociągu, samolocie – mając laptop na kolanach i słuchawki na uszach. Jednak myśląc o poważniejszych zastosowaniach zalecałbym dobry monitor. W przeciwnym razie będziemy musieli ciągle coś powiększać, wytężać wzrok, co w konsekwencji szybko zmęczy nam oczy i pogorszy komfort pracy. Oczywiście wiele sekcji można sobie otworzyć, ułatwić zadanie, ale szybko przekonałem się – co zresztą jest typowe dla każdego bodaj DAW – że dobry i w miarę duży ekran jest naprawdę bardzo przydatny.

Panel wtyczki XT-EQ.
Wszystkie okna mają pewne cechy wspólne – górny pas zajmuje sekcja transportu (którą można także otworzyć osobno), szereg przycisków funkcyjnych, wyświetlacz czasu, pokazujący go zarówno w wartościach muzycznych (taktach) jak i bezwzględnych (minutach, sekundach itd.), zaś po prawej (w górnym rogu) mamy cztery przyciski przełączające między oknami. Wielu użytkowników jest raczej przyzwyczajonych, że transport i czas znajdują się na dole, ale chyba nie powinno stanowić problemu. W górnej części mamy także typowe narzędzia, jak przycinanie plików znajdujących się na ścieżkach, zaznaczanie obszarów i kilka innych. W oknie Mix widzimy wirtualny mikser i nasze ścieżki – jeśli jest ich więcej, trzeba przesuwać obszar roboczy, jak w każdym tego typu programie. Nad tłumikami znajduje się obszar wtyczek – przyciskiem aktywujemy widok poszczególnych efektów i możemy jest dowolnie przesuwać ściągając myszą. Zamiast tego widoku, możemy też wyświetlić sobie panele pluginów i edytować ustawienia. W oknie Edit ścieżki ułożone są poziomo, a tor sygnałowy zaznaczonej ścieżki pojawi się po lewej stronie, tutaj możemy obsługiwać wtyczki dokładnie w taki sam sposób. Możliwe jest także umieszczanie ich przed lub po tłumiku (pre / post fader). Jak już wspomniałem, na każdej ścieżce mamy już domyślnie bramkę, kompresor oraz korektor. W ostatnim wypadku mamy do wyboru dwa warianty (ale tylko w wersji Pro): 32C (czyli emulację sprzętu z konsolety Harrison 32C, dostępną w każdej wersji programu), albo SSL 9000J (emulację konsolety serii J). Nie będę się wypowiadał na temat wierności odwzorowania, nie mając możliwości porównania w trakcie testów, ale też nie uważam jej za coś szczególnie istotnego. Kluczowa jest tu jakość korektorów, a ta jest bardzo wysoka – na tyle, by w ogromnej większość wypadków nie potrzebować innych korektorów. Są bardzo naturalne, mają w sobie coś analogowego, ciepłego i miłego dla ucha. Bez względu na materiał źródłowy potrafią wydobyć z niego najlepsze cechy – chwilami miałem wrażenie, że cokolwiek bym nie zrobił, rezultat zawsze brzmiał dobrze. I choć nikt nie decyduje się na konkretny DAW wyłącznie ze względu na korekcję, ta na pewno jest jedną z najmocniejszych stron Mixbus 10. Mariaż Harrison z SSL trwa od niedawna, zatem interesujące może być pytanie co też takiego pojawi się w kolejnych wersjach tego DAW, jakie elementy przejęte z Solid State Logic. I ten fakt, choć na razie pozostający w jakimś stopniu w sferze życzeń, także przemawia na korzyść omawianego oprogramowania.

Okno wtyczki XT-CC Console Compressor.
