W ciągu ostatnich kilkunastu lat polski rynek nagłośnieniowy bardzo się zmienił – rozwinął, wyspecjalizował i, mówiąc wprost, stał się o wiele bardziej profesjonalny. Czasy pionierskie to już coraz odleglejsza przeszłość, a obecny styl pracy, stosowane narzędzia w zasadzie niczym nie odbiegają od praktyki znanej z firm zachodnich (jakby nie było, od zawsze będących dla nas jakimś punktem odniesienia). Rodzimi przedsiębiorcy, którzy działają w tej branży, reagują na zapotrzebowanie rynku, rosnące oczekiwania organizatorów wydarzeń, a przede wszystkim samej publiczności chcącej cieszyć się dobrym dźwiękiem.
Pewne tendencje rynkowe można zresztą obserwować nie tylko u nas, jak pojawianie się coraz lepszych zestawów głośnikowych, konsolet, oprogramowania, automatyzacja procesu nagłośnienia czy upowszechnienie się urządzeń mobilnych (jak tablety, smartfony) jako kontrolerów, ale także gdy mówimy o monitoringu scenicznym. Z jednej strony podnosi to komfort pracy, minimalizuje ryzyko pojawienia się jakichś problemów; z drugiej zaś pozwala na zaoferowanie odbiorcom wrażeń na najwyższym poziomie. Trzeba mieć na uwadze, że aby wyciągnąć melomanów czy miłośników teatru z domowych pieleszy, musi się im dać coś wyjątkowego, czego w swoim salonie, z domowego zestawu audio nie usłyszą. To nie tylko obcowanie z żywym wykonawcą, ale także perfekcyjny dźwięk. Jedną z firm, które to w porę zrozumiały i wcieliły w życie – oczywiście z sukcesem – jest Offstage, której założycielem i właścicielem jest Przemysław Waszkiewicz. Ma ona siedzibę w położonym niedaleko Gdańska Łęgowie, zaś główny magazyn znajduje się w przemysłowych budynkach na ulicy Siennickiej w samym Gdańsku. I to miejsce odwiedziliśmy, by porozmawiać o genezie powstania firmy, jej rozwoju, obecnej pozycji rynkowej, a także posiadanym sprzęcie.
Warto zauważyć, że często bywało tak, że firmy nagłośnieniowe zakładali muzycy, zaczynający od grania w lokalnych składach i siłą rzeczy sami się pod tym kątem obsługujący. Z czasem łapali technicznego bakcyla i dochodzili do wniosku, że wejście w branżę jest dobrym pomysłem na życie i biznes. Podobnie było w przypadku Przemysława Waszkiewicza, który o swoich początkach opowiedział tak: „Jestem klawiszowcem, pracowałem wcześniej też jako organista, grałem na różnych imprezach, głównie okolicznościowych. No i zawsze oczywiście pojawiał się temat nagłośnienia i stąd zainteresowanie sprzętem. Potem poszedłem na studia na Politechnikę Gdańską, wydział Elektroniki i Telekomunikacji, zachęcony tym, że jest tam specjalność Inżynieria Dźwięku i Obrazu. I właśnie dla tych studiów przeprowadziłem się z małej Dąbrowy Białostockiej do Gdańska, który, jak się okazało, otworzył dużo ciekawych możliwości. Poznałem tam grupę Maybe Theatre Company, wraz z którą dane mi było współuczestniczyć w pracy przy całkiem poważnych produkcjach musicalowych. Niektórych znajomych z tamtego okresu spotykam na drodze zawodowej do dnia dzisiejszego, gdyż teatry studenckie często bywają odskocznią do bardziej profesjonalnych instytucji, jak np. Teatr Muzyczny w Gdyni. Pracowałem też w różnych firmach nagłośnieniowych, obserwując przy tym, jak są zorganizowane, co mi się w nich podoba bardziej, a co można by poprawić i oczywiście na pewnym etapie pojawił się pomysł, żeby zrobić to jednak „po swojemu”. Założenie firmy Offstage w 2008 roku było już tylko sformalizowaniem tego, co wcześniej robiłem”.
