Po raz kolejny udało mi się przeprowadzić test w warunkach bojowych, na scenie. Dzięki uprzejmości dystrybutora firmy Stage Source do dyspozycji otrzymałem 4 Aury PXL. Choć nie miałem wątpliwości co do tego, iż Martin przyłożył się do stworzenia urządzenia o większej jasności w stosunku do poprzednich modeli, to przy okazji chciałem też sprawdzić inne detale. W tym np. nowe podświetlenie Aura. Test postanowiłem przeprowadzić na dwóch dość małych scenach. Aury pracowały w Sopockim Teatrze Tańca (scena na plaży) oraz w Centrum Sztuki Współczesnej na Zamku Ujazdowskim w Warszawie. Poniżej przedstawię moje wnioski dotyczące tego, czy urządzenia, które są przystosowane do warunków koncertowych daje się zaimplementować również w kameralnych przestrzeniach.

 

PXL, czyli Power Extra Large. Tak właśnie można rozszyfrować dodatek PXL w symbolu dotyczącym tego urządzenia. Co zatem zmieniono w stosunku do innych modeli z dodatkiem słowa Aura? Obecnie w ofercie Martina (wliczając również PXL) można znaleźć trzy urządzenia typu Wash. Mac Aura w stosunku do bohatera tego tekstu jest nieco skromniejszy. Choć zakres pracy zoom jest nawet zbliżony (wynosi od 11 do 58 stopni), to sama optyka jest dużo mniejsza. Na pokładzie znajduje się 19 10-watowych diod typu RGB. Drugim bratem PXL jest model XB. W tym przypadku właściwie postawiono na to, aby zwiększyć jasność głowicy. Zatem wewnątrz znajduje się również 19 diod, ale każda z nich jest nieco mocniejsza. Producent zastosował 15-watowe czipy. Tym samym Aura XB generuje strumień o wartości 6000 lumenów. Jednak kiedy dojdziemy do momentu, gdzie w zestawieniu pojawi się PXL… Mogę powiedzieć krótko: to jest dopiero przeskok technologiczny. Skoro wspomniałem już o jasności: Aura PXL generuje strumień o maksymalnej wartości 10 500 lumenów. Jest to skutek zastosowania również 19 czipów, ale już o mocy 40 wat każdy. Całkowicie zmieniono też podejście do przedniej tarczy zawierającej soczewki. Każda z nich jest większa oraz bardziej wypukła. Ma to wpływ właściwie na wszystko. Zakres zoom wynosi od 7 do 59 stopni. Ta swoista wypukłość soczewek sprawia, że zupełnie inaczej wygląda proces mieszania strumieni światła pochodzących z poszczególnych czipów. Sprawdziłem też, jak to wygląda z naprawdę niewielkich odległości od źródła światła do oświetlanej płaszczyzny, ale odniosę się do tego później. Skoro wspomniałem już o głównych źródłach światła – to co z efektem Aury? O tym też nie zapomniano. Po pierwsze, jest dziesięciokrotnie silniejszy, co daje i tu zupełnie inne możliwości. Efekt ten można generować dzięki aż 141 modułom LED RGB, gdzie każdy z nich ma moc 0,3 wata. No i tu zaczyna się prawdziwa wizualna uczta. Dlaczego? Producent postanowił stworzyć mode pozwalający na pracę z poszczególnymi pikselami nie tylko dla głównych 40 czipów, ale w trybie oznaczonym jako Ludicrous użytkownik otrzymuje dostęp do poszczególnych pixeli background, czyli efektu Aury. To zupełnie zmienia funkcjonalność tego urządzenia. Fakt! Trzeba sobie jasno powiedzieć, że praca z taką liczbą pixeli będzie wymagała też odpowiednich narzędzi. Aura w tym najwyższym trybie zajmuje dokładnie całą linię, czyli 512 kanałów DMX. Producent oczywiście ma odpowiednie rozwiązanie. Myślę tu o protokole stworzonym do tego celu, czyli martinowskim P3. Teraz wystarczy sobie wyobrazić kilkadziesiąt takich urządzeń w kontrze lub zbudowaną z PXL ścianę horyzontalną i wszystkie wynikające z tego korzyści. Pikselowy dostęp do efektu Aura, jak i do głównych źródeł światła, odpowiednia jasność oraz naprawdę spory zakres zoom. Czy przesadzę, jeśli powiem, że ograniczeniem jest tylko wyobraźnia kreatora?