W ostatnich latach wiodący producenci oprogramowania tego typu zaczęli dodawać możliwość pracy w formacie Dolby Atmos, co wciąż jest i zapewne pozostanie zajęciem zastrzeżonym dla mniejszej liczby studiów. W domowej pracowni trudno jest zbudować kompatybilne z tym standardem nagłośnienie, a praca w słuchawkach, z mixdownem binauralnym nie daje w pełni satysfakcjonujących efektów. No i kwestia dystrybucji, przeznaczenia końcowego rezultatu. Na pewno jeśli działamy w branży filmowej, zajmując się dźwiękiem. Muzyka? Pomimo spektakularnych wrażeń słuchowych jest to wciąż bardzo niszowa dziedzina, z wąskim gronem potencjalnych odbiorców. Ale bardzo dobrze, że Mixbus 10 (w wersji Pro) został pod tym kątem przygotowany. W ramach tego samego projektu możemy zrealizować różne miksy – immersysjny Dolby Atmos, stereofoniczny, binauralny – i każdy osobno renderować. Program ma szereg narzędzi do pracy z takim dźwiękiem, jak choćby sekcja panoramy immersyjnej. Problematyka pracy, miksowania materiału audio w tym standardzie jest bardzo złożona i stanowi temat nie na kolejny artykuł, ale parę książek. Czy Mixbus 10 Pro stanowi zatem absolutnie kompletne środowisko pracy w Dolby Atmos i niczego więcej nie będziemy potrzebować? To zależy – od tego z jakim materiałem wejściowym mamy do czynienia i co chcemy osiągnąć. Do zaawansowanych projektów będziemy potrzebować składników, których ten DAW nie posiada (ale też nie ma ich obecnie w pakiecie żaden inny), jak wtyczki pogłosowe, symulujące odbicia w przestrzeni 3D, a nie tylko stereo, czy inne efekty immersyjne. To jednak kwestia samego standadu i metod pracy, a nie wyposażenia tego, czy innego DAW. Mixbus 10 został przygotowany do pracy w ramach Dolby Atmos i za to jego twórcom należy się pochwała.

W przypadku wtyczek możemy także zarządzać połączeniami, poprzez pokazany tutaj panel Pin Configuration.
Okno Rec jest inną formą prezentacji projektu, zatem ścieżek, wzorowaną na wielośladowych magnetofonach. Tutaj mamy wygodniejszy podgląd ustawień nagrania, wysterowania poszczególnych ścieżek. Podkreślam, nie jest to osobna funkcja, ale właśnie inna forma prezentacji, która może być wygodniejsza podczas nagrań większych składów, gdy poszczególne instrumenty, czy sekcje sa jednocześnie zapisywane na indywidualne ślady. W każdej chwili możemy przełączyć się na okno Edit i podpatrzeć przebiegi fal dźwiękowych – w zależności co będzie nam potrzebne. Po raz kolejny doceniam wysiłki twórców tego oprogramowania, by stworzyć narzędzie sprawdzające się w wielu sytuacjach – w studiu, podczas kolejnego dodawania pojedynczych ścieżek, czy też ich jednoczesnego nagrywania na setkę, podczas rejestracji koncertu, przy udźwiękowieniu filmu. A także jako narzędzia do gry na żywo – bowiem nie zapominajmy o czwartym oknie – Cue, które umożliwia pracę z loopami, klipami i scenami. Jeśli zatem ktoś potrzebuje jednego, zintegrowanego środowiska pracy, a jednocześnie będzie występować na scenie, nagrywać w studiu, robić dźwięk do filmu – Mixbus okaże się rozwiązaniem bardzo uniwersalnym.

– Każdą ścieżkę można dowolnie powiększyć (w pionie i poziomie), by widzieć przebieg fali. Mixbus oferuje także automatykę, którą można wprowadzać na kilka sposobów, przy czym wykres zmian ma w tle – dla ułatwienia – powtórzony przebieg fali dźwiękowej.
