Kulisy pracy operatora konsolety 

Marcin Grządziel jest jednym z najbardziej doświadczonych operatorów konsolet w Polsce. Przez kilkanaście lat współpracy z firmą Transcolor miał okazję realizować za konsoletą największe polskie wydarzenia koncertowe i najbardziej rozbudowane produkcje telewizyjne, a także eventy branżowe czy wielkoformatowe wydarzenia kulturalne. Niedawno na łamach magazynu publikowaliśmy pierwszą część rozmowy z Marcinem Grządzielem na temat konsolet, która z pogawędki czysto technicznej w niedługim czasie przeobraziła się w rozważania na temat technik związanych z samą realizacją oświetlenia widzianą z perspektywy operatora konsolety. Druga część wywiadu dotyczy ujęcia pracy w przeszłości i osobistych doświadczeń wyniesionych z setek zaprogramowanych i zrealizowanych show.  Łukasz Kornafel, MiT: Powiedzmy o drodze  od urządzeń na których pracował pan kiedyś,  do sprzętu, którym dysponują operatorzy  dzisiaj.  Marcin Grządziel: Tak naprawdę konsoletą, której  używałem jako pierwszej, był Stand MX48 – konsoleta  w zasadzie wyłącznie do światła konwencjonalnego.  Był to stół mogący obrobić czterdzieści osiem  kanałów DMX, miał mnóstwo suwaków.  Chronologicznie rzecz ujmując, moja przygoda  z konsoletami wyglądała w sposób następujący:  najpierw Wholehog, później grandMA i na końcu  Avolites, którego w zasadzie dopiero niedawno  nauczyłem się w sposób – mam przynajmniej taką  nadzieję – przyzwoity. Przez wiele lat pracowałem  na konsolecie Compulite Spark. Wiadomo – były  inne czasy, inne potrzeby, inne formaty produkcji,  które realizowaliśmy w tamtym czasie.  Konsolety, o których pan wspomniał, pojawiały  się synchronicznie z rozwijającym się  oświetleniem? Czy bywały sytuacje, że same  oprawy wyprzedzały technologię sterowania  i trzeba było rzeźbić z tego, co było? Z mojego punktu widzenia, jeśli była kiedyś jakaś luka na rynku, to trwała ona dosyć krótko. Nie tak,  żeby zdążyło się ją boleśnie odczuć.  Gdy sięgnie pan pamięcią do realizacji telewizyjnych  i pracy na konsoletach z tamtych  właśnie czasów, to co się panu przypomina?  Od tamtego okresu mocno zmieniła się sama filozofia  pracy przy produkcjach telewizyjnych. Dzisiaj,  jeżeli mamy dwóch operatorów, pracują oni  z reguły na dwóch konsoletach. Przeważnie są to  konsolety jednakowe, spięte w sieć i nawet jeżeli  rozdzielają pracę między siebie, to wciąż pracują  w jednym obszarze. Wtedy zwykle był jeden operator  do światła ruchomego i jeden do konwencjonalnego,  a pracowali oni na dwóch zupełnie  rozłącznych, niezależnych od siebie konsoletach,  zwykle różniących się typem. Flagowym zestawem  początków naszego stulecia w takich właśnie  realizacjach telewizyjnych była Alfa do światła  konwencjonalnego i Martin Case Pro 2 do światła  ruchomego.  Samo światło ruchome traktowało się w ogóle  raczej po macoszemu. Tak, pełniło one tylko i wyłącznie funkcje czysto  efektowe. Ówczesne urządzenia przeważnie nie  pozwalały na użycie ich jako źródeł światła ekspozycyjnego.  Generalnie, integracja światła jako całego  show była znacznie mniejsza.  Jak w tamtym czasie wyglądało programowanie?  Bardzo podobnie, jak i dzisiaj. O ile dzisiaj staramy  się przeprowadzić światło przez całe show,  przynajmniej przyzwoicie… Wtedy te cztery skanery  zawieszone nie zawsze całkiem sensownie  (bo zdarzało się, że nie do końca wiedzieliśmy, jak  i do czego można ich użyć), miały jakieś tam swoje  dwie czy trzy figury do wykonania i tyle…  Jakie z pana perspektywy dokonały się  w ostatnich latach największe zmiany w zakresie  sprzętu?  