W czasach, gdy rodził się heavy metal, koncerty zespołów tego gatunku odbywały się w małych, undergroundowych klubach. Nikt nie myślał o skomplikowanej oprawie wizualnej, scenografii, strojach, nie mówiąc już ekranach, które wtedy towarzyszyły tylko największym trasom koncertowym i festiwalom. Wraz z rozwojem gatunku i jego coraz większej popularności, część zespołów postanowiła zamienić koncerty w kompletne widowisko pełne strojów, dekoracji, wybuchów, dmuchanych elementów i multimediów. Są jednak takie zespoły, które postawiły przede wszystkim na muzykę i mocne uderzenie. Do nich niewątpliwie zalicza się koncertująca nieprzerwanie od 1981 roku grupa Slayer. Tutaj ma być przede wszystkim głośno i szybko, scena ma być przepełniona światłem, ogniem i dymem, zaś jedyna dekoracja to oldschoolowe backdropy, czaszki, pentagramy i logotypy zespołu. Wszystko wskazuje na to, że piękna historia amerykańskiej grupy dobiegnie końca, ponieważ muzycy wyruszyli właśnie w pożegnalną trasę „Final World Tour”. W trakcie polskiego przystanku w Arenie Gliwice spotkaliśmy się z realizatorem światła zespołu Brianem LaReau, z którym rozmawialiśmy o tym, co wspólnego ma teatr i koncerty Slayera, co zrobić, gdy na konsoletę wyleje się piwo i dlaczego dymu zawsze jest za mało?
Grupa Slayer została założona w 1981 roku na przedmieściach Los Angeles przez gitarzystów Kerry’ego Kinga i Jeffa Hannemana oraz pochodzącego z Chile basistę i wokalistę Toma Arayę. Na przestrzeni prawie czterech lat działalności stała się jednym z najważniejszych zespołów w historii światowego metalu i filarem tzw. wielkiej czwórki trash metalu wraz z Metallicą, Anthrax i Megadeth. Aż cztery z dziesięciu albumów grupy zostały nominowane do najważniejszych nagród muzycznych Grammy, a dwa albumy Eyes of the Insane oraz Final Six otrzymały statuetki. Ponadto, praktycznie każda z dziesięciu płyt została uhonorowana w wielu prestiżowych plebiscytach muzycznych związanych z muzyką metalową. Jednak Slayer to nie tylko zespół wydający znakomite albumy, ale to przede wszystkim świetna grupa koncertowa, doskonała na scenie. Przez prawie czterdzieści lat amerykańska formacja zagrała kilkadziesiąt tras koncertowych, goszcząc praktycznie na wszystkich kontynentach. Grupa koncertowała również kilkukrotnie w Polsce, m.in. w 1992 roku w hali MOSiR w Zabrzu w trakcie Monster of Rock, w 2005 w warszawskiej Stodole czy w 2010 roku wraz z Metallicą, Anthrax i Megadeth na Lotnisku Bemowo w trakcie festiwalu Sonisphere Festival. 10 maja 2018 roku rozpoczęła się kolejna trasa „Final World Tour”, która ma być ostatnim, pożegnalnym tournée zespołu. Do listopada tego roku zespół zagra ponad sto koncertów. Oczywiście na trasie zespołu nie mogło zabraknąć również polskiego przystanku. Ostatni polski koncert odbył się 4 czerwca w nowoczesnej hali Arena w Gliwicach. Biorąc pod uwagę, że może być to faktycznie ostatnie spotkanie zespołu z jego słuchaczami w warunkach koncertowych, chociaż nikt z prawdziwych fanów chyba w to do końca nie wierzy, nie mogliśmy sobie odmówić spotkania z produkcją zespołu. W trakcie przygotowań do polskiego koncertu przyglądaliśmy się całej produkcji ze szczególnym uwzględnieniem wyjątkowego oświetlenia, które – co rzadkość w dzisiejszych czasach – zrealizowane zostało w pełni na żywo.
Projektant i realizator oświetlenia grupy Slayer – Brian LaReau.
