Dziś chciałbym podzielić się z Wami kolejną historią z polskiego rynku. Będzie to wywiad z twórcą kolejnej polskiej firmy zajmującej się techniką estradową. Niezmiernie cenie sobie te rozmowy z postaciami mniej i bardziej legendarnymi oraz mniej i bardziej znanymi w naszej branży. Każda z nich, każda z tych historii może przecież stać się inspiracją dla młodych adeptów sztuki scenicznej. Zapraszam Was w podróż, zaczynając od szalonych lat 90. aż do dnia dzisiejszego. Głównym tematem naszej rozmowy będzie marka Martin. I to nie tylko w kontekście nowości na rynku takich jak Viper XIP. W tym wywiadzie zawarta jest właściwie cała historia tejże marki, tyle że ujętej poprzez pryzmat polskiego realizatora, właściciela poznańskiej (właściwie podpoznańskiej) firmy LEVEL, wielkiego pasjonata oświetlenia. Oto rozmowa z Leszkiem Bochem.

Koncert Muzyki Filmowej – The music of Hans Zimmer & John Williams & Ennio Morricone (Poznań)

Paweł Murlik, „Muzyka i Technologia”: Trochę rozmawialiśmy poza oficjalnym wywiadem i… no właśnie! Może zacznijmy od początku. Powiedz proszę, jak zaczęła się Twoja Przygoda z branżą sceniczną?
Leszek Boch, Level Technika Estradowa: Generalnie rzecz biorąc, można powiedzieć, że zacząłem  bardzo wcześnie, bo firma została założona w maju 1993 roku. W tamtym czasie moja działalność co prawda nie była związana z estradą, ale z tzw. tematami DJ-skimi. Myślę tu o wyposażaniu dyskotek – od tego właśnie zaczynałem.

Jak zapewne wiesz, nasi czytelnicy to głównie pasjonaci. Nie zawsze to praktycy (choć pewnie w przeważającej części), ale z pewnością wszystkich nas łączy pasja. Dlatego właśnie zapytam:  czy pamiętasz jaki sprzęt, jaka aparatura była dostępna właśnie wtedy, na początku lat 90.? Jakie urządzenia królowały w dyskotekach?
Oczywiście, zgadzam się! W naszej branży nie ma biznesmenów. Są tylko sami pasjonaci i fanatycy sprzętu i technologii – jestem tego pewien! A jak to wyglądało kiedyś… te 30 lat temu? Hm… nie było dostępu do producentów zachodnich i firm dystrybucyjnych w takim stopniu jak dzisiaj. Zresztą sama technologia też nie była tak rozwinięta jak obecnie – to oczywiste. Głównie bazowaliśmy na polskich produktach. Z tego co pamiętam, numerem jeden była marka Discotech – to na pewno. Muszę tu wspomnieć również o Actronix z Oświęcimia, o rybnickiej marce Licht & Ton, a także o firmie z Bielska-Białej o nazwie Poldisc. Oczywiście nie mogę też pominąć znanej wszystkim marki Flash Butrym, która też zaczynała od produkcji sprzętu dyskotekowego. Historia Flash Butrym ewoluowała i tak naprawdę aktualnie mam wrażenie, że Mariusz (właściciel i twórca Flash, przyp. aut.) powrócił do korzeni – czyli właśnie do produkcji. Pamiętajmy jednak, że przez długi czas Flash Butrym był tylko i wyłącznie dystrybutorem. Zatem 30 lat temu również sprzęt firmy Flash był popularny w dyskotekach. Tak właśnie wyglądały początki. Co było w tamtym czasie towarem luksusowym? Gdzieś tam, na horyzoncie pojawiał się już Martin, ale to była  rzadkość. Prócz Martina na polskim rynku można było dostrzec też dziś już trochę zapomnianą, włoską markę Programmi Sistemi Luce, w skrócie PSL. Jednak te dwie ostatnie to były marki, powiedziałbym, premium. W tamtym czasie na rynku pojawiły się już również i inne topowe firmy takie jak Clay Paky i DTS. Skłamałbym gdybym powiedział, że nie było dużo więcej firm na rynku, ale niestety nie wszystko było dostępne tak, jak te rzeczy produkowane w Polsce. Mogę powiedzieć, że taki stan rzeczy trwał właściwie do końca wieku. U progu nowego milenium, a konkretniej mówiąc w 1999 roku, zaczęło się wszystko zmieniać, a ja zacząłem skupiać się bardziej na branży estradowej.

Światło oraz konstrukcje sceniczne do dziś stanowią główny trzon działalności firmy LEVEL Technika Estradowa.