Nasz rozmówca łączy w sobie talenty muzyczne (co niewątpliwie ułatwia pracę z nagłośnieniem i porozumienie z muzykami) i smykałkę techniczną, dodatkowo popartą wykształceniem – warto też wspomnieć, że niejednokrotnie budował i nadal buduje własne zestawy, obecnie także na zamówienie różnych lokali. A gdy tylko założył firmę, od razu zaczął myśleć o jej dalszym rozwoju, kierując się od początku pewnymi założeniami, o czym sam opowiada tak: „Mając już za sobą niemiłe doświadczenia w noszeniu ciężkich wzmacniaczy postanowiłem, by końcówki mocy w mojej firmie nie były koszmarem dla kręgosłupa. Doskonale pamiętam pierwszą zaksięgowaną fakturę zakupową w lutym 2008 roku – był na niej niebieski wzmacniacz Powersoft z serii LQ, mieszczący w obudowie rack 1U cztery kanały po 750 W. Po wielu latach go sprzedałem, wymieniając na nowszy, ale czasami żałuję, że nie stoi w gablotce z opisem ‘mój pierwszy lekki wzmacniacz’. Co do konsolet, zdążyłem jeszcze załapać się na rozwiązanie analogowe, ale dość szybko przyszedł czas na cyfrową deskę i była to – a jakże – osławiona Yamaha 01. Z jej różnymi wersjami stykałem się niejednokrotnie w studiach nagrań i oczywiście się od razu zafascynowałem możliwościami, jakie daje tak mały mikser. Niepozorna 01 VCM wraz z rozszerzeniami, była w stanie przyjąć 32 kanały i można było na takim zestawie zagrać całkiem spory koncert. Nie mając jeszcze własnego systemu frontowego, jeździłem z nią jako podwykonawca dla różnych większych firm, a to ukręcić monitory, a to zrealizować front, ucząc się przy tym pracy na scenie. Dodam, że kontakt z realnymi muzykami w połączeniu z pracą pod presją to szkoła życia, pozwalająca zweryfikować własne, nie zawsze trafne, wyobrażenia i nawyki. Z biegiem czasu pojawiało się coraz więcej zleceń powierzanych mi w całości, wzrastała odpowiedzialność, nastały lata budowania zaufania u klientów i własnego portfolio. W tej chwili w zasadzie już mogę powiedzieć, że utrzymuję się wyłącznie z prowadzenia firmy, pracując na własną markę”.
Wspomnianym przed chwilą stołem analogowym był 24-kanałowy mikser Allen&Heath, ta marka będzie się zresztą pojawiać w dalszej części naszej opowieści jeszcze parokrotnie. Po nim Offstage postawiło zdecydowanie na konsolety cyfrowe, co także wiązało się z segmentem rynku, na którym zaczęła coraz prężniej się rozwijać. Zapytałem więc Przemysława Waszkiewicza o to, czy jego firma ma jakąś swoją specjalizację, jak choćby rodzaj widowisk, które najczęściej są realizowane i w związku z tym zaopatrzył się w odpowiednie do tego celu narzędzia. Jak sam stwierdził: „Krótko po moim przyjeździe do Gdańska zauważyłem, że tutejszy rynek jest dosyć wyraźnie podzielony i nie będzie łatwo odnaleźć na nim swojego miejsca. Pracując przy koncertach plenerowych nie ominęła mnie fascynacja brzmieniem dużego systemu na wolnym powietrzu i pojawiła się nawet taka myśl, że to właśnie chciałbym robić. Dziś plenerów obsługujemy całkiem sporo, ale nie jest to do końca mój target – wyspecjalizowaliśmy się w czymś innym. Wspominałem wcześniej o musicalach – praca przy nich przerodziła się w pasję, połączoną z chęcią zobaczenia, jak to robią najlepsi. Przy okazji wyjazdu do fabryki Soundcrafta w 2004 roku, za namową Adama Kaufholda (pracuje dziś dla Teatru Muzycznego w Gdyni), wybrałem się na West End obejrzeć musical Les Miserables. Rok później wspólnie polecieliśmy do Londynu na cały tydzień, zaliczając jeszcze Upiora w operze, We Will Rock You, The Wicked, Króla Lwa i kilka innych tytułów. Chciałem produkować takie widowiska od strony dźwiękowej, choć duże wrażenie wywarła na mnie również warstwa wizualna. Zauważyłem też wtedy, że teatr muzyczny to miejsce, do którego ludzie przychodzą nieprzypadkowo. Płacąc czasami niemałe pieniądze za bilet, chcą obejrzeć widowisko na naprawdę dobrym poziomie. Nieco później, moja droga zawodowa zbiegła się z Teatrem Gombrowicza w Gdyni, najpierw w roli ‘puszczacza’ podkładów muzycznych, a później zastępcy realizatora musical wystawianego na wakacyjnej scenie letniej. Tam też poznałem aspekty pracy z dużą liczbą mikroportów, wszak 24 kanały jest