Produkty Light4Me zaczęły pojawiać się na polskim rynku we wrześniu 2013. Właścicielem marki oraz dystrybutorem jest bardzo prężnie rozwijająca się firma. Mowa tu o jednym z większych (jeśli nie największym) sklepie internetowym w Polsce – Music Express. Czy sklep internetowy może być producentem głowic ruchomych?

Polska marka Light4Me nie ma nic wspólnego z dystrybucją na terenie Anglii i Belgii oświetlenia do nurkowania. To tylko zbieżność nazwy. Na szczęście obie marki można rozróżnić po pisowni. Polską markę pisze się przez „4”. Skąd takie przedsięwzięcie w naszym kraju? Produkty Light4Me zaczęły pojawiać się na polskim rynku we wrześniu 2013. Właścicielem marki oraz dystrybutorem jest bardzo prężnie rozwijająca się firma. Mowa tu o jednym z większych (jeśli nie największym) sklepie internetowym w Polsce – Music Express. Czy sklep internetowy może być producentem głowic ruchomych?  W dzisiejszych czasach nie trzeba być właścicielem fabryki, aby lansować swoje marki. Gdy przyjrzymy się trendom panującym na Zachodzie w porównywalnych firmach, to okaże się, że wiele z nich wprowadza swoje produkty na rynek – i to z powodzeniem. Oczywiście znawcy branży będą w stanie natychmiast zlokalizować fabrykę, gdzie produkowane są głowy Light4Me – mam na myśli kraj, który produkuje dla nas dosłownie wszystko. Chciałbym jednak od razu nadać odpowiedni ton mojej wypowiedzi: nie ma w tym nic złego. Czas obalić mit o tym, że jakość wiąże się li tylko z lokalizacją fabryki w USA czy w Europie. Nawet jeśli fabryki znajdują się w Europie, to i tak w każdej z nich znajdziemy pewne podzespoły przygotowywane w Chinach czy na Tajwanie. Taki układ gospodarczy panuje już od kilku dekad i chyba najwyższy czas zakończyć dyskusję na temat tego, że nisko i średnio budżetowe produkty da się wyprodukować w Europie czy w USA. To od dawna mit. Marka Light4Me to właśnie ta klasa – średnio budżetowa, dlatego jedynym opłacalnym rejonem produkcji jest Azja. Sam wielokrotnie odwiedzałem chińskie fabryki i – odnosząc się do częstego zarzutu, jakim jest rzekoma słaba jakość chińskich produktów – mogę powiedzieć tylko jedno: w Państwie Środka da się wyprodukować profesjonalny sprzęt. Trzeba tylko wybrać odpowiednią fabrykę i sprawować odpowiedni nadzór w czasie, kiedy produkty są wytwarzane pod danym szyldem. Oczywiście kryterium podstawowym jest cena produktu. Wracając do lokalizacji fabryki produktów Light4Me – widać, że Music Express wprowadził kilka modyfikacji w głowach w porównaniu z bardzo podobnymi seryjnymi głowami, oferowanymi przez tę samą fabrykę. Choć kształt obudowy jest taki sam jak w innych seryjnych głowach, to jest też wiele elementów znacznie się różniących. Nie jest to jednak test porównawczy innych modeli, zatem skupię się tylko na rodzimej marce Light4Me.  Zanim otrzymałem głowy, zadzwonił telefon… Po krótkiej rozmowie z przedstawicielem Music Express ustaliliśmy, że do testów trafią dwa spoty – 150 W oraz 250 W. Od razu wspomniałem o bibliotekach do konsolet. Wszak można je napisać samemu, ale zawsze warto wiedzieć, czy dystrybutor dba od A do Z o swoje produkty. Otrzymałem zapewnienie, że biblioteki do konsolet, na których miałem zamiar testować głowice, zostaną do mnie przesłane. Tak też się stało. W mojej skrzynce pojawił się mail z odpowiednimi plikami. Teraz pozostało już tylko czekać na głowy.  