Na pokładzie znajduje się 19 40-watowych diod typu RGBW. (fot. MiT)

Fakty
Przyjrzę się zatem bliżej i innym parametrom. Rzeczywiście tryb pikselowy niezależnie dla obu sekcji źródeł światła jest ważną rzeczą, ale znalazłem tu pewne ograniczenie. Choć wszystkie główne czipy są w konfiguracji RGBW, to jednak tryb pikselowy 40-watowych źródeł został ograniczony do możliwości manipulacji przestrzenią RGB. Mało tego! Właściwie nie ma w ogóle możliwości niezależnego sterowania bielą nawet poza trybem pikselowym. Producent podaje informację, iż przy wyborze danego koloru oraz przy ustawieniu jego nasycenia biel korygowana jest automatycznie. Przypuszczam, że to kwesta walki inżynierów z ograniczeniem, a raczej koniecznością zmieszczenia się w jednej linii DMX z oboma trybami pikseli. Czy zatem nie lepiej byłoby napisać oprogramowanie, gdzie mode bez obsługi pikselowej trybu aury dawałby użytkownikowi przestrzeń RGBW, dotyczącą głównych źródeł światła? Tu pojawia się pewien problem. Martin zupełnie inaczej skonstruował strukturę trybów pracy. W tej oprawie nie będzie sytuacji, kiedy zmiana mode spowoduje zupełnie inne rozłożenie funkcji na poszczególnych kanałach. Niezależnie od wybranego DMX mode pierwsze kanały w każdym trybie mają dokładnie takie samo przeznaczenie. Bardziej rozszerzone tryby, a raczej ich funkcjonalność, po prostu zostały poszerzone o kolejne kanały, nie zmieniając szyku w tych początkowych. Taka logika właściwie wyklucza moją tezę o poszerzeniu trybu głównych źródeł światła o dostęp do pikseli white. Pomimo mojego zachwytu w realnej pracy na scenie nieco rozczarowałem się też osiągami dotyczącymi pomiarów jakości. I tak CRI wynosi 73, a TLCI 61. Zatem jak dla mnie Aura PXL jest doskonałą oprawą sceniczną, a dla celów rejestracji obrazu wybrałbym ją ze względu na niepowtarzalne możliwości pracy w przestrzeni efektowej. Użytkownik otrzymał do dyspozycji wszelkie potrzebne narzędzia. Po pierwsze, zaprojektowano dostęp do pełnego zakresu temperatur barwowych. Aura PXL może pracować w zakresie od 2000 do 10 000 K. Ten zakres dotyczy też warstwy background, czyli mniejszych diod kreujących efekt Aura. Dla szybkiego i skutecznego odnalezienia odpowiednich odcieni, głowice PXL zostały wyposażone w wirtualną tarczę kolorów, mogącą odwzorować kilkadziesiąt filtrów LEE. W tym zestawie znajdują się również filtry korekcyjne. Producent zaimplementował w kanale kontrolnym nie tylko kilka krzywych dimmera do wyboru, ale też symulację bezwładności żarnika halogenowego, czyli tzw. tungsten emulation. To znacznie ułatwia zestawienie takich źródeł LED-owych z oprawami konwencjonalnymi.

Martin MAC Aura PXL to naturalna ewolucja znanych, popularnych i szanowanych urządzeń z serii MAC Aura.

Czy da się szybko?
Da się! Wspomniałem już o możliwości wyboru odpowiedniego koloru, korzystając z dość rozbudowanej wirtualnej tarczy. Ale co z efektami? I owszem tryb pikselowy daje praktycznie nieograniczone możliwości, ale wszyscy wiemy, że nie wszędzie będzie on konieczny. W sensie realnej pracy często większość z realizatorów mierzy się z sytuacją, kiedy trzeba skorzystać z ustawień typu, macro czy też z gotowych rozwiązań efektowych (w zależności od sterownika nazwy będą różne). I owszem: pierwsze, co przychodzi do głowy, to generator efektów, bo przecież większość firm implementuje takie narzędzia w swoich sterownikach. Ale i sama głowica ma tzw. gotowe efekty. Zatem w razie potrzeby można określić rodzaj sekwencji, intensywność, rodzaj przebiegu i, oczywiście, prędkość. A czy Aura PXL może pracować bez sterownika? Owszem, menu daje taką możliwość.