Pamiętam ten boom na rynku! Wszystko zaczęło się zmieniać. Rynek stał się otwarty i pojawiły się nagle zupełnie inne możliwości. Nie tylko produkty Martina stały się powszechnie dostępne, ale i też szereg innych, uznanych producentów. Zaraz po tym, bo w 2004 roku, wstępujemy do Unii Europejskiej. Jak ta kilkuletnia transformacja wyglądała z Twojej perspektywy? Czy pierwszy sprzęt, w jaki zainwestowałeś, myśląc już o estradzie, to były urządzenia oświetleniowe?
Jeśli mam być szczery, to było to równocześnie światło oraz konstrukcje sceniczne. I właściwie taki stan rzeczy stanowi do dziś główne odnogi, główny trzon mojej działalności. W tamtym czasie bazowaliśmy na tak zwanych rozwiązaniach budżetowych. Oczywiście teraz, z perspektywy czasu mam na to zupełnie inne spojrzenie. Ale wtedy, na przełomie milenium, każda wydana złotówka była cenniejsza, miała zupełnie inną wartość w sensie ekonomicznym i biznesowym niż teraz. To były zupełnie inne czasy i trudno jest porównywać obecny stan rzeczy w sensie możliwości rozwoju i inwestowania. Dziś muszę przyznać, że zmieniło się moje podejście. Patrząc z perspektywy czasu, z dzisiejszą wiedzą prawdopodobnie trochę inaczej to by wyglądało. Lata temu posunięcia były bardziej oszczędne i budżetowe. Jednak udało mi się kupić nieco sprzętu, dzięki czemu można było zrealizować pierwsze imprezy już o profilu nie DJ-skim, a właśnie estradowym. Co dalej? Dla mnie kolejnym przełomem okazał się rok 2003. Wtedy estrady były wyposażone w PAR 64 oraz skanery – to był ten moment, w którym dysponowaliśmy takim właśnie „topowym” jak na tamte czasy sprzętem. Naturalną koleją rzeczy w rozwoju było stopniowe podnoszenie poprzeczki. Kolejnym przełomem okazał się rok 2007, kiedy byliśmy już w stanie zrealizować pierwszą riderową imprezę. Wskoczyliśmy na poziom, można powiedzieć, top of the top, ponieważ byliśmy w stanie sprostać koncertowi Maryli Rodowicz. Owszem, realizowaliśmy już wcześniej koncerty z gwiazdami. Były to wydarzenia między innymi z udziałem Małgorzaty Ostrowskiej. Nie umniejszając innym gwiazdom, muszę podkreślić, że w 2007 roku nie każdy artysta posiadał swój rider oświetleniowy. Takie to były czasy. Koncert Maryli, jak pamiętam, odbył się w Zielonej Górze podczas imprezy o nazwie „Winobranie”. Muszę dodać jedną rzecz. Praca z tzw. pierwszą ligą artystów w Polsce zmusiła mnie do zmiany swojego nastawienia do sprzętu. Wcześniej, kiedy zaczynałem działalność, wychodziłem z założenia, że nie będę kupował używanego sprzętu. W tym momencie rozwoju firmy musiałem złamać tę zasadę i zmienić strategię. Ta zmiana pozwoliła na to, abyśmy poszli po prostu nieco dalej. I właśnie w ten sposób właśnie w 2007 roku zakupiliśmy pierwsze (używane, jak wspomniałem) urządzenia firmy Martin. Były to oczywiście MAC 500 oraz MAC 300. To był w pierwszej dekadzie nowego milenium najpopularniejszy w Polsce set washy i spotów. Od tego momentu datuję możliwość realizacji przez nas dużych eventów riderowych. Ten stan rzeczy trwa do dziś. Później pojawiły się też Martiny Mac 700 Profile (które mamy do dziś) i  Mac 2000 Profile.

Jedna z realizacji firmy LEVEL Technika Estradowa. Na zdjęciu oprócz sterownika grandMA3 można dostrzec konsoletę dźwiękową Allen & Heath.

Ta Twoja miłość do Martina zdaje się została bo teraz, jeśli przeanalizujemy dalszy rozwój Twojej firmy i posuniemy się parę lat do przodu (czyli mam tu na myśli okres po 2010), to ponownie zdecydowałeś się na odświeżenie floty poprzez zakup właśnie Martina?
Oczywiście w tzw. międzyczasie zasób sprzętowy został wzbogacony i o inne urządzenia, ale tak – dość poważnym zakupem okazał się ponownie Martin. Tym razem Quantum Profile. Miłość miłością, jednak mam wrażenie, że Martin ma dość konkretną, specyficzną strategię. Jest to firma, która nie ma w swojej ofercie tak wiele produktów jak Robe czy Claypaky. Za to są to produkty zdecydowanie dopracowane na najwyższym poziomie i, jak pewnie wszyscy już wiedzą, seria MAC jest konstruowana i produkowana w Europie. Od niedawna działa przecież nowa fabryka na Węgrzech. Oczywiście Martin ma również w swojej ofercie produkty, nazwijmy to, budżetowe…

„Viper urzekł nas nie tylko szybkością noży, ale i też zoomu panoramy i tiltu”.