już znacznie trudniej opanować, niż 7-8, którymi dysponowaliśmy na pierwszych spektaklach studenckich. Nie obyło się bez dorzucenia moich ‘trzech groszy’ do zastanego systemu pracy – forsowałem zastąpienie konsolety analogowej rozwiązaniem cyfrowym. Nie było łatwo, kosztowało mnie to mnóstwo przekonywania oraz pracy przy programowaniu spektaklu od zera podczas prób. Największa satysfakcja pojawiła się w momencie, gdy dość dynamiczna scena śpiewana przez wielu aktorów, po dokładnym jej zaprogramowaniu, ‘wreszcie wyszła jak należy’, co spontanicznie na koniec powiedział głośno jeden z aktorów. Programowanie całego show zawierającego kilkaset scen, gdzie mamy na scenie kilkudziesięciu aktorów – krok po kroku – to jest naprawdę spore wyzwanie, ale takie wyzwania lubię. Dają mi satysfakcję i tym się właśnie często zajmujemy w Offstage”.
Realizacja tak ambitnych i technicznie złożonych projektów nie jest łatwa i wymaga odpowiedniego wyposażenia, które było stopniowo rozwijane. Jak wspomniał nasz rozmówca: „Początkowo jednym z problemów była liczba mikroportów. Miałem kilka swoich, resztę musiałem dopożyczać, zgrywać ze sobą urządzenia różnych firm. Stopniowo klarowało się które rozwiązania sprawdzają się najlepiej i po dokonaniu wyboru dokupowałem kolejne kanały. W tej chwili do dyspozycji mamy ponad 40 kanałów jednolitego systemu. Jak wspomniałem, budowanie tego było stopniowe, z roku na rok, nie na zasadzie wzięcia leasingu na cały system. Można powiedzieć, że rośliśmy razem z naszymi klientami i ich potrzebami. Wśród nich, oprócz instytucji samorządowych, pojawiły się teatry prywatne, pracujące z dziećmi i młodzieżą. Największe spośród nich to Stowarzyszenie Teatralne Ingenium z Gdańska, Teatr Komedii Valldal z Gdyni oraz Baabus Musicalis z Sopotu – czyli mamy tu już całe Trójmiasto. Każde z nich działa na swój sposób, tworząc zupełnie inne spektakle, a mnie pozostaje podziwiać tę różnorodność i cieszyć się na każdą nową premierę. Oprócz współpracy na dłuższą metę, trafiają się też klienci, którzy po prostu dopożyczają od nas mikroporty. Jeśli potrzebują większej ilości, zawsze proponuję im wypożyczenie wraz z obsługą, gdyż bardzo zależy mi na powodzeniu ich przedsięwzięcia, aby później do mnie wrócili”. Skoro już Przemysław Waszkiewicz wspomniał o działaniach w samym Gdańsku, ale także w Gdyni, nie mogłem nie zapytać o zasięg terytorialny jego firmy – czy skupia się na lokalnych projektach, czy może także zdarzają się realizacje poza naszym regionem. Jak sam przyznał, choć większość prac ma charakter lokalny, zdarzają się także inne: „Działamy głównie lokalnie, obsługując imprezy na terenie Trójmiasta, ale czasem się zdarza, że któryś ze stałych klientów zechce wypłynąć na szersze wody ze swoim spektaklem, w czym mu chętnie pomagamy. Zagraliśmy w wielu ciekawych miejscach, takich jak np. Hala Stulecia we Wrocławiu, Sala Kongresowa czy Teatr Palladium w Warszawie, Opery w Poznaniu, Szczecinie, Białymstoku, Koszalinie… Wiadomo jednak, że z wyjazdami wiążą się dodatkowe koszty, takie jak przejazdy czy też noclegi dla ekipy, zatem realizacje wyjazdowe to raczej bardziej przygoda niż codzienność. Ale czego się nie robi dla stałych klientów!” W tym momencie nasunęło mi się całkiem naturalne w tym momencie pytanie o zasoby ludzkie, na co otrzymałem taką oto odpowiedź: „Większości imprez nie da się obsłużyć w pojedynkę. Na typowy plener jadą zwykle 4 osoby – monitorowiec, frontowiec, dwóch techników. Jeśli impreza jest bardzo długa i skomplikowana, staram się doprowadzić w miarę możliwości do tego, by załadunek i montaż zrobić dzień wcześniej, albo by nie obciążać tymi rzeczami ekipy, która przecież musi być przytomna podczas prób i na samej imprezie. Nie zawsze udaje się to zorganizować w taki sposób, zwłaszcza w najbardziej obłożonych terminach letnich. Sam pamiętam plenery, przy których pracowałem od 7 rano do 7 rano następnego dnia, jednak źle to wspominam i staram się oszczędzić tego swoim ekipom. Jednak można dziś odnotować ogólną tendencję zmierzającą do ucywilizowania warunków pracy ekip i tego również chciałbym się trzymać”.
