Nie raz, nie dwa zastanawiałem się nad sukcesem Chameleon Systems, czyli w skrócie ChamSys. Seria MagicQ w postaci kompaktowych sterowników po prostu pojawiła się pewnego dnia (w 2007) i wszyscy… oszaleli na jej punkcie. No może nie wszyscy. Muszę się przyznać, że długi czas sceptycznie podchodziłem do rozwiązań proponowanych w ChamSys. Choć wzmianki o ChamSys na naszych łamach pojawiają się dosyć często, to sam miałem okazję tylko raz przyjrzeć się dość wnikliwie nieco innej serii sterowników spod znaku ChamSys, czyli QUICKQ. Test modelu oznaczonego liczbą 10 opublikowaliśmy w 2019 roku. Rzeczywiście długo trwał ten mój brak przekonania dotyczącego rozwiązań w MagicQ. Jednak złapałem się na tym, że w dniu, kiedy MQ70 miał wpaść w moje ręce, przebierałem nóżkami niczym dziecko czekające na wymarzony przejazd kolejką górską. Czy jazda z ChamSys przypomina przyjemny poziom adrenaliny podczas szaleństwa z rollercoasterem? Teraz mogę powiedzieć, że tak.

 

Zmyślna podpora pod MQ70 pozwala na zmianę kąta nachylenia urządzenia.

Do samego testu podszedłem w nieco „naukowy” sposób. Prócz analizy samego software’u, postanowiłem sprawdzić sterownik w porównaniu z dwoma znanymi już wcześniej urządzeniami. Na pierwszy ogień udało się stworzyć warunki do pracy wraz z MQ80. Obie konsole stanęły koło siebie, przy okazji jednej z grudniowych realizacji Warszawskiej Opery Kameralnej dla TVP. Nieco później, na jednej ze śląskich scen miałem okazję skonfrontować nowość ChamSysa ze sprawdzonym już sterownikiem MQ500. Oto moje wnioski…

Kompakt w podręcznej obudowie
Zdaje się, że w ChamSys po prostu brakowało jeszcze bardziej kompaktowego rozwiązania. Co prawda już MQ80 stanowiło takowe, ale porównując (w sensie designerskim) jeszcze bardziej odchudzoną siedemdziesiątkę, można wyciągnąć jeden wniosek: niewielki case, przypominający walizkę, dowolny środek transportu i ze swoim show zapisanym w ulubionym sterowniku mogę podróżować dosłownie wszędzie. Zdaje się, że właśnie takie jest założenie. Sterownik rzeczywiście jest nieco mniejszy w porównaniu do MQ80 i waży też o kilogram mniej. Od razu są widoczne i inne różnice. Wyświetlacz, choć ma rozdzielczość HD, zmniejszono z 12 do 10,1 cala. Wyeliminowano też przyciski „select”, które to w MQ80 są umieszczone nad faderami playbackowymi w kolumnach razem z GO i Pause. Nie znaczy to, że funkcja ta w MQ70 została gdzieś głęboko schowana. Nic bardziej mylnego. Można ją przywołać, używając wyświetlacza i odpowiednich okienek umieszczonych bezpośrednio nad suwakami. Wspomniane suwaki są w MQ70 podświetlane na kolor niebieski natomiast MQ500M ma możliwość ustawienia dowolnego koloru podświetlenia suwaka i w zależności od sytuacji mogą zmieniać kolor, a to może być bardzo pomocne w pracy użytkowej. Kiedy taka opcja może być przydatna? Wyobraźmy sobie sytuację, gdzie na dwóch niezależnych warstwach mamy przypisane do tego samego fadera różne kolejki CUE. Jeśli użyjemy jednej z nich, a potem zmienimy warstwę, gdzie pod tym samym suwakiem znajdzie się inna kolejka, natychmiast kolor podświetlenia fadera zmieni się z niebieskiego na czerwony. Takich udogodnień jest więcej, ale po kolei. Przyjrzę się jeszcze nieco zewnętrznej stronie sterownika.

Sterownik został wyposażony w 10 faderów przeznaczonych dla pamięci statycznych, list CUE, czy też chase’ów.