W tym miejscu przerwę Ci… Warto wspomnieć, dla tych czytelników, którzy nie znają historii marki, że stworzył ją Duńczyk i oryginalnie jest to faktycznie marka europejska. Martin, dzięki swoim produktom, o których już wspominaliśmy, osiągnął niebagatelne obroty. Firma rozrosła się do tego stopnia, że była to jedyna branżowa firma rejestrowana na duńskiej giełdzie. Dziś Martin należy do Harmana, którego przejął inny światowy potentat, czyli Samsung. Dlaczego o tym mówię? Bo właśnie miałem przez chwile wrażenie, że te posunięcia biznesowe i sprzedaż marki, a także wprowadzenie na rynek tych, jak to określiliśmy, niskobudżetowych urządzeń spowodowało, że Martin przez chwilę przestał się liczyć dla zawodowców. Albo może spadł na dalszą pozycję… Jednak taki stan rzeczy trwał zdaje się tylko chwilę. Bo przecież pojawił się właśnie Quantum, a chwilę po nim np. Encore Performance. Czy to sprawiło, że Martin wrócił do gry?
Tu mogę się wypowiedzieć nieco szerzej. Wspomniałeś o Encore… co prawda tej głowicy nigdy nie mieliśmy, ale właśnie Quantum jest dobrym przykładem. Jest rok 2013. Zaczęliśmy inwestować nieco bardziej dynamicznie. Wdrożyliśmy rozwiązania technologiczne, które nie były obecne w naszym regionie Polski. Myślę tu o grandMA2, Claypaky Sharpy i o szeregu innych innowacyjnych i nowoczesnych rozwiązań. I właśnie następnej kolejności, dosłownie rok później, kupiliśmy pierwsze w Polsce wspomniane Quantumy. Pamiętam, że był to grudzień 2014, a raczej fizycznie dotarły do nas już w styczniu 2015. Można powiedzieć że to był następca Mac 700. Wiadomo że ewolucja od Maca 500 to zarówno MAC 700, jak i Mac 2000, ale w końcu pojawił się właśnie Quantum. Będę z Tobą szczery. Przez pierwsze dwa, może trzy lata żałowałem tej decyzji o zakupie. Dlaczego? To był moment na rynku, w którym konkurencyjnie pojawiły się Robe Pointe. Pomimo tego, że Pointe jako oprawa raczej o profilu beam niż spot nie miała filtrów CMY, czyli możliwości płynnej zmiany kolorów (co wcześniej było już przecież ogólnie przyjętym standardem wśród realizatorów), stała się bardzo popularna w riderach. To było dla mnie bardzo zaskakujące, bo przecież z tego powodu wcześniej realizatorzy odrzucali np. MAC 500. W momencie pojawienia się Pointe większości realizatorom nagle przestaje zależeć czy przestaje przeszkadzać, że zamiast płynnej regulacji kolorów mają do dyspozycji oprawę jedynie z tarczą. Okazuje się, że w riderach coraz częściej pojawiają się właśnie beamy, a nie spoty. Oczywiście muszę tutaj być uczciwy. Wszak wszyscy wiemy, że Pointe jest tak naprawdę oprawą nieco hybrydową, czyli, mówiąc inaczej, beamem z namiastką funkcji spota. Jednak popularność urządzeń opartych na podobnych lampach jak Pointe, do tego małych, szybkich i jasnych, sprawiła, że spoty poszły nieco w odstawkę. Zatem tak jak wspomniałem przez pierwsze dwa, może trzy lata żałowałem tej decyzji, bo przecież można było kupić Pointe, który był po prostu tańszą oprawą i realizować więcej rzeczy niż za pomocą Quantumów.

„W naszej branży nie ma biznesmenów. Są tylko sami pasjonaci oraz fanatycy sprzętu i technologii – jestem tego pewien”.