Szczególnie interesującym aspektem działalności firmy jest posiadany przez nią sprzęt. Jakie marki i modele obecnie dominują, jakimi drogami Offstage doszło do takich wyborów i aktualnego wyposażenia? Właściciele firm nagłośnieniowych często kierują się nie tylko potrzebami rynkowymi, ale także własnymi preferencjami, budowanymi w oparciu o zdobywaną wiedzę i doświadczenie. Przemysław Waszkiewicz tak wspomina kolejne zakupy: „W naszym asortymencie gościły zestawy głośnikowe różnych firm, takich jak Proel, EAW, JBL, Bose czy Audac – zmieniało się to z roku na rok. Na dłużej zagościł u nas Turbosound, najpierw za sprawą tubowego Aspecta, a później systemu liniowego FlexArray. Jest to bardzo ciekawy pod względem budowy system, ponieważ jest symetryczny, trójdrożny i ma w sobie kilka opatentowanych rozwiązań. Dodam tutaj, że zawsze starałem się dobierać dla firmy produkty innowacyjne, czasem nietypowe i dość oryginalne ale gdzie była jakaś fajna myśl przewodnia. Alternatywą były zwykłe dwudrożne systemy, systemy niesymetryczne, ale to trzecia droga jednak powoduje to, że zakres wokalu jest przetwarzany przez dedykowany przetwornik, nie ma punktów podziału w krytycznych miejscach i dzięki temu mamy ładnie, przyjemnie brzmiący i spójny fazowo system, na którym się komfortowo pracuje. Obecnie posiadana liczba to łącznie 34 moduły szerokopasmowe, plus basy i frontfille. Po drodze pojawił się u nas również dość pokaźny wachlarz produktów włoskiego Outline’a, które dzielą z Turbosoundem wspólny napęd, czyli wzmacniacze Powersofta”.