Łukasz Kornafel, Muzyka i Technologia: Jak zaczęła się Twoja przygoda ze światłem?
Brian LaReau: Zacząłem robić światło bardzo wcześnie, jeszcze w szkole podstawowej. Mniej więcej w piątej klasie zajmowałem się obsługą followspota. Później byłem zawsze członkiem ekipy technicznej w trakcie wszystkich spektakli przygotowywanych w szkolnym teatrze. Światło zawsze sprawiało mi dużo radości. Dlatego poszedłem na uczelnię techniczną. Jednak muszę przyznać, że to nie wyszło. Rzuciłem szkołę i zacząłem pracę z lokalnymi firmami zajmującymi się obsługą techniczną. W tamtym czasie te firmy nie miały zbyt dużo sprzętu oświetleniowego, dlatego zajmowałem się jednak głównie dźwiękiem.
Avolites Pearl Expert.
Właściciel firmy, w której pracowałem, miał do zrobienia koncert zespołu, który przyjechał do Stanów. Jednak okazało się, że nie może z nimi przyjechać ich realizator światła. Zostałem zapytany, czy chciałbym spróbować. Powiedziałem, że pewnie, mogę spróbować. I 25 lat później jestem tutaj! Zwykle, gdy ludzie mnie pytają, jak to wszystko się zaczęło, odpowiadam: byłem w złym miejscu, w złym czasie (śmiech). Ale nie, tak naprawdę byłem w dokładnie tym miejscu i tym czasie, w którym miałem się znaleźć. To moja wymarzona praca. Jedyne, co jest beznadziejne, to fakt, że jestem daleko od mojej rodziny.
Brian w trakcie tej trasy korzysta z dwóch konsolet Avolites Pearl Expert oraz Touch Winga. Całość pracuje w trybie multiuser w sesji TitaNet.
Czy pamiętasz Twoje pierwsze inspiracje, z których czerpałeś robiąc pierwsze realizacje?
Muszę przyznać, że zawsze chodząc na koncerty dużo większą uwagę niż do samej muzyki, przykładałem do technologii sceny. To był element koncertu, który zdecydowanie bardziej mnie interesował. Pamiętam pierwsze koncerty, na które zabierali mnie rodzice, takich gwiazd jak: Billy Joel czy Huey Lewis & the News. Oczywiście nie było wtedy zbyt wielu opraw ruchomych, ale możliwość zobaczenia tych artystów w dużej hali robiła ogromne wrażenie.
Z jakimi źródłami światła rozpoczynałeś swoją karierę? Czy były to głównie PAR-y?
Oczywiście tak! I do tego gówniane stroboskopy, tragiczne maszyny do dymu oraz wielkie racki z dimmerami do PAR-ów.
Kluczową rolę dla realizatora odgrywają rollery. Rolka po prawej stronie jest w trakcie całego koncertu w jednej pozycji, dając szybki dostęp zarówno do opraw spot, jak i wash, natomiast rolka po lewej stronie jest przełączana, zapewniając łatwy dostęp do specjalnych elementów zestawu oświetleniowego lub poszczególnych grup.
Jaka była pierwsza trasa koncertowa, na której zajmowałeś się realizacją światła?
To była grupa Overkill i ich trasa koncertowa tutaj, w Europie. I moje umiejętności realizacji światła były wtedy straszne. Do tego stopnia, że w trakcie kolejnej trasy, w którą wyruszył zespół, pracowałem już jako technik gitar (śmiech). Zrobiłem sobie kilkuletnią przerwę i wróciłem do branży, gdy do Stanów przyjechała grupa In Flames. Ich stały realizator światła był w trasie z innym zespołem i nie mógł z nimi przyjechać. Dwa tygodnie przed koncertem In Flames dostałem telefon: „Hej, może zrobiłbyś nasz koncert?” Odpowiedziałem: „Pewnie!” Od tamtego czasu pracowałem z takimi grupami jak: Arch Enemy, Soilwork, Chimaira, Dark Tranquillity.