To prawda! Pamiętam ten okres. Powiem więcej. Natychmiast i inne firmy podchwyciły pomysł budowania hybrydowych urządzeń opartych na lampie o krótkim łuku. Na rynku przecież można było Pointe zastąpić innymi markami takimi jak Prolights (Jade) czy GLP.  Rynek został zdominowany takimi rozwiązaniami. Wspomniałeś, że okres fascynacji  Pointe trwał około trzech lat. Czy w takim razie możemy mówić o „wielkim comebacku prawdziwych spotów”?
Jak wspomniałem, większość realizatorów zaczęła permanentnie używać Pointe i wybierali tylko te urządzenia. To był po prostu krzyk mody. Nie ma co ukrywać, było to urządzenie pierwszego wyboru czy też bardziej pożądane niż inne. Natomiast rzeczywiście po dwóch, trzech latach odniosłem wrażenie, które to mogę poprzeć faktycznymi zdarzeniami, że spoty wróciły do łask. Dziś powiedziałbym, że co najwyżej połowa riderów opiera się na urządzeniu pierwszego wyboru typu Pointe. Drugą połowę riderów wypełniają rzeczywiście spoty klasy Quantum.

Martin Mac Aura XIP

Skoro byłeś pierwszym użytkownikiem Quantuma w Polsce, powiedz mi proszę, jak te urządzenia zachowują się w sensie serwisowym po 10 latach eksploatacji? Rozumiem, że jeszcze je użytkujecie? Jak wygląda sprawa serwisu, eksploatacji awaryjności, niezawodności? Jak oceniasz to urządzenie po takim czasie?
Powiem szczerze, jaki jest stan faktyczny. A czy to zostanie wydrukowane czy nie, to już sam ocenisz… (śmiech). Generalnie można powiedzieć, że Quantum jest urządzeniem mało awaryjnym. Oczywiście ,psuje się od czasu do czasu, ale mogę powiedzieć z ręką na sercu, że zakres serwisu jest czysto, powiedziałbym, eksploatacyjny i w sensie generalnym nie ma z tymi urządzeniami problemów. Ale każda głowica na świecie ma swoje wady i Quantum też je ma. Problemem może być (choć nie musi) tarcza ze statycznymi gobosami. Ze względu na tor optyczny i wysoką temperaturę jeden z wzorów potrafi się wypalić i… wypaść z tarczy. My poradziliśmy sobie w taki sposób, że zastąpiliśmy oryginalny metalowy wzór szklanym. Drugą wadą (choć to dotyczy większości głowic) może okazać się wypalenie jednej z soczewek umieszczonej blisko źródła światła. Jeśli niefortunnie skierujemy Quantuma w inną wiązkę jasnego światła lub po prostu w stronę słońca, może skończyć się to uszkodzeniem wspomnianej soczewki. Ale jak zaznaczyłem, nie jest to problem dotyczący tylko Quantuma. Podobne rzeczy zdarzają się np. w przypadku B eye, gdzie w ten sposób można uszkodzić słupki światłowodowe. W przypadku Martina, kiedy ewentualnie zdarzyłaby się taka sytuacja, niestety trzeba wymienić całe źródło światła razem z uszkodzoną soczewką. Polityka firmy nie przewiduje sprzedaży samego uszkodzonego elementu jako części serwisowej – zatem przestrzegam przed pochopnym kierowaniem Quantuma w stronę wiązki innego urządzenia.

Skoro potwierdzasz, że nadal Quantumy są w służbie, to co możesz powiedzieć o samym zużyciu źródeł światła? A tak na marginesie… ile obecnie posiadacie tych głowic?
Obecnie mamy ich nadal 38 sztuk. Dla mnie najlepszym testem byłoby porównanie moich urządzeń z nowym egzemplarzem. Sądzę jednak, że ta różnica nie byłaby zauważalna, ponieważ bez sprawdzania w kartach przeglądu mogę powiedzieć, że te głowice mają przepracowane od 6000 do 9000 godzin, a jak wiadomo żywotność źródeł LED-owych jest znacznie dłuższa.

“Biorąc pod uwagę szybkość mechanizmów Vipera w tym również mechanizmu irys, sądzę, że to urządzenie może posłużyć do kreowania zupełnie nowych efektów wizualnych, które wcześniej technologicznie nie były osiągalne”.