Produkty brytyjskiej firmy Turbosound do dziś pozostają bardzo istotnym narzędziem pracy, zwłaszcza podczas imprez plenerowych, co wyraźnie podkreśla nasz rozmówca, jednocześnie płynnie przechodząc do szczególnie istotnego wątku, a mianowicie pojawienia się w Offstage systemów marki Alcons: „Turbosound jest nadal w naszym asortymencie jakby główną artylerią na duże imprezy, ale w międzyczasie odkryłem coś, co zupełnie zmieniło moje pojęcie na temat tego, co można jeszcze zrobić z dźwiękiem. Otóż zdarzyło się, że regularnie jeżdżąc na targi do Frankfurtu – a od 2004 roku co roku nie przegapiałem żadnych targów, dopóki nie przyszedł COVID – natrafiłem na zielone stoisko holenderskiej firmy Alcons Audio. Pokazywano tam zestawy głośnikowe z przetwornikami wstęgowymi. Szybka analiza ich budowy dała mi wyobrażenie o tym, że to może naprawdę fajnie zagrać. Potem przyszedł czas na długie rozmowy z producentem na temat szczegółów technicznych, jego wizji i podejścia do tematu, na podstawie których dowiedziałem się, że mamy tu do czynienia ze spójnym systemem, od procesora, poprzez wzmacniacze, akcesoria do wieszania, aż po same zestawy głośnikowe i oprogramowanie. Kiedy już zdecydowałem się wybrać się na prezentację, aby posłuchać tego sprzętu we Frankfurcie, zupełnie przypadkowo spotkaliśmy się tam z Grzegorzem Fotkiem z firmy Aplauz. Grzegorza oczywiście wcześniej znałem, głównie za sprawą kupowanych produktów Sennheisera. Prezentacja Alconsa potwierdziła moje przypuszczenia odnośnie brzmienia sprzętu, toteż w przyjemnej atmosferze mogliśmy rozpocząć pierwsze rozmowy na temat ściągnięcia demo i ewentualnych zakupów, gdyż właśnie w tamtym czasie zapadły decyzje o polskiej dystrybucji. Tak się wszystko poukładało, że firma Offstage stała się pierwszym w Polsce użytkownikiem rozwiązań Alconsa do pracy na swoje potrzeby”. A skoro tak, to warto było dopytać od jakich modeli zaczęła się ta przygoda i dlaczego właśnie od nich, a na tak sformułowane pytanie usłyszałem: „Zakupy zaczynałem od modułów systemu QR24, wyróżniających się bardzo wąską dyspersją w pionie. Do dziś nie sposób wskazać produktu, który z tak kompaktowej paczki byłby w stanie wyemitować dźwięk równie daleko, i to w paśmie realnie sięgającym 20 kHz. Używając kilku takich modułów można uzyskać znakomitą zrozumiałość w trudnych akustycznie pomieszczeniach, a z takimi stykam się dość często. Oprócz tego Alcons zachwycił mnie i wszystkich wokół niezrównanym przetwarzaniem góry pasma, precyzją brzmienia, a później odnotowałem kolejną unikalną właściwość. Wstęgowe przetworniki ProRibbon całkowicie rozprawiają się z mitem o kruchości i delikatności głośników wstęgowych – w wykonaniu Alconsa, ta technologia prześcignęła drivery ciśnieniowe, oferując znacznie większą dynamikę i mniejsze zniekształcenia. W praktyce wielokrotnie przekładało się to na efekt wow!, zarówno wśród słuchaczy, jak i realizatorów”.
Przemysław Waszkiewicz zauważa zresztą szereg wyjątkowych cech, które charakteryzują zestawy Alcons, wymieniając kilka z nich: „Gdy trafimy na amfiteatralną widownię, czyli taką, w której kolejne siedzenia znajdują się coraz wyżej, to zwykle musimy wysoko powiesić jakiś system, by móc nim dograć do najwyższych rzędów, nie urywając przy tym głowy publiczności w pierwszych rzędach. Mając do dyspozycji system QR24, możemy osiągnąć ten cel, stawiając po prostu po dwa moduły na statywach z lewej i prawej strony sceny i kierując je ku górnym rzędom. Całą widownię udaje się pokryć dźwiękiem dość równomiernie i nawet realizator siedzący na samej górze nie ma dyskomfortu, że czegoś jest tam za mało, ponieważ ten system gra wystarczająco daleko w całym paśmie. Pozwoliło to nam wejść w specyficzną lukę na rynku, mianowicie chodzi o sale z amfiteatralną widownią, w których nie ma możliwości postawienia dużej konstrukcji, a trzeba zagrać do samej góry. I Alcons to robi naprawdę świetnie”. Wyrafinowane narzędzie stawia jednak użytkownikom szczególne wysmagania – muszą posiąść niezbędne doświadczenie, a także wykazać się jeszcze większą niż zwykle starannością: „QR24 potrafi bardzo dużo, ale trzeba się nim bardzo precyzyjnie posługiwać. Nawet błędy w kątowaniu rzędu 1-2 stopni mogą sprawić, że niestety uzyskany efekt brzmieniowy nie będzie już taki jak należy. To jest bardzo wyspecjalizowane narzędzie, do którego wykorzystania trzeba poświęcić wiele uwagi – osiągając efekty zupełnie niedostępne dla innych rozwiązań”.
