Chodzi oczywiście o system JM-1P, którego prezentację w warszawskim klubie Palladium zorganizował polski dystrybutor, firma Polsound. Pokaz odbył się 17 listopada 2009, a prowadzili go panowie Scott Gledhill oraz Luke Jenks. Zebrani licznie zaproszeni goście mieli okazję posłuchać systemu w akcji, zarówno podczas koncertu na żywo, jak i w czasie odtwarzania muzyki mechanicznej, w tym również dostarczonej przez nich samych. Środowiskiem odsłuchowym była dość żywa akustycznie sala kinowa, o czym widzowie mogli się przekonać podczas ciekawego eksperymentu, który przeprowadzony został w czasie pokazów. Zanim jednak opiszemy go dokładniej, przyjrzyjmy się założeniom, jakie przyświecały konstruktorom systemu JM-1P.ZałożeniaKoncepcyjnie nowy system Meyera wydaje się nawiązywać do znanych sprzed lat systemów typu „ściana dźwięku”, choć po głębszemu przyjrzeniu się przyjętym rozwiązaniom można spostrzec, iż jest pozbawiony wielu wad swojego protoplasty. Podobieństwo w głównej mierze dotyczy sposobu zestawiania poszczególnych modułów ze sobą, ze ściankami bocznymi przylegającymi jedna do drugiej. Dodajmy przy tym, że trapezoidalny kształt obudowy jest jednym z pierwszych patentów Meyera (zastosowany został już 30 lat temu). W odróżnieniu od protoplastów, w systemie JM-1P udało się uniknąć bałaganu dźwiękowego powstającego w wyniku niekontrolowanych interferencji w zakresie częstotliwości środkowych i wysokich. Zakłócenia te powodowane były zakładaniem się na siebie kątów promieniowania tub driverów. W JM-1P zastosowano duże tuby o specjalnej konstrukcji, pozwalające skutecznie kontrolować dźwięk już od ok. 500 Hz. Co więcej, kąt promieniowania takiej tuby w poziomie jest tożsamy z kątem pomiędzy osiami dwóch trapezoidalnych modułów systemu ustawionych ściankami do siebie. Miara tego kąta wynosi 20 stopni, zatem sumaryczna dyspersja systemu w płaszczyźnie poziomej zależeć będzie od ilości użytych modułów (40 stopni przy 2 modułach, 60 stopni przy 3 itd.). Z kolei w płaszczyźnie pionowej, dyspersja tak zestawu, jak i całego systemu, wynosi 60 stopni. Jeśli wymaga tego sytuacja, nic nie stoi na przeszkodzie, aby obrócić system o 90 stopni i skalować ilością modułów kąt pokrycia w pionie. Wówczas korzystanie z JM-1P będzie przypominało pracę z kompaktowym systemem line-array o stałym zakrzywieniu (takim jak np. EAW JFL-210 czy JBL VRX). Widać zatem, iż pole manewru mamy całkiem spore, przy czym proces konfiguracji nie jest wcale skomplikowany, a to dzięki przemyślanemu systemowi zawiesi. Przed przystąpieniem do podwieszania bądź ustawiania naszego nagłośnienia, warto skorzystać z potężnego narzędzia symulacyjnego, jakim uraczyła nas firma Meyer Sound. Chodzi oczywiście o program MAPP Online Pro, o którym miałem już okazję pisać na łamach MiT.MAPP Online ProPanowie prowadzący prezentację z satysfakcją zaznaczyli, że z rzeczonego programu korzysta również konkurencja. Jest to aplikacja Java, którą można pobrać bezpłatnie z witryny producenta po zarejestrowaniu się. W programie możemy symulować zachowanie się dowolnych produktów z asortymentu Meyera w różnych sytuacjach i ustawieniach, otrzymując jako rezultat graficzną reprezentację rozkładu ciśnienia dźwięku dla danej częstotliwości w nagłaśnianym obszarze. Co ciekawe, obliczenia nie są wykonywane lokalnie, czyli na komputerze użytkownika. Nasze zapytania wysyłane są do serwerów firmy Meyer, po czym do naszego laptopa wraca wyliczony rezultat, zatem niezbędne jest połączenie z internetem. Skoro już wiemy, jakie narzędzia oddano do naszej dyspozycji, przyjrzyjmy się budowie pojedynczego modułu systemu.BudowaZgodnie z filozofią przyjętą przez firmę Meyer Sound, JM-1P jest systemem aktywnym, który ma być gotowy do pracy bez potrzeby stosowania zewnętrznych wzmacniaczy czy też crossoverów. Kluczowe dla jego działania parametry zostały dostrojone w laboratoriach producenta, zatem użytkownik nie może wpłynąć na podział pasma, ustawienia limiterów itp. Ma to na celu zapewnienie powtarzalności brzmienia (z naciskiem na neutralny rezultat) w różnych sytuacjach i trudno odmówić