Oględziny rozpoczęte Gdy się pojawiły, wyciągnąłem obie z kartonów. Okazało się, że zewnętrznie nie różnią się niczym, prócz napisu na ramieniu określającym model. Obudowy są identyczne, ale między modelem 150 a 250 W jest różnica w wadze. Postanowiłem sam je z ważyć – głowica o mniejszej mocy waży 13,3 kg, a spot 250 W – 14,1 kg. Waga jest optymalna w stosunku do mocy, choć nie jest to rekord w odchudzaniu urządzeń. W komplecie do każdej z nich są załączone przewód zasilający, przewód DMX oraz zawiesia, a także polskie instrukcje obsługi. Co do przewodów zasilających: ostatnio natknąłem się na brzydki zwyczaj, że nawet w markach z pierwszej ligi rezygnuje się z dołączania przewodu w komplecie. Tu plus dla naszej marki. Podstawa obu obudów jest wykonana z metalu, podobnie jak ramiona podtrzymujące optykę. Wszystkie osłony oraz część z optyką to bardzo ładnie wyglądający matowy plastik. Głowice są bardzo zgrabne. Przednia soczewka została dość głęboko wpuszczona w obudowę, co zapewne znacznie zabezpiecza ją przed ewentualnymi uszkodzeniami. Tylna obudowa części z optyką jest nieco spłaszczona, co nadaje głowie dość agresywny charakter. Podsumujmy wstępne odczucia: obudowy są porządnie wykonane, a pod względem designu: piątka z plusem. Podstawy obu głowic są wyposażone dość typowo: z jednej strony zamontowano kolorowy display i dwie kontrolki LED oraz przyciski menu, z drugiej – złącza i włącznik. Strona z wyświetlaczem ma przyciski menu z prawej strony. Druga strona podstawy zawiera wszystko, czego nam trzeba: DMX w obu standardach 3 i 5 pin oraz powercon z opcją podaj dalej. Po bokach oczywiście wygodne uchwyty. Producent nie zdecydował się na zamontowanie blokad transportowych panoramy i tiltu. Głowy są dość lekkie i małe (nie są to urządzenia o mocy 1200 W), więc być może taki zabieg byłby zbyteczny.  Menu Sam wyświetlacz to kolorowy LCD-ek. Choć jest małych rozmiarów, jego rozdzielczość zapewnia odpowiednią czytelność. Prócz wyświetlacza i przycisków umieszczono – jak już wspomniałem – dwie diody: czerwona kontrolka odpowiada za błędy, zielona za otrzymywanie sygnału DMX. Menu na wyświetlaczu nie jest skomplikowane. Software pozwala sterować głowicami ręcznie z poziomu menu. Prócz tego nie zabrakło sterowania poza DMX: w obu głowach można ustawić tryb sound. Jak można się domyślić, głowice w tym trybie będą reagowały na dźwięki z zewnątrz. Producent przygotował dziewięć sekwencji (presetów), w których głowice będą działać w trybie automatycznym. Co ciekawe: załóżmy, że mamy dziesięć urządzeń typu spot 150 i spot 250 – oczywiście Light4Me. Wystarczy w pierwszej głowicy w szeregu ustawić tryb preset, a reszta będzie podążać za nią. Warunek jest jeden: linia DMX musi być fizycznie odłączona od sterownika. W przeciwnym razie jedynie głowica ze zmienionym trybem z DMX na preset będzie działać automatycznie, a reszta nadal będzie traktowała sygnał ze sterownika nadrzędnie. Obie głowy mają tylko jeden tryb szesnastokanałowy. Dodatkową zaletą jest monitoring DMX. W każdej chwili na wyświetlaczu można przywołać funkcję, która pozwala monitorować każdą komendę DMX docierającą do głowicy. Może się to przydać w sytuacji, kiedy mamy problem z instalacją DMX lub z samym sterownikiem. Widać jak na dłoni, czy wysyłana komenda dociera czy nie i jaka jest jej wartość.  Źródło światła W obu głowach zespół chipów LED to tylko kolor biały. Producent podaje, że w obu przypadkach temperatura barwowa modułów to 6500 K. Niestety, tym razem nie miałem pod ręką analizatora widma, ale gołym okiem widać, że źródło światła w spot 250 jest zupełnie inne. I nie myślę tu tylko o mocy. Temperatura barwowa trochę się różni – spot 150 wydaje się mieć wyższą temperaturę barwową, z kolei spot 250 świeci nieco cieplej. Co do mocy – moje pierwsze odczucie było takie, że właściwie obie oprawy nie różnią się. I tu właśnie kłania się zawodność naszej percepcji światła… Pomiar w luxach wykazał, że rzeczywiście spot 250 jest mocniejszy. Przy okazji innego