Zapytałem, jak obecnie przedstawia się arsenał firmy, czego jest najwięcej, czy to Alcons gra główna rolę, jak często ten system jest wykorzystywany: „To jest najczęściej pracujący system w tej chwili, chociaż to też zależy od specyfiki sezonu. Przyznam jednak, że przy każdym zapytaniu, w pierwszej kolejności zastanawiam się czy będę w stanie obsłużyć tę imprezę Alconsem. W praktyce jednak inne systemy wyjeżdżają latem na imprezy plenerowe, a inne w sezonie teatralnym. Stan liczbowy wygląda następująco – mamy w tej chwili 4 sztuki QR24, 4 szt. QM24 (moduły wydłużające linię w paśmie niskiego środka), 4 szt. VR8 i kolejne dwie QRP20, pracujące głównie w roli dogłośnień. Niedawno dokupiliśmy również szeroko grającą mikro-liniówkę LR7/120 w liczbie 6 modułów na stronę, plus cztery podwieszane basy LR7B. Nawiasem mówiąc, Offstage jest w tej chwili chyba jedyną firmą, która ma w asortymencie podwieszane subbasy, zarówno do systemu Alconsa jak i wcześniej wspomnianego Turbosounda. Wracając do LR7 – jest to bardzo lekkie „maleństwo”, które można dopasować poprzez swobodne kątowanie do geometrii sali, w odróżnieniu od QR24, który jesteśmy w stanie powiesić lub postawić tylko ‘na prosto’. Do napędzania systemów Alconsa używamy dedykowanych 4-kanałowych wzmacniaczy Sentinel 3 i Sentinel 10. To też jest ciekawa konstrukcja, bo taki wzmacniacz ma swój DSP, dwa zasilacze oraz w pełni modułową budowę. Oznacza to, że zamiast jednej płyty głównej, mamy tu osobne płytki dla każdego kanału wzmacniacza, układu DSP itd. Producent zapewnia, że gdyby pojawiła się na rynku nowa rewolucyjna generacja procesorów, przewidziana została możliwość upgrade’u bez konieczności wymiany całej platformy – doślą płytkę, wymieniamy ją, aktualizujemy software i nie pozostaniemy technologicznie w tyle. Ponadto drugi zasilacz umożliwia pracę wzmacniacza w przypadku awarii pierwszego”. Czy to zatem oznacza, że plany zakupowe Offstage zakładają dalsze rozwijanie systemu marki Alcons? Tutaj Przemysław Waszkiewicz nie pozostawia złudzeń: „Nie odkryję Ameryki stwierdzając, ze wygodnie jest pracować na spójnym systemie, mając na laptopie wszystko pod kontrolą, poczynając od predykcji, na monitorowaniu działającego systemu kończąc. Doszedłem zatem do zniosku, że będę trzymał się 2 platform – Alconsa oraz systemu Armonia Plus od Powersofta. Znam je bardzo dobrze nie tylko ja, lecz również współpracujący ze mną inżynierowie systemów i realizatorzy. Na pewno plany zakupowe dotyczące Alcons Audio są cały czas aktualne i będą się rozszerzać. W przypadku Powersofta, wiele zależy od dostępności konkretnych modeli, która szczególnie ostatnio bywa problematyczna. Niedawno udało mi się odkupić z klubu, który skończył działalność kolejną T602-kę, uzupełniając stan liczbowy końcówek serii T do 6 szt. Seria ta fajnie uzupełnia główne ‘konie robocze’, jakimi są cztery ośmiokanałowe wzmacniacze X8, posiadając całkowicie kompatybilne układy DSP. Poza Turbosoundem, wzmacniaczami tymi napędzamy również całkiem spory set głośników Outline, składający się z 12 monitorów koaksjalnych, 6 subbasów i 2 zestawów point-source Tripla II 9075. Te ostatnie to prawdziwe potwory – w jednej obudowie producent umieścił cztery dwunastki, dwie ósemki w tubach i mocny driver. Sprawdzają się głównie tam, gdzie trzeba szybko postawić lub powiesić relatywnie mocną aparaturę, nie wgłębiając się w predykcję ani kątowanie. Jedna taka paczka waży wprawdzie aż 88 kg, ale w transporcie jest i tak mniej wymagająca, niż grono systemu liniowego”.