Tak naprawdę zmieniło się bardzo dużo rzeczy. Pojawiły  się urządzenia z mnóstwem kanałów, znacznie  zwiększyła się liczba typów urządzeń, które  mamy w danym show. Jeszcze nie tak dawno mieliśmy  dwa typy urządzeń: MAC 500, MAC 600,  Stage Color, Stage Zoom – dwa typy głów od jednego  producenta, jedna spot, jedna wash i to było  wszystko. W tamtych czasach każdy operator znał  na pamięć liczby kanałów poszczególnych modeli  oraz to, co te urządzenia na tych danych kanałach  mają. Więc i przygotowań patchlisty można  było dokonać w głowie lub rysując ją na serwetce  ołówkiem. W tej chwili tych typów urządzeń  jest znacznie więcej. Liczba urządzeń w jednym  show jest znacznie większa i w większym stopniu  niż kiedyś wyręczamy się konsoletą fizyczną albo  wirtualną w komputerze, aby to przygotować.  Jak wygląda kwestia przygotowania się do  pracy z danym urządzeniem? Współczesne  konsolety mają bibliotekę, z której można  sobie dane urządzenie po prostu pobrać.  Jak jednak wygląda kwestia sprawdzenia  jego możliwości i pewnych parametrów?  Jeżeli mam taką możliwość, staram się przed  pierwszą imprezą z udziałem tego właśnie urządzenia  chwilę z nim popracować. Tak naprawdę  jednak, zanim dane urządzenie pojawi się w jakiejkolwiek  firmie rentalowej, dystrybutorzy dbają  o to, aby każdy, kogo mogłoby to zainteresować,  mógł je zobaczyć i pomacać. Chętnie przywiozą,  chętnie wypożyczą, żeby przetestować. Oczywiście  wciąż spotyka się urządzenia typu yeti, o których  każdy słyszał, ale nikt nie pracował, bo nie  ma szansy na ich zobaczenie.  A gdyby miał pan wskazać jakieś urządzenie,  oprawę lub jakiekolwiek źródło światła,  które zapamiętał pan na dłużej?  Jest, jednak nie da się go kupić. To urządzenie  zbudowane przez PRG na ich własne potrzeby.  To następca uznanego Bad Boya, Best  Boy. Urządzenie, które wszystko to, co robią  inne urządzenia, robi odrobinkę lepiej. Oprawa  typu spot z kilkoma cechami świadczącymi  o tym, że została ona zaprojektowana przez ludzi,  którzy będą jej używali. Na przykład bardzo  łatwa jest wymiana w niej poszczególnych modułów  we wnętrzu – ma noże profilowe, przy  czym cały system noży profilowych ma mniej  więcej 3,5 mm grubości, dzięki czemu można  uzyskać świętego Graala ruchomych głów z nożami,  a mianowicie ostrość nie do odróżnienia  poszczególnych noży. W przypadku profilu typu  Source Four, gdzie te zacinki wsuwamy i wysuwamy  ręcznie, one praktycznie jeżdżą po sobie  i gdy zrobimy sobie pudełeczko, ostrość jego  boków jest różna. Gdyby przyjrzeć się uważnie,  nie da się uzyskać wszystkich noży ostrych.  Generalnie może być tak, że są dwa ostre, dwa  mniej ostre. Ewentualnie można doprowadzić  do takiego stanu, że wszystkie cztery są podobne  do siebie, jednakże te wszystkie cztery nie  są wówczas jak brzytwa, jeśli chodzi o ostrość.  Wynika to z faktu różnego położenia noży  w płaszczyźnie optycznej.  Porozmawiajmy na temat pana pracy przy  realizacjach telewizyjnych – to największa  część pana pracy. Czy można powiedzieć  o pewnych elementach, o które warto zadbać,  by w trakcie realizacji mieć je zawsze?  Tak, realizacje telewizyjne to wciąż spora część  produkcji, przy których pracuję. Jeżeli pracuje się  w takim systemie telewizyjnym, na pewno warto  zadbać, aby mieć gdzieś submastery dla sensownie  wybranych grup.  Wybranych pod względem modeli opraw ich  rodzaju czy miejsc instalacji? Bardziej funkcji, które pełnią w danym show.  A tak naprawdę, to ważne jest, aby mieć rzeczy  do akcentowania: blindery, PAR-y. Ważne, aby  mieć jakąś formę do przyciągnięcia elementów  wideo. Gdy robimy duży program rejestrowany  w plenerze czy transmitowany z pleneru,  zwykle zaczynamy pracę, gdy jest jeszcze jasno,  a kończymy wieczorem, w nocy. Zatem niekoniecznie  to, co było dobre w trakcie programowania,  będzie równie dobre już w drugiej  godzinie programu.  Czy takie poziomy frontu, kontry lub wideo  w trakcie programowania przygotowuje sobie  pan w postaci kilku pamięci z różnymi  poziomami dimmera?  One są wbite w postaci pamięci, natomiast jeżeli  mam również submaster, aby to, co trzeba  ewentualnie podciągnąć lub przyciąć, jest to zdecydowanie  lepszy system niż przeprogramowanie  tego, co już zostało wbite.  