Świat filmu, świat magii. Podobnie jak w teatrze (ale ta zasada ma zastosowanie również w stosunku do twórców estradowych) wiele dzieł nie powstałoby gdyby nie cała rzesza realizatorów i artystów, o których mówi się nieco rzadziej. Wszyscy podziwiamy aktorów, muzyków i tancerzy. Na pierwszym planie w sensie splendoru dziennikarskiego są również i reżyserzy, bez których dane dzieło nie miałoby odpowiedniego wyrazu lub w ogóle by nie powstało. Ale co z innymi twórcami? Operatorzy? Jak najbardziej! Tu nie można przecenić kunsztu osób odpowiedzialnych za sam obraz. Ale i ci mają swój festiwal (myślę tu o Camerimage). A co z pozostałymi? Nie ma sensu abym wymieniał tutaj wszystkie profesje związane np. z filmem, jednak dziś chciałbym skupić się choć na kilku. Ile osób wie, kim jest gaffer na planie filmowym? Jaką rolę pełni mistrz oświetlenia? Sądzę, że częściej my jako dziennikarze powinniśmy przyglądać się ludziom z cienia – choć tak naprawdę odpowiadają za światło. Z tym większą przyjemnością odbyłem rozmowę z bardzo rozpoznawalną w świecie filmu osobą – Markiem Bystroszem. Pasjonatem, mistrzem oświetlenia, człowiekiem filmu. Oto, jak przebiegła nasza rozmowa.

Paweł Murlik, „Muzyka i Technologia”: Cieszę się, że mogę porozmawiać z filmowcem z krwi i kości. Szalenie interesuje mnie ta rewolucja, która miała miejsce – a raczej ta, która ma jeszcze miejsce. Myślę tu o wyparciu przez lata używanych aparatów żarowych czy też HMI przez technologię LED. Ale do tego jeszcze dojdziemy… Najpierw chciałbym zapytać o to, jak to się zaczęło. Jak doszło do tego, że dziś Piramida Film jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych i poważanych firm w branży filmowej i nie tylko?
Marek Bystrosz, Piramida Film: Jesteśmy taką nietypową firmą w Polsce, ponieważ mamy zupełnie inne początki niż, zdaje się, pozostałe firmy. A może… właśnie bardzo typową? Na początku nie byliśmy przedsiębiorcami, którzy postanowili założyć swój biznes. Wszyscy po prostu jesteśmy mistrzami oświetlenia. Zaczynaliśmy na planach filmowych, ucząc się zawodu, bo przecież w tamtym czasie nie było żadnych szkół.

I, zdaje się, nadal nie ma?
Oczywiście są próby tworzenia struktury edukacyjnej pod tym kątem. Nawet ostatnio dostałem propozycję nauczania przy okazji jednej z takich inicjatyw. Ale to nadal są tylko próby… Rzeczywiście mamy bardzo dobrych fachowców, bardzo dobrych artystów, ale zdaje się, że brakuje nam podstaw. Zapewne nie dotyczy to tylko filmu, ale i filmu w szczególności. Łódzka uczelnia ma tylko tyle kierunków, ile ma i nie wiem, czy problem polega na braku środków, czy też odpowiedniego zainteresowania. Efekt jest tego taki, że tak naprawdę wszyscy są samoukami. Nie wiem, jak to wyglądało w innych firmach, ale w naszej to my szkoliliśmy! Tak! Najpierw kilku mistrzów założyło podmiot gospodarczy i szybko się okazało, że mamy sporo pracy. Mieliśmy też duże potrzeby sprzętowe. Należy pamiętać, że w tamtym czasie tego sprzętu w Polsce nie było. To były dawne czasy, bo myślę tu o okresie sprzed 20 lat. Ale takie były właśnie nasze początki. Bazowaliśmy na sprzęcie dostępnym w kraju. To były urządzenia bardzo stare i mocno wyeksploatowane. Postanowiliśmy coś z tym zrobić. Tak właśnie powstał zarys naszej firmy – po prostu zaczęliśmy kupować sprzęt. Równocześnie cały czas pracowaliśmy na planach. Co najważniejsze, to lubiliśmy i lubimy nadal to, co robimy. My po prostu nie przychodziliśmy do pracy. Świat filmu, a w szczególności światło, to była i jest nasza pasja. I prócz szczęścia to właśnie pasja była głównym powodem, że nasza firma rozwinęła się w taki sposób i dziś, dzięki temu jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Właściwie każdy z nas przeszedł całą ścieżkę zawodową. Od pomocnika oświetlacza do mistrza, a dziś kierujemy firmą, która współpracuje na stałe z naprawdę dobrymi, topowymi mistrzami oświetlenia i oświetlaczami. Co do inwestycji sprzętowych, to możemy tu mówić o pewnej polityce firmy. Tak naprawdę wyszliśmy z założenia, że nie nastawiamy się na zarabianie pieniędzy, tylko robimy to po to, aby mieć dobry sprzęt. A w tamtych czasach to była jedyna droga. Mogliśmy po prostu zarobić i sami sobie go kupić.