Projekt został narysowany w oparciu o lampy Martin Mac Viper, Martin MacQuantum Wash i stroboskopy Martin Atomic LED. Jednak w przypadku polskiego koncertu realizator korzystał z dostarczonych lokalnie przez Transcolor opraw ClayPakyB-EYE K20 i Robe Robin Mega Pointe. Dodatkowo pracowało także dziewięć opraw Martin Mac Viper, które podróżują wraz z zespołem na każdy koncert.
Czy to przypadek, że zacząłeś pracować z kapelami metalowymi?
Całkowity przypadek! Ja wywodzę się z teatru i to dało mi ogromną wiedzę, doświadczenie i zupełnie inną perspektywę. Widzisz, często gdy idziesz na koncert metalowy i pojawia się podwójna stopa to wraz z nią automatycznie wchodzą stroboskopy. Jednak to jest bardzo powtarzalny, nudny wręcz element, bo tak robi większość. Ja traktuję strobo jako akcenty, nie jako główny, ciągły efekt. Nie ma potrzeby, żeby zabić ludzi! Praca w teatrze dała mi inne podejście do świecenia metalowych zespołów, nową perspektywę. Nie wiem, ludzie mnie wciąż zatrudniają, także chyba to wciąż działa (śmiech).
Dwie konsolety dają Brianowi pełne bezpieczeństwo. Nawet gdyby na jedną z nich coś się wylało i pojawiłaby się konieczność szybkiego wyłączenia, można natychmiast kontynuować pracę na drugiej konsolecie.
Czy ta wiedza jest przydatna również w pracy z grupą Slayer?
O tak, właśnie szczególnie bardzo w przypadku realizacji światła na koncertach Slayera. To jeden z tych zespołów, w trakcie koncertów których nie ma ściemy. Mamy zespół, który gra ekstremalnie głośno, bardzo szybko, ale równocześnie nie ma confetti, tancerek, strojów, nie ma tutaj jakiejś bardzo rozbudowanej scenografii, biegania po rampach czy schodach. Oni mają gdzieś takie elementy. To czego oczekuje zespół, ale również ich fani, to: głośna muzyka, jasne światła, bardzo dużo ognia i tony dymu! To wszystko! Taki jest koncert Slayera. To dla mnie wielka przyjemność i świetna zabawa i zmusza mnie do fajnej kreatywności, gdzie nie ma ścian wideo itp.
Jak zaczęła się Twoja przygoda ze Slayerem?
Jak zwykle, zadzwonił telefon i usłyszałem: „Mam do zrobienia koncert i potrzebuję człowieka. Wchodzisz w to?” Jednak było to zaraz przed rozpoczęciem dwuipółletniej trasy z innym zespołem, z której nie mogłem tak po prostu zrezygnować. Dlatego niestety musiałem odmówić Slayerowi. Ale później, po ponad dwóch latach, telefon znów zadzwonił, tym razem z pytaniem, czy zrobię cztery koncerty Slayera. Oczywiście, że się zgodziłem. Po tych koncertach dostałem telefon, że zespołowi bardzo przypadło do gustu to, co zrobiłem w trakcie tych koncertów i zostałem zapytany, czy chciałbym zrobić coś więcej. I tak jestem tutaj w trakcie tej trasy. Cieszę się, że mogę być z zespołem w trakcie ich ostatniej trasy.
Paleta „Slayer” pozwala na szybki dostęp do wszystkich elementów wyświetlanych na kurtynie (charakterystyczne gobo z logo zespołu i krzyżami) oraz jej podświetleniem.
Jaką funkcję w tej produkcji pełni Patrick Dickinson?
To szef produkcji tej trasy i to koleś, który sprawia, że ten cały pieprzony pociąg wciąż jedzie! To człowiek-maszyna! Wstaje zdecydowanie zbyt wcześnie, chodzi spać zdecydowanie za późno i pracuje cały dzień.
Czy to, że dzisiaj pracujesz na konsoletach Avolites, również jest związane z Twoją teatralną przeszłością?
