Teatr 6. piętro od ponad piętnastu lat stanowi jedno z najważniejszych miejsc na kulturalnej mapie Warszawy. Jego siedziba mieści się – zgodnie z nazwą – na szóstym piętrze Pałacu Kultury i Nauki. Powstał w 2009 roku z inicjatywy Michała Żebrowskiego i Eugeniusza Korina, którzy od początku wspólnie kierują jego artystycznym rozwojem. Na scenie o powierzchni 840 m², z widownią mieszczącą 476 osób, od lat prezentowane są spektakle łączące znakomite aktorstwo, inteligentny humor i perfekcyjną realizację techniczną. 
W ostatnim czasie w teatrze przeprowadzono istotną modernizację systemu nagłośnienia – firma Polsound zainstalowała konsoletę DiGiCo SD12 oraz nowy system Meyer Sound, oparty na zestawach ULTRA-X40 i ULTRA-X20. O tym, jak zmieniła się akustyka sali, jakie nowe możliwości daje zespołowi technicznemu nowa infrastruktura i jak wpływa to na odbiór spektakli, opowiedziała nam Klementyna Mieczkowska, kierowniczka działu technicznego Teatru 6. piętro.

Klementyna Mieczkowska, kierowniczka działu technicznego Teatru 6. piętro.

Andrzej Skowroński, Muzyka i Technologia: Datą powstania Teatru 6. piętro jest 6 marca 2010 roku. Czy Twoja współpraca z tą niezwykle popularną instytucją zaczęła się od samego początku jej istnienia? Jakie były warunki techniczne, gdy ta kooperacja się rozpoczęła?
Klementyna Mieczkowska:
Pracuję prawie od samego początku. Pierwszą premierą Teatru 6. piętro w PKiN był spektakl „Zagraj to jeszcze raz, sam”, który grany był przez cały sezon. Pod koniec sezonu przyszłam na chwilę do mojej przyjaciółki ze studiów, która realizowała przedstawienie, do siedziby teatru i… tak już zostałam. Jestem związana z Teatrem od 15 lat. Nie uczestniczyłam w adaptacji tej sali ani w procesie jej wyposażania. Gdy dołączyłam do zespołu, stały kratownice, głośniki były podwieszone, kabina realizatora dźwięku wyposażona była w podstawowy sprzęt. Natomiast przez pierwsze lata mocno bazowaliśmy na oryginalnym wyposażeniu sali i byliśmy pod opieką pracowników Pałacu Kultury. Zresztą po dziś dzień wiszą u nas cztery potężne kolumny Meyer Sound CQ2, których ciepłe brzmienie widzowie mogą usłyszeć ciągle w wielu naszych spektaklach. Od tamtego momentu wiele się działo. Każda zmiana naszego wyposażenia audio spowodowana była potrzebami technicznymi kolejnych spektakli. Robimy coraz trudniejsze przedstawienia i wymieniamy sprzęt, kiedy stary nie spełnia naszych wymagań.

Modernizacja w Teatrze 6. piętro jest przykładem realizacji, w której technologia pozostaje w służbie sztuki, a nie odwrotnie.

I przyszedł moment kolejnej zmiany. Czym był on spowodowany?
25.11.2023 r. miała miejsce premiera spektaklu „[Things We Do for] LOVE”. To pod każdym względem skomplikowane technicznie przedstawienie. Aktorzy niekiedy grają jednocześnie w czterech różnych pomieszczeniach, nie zawsze są widoczni, za to zawsze muszą być słyszalni. Każde z tych pomieszczeń ma wykreowaną inną przestrzeń akustyczną: pracujemy na innych barwach, pogłosach i delayach. W scenografii poukrywane są niewidoczne dla widza głośniki, żeby odtworzyć te przestrzenie możliwie wiarygodnie i naturalnie. W poprzedniej konsolecie, na której pracowaliśmy lata (Yamaha LS9), oparliśmy się o niewystarczającą ilość kanałów wyjściowych. Nadszedł zatem czas na zmianę konsolety. Musieliśmy też dokupić do tego spektaklu kolejne głośniki. Ponieważ nasz system opierał się od zawsze na głośnikach Meyer Sound, naturalną drogą pokierowało nas to do współpracy z firmą Polsound.

Nas sceną zainstalowano trzy głośniki Meyer Sound ULTRA-X40, które odpowiadają za nagłośnienie frontowe.