Liczba enkoderów jest dokładnie taka sama jak w MQ80, czyli 8. Bliźniaczo rozlokowano też ułożenie klawiszy funkcyjnych. Sama jakość, a raczej funkcjonalność i wygląd wszystkich pokręteł, klawiszy i suwaków jest identyczna jak w MQ80. Jednak mniejsza obudowa wiąże się z kolejną redukcją. Oba kompaktowe rozwiązania mają co prawda po 10 faderów przeznaczonych dla pamięci statycznych, list CUE, czy też chase’ów, ale w MQ70 zrezygnowano z Sub Master Fader. Mi osobiście doskwiera przyzwyczajenie z tzw. „starej szkoły”. W obu modelach – MQ80 i 70 zabrakło (subiektywnie rzecz biorąc) istotnego ringu z pięćsetki czyli Intensity. Obaj realizatorzy (wymienieni w nagłówku), z którymi to było mi dane testować MQ70 jakoś specjalnie nie cierpieli z tego powodu, zatem uznaję ten brak za czysto subiektywną uwagę. Tym bardziej, że Michał Hyra (jako stały bywalec wsparcia ChamSys) natychmiast znalazł kilka obejść, jak funkcjonalność sterownika, i można łatwo dostosować go samemu do swoich przyzwyczajeń. A skoro wspomniałem o supporcie. Po rozmowie z oboma realizatorami, którzy na co dzień korzystają z ChamSysa, mogę wywnioskować, iż działa on doskonale. Wszelkie ewentualne braki, czy sugestie są uzupełniane na bieżąco. To ważne, ponieważ każdy z nas miał chyba sytuację, gdzie kontakt telefoniczny czy mailowy (niezależnie od marki sterownika) okazał się zbawienny. Ja przynajmniej przeżyłem kilka takowych sytuacji. Wracając do bohatera tego tekstu: co mi umknęło przy pierwszym starciu z MQ70? Sprytna podpora obudowy! Skoro nie można zmienić położenia wbudowanego wyświetlacza w stosunku do całego sterownika, to można przecież podnieść cały sterownik! I tak właśnie jest – dla ułatwienia pracy wspomnianą podporą można rzeczywiście regulować kąt nachylenia urządzenia.

Sama jakość, a raczej funkcjonalność i wygląd wszystkich pokręteł, klawiszy i suwaków jest identyczna jak w MQ80.

Czas start
Po oględzinach i porównaniu z MQ80 przyszedł czas na zestawienie tego maleństwa z modelem 500. Po zainstalowaniu tej samej wersji oprogramowania (1.8.9.0) postanowiłem wystartować oba urządzenia w jednym czasie. MQ70 był gotowy do pracy już po 33 sekundach. Modelowi 500 zajęło to 57 sekund. Zdecydowałem się na test w trybie live ponieważ uznałem, że nadal jest on bardziej popularny wśród braci realizatorskiej. Czy patchowanie jest skomplikowane? Nie! Absolutnie nie. Jeśli myślimy o urządzeniach konwencjonalnych, to po określeniu liczby kanałów dimmerowych w dość prosty sposób mogę wyselekcjonować oraz opisać je według własnego uznania. Z urządzeniami inteligentnymi również nie ma żadnego problemu. Wybór odpowiednich bibliotek oraz np. re-adresowanie urządzeń jest stosunkowo proste. Po zdefiniowaniu odpowiednich urządzeń, software samoczynnie będzie tworzył grupy składające się z tych samych modeli. To również rozwiązanie praktyczne znane i stosowane u innych producentów. Jakich innych podobieństw można się spodziewać u ChamSysa, porównując go z innymi, wiodącymi producentami? Jak w każdym rozbudowanym sterowniku istotne są skróty komend i wszyscy wiemy, jak mocno przyspiesza to proces programowania. Szybkie użycie funkcji z użyciem wszędobylskiego w MagicQ symbolu @, znacznie ułatwia życie. Choć kiedy wgłębiłem się w całą listę skrótów, stwierdziłem jedno: sterownik rzeczywiście pozwala na ultra szybką pracę, ale lista skrótów jest równie imponująca. Na pociechę dla początkujących adeptów wspomnę, iż w wielu miejscach (np. w procesie patchowania) jest tak, iż software podpowiada w jaki sposób i jakiej komendy należy użyć. Wystarczy bacznie obserwować wyświetlacz. Co warto jeszcze podkreślić we wspomnianym patchowaniu?