Wspomnieliśmy również wcześniej o pierwszych mikserach, jakie pojawiły się w firmie, ale jakimi drogami poszedł rozwój tej dziedziny? Na jakie marki i modele postawił obecnie nasz rozmówca? Oto co usłyszałem: „Jak już wspomniałem wcześniej, zaczęło się od Yamahy 01, a krótko potem natrafiłem na rozwiązania firmy Allen&Heath. Mam tu na myśli bardzo innowacyjny system iLive, w którym to procesor miksujący został umieszczony w racku znajdującym się na scenie, zaś sam pulpit to była powierzchnia sterująca plus lokalne wejścia i wyjścia. Unikalną była również możliwość sterowania mikserem z kilku miejsc równocześnie, co w praktyce pozwalało realizować monitory z poziomu komputera znajdującego się na scenie. Było to w roku 2009, toteż miło było popatrzeć na zdziwienie w oczach muzyków, gdyż wszechobecne dziś już systemy sterowane z tabletu pojawiły się nieco później. Można zatem powiedzieć, że i na tym polu byliśmy pionierem, choć minusem okazało się to, że zakupione przeze mnie 3 konsolety iLive nie przyjęły się w riderach wykonawców. Niemniej z powodzeniem pracowały na niezliczonych imprezach, w których sam mogłem wybierać narzędzia pod kątem ich faktycznych możliwości, a nie popularności czy też czyichś preferencji. Chcąc jednak nie wypaść z rynku riderowych koncertów, dokupiłem w późniejszych latach konsolety Avida oraz Soundcrafta. W międzyczasie okazało się, że Avid to znakomite rozwiązanie do obsługi musicali, ze względu na dużą swobodę programowania i opisywania scen, dopasowania automatyki itp. Naturalną koleją rzeczy było też dokupienie dwóch Midasów M32 z uwagi na fakt, że bardzo wielu realizatorów doskonale zna te konsolety, będące po prostu lepiej wykonanym X32. Ostatnim zakupem był kolejny Avid (Venue), a oprócz dużych konsol, mamy jeszcze kilka mniejszych, sterowanych z tabletu”.
Dla naszych czytelników niewątpliwie bardzo interesującym tematem jest sprzęt, co firma posiada, dlaczego zakupiła właśnie takie urządzenia, a nie inne i jak je wykorzystuje. Jednak ciekawe są także konkretne realizacje, które budują renomę firmy i jej portfolio. O to także zapytałem Przemysława Waszkiewicza, który po dłuższym namyśle (bo w końcu jest z czego wybierać) wspomniał o kilku projektach: „Dwukrotnie zdarzyło nam się gościć w Sali Kongresowej z musicalem Okruchy Życia. Za pierwszym razem, obiekt był wynajęty na 24 godziny, aktorom akompaniował zespół, zaś wiszące grona systemu EAW JFL210 wsparliśmy kilkunastoma basami postawionymi na dole. Rok później organizator postanowił zoptymalizować koszty, toteż zespół zastąpiły podkłady, zaś salę wynajęto tylko na 8 godzin. Było to nie lada wyzwanie, by w tak krótkim czasie zamontować się, zagrać próbę i spektakl oraz przeprowadzić demontaż. Zdecydowałem wówczas, by basów nie stawiać, tylko podwiesić (w liczbie 2), zaś do samego dźwięku zaangażowałem 7 osób. Wszystko zadziałało jak w zegarku, obiekt opuściliśmy pół godziny przed czasem. Zupełnie innym wyzwaniem było zrealizowanie koncertu musicalowego I Love NY w Teatrze Muzycznym w Łodzi na tamtejszym sprzęcie. Całość grana była wcześniej w Akademii Muzycznej w Gdańsku, toteż miałem już wszystko zaprogramowane na konsolecie iLive, którą zabrałem ze sobą. Na miejscu okazało się jednak, że nie ma gdzie jej postawić – ewentualnie gdzieś kątem na korytarzu, pomiędzy rzędami siedzeń. Alternatywą było zaprogramowanie całego show od zera na miejscowym DiGiCo D5. W odróżnieniu od nowszych konsolet tej firmy z serii SD, de-piątka to prawdziwy staruszek, posiadający ograniczenia funkcjonalne, o które nie podejrzewałbym konsolety cyfrowej. Pomimo tego, że kilkukrotnie musiałem