Do jakiej konstrukcji cue listy dąży się w trakcie  programowania? Do sytuacji, w której  wbijamy jak najwięcej elementów do jednej  pamięci, czy takiej, gdy tworzymy jak największą  liczbę cue?  Jeżeli chodzi o telewizję, systemem, który  sprawdzi się bardziej (pod warunkiem, że  mamy scenariusz i możemy liczyć na to, że tego  scenariusza będzie trzymać się widowisko), jest  sporządzenie listy pamięci, ponieważ jeżeli coś  będziemy powtarzać od jakiegoś tam punktu,  jesteśmy w stanie wrócić dokładnie do tego  punktu w sposób ścisły, a nie zastanawiać się,  gdzie teraz jesteśmy….  W sytuacji programowania widowisk muzycznych  programuje je pan na stronach?  Zwykle tak. Natomiast elementy, które mogą się  przydać w każdym momencie, są parkowane, aby  zostawały na przypisanym faderze niezależnie od  przerzucania stron.  Jak sądzę, w trakcie produkcji telewizyjnych  ważne jest nie tylko obserwowanie tego, co  dzieje się przed nami w danym momencie, ale  również wybieganie w przyszłość i analizowanie  tego, co może się przydać za chwilę. Generalnie takie patrzenie do przodu jest bardzo  często źródłem wielu frustracji na próbach.  Zwykle reżysera, realizatora światła,  realizatora dźwięku interesują poszczególne  punkty: on stoi tam, ma zapowiedź, potem  jest rozmowa z publicznością, przechodzimy  tam itd. Dla mnie zawartość poszczególnych  punktów, w których stoi światło, jest mało  ważna. W trakcie programowania ważniejsze  są przejścia od poszczególnego punktu programu  do następnego, bowiem są to elementy  mogące sprawiać niespodzianki. Generalnie  duże i skomplikowane show przypomina trochę  spaghetti – jeżeli ruszymy z jednej strony,  nie mamy pewności, czy coś nam się nie ruszy  z drugiej strony. Oczywiście współczesne konsolety  starają się ułatwiać nam te zadania.  Chodzi o tracking?  Tak naprawdę o funkcje dodatkowe związane  z trackingiem. One się różnie nazywają w zależności  od konsolety – na przykład move in black,  move in dark. Chodzi o to, żeby tak naprawdę  nie pilnować, aby korzystać z tego, co oferuje  nam dana konsoleta. Można zadać, aby dana  lampa po zgaszeniu przeszła do pozycji, w której  będzie później potrzebna. Nie trzeba myśleć  o tym, żeby ją gdzieś w ciemności przestawiać.  Po prostu tutaj gaśnie i konsoleta przejrzy listę pamięci  do przodu, zobaczy, gdzie dana lampa będzie  później potrzebna, i ustawi ją w tej pozycji.  Co więcej, można zrobić to z różnymi opcjami  dodatkowymi, możemy na przykład zaznaczyć,  aby się to stało jak najszybciej, czyli natychmiast  po zdarzeniu, gdy na przykład nie jesteśmy pewni,  czy dana lampa jeszcze gdzieś po drodze, nie  będzie nam potrzebna, taki ruch może się odbyć  jak najpóźniej. Na przykład w konsoletach marki  Avolites na użytek teatru przygotowana została  możliwość, aby w danej pamięci całkowicie zablokować  funkcję move in black innych pamięci.  Jest to niezwykle użyteczne w sytuacji, kiedy  mamy bardzo cichą scenę, w której każdy odgłos  zmiany pozycji urządzenia mógłby po prostu  zniszczyć przedstawienie. Są to udogodnienia,  które są niewyobrażalne.  Jak wygląda startowy show i z jakich składa  się elementów w przypadku dużych koncertów  lub realizacji telewizyjnych?  Staram się, w miarę możliwości, mieć show startowe.  Na przykład w przypadku grandMA2 show  startowe zawiera po jednym urządzeniu z każdego  najczęściej spotykanego modelu, mimo że część  z tych urządzeń w ogóle nie będzie istnieć podczas  show. Służą natomiast do przechowywania presetów.  Pewne podstawowe efekty mam również  zaczytywane wraz ze startem konsolety.  A gdy pracuje pan z konsoletami Avolites?  Znacznie łatwiej jest stworzyć sobie wiele rzeczy  od zera, staram się jednak również coś mieć, żeby  zacząć.  