Marka M-Live działa od 1987 roku, gdy doszło do założenia firmy w Rimini. Od początku też wyspecjalizowała się w urządzeniach MIDI i specyficznym segmencie rynku, adresując swoją ofertę do osób występujących na żywo. Celem było dostarczenie solidnych i niezawodnych rozwiązań, które będą się także charakteryzować prostą obsługą. Analizując potrzeby potencjalnych nabywców, zauważono, że jest wielu solistów, duetów i mniejszych składów, którzy potrzebują wysokiej jakości podkładów dźwiękowych. A także, że rosnącym zainteresowaniem cieszy się karaoke. Obecnie siedziba firmy mieści się w malowniczej i atrakcyjnej turystycznie miejscowości San Giovanni in Marignano, leżącej w regionie Emilia-Romania, oczywiście w prowincji Rimini. I co warto podkreślić – wszystkie urządzenia są produkowane na miejscu, we Włoszech.
Współcześnie mamy do wyboru wiele narzędzi, które pozwalają na relatywnie łatwe uzyskanie dobrego dźwięku podczas występu – mam tu na myśli podkłady, ścieżki audio, wideo. Rzecz w tym, że nie każdy, kto gra i śpiewa na żywo musi być specjalistą w dziedzinie technologii, albo też nie chce otaczać się kilkoma osobnymi urządzeniami, korzystać z komputera. M-Live wchodzi naprzeciw takim oczekiwaniom, oferując modele, które zawierają w sobie wszystko. Są to autonomiczne urządzenia, które odtwarzają pliki audio, MIDI, także materiał wielościeżkowy (MTA8 w wersjach DIVO Plus i Pro), a nawet wideo. Skonstruowano je w taki sposób, by ułatwić obsługę i sprawić, że nie będzie ona stanowić żadnego problemu dla użytkownika, bez względu na to, jak bardzo zaawansowana jest jego wiedza na temat cyfrowej technologii. Dodajmy jeszcze, że oprócz sprzętu, który obecnie jest dystrybuowany przez Konsbud Audio, M-Live oferuje także podkłady, pliki MIDI i inne, które mogą wykorzystać posiadacze ich urządzeń.
Seria B.Beat
Pierwszą grupę urządzeń tworzą modele serii B.Beat, przy czym podstawowy jest niewielkim (o wymiarach 125 x 220 x 55 mm i wadze zaledwie 0,55 kg) modułem desktop, o nowoczesnym i atrakcyjnym wzornictwie, które przypomina nieco różne kontrolery studyjne. Pomimo kompaktowych rozmiarów jest to prawdziwy kombajn, zdolny do obsłużenia całego show i to na najwyższym poziomie. Czyta i odtwarza pliki audio (w takich formatach jak WAV 44.1 kHz, 48 kHz, 96 kHz/16/24 bit, mp3 64-320 kbps, mp3 VBR, OGG 64-320 kbps, AAC, Stems, MTA M-Live), co więcej – pozwala na pracę wielościeżkową, zatem do 8 stereofonicznych i 16 monofonicznych tracków. Konwersja D/A w 24-bitowych przetwornikach Bit Sigma/Delta odbywa się z częstotliwością 48 kHz, zaś odstęp od szumu zwykle osiąga wartość 112 dB. Ścieżki audio (pliki) możemy importować z projektu DAW, przygotowanego w studiu czy w domowej pracowni, a następnie tak zaprogramować B.Beat, by na scenie zastąpił wszystkie urządzenia. Ma on 6 symetrycznych wyjść audio (na górnej krawędzi), a ponadto 2 wejścia (mogące być parą stereo), wyjście słuchawkowe (w nich możemy odtworzyć sygnał metronomu), czy gniazdo do podłączenia pedału (co pozwala na obsługę startu i zatrzymania nogą, bez angażowania rąk).