testu pisałem na temat stosowania bardziej lub mniej markowych chipów LED. Istnieje pewna zależność: jeśli w danej oprawie zastosowano markowe źródło światła, to ta informacja zostanie z pewnością odnotowana w specyfikacji i dowiemy się, że źródłem światła jest np. OSRAM model X. Można wówczas odnieść się do badań laboratoryjnych i wykresów, by dokładnie stwierdzić, jak ten element zachowuje się w praktyce. Jednak szereg producentów nie załącza tak dokładnej specyfikacji w przypadku bardziej budżetowych komponentów. Dlatego i w tym przypadku trudno będzie przeanalizować dokładne parametry chipów LED. W testowanych głowach źródła LED są dość mocno zabudowane, ale z moich oględzin wynika, że moduły w obu urządzeniach składają się z trzydziestu dwóch chipów. Pozostaje przyjąć, że w modelu 250 są po prostu nieco mocniejsze. Producent podaje, iż żywotność w obu przypadkach to 100 000 godzin. Tak wynika z instrukcji obsługi, jednak na stronie producenta szacunkowa żywotność jest określona na 50 000 godzin. Reasumując – zupełnie subiektywne odczucie jest takie, że głowy przy tej mocy generują bardzo silny strumień światła.  Pierwsze uruchomienie Jak w każdej głowicy, uruchomienie poprzedzone jest testem mechanizmów i elektroniki. Autodiagnostyka w przypadku spota 150 trwa między 1:20 a 1:40. W spocie 250 czas do uzyskania pełnej gotowości to 1:10 do 1:20. Aby umilić czas czekania, producent wyposażył głowice w funkcję montowaną czasem w niektórych urządzeniach: podczas startu na wyświetlaczach pojawia się pasek postępu oraz informacja, jaki konkretny mechanizm jest właśnie testowany. Po opisanej procedurze głowy są gotowe do działania. Od razu zwróciłem uwagę na poziom szumu. W obu głowicach część z optyką zawiera po dwa wentylatory tuż przy źródłach światła. Moduły LED, prócz wymuszonego obiegu powietrza, mają radiatory, da się także zauważyć miedziane rurki – stąd wniosek, że użyto również wariantu chłodzenia za pomocą cieczy. Spot 150 pracuje ciszej, a 250 ma nieco wyższe obroty wentylatorów. W głowach nie przewidziano aktywnej pracy układu chłodzenia. Od momentu uruchomienia oba urządzenia utrzymują ten sam poziom szumu. Zwracam na to uwagę, bo optymalnym rozwiązaniem byłoby automatyczne korygowanie pracy wentylatorów w stosunku do natężenia dimmera. Kolejnym dobrym pomysłem byłoby wdrożenie trybu theater/studio lub dostęp użytkownika do opcji fan speed. W przypadku dodatkowych opcji większość produktów na rynku jest tak skonstruowana, że użycie opcji z cichszą pracą układu chłodzenia będzie się wiązać z ograniczeniem mocy źródła światła. Zawsze jest to jednak alternatywa dla realizacji, gdzie hałas dziesięciu czy piętnastu głowic jest niedopuszczalny. Muszę jednak sprawiedliwie podkreślić, że za pieniądze, które trzeba przeznaczyć na zakup tych głowic, nie da się zastosować rozwiązań montowanych w urządzeniach z najwyższej półki. Podejrzewam, że Music Express przy tak dynamicznym rozwoju zaprojektuje w niedługim czasie głowy droższe wzbogacone o wspomniane opcje. Poza tym produkt wcale nie musi być przeznaczony do wszystkich rozwiązań scenicznych. W przypadku zastosowań klubowych, przez zespoły weselne, jak i na małych formach koncertowych praca wentylatorów nie będzie istotna. W teatrach dramatycznych wykluczyłbym raczej stosowanie tego sprzętu, ale już w teatrach tańca i przy niektórych spektaklach – dlaczego nie!  