Pora zatem zadać kilka istotnych pytań – jakim DAW jest omawiany program, jaką oferuje jakość dźwięku i jakie są wrażenia z pracy w nim. Mam przy tym świadomość, że jest to dla mnie pierwszy kontakt z tym produktem, a za mną stoją dziesięciolecia tworzenia muzyki za pomocą innych DAW, do których się przyzwyczaiłem, polubiłem i poznałem, jak to się kiedyś mawiało – jak własną kieszeń. Do testowania Mixbus 10 przystąpiłem niejako z marszu, praktycznie bez studiowania instrukcji obsługi, wychodząc z założenia, że z takim narzędziem jest jak z samochodem – są rożne modele, różnie wyposażone, ale jeśli umie się po prostu prowadzić, to wsiadając za kierownicę dowolnego z nich damy sobie radę. I okazało się, że niewiele razy musiałem posiłkować się instrukcją, by odnaleźć coś, co w znanych mi DAW było rozwiązane nieco inaczej, inaczej się nazywało, albo było w nieco innym miejscu. Interfejs graficzny Mixbus 10 jest specyficzny, może nie najnowocześniejszy, niekoniecznie kuszący kolorystyką i ogólnym wyglądem, ale stworzono go z myślą o użytkownikach nauczonych fachu na sprzęcie, albo po prostu taki – hardwarowy styl preferujący. I nadmieniam, że nie jest to kwestia wieku, bo znam wielu młodych twórców, którym niespecjalnie jest pod drodze z komputerem i jeśli mają z niego korzystać, chcieliby widzieć w nim odwzorowanie świata realnego. Zanim przejdę do kwestii najważniejszych, jeszcze po drodze spróbuję odpowiedzieć na pytanie jak wygląda hipotetyczna przesiadka z innego DAW na Mixbus 10. No właśnie mniej więcej jak z jednego samochodu do innego. Jeśli mamy już duże doświadczenie, damy sobie szybko radę. Na początku będziemy może trochę się gubić, chcąc coś zrobić po staremu, a tu jest inaczej, ale ja po krótkim czasie byłbym już w stanie pracować w tym środowisku i sądzę, że podobne doświadczenia miałby każdy. Czy to oznacza, że każdemu program przypadłby do gustu? Zapewne nie – ma swoją specyfikę i jeśli się ją polubi, trafi w nasze oczekiwania, to jesteśmy w domu. Na pewno jest to dobra propozycja dla tych, którzy wykonują różne prace, także zlecone i muszą szybko zmieniać swoje środowisko pracy w zależności od potrzeb. Zaletą omawianego DAW jest także to, że dzięki oknom Edit i Mix praktycznie wszystkie kluczowe parametry mamy na wierzchu, od razu widoczne. Ustawiamy podstawowe wtyczki na ścieżkach, sprawiamy, by ich panele były widoczne (korekcja, kompresja) i działamy. A zatem – jak to brzmi? Świadomie używam pewnego skrótu myślowego, bo DAW sam w sobie przecież nie “brzmi”. Cóż, pamiętajmy, że w naszym systemie musimy uwzględnić jeszcze jeden element, o fundamentalnym znaczeniu dla jakości dźwięku – interfejs audio. I to ona tak naprawdę będzie w dużej mierze miał wpływ na dźwięk. Mixbus 10 jest na tym samym poziomie co innego topowe programy tego typu, a jakość uzyskanego efektu zależy od wielu czynników – nie tylko sprzętu i oprogramowania, ale także od naszych umiejętności. Ujmując to inaczej – w odpowiednich warunkach uzyskamy profesjonalne materiały najwyższej jakości. Bardzo cenną zaletą są gotowe do pracy tory sygnałowe, ze świetnymi korektorami i kompresorami. Tutaj naprawdę mamy do czynienia z wirtualną wersją konsolety. Kolekcja wtyczek w pełni wystarczy do podstawowych zadań, a resztę dokupimy. Słowem – Mixbus to rasowy DAW do najbardziej ambitnych zadań.