Ale to nie wszystko, bowiem omawiany model potrafi także odtwarzać statyczne obrazy i wideo, oczywiście zsynchronizowane z podkładem muzycznym. Maksymalna rozdzielczość to 1920 x 1080 pikseli, zaś wyjście wideo to standardowe gniazdo HDMI. Wewnętrzny format wideo to H-264 HD (Full HD 1280 x 720 / 1920 x 1080), ale możliwy jest import plików mp4, MOV i AVI. Dla osób śpiewających z podkładem czy do zastosowań karaoke przewidziano także możliwość transmisji tekstów piosenek na tablety, co odbywa się za pomocą WLAN. Urządzenie wyposażono w niewielki, ale czytelny ekran OLED, o przekątnej 2,4 cala. Zgodnie ze współczesnymi standardami możliwa jest zdalna edycja, jak choćby zarządzanie ścieżkami audio, do czego służy darmowa aplikacja B.Beat Manager (dostępna dla Windows i MacOS). B.Beat ma łącze sieciowe Ethernet, a w zestawie otrzymujemy kabel RJ45 i zasilacz podłączany do gniazda USB. Możliwe jest także wykorzystanie powerbanku o pojemności 10 000 mAh, co pozwoli na 6 godzin pracy. Pojemność wewnętrznej pamięci to 120 GB, ale za pomocą gniazda USB możemy podłączyć także zewnętrzną. B.Beat ma swój mikser, regulację poziomu podkładu, kliku czy wejść zewnętrznych. Jak zatem widać, jest w stanie zapewnić praktycznie wszystko, czego potrzeba do solowego recitalu, imprezy karaoke i innych. Może zresztą sprawdzić się także w innych sytuacjach, gdy potrzebny jest podkład dźwiękowy i funkcje multimedialne – zatem nawet w takich miejscach jak call center.
Większym modelem, ale generalnie o takich samych funkcjach, jest B.Beat X, wykonany tym razem w postaci pudełka przypominającego interfejs audio. Ma 8 wyjść audio (zatem o 2 więcej), 2 wejścia, obsługuje także wideo. W zasadzie oferuje więc to samo, co B.Beat, ale w większej liczbie. Ścieżek audio może być zatem 16 (stereo), względnie 32 (mono). Pamięć wewnętrzna i wszystkie parametry są takie same. Także ten model obsłużymy za pomocą aplikacji, co akurat w tym wypadku jest koniecznością, bowiem nie posiada on żadnego wyświetlacza. Jest zatem wyraźnie dedykowany tym, którzy potrzebują więcej ścieżek audio i wyjść, ale wolą wszystko robić w komputerze czy tablecie. Najwyższym modelem jest B.Beat PRO 16, który ma rozmiar modułu rack o wysokości 2 U. Oferuje 16 symetrycznych wyjść audio, 12 wejść, 2 gniazda HDMI, podobny wyświetlacz jak najmniejszy z serii. Funkcje, możliwości i parametry są takie same, ale wszystkiego jest więcej – także wewnętrzna pamięć urosła do 1 TB. Jest to już bardziej propozycja dla większych imprez, względnie instalacji stałych, gdzie można zamontować moduł w szafie rack.
Divo i Merish
Druga linia produktów to w zasadzie dwa urządzenia, które pełnią rolę stacji roboczych, all in one, gwarantujących podkłady audio, wideo, moduł brzmieniowy, efekty, mikser i inne. Słowem, jest to coś, co zastąpi cały setup koncertowy. Dla solisty, czy duetu, który musi obywać się bez całej ekipy, a chce zapewnić sobie profesjonalny dźwięk, to jest rozwiązanie idealne. Wszystko można zaprogramować w studiu, czy w domu i zabrać na występ tylko relatywnie niewielkie urządzenie, podłączone do miksera, czy bezpośrednio systemu nagłośnienia, bo zarówno Divo, jak i Merish mogą również spełnić rolę cyfrowych mikserów. Pierwsze z nich ma wymiary 235 x 265 x 70 mm i waży tylko 1,66 kg, oferując odtwarzanie ścieżek, edycję, zestaw efektów, a także moduł brzmieniowy MIDI, na którym można także grać jak na instrumencie, np. za pomocą klawiatury. Divo występuje w trzech podstawowych wersjach – Basic, która ma wewnętrzną pamięć (dysk SSD) 64 GB, Plus, ze zintegrowanym Wi-Fi, pamięcią 128 GB i odczytem plików MTAS, a wreszcie Pro, w której pamięć zwiększono do 512 GB i dodano zestaw wtyczek (Prompter, Audio Pro, Grinta Live). Moduł brzmieniowy oferuje 310 barw i są to następujące grupy: Acoustic Piano, Electric Piano, Piano & Layer, Organ, Accordion (nawiasem mówiąc, w menu napisany z błędem), Brass, Strings, Synth Pad, Synth Lead, Guitar, Guitra & Layer, Classic Splits, Ethnic, Bass, Drums i User Preset. Mamy także 24 zestawy bębnów, a polifonia urządzenia to 240 głosów. Brzmienia można wykorzystać nie tylko podczas gry na żywo, ale także do budowy odtwarzanych sekwencji. Zatem podczas występu można połączyć szereg źródeł, jak wielościeżkowe podkłady audio, pliki MIDI, zewnętrzne źródła dźwięku, w tym mikrofony, grę na którymś z wybranych instrumentów, a do tego dodać wideo Dzięki wbudowanemu rejestratorowi można także nagrywać, choćby własny koncert. Divo ma dwa wejścia mikrofonowe Combo z zasilaniem Phantom (48 V), na których można wykorzystać dwa efekty, jak kompresor, bramkę czy też nawet 4-głosowy harmonizer. Wewnętrzny mikser pozwala na określenie właściwych proporcji każdego źródła. Ten model wyposażono także w interfejs audio, pozwalający na podłączenie komputera. Wśród efektów znajdziemy m. in. 4-pasmowy korektor parametryczny, ponadto 10-pasmowy, który pełni rolę master korektora, jak również pogłosy i opóźnienia. Modele Plus i Pro mają wbudowane Wi-Fi co daje dostęp do sieci i internetu, skąd od razu można ściągać pliki audio z podkładami, czy też MIDI. Oprócz wejść mikrofonowych mamy także parę liniowych (stereo), zaś po stronie wyjść są dwie pary – główne i AUX.