Zaglądamy do środka W obu głowach tuż za źródłem światła zamontowano soczewkę skupiającą strumień. W związku z tym, że LED-y generują tylko kolor biały, następnym mechanizmem jest tarcza kolorów. W tych głowicach jest to jedyna opcja nadania odpowiedniej barwy, zatem nie ma możliwości płynnego mieszania odcieni przez użytkownika. Tarcze są identyczne w obu spotach, wyposażono je w siedem różnych kolorów. Biblioteki do głów pozwalają również używać dwa kolory równocześnie, na przykład w połowie strumień światła w kolorze niebieskim, a w połowie czerwony. Możliwe jest również wygenerowanie automatycznej zmiany kolorów. Tarcza może się obracać w dowolnym, zadanym przez użytkownika tempie. Kolejnym mechanizmem jest tarcza gobo z rotacyjnymi, również kolorowymi wzorami. W obu przypadkach na tarczy jest siedem różnych wzorów gobo, w obu modelach zastosowano jednak różne wzory – gobo nie są takie same. Wzory są dość ładne i pomysłowe. W każdej z głów na tarczy gobo mamy trzy kolorowe wzory. Ostatnia tarcza jest stała – gobo nie są rotacyjne. Przy okazji opisu tej tarczy muszę wtrącić inny wątek: głowice nie są wyposażone w soczewkę zoom; zamontowano jedynie soczewkę fokusującą. Nie oznacza to wcale, że nie można ograniczyć kąta świecenia. Aby ograniczyć zakres strumienia światła, pierwsze trzy pozycje ze stałej tarczy gobo to otwory o mniejszej średnicy niż generowany strumień światła. W praktyce użycie tarczy w tej pozycji zmniejsza zoom. Nie jest to rozwiązanie idealne, bo – jak łatwo się domyślić – w przypadku zastosowania takiego patentu regulacja zoom następuje skokowo, jednak nawet w taki sposób zoom można zmniejszyć. Do wyboru mamy trzy różne wiązki światła o mniejszej średnicy. Pozostałe cztery pozycje na tej tarczy to już typowe gobo. Podobnie jak w przypadku rotacyjnej tarczy wzory, są one różne dla obu spotów. Między soczewką przednią a focusującą, wewnątrz głowicy umieszczono typową stożkową, potrójną pryzmę. Pryzma jest rotacyjna.  Praktyczne zastosowanie Jak napisałem wcześniej, obie głowy wydają się dosyć jasne jak na swoją moc. Motoryka panoramy i tiltu ze względu na niewielkie rozmiary głowic jest dość szybka. Zakres pracy ruchu dla panoramy to 540°, a dla tiltu: w spocie 150 – 265°, w spocie 250 – 270°. Za pomocą obu tarcz i soczewki pryzmatycznej można wykreować bardzo ładne efekty. Zakres pracy soczewki focus umożliwia dość precyzyjne przeostrzenia między tarczami gobo. Dimmer działa również precyzyjnie, ale w obu wypadkach nie udało się niestety wyeliminować wady występującej w dużej liczbie głowic z ledowym źródłem światła. W mojej ocenie widoczny jest zbyt duży skok między minimalną wartością dimmera a pozycją zero. Testowałem tylko dwa urządzenia, ale mogę z pewnością podkreślić, że przy zastosowaniu większej liczby takich głów będzie można pokusić się o profesjonalny efekt. W tym miejscu muszę jeszcze raz zaznaczyć, że większość wad czy braków w wyposażeniu nie wynika absolutnie z niedociągnięć konstrukcyjnych. Pod kątem wykonania i praktycznego działania głowic są na zaskakująco wysokim poziomie. Powodem takiego a nie innego wyposażenia głowic jest po prostu niska cena. Dość wysoka jakość wykonania z pewnością będzie się przekładać na żywotność urządzeń. A wyposażenie, biorąc pod uwagę cenę, jest na zadowalającym poziomie.  Wnioski końcowe Z dużą uwagą będę przyglądał się dalszemu rozwojowi naszej rodzimej serii Light4Me. Mam nadzieję, że doczekamy się wersji spota wyposażonego w aktywny układ chłodzenia, jak i wersji doposażonej w soczewkę zoom oraz moduł LED typu full color. Biorąc pod uwagę konstrukcję głowy, takie rozwiązania w optyce będą z pewnością wymagały zmiany soczewek oraz umieszczenia przedniej w innym miejscu. A tu z kolei będzie konieczna modyfikacja samej obudowy. Zakładam zatem, że i bardzo przyzwoita cena się zmieni, ale… może producentom uda się utrzymać bardzo przystępną ofertę.    tekst Paweł Murlik Muzyka i Technologia  zdjęcia Aleksander Joachimiak