takiemu podejściu słuszności. Od strony użytkownika, system taki nadal pozostaje „czarną skrzynką”, do której dostarcza zasilanie i sygnał, a o to, co się dzieje wewnątrz, niech boli głowa producenta – najważniejszy jest efekt końcowy. Gdy już sygnał wejściowy zostanie przetworzony zgodnie z intencjami inżynierów firmy Meyer Sound, trafia na wzmacniacze i współpracujące z nimi głośniki. Tony niskie przetwarza 15-calowy przetwornik z cewką o średnicy 4''. Stosunkowo duży skok membrany pozwala zejść z pasmem w dół prawie do 50 Hz, dzięki czemu w niektórych zastosowaniach obejdziemy się bez pomocy subbasów. Woofer ma impedancję 2 Ohm, co ułatwia mu wydobycie 1000 W AES z napędzającego go modułu wzmacniającego. Dość nisko, bo od 520 Hz, pracę zaczyna driver, którego cewka ma średnicę 4'' oraz impedancję 8 Ohm. Jego napęd stanowi wzmacniacz dysponujący mocą 250 W AES. Półtoracalowy wylot drivera przechodzi w falowód o dość ciekawej konstrukcji. Pierwszym jego elementem jest układ REM (Ribbon Emulation Manifold), mający symulować działanie głośnika wstęgowego. Mówiąc skrótowo, REM jest zespołem kanalików i korektorów fazy formujących czoło fali w sposób zapewniający prawidłowe sumowanie się driverów w stojących obok siebie modułach systemu, tak jak ma to miejsce właśnie w przypadku głośników wstęgowych. Następnie falowód przechodzi w tubę nadającą dźwiękowi żądaną kierunkowość. Wąskie kąty dyspersji (zwłaszcza poziomej) sprawiają, że pojedynczy moduł gra w konkretny obszar, ścianek bocznych, stąd też, dokonując ustawień na miejscu, warto mieć pod ręką dalmierz laserowy. Pozostaje jeszcze dokonać wyboru, jak umiejscowić stacki z JM-1P.Ustawić czy podwiesić?Dylematy inżyniera systemuDo ustawienia systemu na podłożu nie są wymagane żadne dodatkowe akcesoria. Musimy tylko wygospodarować pewną ilość miejsca na scenie bądź na subbasach, oczywiście pod warunkiem, że system znajdzie się wówczas odpowiednio wysoko, tak aby dźwięk rozchodził się ponad głowami audytorium. Łączenie poszczególnych modułów ze sobą również nie wymaga zewnętrznego hardware'u – robi się to za pomocą dyskretnie ulokowanych zintegrowanych złączy. Podwieszanie systemu umożliwiają standardowe punkty M10, w które wkręcamy nie mniej popularne „oczka”. Do nich przymocować możemy akcesoria QuickFly, dzięki czemu proces podwieszania nie jest uciążliwy. I tak, belka MTGSB-4B wespół z dwiema belkami MPA-JM mocowanymi bezpośrednio do modułów, umożliwia zawieszenie całkiem sporego klastra na pojedynczym punkcie montowania. Duża ilość otworów pozwala na regulację kąta „patrzenia” głośników. Podwiesić w ten sposób możemy nawet 6 modułów, uzyskując klaster centralny o dyspersji 120 stopni w poziomie. Dla odmiany, rama MTGJM1 umożliwia zawieszanie systemu podobnie jak czyni się to z kompaktowymi zestawami line-array o stałym kącie zakrzywienia. Z pewnością taki układ może lepiej się sprawdzić przy niskich pomieszczeniach. Jeśli zajdzie potrzeba zdalnego monitorowania parametrów pracy podwieszonych modułów JM-1P, warto wyposażyć je w opcjonalny moduł RMS. Ten współpracuje z aplikacją działającą pod kontrolą systemu Windows, dającą wgląd w pracę limiterów, układu chłodzenia, wartości napięć wyjściowych, temperatur itp. Kontrolować w ten sposób możemy przeszło 60 zestawów głośnikowych jednocześnie, zaś dane aktualizowane są co kilka sekund.Przebieg prezentacjiZaproszonym gościom nie od razu dane było posłuchać systemu JM-1P, którego moduły w ilości trzech sztuk na stronę dumnie stały na subbasach (dokładnie trzech 700-HP na stronę w układzie kardioidalnym). Pokazy poprzedzone zostały przedstawieniem przez Scotta Gledhilla historii i obecnego profilu firmy Meyer Sound. Omówione również zostały szczegóły techniczne dotyczące budowy systemu JM-1P oraz koncepcji jego działania. Prelekcja została nagłośniona za pomocą czterech kompaktowych zestawów głośnikowych UPQ-1P Meyera (pokazanych po raz pierwszy w Polsce) ustawionych przy scenie oraz za połową audytorium. Bardzo ciekawym i dającym dużo do myślenia elementem pokazu było granie dwoma ruchomymi modułami JM-1P w