Avolites było pierwszą konsoletą, której użyłem w trakcie trasy koncertowej. Był to model Avolites Pearl 2000. Drewniane boki, czerwone i niebieskie suwaki itd. Dzięki doświadczeniu teatralnemu nauczyłem się pracować na konsoletach, które nie miały niczego więcej z wyjątkiem suwaków. W tamtych czasie nie było nawet generatora, wszystkie efekty związane z ruchem głów trzeba było programować ręcznie. Używałem większości konsolet, które są na rynku. Każda z nich robi praktycznie to samo. Jednak dla mnie, dla potrzeb koncertów Slayera, nie ma lepszej konsoli niż Avolites Pearl. Próbowano mnie namówić, abym używał innych modeli, jednak żadna konsoleta oświetleniowa nie jest tak szybka i nie daje tak błyskawicznej interakcji jak ta.
Co jest najważniejsze dla Ciebie, jeżeli chodzi o sam układ konsolety?
Ja nie robię zbyt dużo preprogrammingu. Oczywiście mam zrobione pozycje, palety itp. Jednak nie ma tutaj zbyt dużo zapisanych pamięci CUE, które przeskakują jedna po drugiej. Wszystko, co dzieje się ze światłem na scenie, robię manualnie naciskając odpowiednie przyciski.
Czy oznacza to, że poszczególne koncerty pod względem wizualnym mogą się nieco różnić od siebie?
Tak. Oczywiście zarówno sam scenariusz koncertu, jak i forma poszczególnych utworów, są takie same, ale możliwość reagowania na to, co dzieje się na scenie, czy jak koncert jest przyjmowany przez publiczność, dają mi pełną elastyczność. Na przykład zdarza się, że w danym kawałku potrzebuję nieco więcej strobo i mogę to natychmiast zrobić! Możliwość szybkiego dostępu do danego elementu oprawy jest dla mnie kluczowa. Przełączanie CUE byłoby strasznie nudne.
Wraz z konsoletami Pearl korzystasz również z rozszerzenia Touch Wing. Do jakich zadań go wykorzystujesz?
Głównie do programowania, ale również w trakcie koncertu jest kilka momentów, gdy jest przydatny np. do wyboru kolorów czy gobo. Zdecydowanie bardziej wolę czuć fizyczne przyciski i to, jak reagują. Te przyciski są solidne jak skała! Nie miałem nigdy żadnych problemów z żadną z konsolet.
Jak wygląda konfiguracja Twojego systemu?
Mam tutaj konsoletę główną i zapasową. Całość pracuje w trybie multiuser w sesji TitanNet.
Lubię taki tryb pracy, ponieważ mogę szybko przeskoczyć do drugiej konsolety i coś na niej zrobić. Zdarzały się takie koncerty, że ktoś coś wylał na konsoletę, mogłem ją szybko wyłączyć, zanim pojawią się jakieś usterki i przejść na drugą bez zatrzymania koncertu. Wtedy tylko pozostaje się modlić, żeby ktoś w pobliżu miał ręczniki papierowe, albo konsoleta zrobi się nieco lepka na kilka tygodni (śmiech), ale wciąż będzie działać!
Oczywiście to nie jest tak, że korzystam z tej funkcji przechodzenia między konsoletami na każdym koncercie, ale gdy potrzebuję tego, to mam tę możliwość.
Jak jest zorganizowane całe show na konsolecie?
Show, którego używamy, zostało zaadaptowane z pliku show, którego używamy od ponad piętnastu lat. Nie ma potrzeb zmieniania układu poszczególnych funkcji na konsolecie.
Na rolce po prawej stronie mam główne strobo, random strobe i flash. Dalej jest standardowy blinder, efekty pan i tilt, cyrkiel, efekty dimmera, strobo na urządzeniach ruchomych i przycisk blackout, którego używam praktycznie cały czas. Ten układ nie zmienił się od ponad piętnastu lat. Zawsze mam te elementy tutaj i jestem do nich bardzo przywiązany. Prawdę mówiąc, gdybym coś tutaj zmienił, nie wiedziałbym, co dalej ze sobą zrobić (śmiech).
Lewa strona się trochę zmieniała, ale teraz mając dwadzieścia suwaków playbacków i podzielony roller, konsoleta jest fantastyczna i bardzo łatwa do pracy.