fot. Emil Prokop

Myślę, że nadszedł czas, abyś przedstawił naszym czytelnikom pozostałych współzałożycieli firmy Piramida Film. Jakbyś określił profil firmy od momentu jej założenia?
Zatem po kolei. Najważniejsze są przecież osoby. Najważniejszymi osobami w firmie są Krzysztof Bors i Paweł Cichocki, który do dzisiaj pracuje na planach filmowych. Jest jednym z lepszych gafferów w Polsce. To są osoby, które stworzyły tę firmę. Miałem też w tym, oczywiście, swój udział. Na samym początku realizowaliśmy we własnych warsztatach pomysły, które nie były jeszcze nawet w fazie planów u producentów sprzętu oświetleniowego. To są też patenty tzw. gafferskie, które właściwie wszędzie na świecie istnieją. Każdy gaffer ma swoje rozwiązania, które stosuje na planach filmowych. Takie pomysły zwykle nie mają swojego odzwierciedlenia w postaci sprzętu wytwarzanego gdzieś w fabrykach. Stosuje się je po to, aby ułatwić kontrolę światła na planie filmowym. Wracając do tematu: co prawda, jak wspomniałem, trzon firmy stanowią Krzysztof Bors, Paweł Cichocki i ja, jednak od samego początku (właściwie można tak powiedzieć) współpracowali z nami i inni mistrzowie oświetlenia. Nie będę tutaj wymieniać kolejnych osób i nie chciałbym też kogoś pominąć, ale mogę jednoznacznie stwierdzić, że przynajmniej dziesięć osób od samego początku do dziś z nami współpracuje. Natomiast, jeśli chodzi o naszą trójkę, od zawsze staraliśmy się pozyskiwać bazę sprzętową. Sami jeździliśmy za granicę i próbowaliśmy nabywać kolejne wyposażenie. Jeśli chodzi o dystrybutorów, to w tamtym czasie nikt nie sprowadzał ani nawet nie interesował się oświetleniowym sprzętem filmowym. Nie było też przedstawicielstw w kraju. Kupowaliśmy często pojedyncze rzeczy i na tej bazie powoli tworzyliśmy park oświetleniowy.

fot. Iga Pop

Jak to wygląda dziś z perspektywy czasu? Czy sami podejmujecie się dystrybucji, czy może nadal najważniejszy jest ten główny wątek, czyli praca na planach filmowych z pasją i tworzenie nowych pokoleń mistrzów oświetlenia? Wiem też, że współpracujecie ściśle z jednym z dystrybutorów, czyli firmą SG Light? Jak wygląda ta współpraca?
Firmą dystrybucyjną nie jesteśmy! Absolutnie! Dziś nie starczyłoby nam czasu, abyśmy nadal poszukiwali i zdobywali samodzielnie sprzęt. Poza tym nie możemy pominąć jednego faktu: przez te wszystkie lata wydarzył się olbrzymi skok technologiczny. Kiedyś bazowaliśmy tylko na oświetleniu żarowym i wyładowczym. Później pojawiło się światło fluorescencyjne, czyli mam tu na myśli głównie Kino Flo. I to właściwie było wszystko. Obecnie rodzajów sprzętu i rozwiązań jest tak dużo, że my jako firma usługowa i rentalowa absolutnie nie zajmujemy się dystrybucją. Nasz profil to wynajem oraz usługi, gdzie zajmujemy się całą techniką filmową, jeśli chodzi o oświetlenie. Dziś na rynku mamy profesjonalne firmy, które zajmują się dystrybucją. Najbliżej nas, osobą, która właściwie zawsze z nami była, jest Staszek Gocłowski, który obecnie pracuje z Jackiem Pancierzeńskim, prowadząc firmę SG Light. Stanisława znam naprawdę wiele, wiele lat – właściwie od początku mojego istnienia w filmie. Dziś współpracujemy głównie z tą właśnie firmą i mam tu na myśli np. nabywanie nowych technologii, ale i też starszych, już sprawdzonych. Właściwie bazujemy na wszelkich możliwych rozwiązaniach. Nie mógłbym pominąć też współpracy z innymi dystrybutorami. Ważną dla nas osobą jest też Dariusz Gumiński, który, jak wiadomo, prowadzi od wielu lat profesjonalną dystrybucję sprzętu. Wracając do SG Light…. To są osoby, które oprócz dystrybucji potrafią też słuchać. Spotykamy się z nimi, rozmawiamy. Tu nie będę ukrywał, że część rzeczy, które pojawia się na rynku, pojawia się tylko dlatego, że wcześniej przeprowadzamy właśnie takie rozmowy. Podczas rozmów czasami my ich na coś namówimy, a czasem oni nas, i tak to się właśnie odbywa.