W zależności od naszych potrzeb i budżetu mamy do wyboru jedną z trzech wersji programu – przy czym oznaczona jako Mixbus 10 jest tą podstawową, ze wszystkimi funkcjami, znakomitym dźwiękiem itd. Mixbus 10 Plus zawiera dodatkowo bramkę na każdym kanale wejściowym oraz 19 wtyczek Harrison XT, których wartość (zgodnie z deklaracją producenta) – gdyby je kupować osobno – czterokrotnie przekracza cenę tej wersji DAW. I wreszcie najwyższa wersja, Mixbus 10 Pro, która ma oczywiście wszystko co podstawowa i Plus, a ponadto korektor SSL 9000J na każdym kanale i pozwala na pracę w formacie Dolby Atmos.
Podsumowanie
Mixbus 10 pojawił się praktycznie dokładnie po 15 latach od premiery pierwszej wersji. To wystarczająco dużo czasu by stał się produktem bardzo dojrzałym, nawet jeśli na rynku ma konkurentów, którzy są od niego ponad dwukrotnie starsi. Warto też pamiętać, że stoi za nim firma, któa ma 50-letnie doświadczenie w produkcji sprzętu, zwłaszcza zaś konsolet, które charakteryzują się doskonałą integracją ze sprzętem nagrywającym. Twórcy użytych algorytmów nie analizowali zatem cudzych rozwiązań, ale przenosili do komputera i domeny cyfrowej własne, wypracowane przez dziesięciolecia. Mariaż z SSL też zrobił swoje, a ten aspekt cały czas będzie rozwijany. Mixbus z pewnością nie jest tak znany, jak kilka innych tego typu programów, ale ma swoje grono użytkowników, których reputacja świadczy o jakości tego DAW. Ma swoje zalety, które starałem się wymienić, jak i specyfikę, którą się polubi, albo i nie. Na pewno jest rozwiązaniem bardzo uniwersalnym – pozwala na pracę z klipami i scenami, nagrywanie wielośladowe całej orkiestry, albo ścieżka po ścieżce, tworzenie dźwięku do filmu, pracę z wideo – a w wersji Pro nawet w standardzie Dolby Atmos. Trzeba przyznać, że to sporo.
Plan biznesowy Harrison zakłada, że mamy wybór między trzema wersjami, które dość zasadniczo różnią się ceną. A jak bardzo funkcjonalnością? Otóż sercem jest zawsze ten sam DAW, z , tymi samymi możliwościami, stylem pracy, widokami itd. Bez względu na wersję jakość dźwięku, jego parametry są takie same. Różnicą są dodatki – w wersji Plus dostajemy pakiet wtyczek, które kupowane oddzielnie kosztowałby kilkakrotnie więcej, zaś w wersji Pro, oprócz tychże pluginów także legendarny korektor SSL na każdej ścieżce i przede wszystkim możliwość pracy z Dolby Atmos.
Mam świadomość, że ledwie nakreśliłem wyposażenie i funkcje Mixbus 10, ale jest to niezwykle złożone i zaawansowane narzędzie, kompletne studio nagrań w komputerze. Ma to wszystko, co powinien mieć DAW, a ponadto swój niepowtarzalny charakter. Omawiany program ma jeszcze jedną, może mniej oczywistą zaletę – niewygórowane wymagania sprzętowe, nawet dla najwyższej wersji. Może się okazać, że ktoś będzie chciał nieco unowocześnić swój warsztat, ale niekoniecznie łączyć to z wymianą komputera na nowy – z różnych zresztą powodów, niekoniecznie budżetowych. Aktualne wersje niektórych z wiodących na rynku DAW są bardzo wymagające i nieco starszy sprzęt będzie się przy nich po prostu dławił. Ale nie w przypadku Mixbus. I przyznam, ze osobiście cenię za to ekipę Harrison, że pomyślała także o posiadaczach starszych komputerów, stawiając sprawę jasno – pracujecie na ulubionym sprzęcie, który ma już swoje lata? W porządku, możecie przy nim zostać i używać najnowszej wersji naszego programu. Czapki z głów, Panowie.
Tekst: Dariusz Mazurowski, Muzyka i Technologia