Pierwszy rząd powyżej rollerów to zaprogramowane pozycje głowic ruchomych, specjalne pozycje jak np. światło na perkusję. Dodatkowo mam tutaj również kontrolę nad oświetleniem scenografii, backdropów, footlightami itp.
Pierwsze dwadzieścia playbacków w rzędzie na samej górze to po prostu dwadzieścia kolorów. Mógłbym je wybierać oczywiście również z poziomu ekranu dotykowego, ale to już za daleki dystans, zajęłoby to zbyt wiele czasu. Łatwiej jest po prostu nacisnąć odpowiedni przycisk na konsolecie. Te kolory są ułożone zgodnie z kolejnością utworów w trakcie koncertu. Nie mam setlisty, po prostu wybierając kolejny przycisk wiem, że jest to kolor danego utworu. Na końcu mam również specjalne kolory, jak UV oraz dostęp do wytwornic dymu i mgły.
Czy obracasz rollery w trakcie koncertu?
Rolka po prawej jest w jednej pozycji przez cały koncert, bo tutaj mam zarówno oprawy spot, jak i wash. Natomiast po lewej stronie mam kilka „specjalnych” elementów i dostęp do poszczególnych grup urządzeń, który daje mi w kilku utworach możliwość niezależnej pracy z washami i spotami.
Jak wyglądają Twoje przygotowania do każdej trasy?
Gdy zaczynam pracę z nowym zespołem lub do setlisty zostają włączone jakieś nowe utwory, nie słuchami ich wcześniej niż na kilka dni przed rozpoczęciem trasy.
Jeżeli słuchałbym ich dużo wcześniej, zacząłbym nadmiernie analizować wszystko i myśleć o tym, co zrobić w danym utworze. Gdy mamy dzień produkcyjny przed rozpoczęciem trasy, siadam w słuchawkach za konsoletą, słucham kilkukrotnie danego kawałka i sprawdzam pewne pomysły. Dokonuję kilku poprawek i to wszystko. Całe show jest dosyć skomplikowane, ale jest budowane z bardzo prostych klocków.
Czy używasz jakiegoś programu do wizualizacji?
Tak, korzystam z oprogramowania Capture, które również mam wbudowane w konsoletę.
Używam go głównie do zrobienia pozycji. Jeżeli chodzi o kolory czy gobo, tak długo jak pracuję z urządzeniami, które znam, mogę to zrobić we śnie, bez konieczności uruchamiania którejkolwiek z opraw czy korzystania z wizualizera. Jednak możliwość zrobienia pozycji, w zamkniętym studiu z wizualizerem, jest nie do przecenienia.
Jaka jest ogólna koncepcja oświetlenia przygotowanego dla potrzeb grupy Slayer?
Jednym z głównym problemów jest fakt, że 99% okładek płyt grupy Slayer jest utrzymana w kolorze czerwonym. Każdy kawałek odnosi się do czerwieni, krwi, ognia, płomieni.
Próba ucieknięcia od koloru czerwonego jest prawie niewykonalna. Siedem na dwadzieścia utworów jest utrzymanych właśnie w tej kolorystyce. Reszta to elementy odwołujące się do grafiki, charakterystycznego elementu na okładce. Dużo wnoszą również rozmowy z zespołem. Kerry King również ma niezwykłą wyobraźnię i wyczucie, jak powinien wyglądać każdy z kawałków. Na przykład całe intro jest zaprogramowane po rozmowach z Kerrym i naszym production managerem, Patrickiem Dickinsonem. Zawsze trzeba jednak pamiętać, że tutaj nie chodzi o pokaz świateł czy możliwości pirotechniki. Tutaj chodzi o gości grających na gitarach i krzyczących ze sceny. Po to przychodzi publiczność.
Czy są jakieś kolory, których absolutnie nie możesz używać?
Różowy! Nasze koncerty są bez różowego, bez magenty i to jest właściwie to.
Za to mam na przykład trzy różne odcienie zieleni. Od bardzo ciemnego, nasyconego, złowieszczego, przez soczystą zieleń, aż po jasny limonkowy kolor. Poza tym mam raczej standardową paletę kolorów, których używam.