fot. Paweł Cichocki

To jest rzeczywiście ciekawy wątek, niezależnie od tego, czy mówimy o scenie estradowej, teatralnej czy planie filmowym. Ten feedback z rynku właściwie jest dość istotnym czynnikiem. Fabryki mają w zwyczaju zapraszać czołowych lighting designerów czy też innych specjalistów. Być może właśnie dlatego w nowych produktach coraz to częściej znajdują zastosowanie pomysły wynikające z realnych potrzeb rynku. Dziś właściwie trudno określić, czy przewagę stanowią pomysły praktyków, czy może kreatywność inżynierów związanych z producentami. Jakie jest Twoje doświadczenie? Czy możesz podać konkretny przykład, kiedy to udało się namówić dystrybutora na rozwiązanie, które akurat Wam było potrzebne?
Nawet nie muszę długo szukać w pamięci takich przypadków. I mało tego. Z tą firmą (SG Light, przyp. aut.) zdarza się to naprawdę często. Nie dalej jak dwa miesiące temu rozmawialiśmy z SG Light o nowym produkcie. Tu chodzi o urządzenie, które pojawiło się już na rynku i jest to pomysł jednej z firm australijskich. W Europie, niestety, ten produkt jest nieosiągalny. Dziś mamy ten produkt w magazynie po niespełna dwóch miesiącach od naszej pierwszej rozmowy. Nie byłoby być może nic zaskakującego w tym, co mówię, gdyby nie fakt, że żyjemy w czasach pandemicznych, gdzie zamówienie czegokolwiek i sprowadzenie (szczególnie nowatorskich rozwiązań) skądkolwiek trwa o wiele, wiele dłużej. Pomimo tego, że wiem jak skutecznie pracuje SG Light, to nawet dla mnie było to duże zaskoczenie. Pierwsze sztuki testują już mistrzowie oświetlenia na planach filmowych. Nawet dziś rozmawiałem na ten temat z Jackiem i wiem, że my jako firma będziemy ten produkt zamawiać i korzystać z niego w większych ilościach. Osobiście uważam, że jest to bardzo przyszłościowe rozwiązanie. To urządzenie to panel LED-owy stworzony dla celów filmowych, zdaje się najmocniejszy, jaki obecnie jest dostępny na świecie.

fot. Grzegorz Kordyszewski

Wspomniałeś o przyszłościowych rozwiązaniach. Kto właściwie wyznacza te kierunki? Kto wyznacza tę przyszłość? Wy, jako zespół ludzi, przeszliście praktycznie można powiedzieć pewną ewolucję technologiczną. Wszak firma istnieje od zeszłego stulecia. Wspominaliśmy już o światłach żarowych, halogenowych i wyładowczych. Dziś źródła półprzewodnikowe są praktycznie wszędzie. Oczywiście, technologia LED również cały czas się zmienia. Myślę tu o jakości tego światła, spektrum w kontekście multiczipów czy rzeczy istotnych szczególnie dla filmu, czyli np. sposobu zasilania źródeł LED-owych. Grono starszych mistrzów czy realizatorów (przynajmniej ja tak mam) uważa, że pewne patenty czy zastosowania źródeł np. halogenowych nadal mają rację bytu. Ale ta zmiana, gdzie LED zastępuje wszystko praktycznie jest już faktem. Jak to wygląda z Twojej perspektywy? Czy Wy jako zespół fachowców macie na to realny wpływ? Czy rozmowy z mistrzami, oświetlaczami z operatorami, ale i też z reżyserami (jeśli ci ostatni mają pojęcie o świetle, ponieważ zdarza się, że tak nie jest) mają jakieś przełożenie?