Kompaktowy niewielki sterownik, jednak wyposażony w poważne narzędzia do pracy live, czyli soft palet oraz w przestrzeń roboczą execute window.

Przed wczytaniem danej biblioteki sterownik jest w stanie pokazać użytkownikowi, i to w postaci graficznej, co dany model zawiera. Dotyczy to np. wzorów gobo, ale można się też zorientować, co do rozdzielczości danej funkcji. Tu pojawia się mała niespodzianka, ale być może wynika ona z mojego braku wiedzy na temat oprogramowania: sporą liczbę głowic domyślnie sterownik rozpoznaje jako… skanery. Zupełnie nie wiem, z czego to wynika, ale szybciutko można to skorygować, zmieniając odpowiedni parametr na „yoke”. Skoro wspomniałem już o modyfikacjach. Samo ingerowanie w zasoby bibliotek jest rozwiązane bardzo, ale to bardzo dobrze! Sam proces tworzenia nowych czy modyfikowania aktualnych być może przypomina to, do czego przyzwyczaiła mnie firma ETC, ale nie na samych modyfikacjach w konwencjonalnym znaczeniu kończy się oprogramowanie w MagicQ. Przypisywanie danych parametrów do kanałów oraz zakresy działania danej funkcji w obrębie jednego kanału (tzw. rangers) jest dość logiczne. W MagicQ dopracowano też elementy, nazwijmy to, wizualne – czyli w bibliotece można też podmieniać pliki z graficznym oznaczeniem danego goba. Możliwe jest też zmodyfikowanie, a raczej rozszerzanie biblioteki o swoje palety czy macra. Po takiej modyfikacji, wczytując bibliotekę, zaimportują się też wcześniej przygotowane i przypisane do danej oprawy własne „nastawy”. Oryginalne biblioteki można nadpisywać lub tworzyć własne, umieszczając je w odpowiednich katalogach.

Złącza USB, ethernet oraz MIDI i DMX. MQ 70 został wyposażony w sposób profesjonalny.

Przygotowanie własnego plotu
Z zazdrością obserwowałem pracę z wbudowanym wizualizerem na jednym z ekranów w modelu 500. Czy MQ70 można nakłonić do takiej pracy? I tak, i nie. Nie dlatego, że pomimo tej samej wersji oprogramowania wizualizer nie jest wbudowany. Tak, ponieważ mając do dyspozycji np. laptopa, daje się użyć software’u wizualizera w bardzo prosty sposób, parując go ze sterownikiem. Wystarczy zalogować zarówno sterownik, jak i zewnętrzny komputer do tej samej sieci, ustawić w opcji setup sterownika „dostęp zewnętrzny” i tyle! Samo parowanie powinno odbyć się automatycznie. W moim przypadku, po uruchomieniu software’u wizualizera, MQ70 został natychmiast wykryty. Na samym displayu sterownika będziemy mieli do czynienia z rzutem poziomym, ale za to wizualizer zewnętrzny, oczywiście, jest zdolny do operowania w przestrzeni 3D. I tu pojawia się pewne pole do popisu. Prócz elementów scenograficznych i architektonicznych baza wizualizera pozwala na użycie postaci i zbudowania konstrukcji widowni. Nie obyłoby się również bez możliwości importowania instrumentów muzycznych i kratownic scenicznych. A jeśli zabraknie jakiegoś elementu, zawsze można wesprzeć projekt prostymi kształtami przestrzennymi udostępnionymi w bazie, takimi jak prostopadłościan, cylinder i wiele innych. Można również importować swoje próbki obiektów w odpowiednim formacie. Wszystko to oczywiście odbywa się w korelacji ze sterownikiem. Jednak w opcji rzutu poziomego, dotyczącego opraw, na ekranie sterownika nie będziemy mieli do dyspozycji rozwiązań znanych z innych urządzeń, np. tworzenie layoutów, gdzie można wybierać dane grupy czy oprawy. Ale ChamSys daje do dyspozycji możliwość filtrowania zarówno grup, jak i pojedynczych urządzeń. Jak każdy wizualizer i ten również został wyposażony w pomocne funkcje, ułatwiające projektowanie przestrzeni. Będą to, między innymi, focus line czy focus on target. Ta ostatnia pozwala na pozycjonowanie urządzeń tak, aby były skupione w jednym punkcie. Wspomniałem o filtrowaniu dotyczącym layoutu i tu ciekawym rozwiązaniem będzie też inna funkcja. Właściwie istnieje możliwość wyeliminowania „na stałe” danej oprawy z wizualizera, co nie zmieni oczywiście faktu, iż nadal będzie można z niej korzystać na scenie. Taka funkcja jest dostępna w sekcji Patch/View Vis.