Minęła dekada z Quantumem, a tu redakcyjne jaskółki donoszą, że przymierzasz się do zakupu lub być może sfinalizowałeś już zakup kolejnych Martinów? Tym razem wybór padł na Martina Viper XIP?
Ten zakup jest już sfinalizowany. Może zacznę od początku. Historia jest taka, że co prawda kupiliśmy już w tym roku i inne urządzenia. Mam tu na myśli Mac One, 32 sztuki, oraz Mac Aura XIP, 34 sztuki, ale równocześnie od początku roku szukaliśmy urządzenia o charakterystyce spota z nożami profilowymi z klasą IP 65. Czyli mówiąc wprost, używając koniunktury branżowej, szukaliśmy głowicy profilowej. Choć różnie z tym nazewnictwem bywa. Na przykład Robe popularną serię z nożami nazwał Blade. Claypaky profile, a Martin noże montował głównie w performance. Dziś u Martina mamy do czynienia po prostu z Viper XIP. Wracając do tematu: od stycznia robiliśmy rozpoznanie rynku i interesowało nas urządzenie średniej mocy. Braliśmy pod uwagę głowice o mocy od 450 do 600 watów, ale też przyglądaliśmy się segmentowi od 900 do 1200 watów. Pomysł był taki, że chcieliśmy zakupić nieco więcej urządzeń o średniej mocy, a trochę mniej tych z większą mocą. Zrobiliśmy rozpoznanie pod kątem parametrów i ceny, ale przyznam szczerze, że bardzo trudno jest dziś bazować na danych katalogowych, jeśli chodzi o ilość światła generowanego przez dane urządzenie, ponieważ producenci podają dane pomiarowe uzyskane według różnych norm. Zatem nie do końca można na takich parametrach oprzeć swój wybór. Najlepiej byłoby porównać dane modele w praktyce, podczas jakiegoś wydarzenia. To oczywiście jest bardzo trudne ze względu na procesy logistyczne dystrybutorów. Innymi słowy, zorganizowanie takich testów to zarówno próba synchronizacji dostępności u dystrybutorów, jak i determinacji czy skuteczności działań, aby sprawić, że różne tzw. sety demo znajdą się w jednym czasie i w jednym miejscu. Zatem mimo wszystko postanowiliśmy działać w inny sposób. Wybraliśmy najpierw teoretycznie zakres urządzeń, który nam się podobał i tym samym powstała lista urządzeń, które chcielibyśmy porównać. I tak się też stało. W czerwcu bieżącego roku udało się doprowadzić do takiego porównania i konfrontacji urządzeń. Finalnie stanęło na tym, że porównaliśmy Vari-Lite VL3600 IP, Vipera XIP (który okazał się pierwszym urządzeniem demo w Polsce), Ayrton Rivale oraz ACME Mana Profile. Oczywiście trudno zestawić 1000-watowego VR3600 z Rivalem, który ma 450 watów, ale wzięliśmy to pod uwagę. Mam generalnie jeden prosty wniosek po tych testach: po prostu nie ma złych urządzeń. Kwestia jest tylko taka, komu jakie szczegóły czy indywidualne rozwiązania konstrukcyjne będą pasować bardziej. Viper nas najbardziej zauroczył pod kilkoma względami i podjęliśmy decyzję o zakupie tych urządzeń.

Koncert Muzyki Filmowej – The music of Hans Zimmer & John Williams & Ennio Morricone (Poznań)

W spotach profilowych często pojawia się jeszcze jedna wada polegająca na tak zwanym efekcie poduszkowania noży, związana z tym, że umieszczenie tego mechanizmu szczególnie w krótkim torze optycznym oraz ostrzenie ich na krótkim dystansie powoduje deformację, którą to nazwano właśnie efektem poduszkowania. Poza tym często dochodzi przy niektórych ostrzeniach do aberracji chromatycznej na krawędziach plamy oświetleniowej. No i właśnie w związku z tym mam pytanie: czy ty, używając wcześniej np. Alfa profile, widzisz różnicę w rozwoju technologii, na przykład dotyczącą mechanizmów noży?
Ja jestem pod wielkim wrażeniem ich szybkości (mowa o Viper XIP przyp. aut.). To jest, mówiąc kolokwialnie, jakaś petarda! Co prawda, wprowadziliśmy już te urządzenia w poczet wyposażenia firmy i testowaliśmy je przez kilkanaście godzin, ale głowice te jeszcze nie zostały wykorzystane na żadnej imprezie. Mówię o tym dlatego, że w kontekście porównania z pozostałymi Viper urzekł nas nie tylko szybkością noży, ale i też zoomu panoramy i tiltu. Wcześniej w większości wypadków noży używano w kontekście kształtów scenografii czy do wycinania kształtów rekwizytów. Jednak biorąc pod uwagę szybkość mechanizmów Vipera w tym również mechanizmu irys, sądzę, że to urządzenie może posłużyć do kreowania zupełnie nowych efektów wizualnych, które wcześniej technologicznie nie były osiągalne.

Rozmawiał: Paweł Murlik, Muzyka i Technologia
Zdjęcia: LEVEL Technika Estradowa