[Tu nastąpiła długa pauza i westchnienie. Liczyłem na to, że Marek odpowie naprawdę szczerze i… nie zawiodłem się.]

Moim zdaniem, nasz rynek filmowy dzieli się na dwie grupy. Pierwszą z nich stanowi środowisko, które uległo modzie, ale jest i ta druga grupa. Ci drudzy rzeczywiście wykorzystują nową, jakże potrzebną technologię. A moda? To nic innego jak nazwa firmy. Nieważne, jakie to jest urządzenie, co ono potrafi – ważne, że ma odpowiednie logo. Jednak ta druga grupa, którą tak naprawdę szanuje, ma świadomość tego, co jest potrzebne. Oczywiście, że możemy użyć najnowszej technologii, ale…  jej zastosowanie musi być po prostu uzasadnione. Jeśli jest inaczej, to pozostajemy przy tej pierwszej grupie, gdzie mamy do czynienia po prostu z modą. A jeśli chcesz poznać moje prywatne zdanie, które podziela wielu mistrzów oświetlenia, to nigdy światło żarowe, ale i też HMI nie zostanie zastąpione w filmie źródłami LED, tak jak nie zostało zastąpione przez światło fluorescencyjne, o którym nikt już teraz nie pamięta. Mówiąc o rewolucji, większość przechodzi płynnie od źródeł HMI do światła LED. A przecież mieliśmy do czynienia przez całe lata ze światłem fluorescencyjnym. Skoro już o tym mówimy: światło fluorescencyjne wcale nie było ani lepsze, ani ładniejsze i myślę, że każdy artysta, fotograf, operator potwierdzi moje słowa, że nie ma nic piękniejszego niż światło żarowe. Typowa stara lampa 5 kW, 10kW zaświecona w dużą powierzchnię jest najpiękniejszym światłem np. dla skóry. I nie podrobimy tego żadnym LED-owym źródłem. Każdy LED, nawet z najdoskonalszym odzwierciedleniem kolorów, nigdy nie będzie tak samo ładny jak światło z konwencjonalnej oprawy. Wracając do światła fluorescencyjnego… Tak szybko przeszliśmy do zmiany na źródła LED-owe, ale to tak naprawdę  światło fluorescencyjne zrobiło zamieszanie i rewolucję. Mam tu na myśli w dużej mierze aspekty techniczne. Ono po prostu było wygodne i lekkie. To, z czym zawsze film borykał się wcześniej, czyli np. możliwość podwieszania czy usytuowania źródeł światła w miejscach często niedostępnych w sensie montażowym dla tradycyjnych opraw. Już po pół roku użytkowania światła fluorescencyjnego nikt już sobie nie wyobrażał obycia się bez niego. Dziś setki magazynowanych opraw fluorescencyjnych jest po prostu nieużywanych. A światło LED-owe? To nic innego jak ułatwienie pracy na planach filmowych. Dziś zamiast foli czy innych rodzajów lamp można właściwie wszystko zrobić jednym rodzajem opraw LED-owych. Dotyczy to zarówno pracy w różnych zakresach temperatury barwowej, jak i pracy z kolorami. Jednak podkreślę jeszcze raz: nigdy LED nie zastąpi tradycyjnego światła, jeśli chodzi o estetykę obrazu.

fot. Paweł Cichocki

Ta rozmowa nie skończyła się na oficjalnej części wywiadu. Z Markiem Bystroszem rozmawialiśmy jeszcze bardzo długo i, zdaje się, nie wyczerpaliśmy wszystkich tematów. Rozmowa dotyczyła również i pewnej zmiany, którą niesie za sobą technologia. Być może realizatorom światła ze scen estradowych i teatralnych trudno to sobie wyobrazić, ale jeszcze jakiś czas temu na planach filmowych nie używano tak powszechnie jak dziś sterowników oświetlenia. Oprawy były ustawiane tylko manualnie. Dziś, podobnie jak w przypadku innych produkcji z udziałem opraw oświetleniowych, plany filmowe wymagają sterowników oraz wyspecjalizowanych, a raczej szybkich, operatorów. Rozmawialiśmy też długo o samej edukacji młodych adeptów sztuki i tu jestem pełen nadziei oraz wierzę, że w niedługim czasie Marek Bystrosz będzie wykładowcą w jakże wyczekiwanej szkole.

Wywiad przeprowadził oraz opracował: Paweł Murlik, Muzyka i Technologia