Męskie Granie to jedno z tych wydarzeń, których naszym czytelnikom nie trzeba specjalnie przedstawiać. Organizowane od 2010 roku przez agencję eventową LIVE wyrobiło sobie solidną markę i jest jednym z najważniejszych eventów muzycznych w letnim kalendarzu. Festiwal odbywa się w formie trasy koncertowej i niewątpliwie wyróżnia się formą, składem artystycznym, ale także wysokiej klasy zapleczem technicznym. W tym roku mieliśmy przyjemność gościć na przedostatnim przystanku trasy, czyli w Gdańsku, mieście, w którym zorganizowano pierwszy w historii koncert Męskiego Grania. Przyglądaliśmy się pracy znakomitej ekipy technicznej, zastosowanym rozwiązaniom nagłośnieniowym, a w szczególności temu, co działo się na Scenie „Ż”.
Tegoroczna edycja wystartowała 24 czerwca w Poznaniu, a kolejnymi przystankami na trasie były Katowice, Warszawa, Wrocław, Kraków, Szczecin i Gdańsk. Tradycyjny finałowy koncert odbył się 27 sierpnia w Żywcu. Wśród artystów, którzy podczas tegorocznej edycji wystąpili na dużej scenie znaleźli się m.in. Dawid Podsiadło, Daria Zawiałow, Mitch & Mitch con il loro Gruppo Etereofonico, Wojtek Mazolewski, Smolik, Maria Peszek, Cool Kids of Death, Król, Fisz Emade Tworzywo, Karaś i Rogucki, Natalia Przybysz, Brodka, Ralph Kamiński, Mrozu, Organek, Kwiat Jabłoni, Me And That Man, a także Krzysztof Zalewski. Na Scenie „Ż” z kolei publiczność miała okazję podziwiać występy m.in. zespołów Bokka, Muchy, Kamp! X, Fisz Emade Tworzywo, EABS, Bibobit/Osiecka i Goście, a także Natalii Shroeder, Julii Wieniawy, Fismolla, Zalii, Braci Kacperczyk, Ani Leon, Jagody Kret i wielu innych. Podobnie jak w ubiegłych latach podczas festiwalu nie zabrakło zaskakujących spotkań scenicznych i eksperymentów muzycznych łączących zarówno różne gatunki, jak i pokolenia artystów, jak choćby Miuosh z Zespołem Pieśni i Tańca „Śląsk” oraz PRO8L3M z Majką Jeżowską, Martyną Jakubowicz oraz zespołem Wanda i Banda.
Duża scena
Jak wspomniałem we wstępie, Męskie Granie to festiwal o wysokim poziomie artystycznym i technicznym, podczas którego wykorzystywane są najlepsze technologie sceniczne. Nie zabrakło ich także podczas ostatniej edycji, a wśród nich kilka nowości, m.in. na Scenie „Ż”, o której za chwilę. Zanim przejdziemy do małej sceny, kilka słów o dużej. Podobnie jak w latach ubiegłych nagłośnienie głównej sceny zostało dostarczone przez firmę GMB Pro Sound. System w każdym z miast bazował na rozwiązaniach marki d&b audiotechnik: KSL, SL-GSub i elementy serii Q. Całość była napędzana końcówkami D80 z wykorzystaniem Array Processingu. Odsłuch na scenie zapewniały monitory d&b audiotechnik M4 oraz systemy IEM Sennheiser SR2050 i G4. Dodatkowo muzycy korzystali m.in. z mikserów personalnych Allen & Heath ME1. Zastosowany system mikrofonów bezprzewodowych to światowy standard, czyli Shure Axient Digital i nadajniki UR2. Na stanowisku FOH pracowały konsolety DiGiCo SD12 oraz Allen&Heath dLive S7000 i system WAVES LV1, a na scenie DiGiCo SD5 do obsługi monitorów.