Wśród tych palet zauważyłem również jedną szczególną „Slayer”. Co to za paleta?
Mam w niej kilka różnych elementów związanych z wyświetlanymi w trakcie intro na frontowej kurtynie logotypami zespołu, krzyżami, które uwielbia publiczność, podświetleniem kurtyny itp.
Nie chciałem zapisywać wszystkich tych ustawień na playbackach, tak żebym mógł mieć dostęp do wszystkich elementów związanych z kurtyną w jednym miejscu. Dzięki temu przed każdym koncertem mogę dokonywać niezbędnych poprawek.
Ciekawostką jest fakt, że profile znajdujące się na scenie, w jej dolnej części oraz te zainstalowane na bocznych kreskach, na przestrzałach, nigdy nie zmieniają swoich pozycji. Są one wykorzystywane przeze mnie tylko w trakcie solówek gitarowych oraz w momentach, gdy mówi Tom Araya. Często ludzie pytają mnie, dlaczego nie używam ich również do świecenia w publikę? Bo to już byłoby za dużo! Mam tutaj ponad 130 urządzeń ruchomych, nie potrzebuję tych kolejnych.
Jakich maszyn do dymu używasz w trakcie tej trasy i jaka jest strategia dymienia?
Dymu nie jest tutaj nigdy zbyt wiele! (śmiech). Tom uwielbia dym i pirotechnikę, ale równocześnie chciałby mieć na scenie tlen, aby móc oddychać! Myślę, że bywają takie koncerty, że jest za dużo dymu na scenie, ale Kerry go uwielbia! Czasami mam wrażenie, że on chciałby, żeby w ogóle nikt z publiczności nie widział zespołu na scenie (śmiech). Wcześniej używaliśmy dwóch hazerów pod podestem perkusji i dwóch maszyn do dymu na dolnym piętrze sceny. Jednak w trakcie ostatniej trasy Kerry powiedział: „Hej, mamy mało dymu! Chcę więcej dymu!”, więc dodaliśmy kolejne dwie maszyny po bokach sceny.
Jakie są Twoje ulubione maszyny do dymu?
Uwielbiam sposób, w jaki pracują maszyny DF50. Dzięki temu, że stosowany w nich fluid na bazie oleju sprawia, że cząstki zawisają w powietrzu w sposób, który jest nie do uzyskania używając innych maszyn. Dym tworzony przez te maszyny ma tylko jedną małą wadę – jest tragiczny dla lamp, ponieważ osiada wszędzie. Dlatego teraz zazwyczaj używamy urządzeń z płynem na bazie wody. Pod perkusją mamy wytwornice High End Systems FQ-100, a na scenie cztery maszyny Martin JEM ZR44.
Jak wygląda konfiguracja Twojego rigu? Z jakich lamp korzystasz?
Projekt został narysowany z lampami Martin Mac Viper, Martin Mac Quantum Wash, stroboskopami Martin Atomic LED. Martin Viper to naprawdę świetne urządzenia. Mają odpowiednią wielkość, moc, jasność, wielkość soczewki, są po prostu idealne dla naszych potrzeb! Jednak w przypadku polskiego koncertu mam nieco inne oprawy, dostarczone lokalnie. Korzystam tutaj z opraw ClayPaky B-EYE K20 i Robe Robin Mega Pointe.
Tak naprawdę nie ma to wielkiego znaczenia. Rozmawiamy o show grupy Slayer, nie szukam w lampach żadnych szczególnych funkcji ani gobosów. Lampa ma potrafić wytworzyć właściwy kolor i ma mieć odpowiednią moc.
Zestaw stojący na podłodze jest dostarczany na każdy koncert przez nas. Zatem mamy tutaj po cztery urządzenia Martin Mac Viper na stronę, jedną oprawę ustawioną dokładnie za perkusistą, której używam cztery razy w trakcie koncertu.
Rozmawiał: Łukasz Kornafel, Muzyka i Technologia
Zdjęcia: Łukasz Kornafel, Muzyka i Technologia