Sterownik jest nieco mniejszy w porównaniu do MQ80 i waży też o kilogram mniej.

Wizualizer został rozbudowany o różne warianty podglądu. Korzystając z opcji programmer only, jak sama nazwa wskazuje, wizualizer pokaże tylko parametry wprowadzone do programera. Blind programmer pozwoli na symulację zmiany parametrów bez wysyłania danych z programatora na zewnątrz. Istnieje też możliwość podglądania innych kolejek CUE niż obecnie aktywna, czy też następnego kroku w danej liście. Co wydało mi się istotne przy pierwszym zetknięciu z wizualizerem? W przypadku live i wykorzystania konsolety z egzekutorami oraz tzw. soft paletami nie stanowi to problemu, ale w tym momencie przy próbach pracy bardziej teatralnej znów zabrakło mi ringu Intensity. Pomimo obejść, o których wspominałem wcześniej, a które zaproponował Michał, po raz kolejny brak tego ringu nieco mi doskwierał. Nie znalazłem też prostego rozwiązania, które pozwoliłoby mi na przeniesienie Intensity na fizyczny, wybrany fader – jednak tu też muszę założyć, że być może moja niezbyt dogłębna znajomość software’u daje we znaki. Z pewnością inne rozwiązanie będzie tu przydatne. Po zaznaczeniu danej oprawy jeden z enkoderów domyślnie ustawi się jako dimmer. Mogę użyć też Intensity dla kilku opraw (z użyciem przycisku ctrl), wywołując tę funkcję z odpowiedniego okna. Właściwie moją potrzebę można realizować zarówno z poziomu programatora, jak i tworząc np. presety dotyczące jasności.

Kiedy chcemy coś zapisać
W tym miejscu tworzenie kolejek CUE czy też Chase odbywa się dość intuicyjnie. Po zapisaniu kilku kroków edycja listy pozwoli na zdefiniowanie, czy mamy do czynienia z CUE, czy też z łańcuchem sekwencyjnych zdarzeń. Edycja czasów (również dotyczących tylko poszczególnych parametrów) nie nastręcza problemów. Zapis domyślnie opiera się na założeniach typowego trackingu, jednak w każdej chwili używając skrótu „shift record”, użytkownik będzie miał wpływ na to, jakie konkretnie parametry zapiszą się w tworzonym CUE. Tu znów znajomość skrótów ChamSysa będzie pomocna. Merge czy udpate uzyskamy, używając równocześnie „plus i record”. Łatwo można definiować, czy dany update (np. pozycji danej oprawy) ma dotyczyć konkretnego CUE, czy całej kolejki. Skoro record plus, to i record minus. Taka funkcja również istnieje i służy do eliminowania danego parametru z listy. Innymi słowy: przy dłużej ilości modyfikacji z mądrym użyciem tych i innych funkcji tracking zachowuje się stabilnie. Ciekawostkę może stanowić wewnętrzny generator Time Code. Tu trochę przypomina mi to rozwiązanie ze sterowników Jandsa, z pewnymi jednak różnicami w detalach. Zasada działania jest jednak taka sama. Sterownik pozwala na wgranie pliku audio (mp3 lub wav) i jest w stanie wyświetlić go umieszczonego na osi czasu w postaci graficznej. Dalej za pomocą markerów w odpowiednich momentach użytkownik ustala, gdzie powinien znaleźć się np. krok z listy CUE. Czas wyzwolenia na liście CUE zostanie przypisany automatycznie po określeniu pozycji markera. A gdybym zechciał skorzystać również z zewnętrznych urządzeń i z systemu MIDI? Żaden problem! I tu, prócz możliwości pracy z zewnętrznym zegarem Time Code, z pewnością istotna będzie funkcja MIDI learn. Zatem sterownik może przyporządkować swoje funkcje do komend typu note on/off, CC, czy też PC. Zdziwiło mnie jedynie to, gdzie wspomniana opcja uczenia się komend MIDI została umieszczona. Otóż gdyby ktoś jej szukał, to proszę nie zaglądać intuicyjnie w setup – znajduje się ona w sekcji macro.