Merish, obecnie dostępny w wersji 5, przy czym najnowsza ma dodatek Plus i oferuje większą pojemność pamięci, a także więcej brzmień. Obecnie ich sercem jest system operacyjny Xynthia, który rozwijano w M-Live przez ponad 3 lata, by wdrożyć go jako bardzo dojrzałe rozwiązanie. Pozwala na sprawne zarządzanie dużymi bibliotekami brzmień, wyszukiwanie i ściąganie plików z internetu, czy też grę za pomocą klawiatury USB (chodzi oczywiście o klawiaturę muzyczną). Urządzenie posiada duży, kolorowy wyświetlacz, trzy tłumiki, szereg enkoderów, co bardzo ułatwia operowanie na żywo. Wykonano je w postaci desktop, z wyraźnie pochylonym panelem sterownia (boki są trójkątne), co jest po prostu wygodne. Mamy stereofoniczne wyjście audio (symetryczne), dwie pary wejść liniowych i dwa wejścia mikrofonowe typu Combo, oczywiście z zasilaniem Phantom. Jest także dodatkowa para wyjść audio, AUX, ale w tym wypadku w postaci gniazd RCA.
Generalnie silnik Merish pod wieloma względami przypomina ten z Divo, mamy zatem efekty, jak pogłos, opóźnienie, korektory, kompresor, bramkę, harmonizer, odtwarzanie wielu formatów plików audio i wideo, a także MIDI, 7-kanałowy cyfrowy mikser – ale samych brzmień jest zdecydowanie więcej – 512, a także 58 zestawów perkusyjnych (659 barw perkusyjnych), aczkolwiek polifonia pozostaje bez zmian i wynosi aż 240 głosów. Warto jednak podkreślić, że Merish obsługuje więcej formatów plików, co jest niewątpliwie dużą zaletą. Co prawda, zawsze mamy możliwość dokonania konwersji w komputerze, ale to jakiś dodatkowy wysiłek. Ten model adresowany jest do naprawdę wymagających użytkowników, którzy chcą mieć dużo barw, pojemną pamięć (tutaj 512 GB), szybki dostęp do każdego pliku, możliwość gry na żywo itd. M-Live ma także w ofercie szereg akcesoriów, przede wszystkim zaś walizki dla wspomnianych modeli, czyli B.Beat (tu mamy też miejsce na mikrofon), Divo i Merish, wyściełane pianką, statyw dla Merish, mocowany do statywu mikrofonowego uchwyt do B.Beat, zasilacze sieciowe, przejściówki, anteny Wi-Fi, a nawet mikrofon do karaoke, Okymic SY104.
Podsumowanie
M-Live znalazło dla siebie pewną niszę rynkową, choć tak naprawdę to nie nisza, ale dość istotny segment. Przy tym są to urządzenia dość unikalne, trudno bowiem znaleźć dla nich jakieś odpowiedniki. Nie oferują jakichś nadzwyczajnych funkcji, czegoś, czego byśmy nie uzyskali, tworząc dla siebie zestaw koncertowy, ale ich siłą jest umieszczenie wszystkiego, co potrzebne w jednej obudowie. Co sprawia, że na trasę koncertową, jakiś kameralny występ czy inne wydarzenie, nie musimy zabierać całego arsenału. Nie będzie nam potrzebny komputer, pakiet wtyczek, instrumenty, efekty, interfejs audio. To wszystko jest od razu gotowe do użycia pod postacią jednego, bardzo kompaktowego urządzenia. Łatwego w obsłudze. To duża zaleta, którą z pewnością doceni spore grono użytkowników.
Tekst: Dariusz Mazurowki, Muzyka i Technologia