Scena „Ż”
W tym roku szczegółowo przyglądaliśmy się kulisom realizacji dźwięku na Scenie „Ż”, nazywanej „małą sceną”. Oczywiście jest to tylko nazwa umowna, ponieważ jest to pełnowymiarowa scena, na której zastosowano najwyższej klasy technologie i rozwiązania, które można znaleźć na największych festiwalach na całym świecie. Za realizację nagłośnienia na Scenie „Ż” odpowiadała firma Audio System, która wykorzystała do tego celu swój nowy system nagłośnieniowy LEOPARD amerykańskiej firmy Meyer Sound. Co ciekawe, jak powiedział nam inżynier systemu frontowego Wojtek Bieńkowski z Audio System, nowy zestaw nagłośnieniowy został kupiony na początku czerwca i dotarł bezpośrednio na pierwszy przystanek Męskiego Grania do Poznania i z miejsca przeszedł chrzest bojowy. Z racji iż po raz pierwszy w historii Męskiego Grania Scena „Ż” znajdowała się we wnętrzu każdorazowo montowanej hali namiotowej o długości prawie 60 m, system nagłośnieniowy podczas niemalże każdego z przystanków trasy miał mniej więcej podobną konfigurację, z wyjątkiem koncertu finałowego w Żywcu. W Gdańsku opierał się więc na 8 elementach serii LEOPARD na stronę, przy czym 4 górne elementy stanowiły modele M80, oferujące węższy kąt dyspersji poziomej wynoszący 80°, pozostałe zastosowane moduły w gronie to modele WIDE o dyspersji poziomej 110°. Na sekcję front-fill składały się dodatkowe 4 elementy modelu LEOPARD WIDE, a w roli uzupełnienia nagłośnienia out-fill zastosowano po dwa elementy LEOPARD M80 na stronę. Wsparcie w zakresie niskich częstotliwości zapewniały 3 wózki z dwoma subwooferami 1100-LFC, na „zakładkę” z dwoma wózkami po dwa zestawy 900‑LFC, w konfiguracji hybrydowego ustawienia end-fired.
„System MEYER SOUND, dzięki bardzo przemyślanemu kompletowi akcesoriów transportowych i montażowych, zapewniał bardzo szybką logistykę i instalację, a dystrybucja sygnału i zasilania wykorzystująca fabryczne wieloparowe przewody sygnałowe i prądowe oraz seryjne dystrybutory sprawiała, że niezależny processing każdego zestawu głośnikowego w konfiguracji nie generował specjalnie trudności instalacyjnych. Dzięki temu oraz małej wadze poszczególnych elementów montaże przebiegały bardzo sprawnie, ale głównie doceniliśmy to podczas demontażu” – mówi Wojtek Bieńkowski.
W Żywcu, z racji większej sceny, system był adekwatnie bardziej rozbudowany i składał się z łącznie 12 elementów LEOPARD na stronę (8 x M80 i 4 x WIDE), uzupełnionych o 4 elementy WIDE w roli sekcji front-fill. Szerokość podwieszenia matryc liniowych Sceny „Ż” podczas finału wynosiła blisko 19 metrów, natomiast stanowisko FOH było od niej oddalone o prawie 51 metrów. System powieszono więc możliwie wysoko, co pozwoliło na pełne wykorzystanie zalet opatentowanej technologii Meyer Sound Low-Mid-Beam-Control (LMBC). Zalety tego rozwiązania wyjaśnia Wojtek Bieńkowski: „To bardzo ciekawe, bo dzięki wprowadzeniu precyzyjnie obliczonych, zależnych od częstotliwości filtrów odpowiedzi fazowej do pojedynczych zestawów głośnikowych w gronach, pattern pokrycia nisko-średniotonowego jest precyzyjnie dopasowany do zakresu wysokich częstotliwości. Rezultatem jest jednolite pokrycie od przodu do tyłu dla wszystkich częstotliwości. W skrócie – LMBC koryguje podsterowny niski środek, czyli nieodłączny efekt uboczny we wszystkich systemach line array, poprzez podnoszenie i/lub rozkładanie wiązki dźwięku.”
Odsłuch dla muzyków na scenie zapewniały doskonale znane, niebywale skuteczne i niezawodne zestawy wedge Meyer Sound MJF-210 oraz łącznie 12 kanałów bezprzewodowych systemów IEM Sennheiser oraz SHURE (ew G3, ew G4 oraz PSM) – tak aby zapewnić każdemu zespołowi wymaganą charakterystykę preferencji brzmieniowych i powtarzalność działania systemu odsłuchu osobistego. Przy małej ilości czasu na próby zespołów, takie podejście ułatwiało i jednocześnie przyspieszało pracę. Side-fill stanowiła konfiguracja wykorzystująca po dwa, nieco mniejsze moduły Meyer Sound LINA wraz z zestawem sub-niskotonowym 750-LFC, a jako drum-fill – również dwa moduły LINA, uzupełnione pojedynczym 750-LFC.