Scena Sopockiego Teatru Tańca (fot. MiT)

Czas na realną pracę i wnioski
Czas, abym opisał kilka przemyśleń, które zrodziły się w mojej głowie po kilkudniowych testach i pracy właściwie w dwóch różnych obiektach. Pierwsze moje zetknięcie z Aurą PXL, kiedy to sam zasiadłem za sterami, nastąpiło w Sopocie. Miałem do dyspozycji bardzo małą przestrzeń, przypominającą scenę klubową, o wysokości 4 metrów. Choć to urokliwe miejsce, bo budynek Sopockiego Teatru Tańca jest usytuowany na samej plaży, a po otworzeniu wielkich drzwi umieszczonych na ścianie horyzontalnej widać Bałtyk, to jednak tak mała kubatura sceny nieco mnie przeraziła. Choć do dyspozycji miałem i inne zautomatyzowane urządzenia, to jednak miałem chytry plan, aby pokryć całą przestrzeń za pomocą właśnie PXL. Po umieszczeniu ich w odpowiednich punktach, to rzeczywiście się udało. W tak małej przestrzeni mogłem docenić kilka rzeczy. Na pewno niemal beamowe wiązki, kiedy to celowo używałem dość wąskich strumieni w pełnej jasności, ale i też subtelne poświaty, gdzie tych 141 diod stanowiących zespół Aura tworzyło niepowtarzalną atmosferę. Sama symulacja bezwładności żarnika w kontekście zestawiania głowic z oprawami konwencjonalnymi też zadziałała doskonale. Druga przestrzeń, gdzie mogłem użyć Aury PXL stanowiła nieco większe wyzwanie. Scena Laboratorium należąca do kompleksu Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie przypomina mi nieco specyficzne, parateatralne miejsce mieszczące się w kompleksie Starego Browaru w Poznaniu. Taka architektura wnętrza sama w sobie jest już wyzwaniem. Ze względu na dość dużą liczbę urządzeń nad sceną postanowiłem, iż Aury będą urządzeniami efektowymi oraz będą pełniły rolę naświetlaczy. W spektaklu, do którego zostały wykorzystane, istnieje potrzeba bardzo równomiernego oświetlenia horyzontu, który stanowi tło scenograficzne. Eksploatując ten spektakl w całej Polsce, korzystam z najróżniejszych opraw do tego celu. Tu Aury spisały się znakomicie. Po pierwsze ze względu na szeroki kąt świecenia, możliwość naprawdę równomiernego pokrycia bez przebarwień i hot pointów, no i przede wszystkim ze względu na piękną i głęboką przestrzeń kolorów. Bez dwóch zdań jakość tych urządzeń jest naprawdę wysoka. Skoro wspomniałem o spektaklu. Co myślę o poziomie hałasu? Sądzę, iż nawet większa liczba Aur PXL nie będzie stanowiła problemu, a sama firma Martin nie boi się konfrontacji. Zaciekawionych odsyłam na stronę koncernu, gdzie producent udostępnił acoustic test report.

Aura PXL może pracować w zakresie od 2000 do 10 000 K. (fot. MiT)

Czas się pożegnać
Muszę przyznać, że mam swoje typy, jeśli chodzi o ulubione washe. Ale nie ukrywam też, że z żalem patrzyłem, kiedy to po demontażu został zamknięty case z Aurami PXL. Już o tym wspomniałem, ale chyba warto to podkreślić jeszcze raz: to spory przeskok technologiczny, jeśli porównamy Aurę i Aurę PXL. I choć sam efekt generowany z diod typu background uważałem wcześniej za ciekawy, ale mało praktyczny, tak teraz chętnie będę z niego korzystał przy następnej okazji. Oczywiście, każdy ma swoje preferencje, a każda scena jest inna. Dlatego cieszę się, że mogłem skorzystać z tych urządzeń w różny sposób przy dwóch innych formach artystycznych. Zarówno przy jednej, jak i przy drugiej używałem tych głowic z wielką przyjemnością.

Tekst: Paweł Murlik, Muzyka i Technologia