kierunku ścian. Eksperyment ten ponoć nie był planowany, ale „urodził się'” przypadkowo, podczas prób przed prezentacją. Na scenę wtoczone zostały na wózkach dwa połączone ze sobą moduły systemu, po czym odtworzono z nich muzykę. Przypomnijmy, że układ taki posiada dyspersję 40 stopni w płaszczyźnie poziomej. Gdy moduły grały na wprost, stojący w centrum sali słuchacz słyszał muzykę bezpośrednio. Lekkie odchylenie w bok spowodowało niemalże zniknięcie dźwięku (słuchacz znalazł się poza kątem promieniowania tuby). Dalsze odchylanie modułów w kierunku ściany spowodowało, że słuchacz zanotował nowe wirtualne źródło dźwięku, umiejscowione dokładnie na ścianie pomieszczenia, brzmiące prawie tak, jak dźwięk bezpośredni. Eksperyment ten, choć przypadkowy, pozwolił unaocznić słuchaczom, w jak trudnym akustycznie pomieszczeniu pracuje prezentowany sprzęt i jak silna jest jego kierunkowość.Testy odsłuchowe rozpoczęły się od muzyki klasycznej, po czym zaczęto prezentować inne gatunki, włączając w to ostrego rocka oraz techno. Za konsoletą Soundcraft Vi6 dostarczoną przez firmę Eurosound zasiadał Luke Jenks – twarz, którą często można zobaczyć na stoisku Meyer Sound podczas różnych imprez targowych. Duże zaciekawienie wzbudziła praca systemu bez podparcia subbasami, choć wymagało to kilku zabiegów przy procesorze sterującym nagłośnieniem. Pomimo iż zestawy Meyera są ze wszech miar optymalizowane pod kątem liniowości brzmienia, system JM-1P wymaga półkowego przytłumienia tonów niskich i dolnego środka w miarę zestawiania ze sobą większej ilości modułów. Dzieje się tak dlatego, że choć tuby skupiają dźwięk tylko w wyznaczonym przez kąt 20 stopni obszarze, 15-calowe woofery grają szerzej, przez co emitowane przez nie fale dodają się ze sobą. Stosowna korekcja została oczywiście uprzednio wprowadzona na procesorze. Gospodarze prezentacji dokładnie zdawali sobie sprawę z tego, że muzyka mechaniczna nie jest w stanie powiedzieć wszystkiego o sprzęcie. Koncert zaproszonego specjalnie na tę okazję zespołu pozwolił systemowi JM-1P rozwinąć skrzydła i pokazać się od całkiem niezłej strony. Zaznaczono przy tym, co później uczestnicy prezentacji mogli sprawdzić, że „przecieki” z systemu frontowego na scenę są minimalne. Nie trzeba chyba dodawać, że dzięki temu problem sprzężeń z przodami zostaje znacząco zredukowany.PodsumowanieSystemy liniowe tak zdominowały rynek, że zaczęły być przez wiele osób postrzegane jako jedyny sposób nagłaśniania koncertów. Rzeczywistość pokazuje jednak, że w niektórych środowiskach akustycznych znacznie lepiej radzą sobie wyspecjalizowane systemy zbudowane według zupełnie innej koncepcji. W tym miejscu należy uczciwie zaznaczyć, że JM-1P nie jest jedyną konstrukcją tego typu na rynku – niemal bliźniaczy produkt o nazwie ARCS stworzyła wcześniej francuska firma L-Acoustics (dociekliwym polecam porównanie budowy i parametrów). Zapewne wybór konkretnego rozwiązania będzie zależał od sympatii do konkretnego producenta oraz chęci posiadania końcówek wbudowanych w zestawy aktywne bądź w osobnych amplirackach (ARCS bazuje na modułach pasywnych). Sama prezentacja przebiegała jak należy, w przyjemnej atmosferze, jednak przyznam, że pozostał mi pewien niedosyt. Wprawdzie system zagrał bardzo dobrze, jednak jego siła mogłaby zostać dobitniej pokazana przez porównanie z klasycznym szerokogrającym systemem nagłośnienia w tym samym pomieszczeniu lub nawet z systemem liniowym, który znajdował się na miejscu. Pozwoliłoby to mniej zorientowanym w temacie uczestnikom prezentacji „na własne uszy” przekonać się, o co w tym naprawdę chodzi. Konkludując przytoczę stwierdzenie, jakie padło z ust prelegentów – nawet jeśli posiadamy już system wyrównany liniowo, warto uzupełnić go o JM-1P, aby rozszerzyć pole działania o trudniejsze akustycznie pomieszczenia. Grupę potencjalnych nabywców widziałbym również wśród instytucji kulturalnych dysponujących salami widowiskowymi. A wracając do samej prezentacji, życzyłbym sobie, aby każda premiera tej rangi produktu w Polsce miała równie dobrze zorganizowaną oprawę.Przemysław Waszkiewicz