Sercem systemu monitorowego była konsoleta DiGiCo SD12 z SD-Rackiem wyposażonym między innymi w 32-bitowe, „niebieskie” karty wejść mikrofonowo-liniowych, oferujące wybitną jakość dźwięku i pełne wykorzystanie przetwarzania do 192 kHz. Za realizację odsłuchu sceny odpowiadał Paweł Daszkiewicz, który podzielił się z nami kilkoma ciekawostkami na temat swojej pracy: „Co weekend dostawaliśmy od managementu informacje na temat line-up’u danego wydarzenia, na bazie którego cała ekipa odpowiednio przygotowywała się do koncertów. Jeżeli chodzi o mnie, to miałem przygotowaną sesję startową, z maksymalnym składem instrumentów perkusyjnych, jakie mogą pojawić się na scenie plus maksymalny skład instrumentów, wszystkie możliwe systemy bezprzewodowe, ślady, efekty, presety, topologię makr etc. Na tej bazie przygotowywałem według swojego uznania wstępne miksy dla wszystkich torów monitorowych tj. wedge + sidefill + return + IEM, bazując na riderach i input listach, tak aby artyści wchodzący na scenę na te czasami kilkanaście minut próby mieli komfort pracy i możliwie mało stresu, a swoją pracę ograniczyć bardziej do korekcji ustawień, niż robienia ich od podstaw. Czasem zespoły realizowały odsłuch za pomocą konsolety FOH, czasem przyjeżdżali ze swoim systemem miksowania – to wszystko wymagało więc odpowiednio przemyślanego splittu zarówno kanałów wejściowych, ale i wyjściowych. Należy jeszcze nadmienić fakt rozszywania sygnałów wejściowych poprzez splittery nie tylko dla różnych konsolet FOH i MON, ale przez cały czas trwania festiwalu, także do rejestracji wielośladowej. Niezbędnym było też bardzo skrupulatne pilnowanie wszystkich ewentualnych zmian: jakie zastosować kapsuły, jakie musi być ustawienie poszczególnych symetryzatorów, co i gdzie trzeba przepiąć itp. To wszystko mieliśmy opisane w plikach poszczególnych sesji, jak i dla pamięci – mieliśmy przyklejone do racków na niezawodnych kolorowych taśmach. Wszystko zmieniało się bardzo dynamicznie, np. jeden artysta wymagał -15 dB wzmocnienia w Axiencie, a drugi -6 dB, kolejny poziomu -24 dB dla G4, a jeszcze inny +6 dB Volume Boost. Wiem, że to może wydawać się banalnym, jednak aby, kolokwialnie mówiąc, ‘ogarnąć’ wszystkie te informacje, musieliśmy mieć je pod ręką i wieloetapowo potwierdzać – rozumiecie ideę? Z racji tego, że mieliśmy bardzo ograniczony czas na próby, nie było czasu na błędy! Generalnie praca podczas tego festiwalu cechowała się po prostu skalą i ilością, co wymagało dodatkowych pokładów skupienia. I tak przez kilka tygodni.”
Poza wspomnianą już konsoletą DiGiCo SD12 Audio System dostarczył także inne konsolety frontowe. Były to znane i lubiane przez realizatorów miksery Allen&Heath dLive S7000 ze stagerackiem DM64 oraz Yamaha CL5 z dwoma rackami RIO 3224. Obie konsolety były wpięte do systemu poprzez AES/EBU (4 kanały: L+R + subbas i frontfill) do dwóch procesorów Galaxy znajdujących się po prawej i po lewej stronie sceny. Jeden z nich przyjmował sygnał z konsolet i po AVB przesyła do drugiego.
Jeżeli chodzi o systemy bezprzewodowe, to zdecydowano się na wykorzystanie topowych rozwiązań marki Shure – 4 kanały Axient Digital, 4 kanały QLXD4 i 4 kanały UHF-R służące do celów konferansjerskich i jako „backup”, podobnie jak w przypadku systemów IEM, przekazując zespołom odpowiednio zróżnicowany przekrój rozwiązań.
„Sukces wydarzenia opiera się w równym stopniu o doświadczenie i wiedzę wszystkich osób ze zgranej ekipy, ale również o dużą, odpowiednio nadmiarową liczbę najwyższej klasy narzędzi. Mamy dobre, riderowe konsolety, najwyższej klasy wedge, systemy monitorowe, systemy głośnikowe, których nie musimy poprawiać, ingerować w ustawienia… Po prostu wieszamy i to działa, mikrofony, akcesoria oraz dostateczną ilość okablowania dla obsługi nawet 7 pełnych zespołów dziennie!” – podsumowuje Paweł Daszkiewicz.
Trudno nie zgodzić się z tymi słowami. Dźwięk zarówno na próbie, jak i podczas koncertu był najwyższej próby. Z pewnością zadowolił nawet najbardziej wybrednych słuchaczy. Warto pamiętać, że wpływ na to miały nie tylko wysokiej klasy urządzenia, ale także doskonała ekipa techniczna odpowiedzialna za ich obsługę i przygotowanie koncertów. W tej kwestii należą się wszystkim najwyższe słowa uznania. Czapki z głów!
Scena „Ż”
FOH/PA: Wojciech Bieńkowski
MON/PA: Paweł Daszkiewicz
Scena/RF: Gabriel Szeremeta
Scena/Patch/Splitt: Damian Frączkowski
Scena: Grzegorz Matczuk, Maciej Olendzki (koncert w Żywcu)
Kierownik sceny ze strony LIVE: Grzegorz Sobieraj
Tekst: Marcin Ziniak, Muzyka i Technologia
Zdjęcia: Paweł Daszkiewicz, Marcin Ziniak