od nowa zaczynać programowanie, ponieważ pewne rzeczy da się zdefiniować tylko przy tworzeniu show, udało się w cztery godziny zaprogramować spektakl na ponad 30 mikroportów i z powodzeniem zagrać go następnego dnia. Doświadczenie z gatunku bezcennych. Kolejną realizacją, jaka utkwiła mi w pamięci, była impreza produkowana przez agencję eventową dla telewizji. Scena została postawiona na mocno pochylonym terenie, przez co już sam podjazd busa pod scenę był problematyczny, nie mówiąc nawet o wyładunku i załadunku. Dodatkowo głośniki trzeba było tak wkomponować w scenografię, żeby nie było ich widać, mając przy tym oczywiście na uwadze to, by jednak spełniały swoje główne zadanie. Jak przystało na plener nad jeziorem, również i pogoda dołożyła swoje trzy grosze – wiatr i deszcz nas nie oszczędzał podczas prób. Nie ułatwiali naszego zadania również dowcipnisie z ekipy dostarczającej mikrofony bezprzewodowe – któryś z nich uznał za zabawne branie co kilka minut do ręki nieużywanego akurat mikrofonu (losowo wybranego z 16 sztuk) i wydarcie się do niego na cały głos. W ruch poszedł też gwizdek sportowy. Ponieważ działo się to w czasie programowania scen na konsoletach, mikrofony nie zawsze mogły być wyciszone, wskutek czego wrzaski pojawiały się w monitorach, denerwując reżysera prowadzącego próbę oraz wokalistów mających w uszach IEM-y. Nigdy wcześniej ani później nie spotkałem się z czymś takim. Jednak finalnie wszystko się udało, a program został wyemitowany na żywo w telewizji bez żadnych opóźnień”.
A co dalej, jakie plany ma właściciel Offstage? Czy poza dalszym rozwojem dotychczasowych specjalizacji przewiduje wejście w nowe segmenty rynku? Jak sam dodał na koniec naszej rozmowy: „Choć z reguły staram się nie wychodzić poza dźwiękową obsługę eventów, w firmie mamy też mały zestaw oświetlenia, a w czasie covidowych lockdownów doszedł jeszcze sprzęt do filmowania i streamowania. Pomijając nieprzyjemne okoliczności, wejście w nową dziedzinę to fajna gimnastyka dla mózgu, okazja do nauczenia się czegoś nowego. A było tego całkiem sporo – zbudowanie mediaserwerów, zakup aparatów, obiektywów, zainteresowanie się tym, jak to wszystko działa, poznanie oprogramowania do rejestracji video i streamingu, a także zgłębienie wcale nie tak oczywistych kwestii związanych z mobilnym internetem. Akurat wtedy poniekąd wymusiła to sytuacja, niemniej tak jak przed covidem, jak i po tym nieszczęsnym dla branży okresie, cały czas staram się obserwować aktualne trendy, uczestnicząc w targach i szkoleniach czy nawet po prostu dyskutując z kolegami po fachu na różne tematy. Myślę, że w najbliższej przyszłości rozwijał będę głównie działalność związaną z dźwiękową obsługą eventów, koncertów i spektakli, starając się podnosić poprzeczkę jakościową i oferować klientom rozwiązania jeszcze lepiej dopasowane do napotkanych wyzwań. Myślę, że już na obecnym etapie jesteśmy w stanie zaoferować szeroki wachlarz rozwiązań na różne okazje, dzięki czemu nie ma potrzeby wytaczać przysłowiowej ‘armaty na wróbla’, ani napinać się, by niedoszacowany wielkościowo system usiłował ograć zbyt dużą imprezę”.
Przemysław Waszkiewicz deklaruje, że cały czas wyszukuje innowacyjne i nietypowe urządzenia, nie tylko ze względu na ciekawość tych rozwiązań, ale także, by w razie potrzeby być o krok przed konkurencją i od razu zaoferować jakiś nowy produkt, czy usługę. Szuka narzędzi nieco innych, nieoczywistych, podkreślając, że czasem „płynięcie pod prąd ma swoją cenę, ale i daje ogromną satysfakcję”.
Tekst: Dariusz Mazurowski, Muzyka i Technologia
Zdjęcia: Archiwum firmy Offstage i Dariusz Mazurowski