Pracując przy koncertach zagranicznych  gwiazd z tzw. najwyższej półki, obserwuje  pan kolegów z Zachodu. Jakie są pana zdaniem  największe różnice między tym, co reprezentują  oni a nasi rodacy? Są bardzo różni. Zdarzają się – i to przyjeżdżający  z kapelami z wysokiej półki – gamonie, ale przyjeżdżają  również ludzie wybitni. Przy Orange Warsaw  Festival 2013 miałem ogromną przyjemność  podziwiać, jak pracuje Eric Marchwiński. Młody  człowiek, a przygotowane przez niego show było  w zasadzie najlepiej przygotowanym show, jakie  w życiu widziałem, jeśli chodzi o kulturę pracy  operatora. Było to show dla Beyonce.  Była to kwestia tego, że na konsolecie panował  nadzwyczajny porządek, czy kwestia  efektu, akcentów, by wszystko na scenie się  zgadzało?  Mówię tutaj bardziej o samym rzemiośle, o tym,  co widziałem na monitorach konsolety. Jednakże  jedno z drugim ma wyraźny związek. To, co można  wyróżnić, to przede wszystkim przejrzystość,  schludność, przygotowane do poszczególnych  efektów osobne layouty, takie, aby w razie potrzeby  można było dostać się do poszczególnego  urządzenia, chociażby w sytuacji konieczności  zresetowania lampy, która szwankuje, pamiętanie  o tym, co jest co, przy setkach urządzeń nie jest  rzeczą łatwą i trzeba nad tym panować.  Co więcej, chłopak miał naprawdę trudne zadanie,  ponieważ w niedługim czasie musiał przerobić  show z dwoma scenami A i B na jedną scenę główną  A, ale za to uzupełnioną o mnóstwo elementów  zainstalowanych na koronie stadionu. Dzięki temu  jednak, że jego pierwotny show był przygotowany  z maniakalną wręcz dbałością o szczegóły, udało się  przeprowadzić te operacje szybko i bezboleśnie.  A gdyby miał pan wymienić jakieś bolączki  naszego rodzimego rynku?  Gdy widzę postęp polskiej branży oświetleniowej  w okresie ostatnich dziesięciu, kilkunastu lat, to  w zasadzie wszystkie bolączki odchodzą na dalszy  plan. Naprawdę jest to gigantyczny przeskok i to  pod każdym względem – pod względem urządzeń,  ludzi, bezpieczeństwa pracy.  Prosty przykład: dzisiaj widuje się jeszcze urządzenia,  które wiszą bez linek zabezpieczających, dawniej widywało  się czasami urządzenia z takimi linkami…  Nie jest idealnie, ale jest już bardzo blisko!  Chciałbym jeszcze zapytać o jeden interesujący  obszar pana pracy, mianowicie o tłumaczenia  instrukcji konsolet.  Do tej pory stworzyłem m.in. instrukcje w zasadzie  do całej palety konsolet Avolite serii Tytan, ale  również dawno temu na przykład do HOG-a III.  Są to tłumaczenia 1:1 instrukcji napisanych  w oryginalnych językach czy raczej pierwotne  instrukcje były pewną bazą, a ich polskie  odpowiedniki opierają się głównie na doświadczeniach  przelanych na papier w języku  polskim? To są tłumaczenia instrukcji oryginalnych, możliwie  jak najwierniejsze. Akurat w przypadku  tego rodzaju czysto użytkowej literatury ważniejsze  od biegłości językowej jest to, aby ktoś,  kto będzie tłumaczył, wiedział, o czym pisze.  Próby tłumaczenia naszych branżowych tekstów  przez tłumaczy, nawet bardzo wykształconych,  prowadziły czasami do efektów niezwykle groteskowych.  Swoistym problemem w tłumaczeniu tego rodzaju  instrukcji jest zresztą brak dobrze ugruntowanej  polskiej terminologii fachowej. Pewne  elementy są wciąż slangowe, wiele jest rzeczy,  gdzie używamy słów angielskich, bo nie mamy  własnych. Jest to oczywiście normalne – język się  rozwija i wchłania nowe terminy.  Przeglądając oryginalne instrukcje i potem  przygotowując polskie, znalazł pan jakieś  elementy, które należało opisać w inny sposób,  niż miało to miejsce w oryginale, bo na  przykład było mało logiczne?  W przypadku Avolites starałem się trzymać  w miarę spójny sposób przycisku, który jest  przedstawiony w sposób wirtualny na ekranie,  a klawisza, który jest przyciskiem fizycznym na  konsolecie. W angielskiej wersji terminy key  i button były używane raczej swobodnie i naprzemiennie…   tekstŁukasz KornafelMuzyka i Technologiazdjęciaarch. Transcolor