Pomocne palety oraz edytor efektów
Palety zostały zaprojektowane w taki sposób, że właściwie prawie zawsze mamy do dyspozycji presetowe nastawy, ale w każdej chwili można dopisać oczywiście własne. I tu podział jest dość zrozumiały i, powiedziałbym, klasyczny. Pamięć palet opiera się na grupach: pozycja, kolor i beam. A jak wygląda edytor efektów? Właściwie ma dwie podstawowe sekcje. Pierwszą z nich będzie add fx. Tu w sposób precyzyjny można wykreować żądany efekt na wybranych urządzeniach. Jeśli natomiast zakładamy, że w przyszłości będziemy korzystać z nieco większej grupy urządzeń i używać wcześniej zapisanych efektów, to lepiej jest wybrać pracę edytora w trybie group fx. To jest właściwie główna różnica pomiędzy sposobami pracy z tą częścią sterownika. Dalej podział na poszczególne funkcje będzie bardzo logiczny. Do dyspozycji użytkownik otrzymuje możliwość pracy nad efektami w zakresach: intensity, positions, colour, beam, any attribute, old i pixel. Jak można się spodziewać, wygenerowany efekt dość łatwo można zaimplementować w kolejce CUE.

ChamSys MagicQ MQ70

Na koniec – prawdziwy Liveshow
Co można powiedzieć na sam koniec? Myślę, że przy tak rozbudowanym sterowniku mam kilka wątpliwości, ale jeszcze więcej nowych, wspaniałych odkryć. Moją wątpliwość stanowi np. praca z Artnet. Producent podaje, iż sterownik powinien obsługiwać 24 linie. Niestety nie udało mi się zmusić mojego egzemplarza MQ70 do aktywowania takiej ilości. Pomimo usilnych prób i najnowszego software’u, ten egzemplarz pracował tylko z 18 liniami. Być może magiczną wartość 24 czy też większej ilości linii można uzyskać np. z dodatkowym wingiem? Tu z pewnością moje subiektywne odczucia rozwieje dystrybutor lub support ChamSys. Jak już wspomniałem, targają mną nie tylko wątpliwości. Zapewne ekscytującym odkryciem będzie to, do czego MagicQ zostały stworzone, czyli do pełnej, rozbudowanej realizacji live! Mam tu przede wszystkim na myśli użycie tzw. soft palet, o których już wspominałem, executorów, a tym samym niezbędnej przestrzeni zdefiniowanej jako execute window.

Konkluzja? Jeśli ktoś sceptycznie (podobnie jak ja kiedyś) podchodzi do oprogramowania MagicQ, to mogę tylko doradzić, iż należałoby poznać te urządzenia nieco lepiej. Wszak do dziś dewizą inżynierów z ChamSys jest uskutecznianie zupełnie innego myślenia o programowaniu oświetlenia.

Tekst: Paweł Murlik, Muzyka i Technologia
Konsultacje: Michał Hyra
Realizator współpracujący: Krzysztof Błasiak
Zdjęcia: Piotr Piekut