Zatem, biorąc pod uwagę oficjalną dystrybucję firmy, rozumiem, że wybór stołu był kwestią oczywistą i musiało paść na DiGiCo. Pozostało pytanie, który model spełni najlepiej wymagania dotyczące z jednej strony uniwersalnego podejścia do kwestii routingu i personalizacji, a z drugiej będzie posiadał „teatralne gabaryty”, czyli nie zabierze miejsc dla połowy widowni. Podobnie rzecz ma się ze wspomnianymi przez Ciebie systemami Meyer Sound. Jaka konfiguracja głośników „zawisła” w przestrzeni teatralnej?
W wyniku tej współpracy zakupiliśmy konsoletę DiGiCo SD12 z cyfrowym stagerackem DiGiCo MQ-Rack oraz procesor Meyer Sound GALAXY 816. Dodatkowo rozszerzyliśmy nasz system frontowy o głośniki ULTRA-X20, ULTRA-X40, subwoofer 900-LFC i wedge MJF-208. To była zarówno duża inwestycja i wielki zastrzyk sprzętowy, ale także wielki skok technologiczny. Konsoleta DiGiCo SD12 jest genialna. Ma bardzo dobre brzmienie, dobrą dynamikę, ogromne możliwości zarówno w koncertach live, jak i w programowaniu spektakli. A oba te rodzaje show są u nas na porządku dziennym. Obecnie korzystamy z systemu snapshotów w bardzo zaawansowany sposób. Wiele sytuacji scenicznych możemy zautomatyzować, żeby dopracować pewne przejścia do perfekcji jeszcze na etapie prób. Nie ma porównania tego stołu do żadnego poprzedniego, jeśli chodzi o ten aspekt. Bardzo dużo korzystamy z MIDI w celu komunikacji z konsoletą oświetleniową oraz z multimediami.

“Konsoleta DiGiCo SD12 jest genialna. Ma bardzo dobre brzmienie, dobrą dynamikę, ogromne możliwości zarówno w koncertach live, jak i w programowaniu spektakli”.

Czyli to DiGiCo wysyła sygnały sterujące do innych stołów? To jest jednostronna komunikacja?
Nie, to odbywa się bardzo różnie, w zależności od spektakli. Mamy takie spektakle, gdzie konsoleta oświetleniowa wysyła do nas sygnał MIDI, który ostatecznie steruje także multimediami, aby zgrać zmiany. Jest też dużo produkcji, w których dzieje się na odwrót: to my startujemy pewne zmiany światła i projekcji. Mamy to wpisane w stół bądź jest to zsynchronizowane z muzyką. Teatr jest w pewien sposób żywym organizmem i nie wszystko da się zaprogramować i zautomatyzować. Wiele trzeba zrobić ręcznie: pod aktora, na wyczucie, z frazą muzyczną itd. Ale mimo swojej żywej natury wiele momentów spektaklu musi być powtarzalnych w czasie z przedstawienia na przedstawienie. To jakby szkielet spektaklu. Mówię tu np. o ogólnie rozumianych „zmianach” w trakcie spektakli. Te np. nie dość, że są często wyliczone co do sekundy, to jeszcze wiele osób w te kilka sekund musi wykonać swoją ściśle określoną pracę: myślę o aktorach, kolegach montażystach i koleżankach inspicjentkach, garderobianych, charakteryzacji oraz nas po drugiej stronie publiczności: światło, dźwięk, projekcje. Zatem, lekko licząc: często dwadzieścia kilka osób musi zmieścić się ze zmianą w określonym czasie, żeby kurtyna znowu rozsunęła się w odpowiedniej chwili i żeby spektakl trwał dalej. Te zmiany muszą być elementem stałym, ściśle dogranym i zawsze bez pudła. I wtedy, tam gdzie to możliwe, programujemy, synchronizujemy się i automatyzujemy tyle, ile się da. Na szczęście DiGiCo w połączeniu z QLabem jest na tyle wszechstronne, że podąża za wszelkimi naszymi pomysłami.

Nowy system nagłośnienia, na który składają się głośniki Meyer Sound ULTRA-X40 i ULTRA-X20 oraz konsoleta DiGiCo SD12, nie tylko poprawił jakość brzmienia, lecz także poszerzył możliwości twórcze teatru.

Czy coś takiego proponuje się reżyserom? Czy oni mają wpływ na takie technologiczne kwestie?
Na etapie prób przed premierą wspólnie pracujemy nad scenariuszem, zmianami, przejściami. Jak wspomniałam: poza naszymi działami, czyli dźwiękiem, światłem i multimediami, jest na backstage’u duża ilość osób, która musi się nauczyć tych zmian. Jest to wielokrotnie sprawdzane i ćwiczone, więc gdy widzimy momenty, które można uprościć, to korzystamy z okazji. To jest na ogół w naszej gestii. Reżyserzy przychodzą do nas z konkretną wizją. Jak ją zrealizować? To już jest zadanie dla nas. Reżyserzy nie muszą zdawać sobie sprawy z tego, co możemy osiągnąć w tym względzie za pomocą sprzętu, który posiadamy — nie muszą być tym obarczeni. Przedstawiają swój pomysł, a my dobieramy środki do potrzeb. Wybieramy: czy zmiana będzie realizowana „z ręki”, czy możemy wprowadzić synchronizację. Bywa tak, że z pewnych względów automatyzacja nie jest możliwa i wtedy to realizatorzy muszą się zgrać w czasie.

Pod systemem głównym zamontowano trzy Meyer Sound ULTRA-X20, odpowiedzialne za dogłośnienie pierwszych rzędów widowni.

Czy głos aktorski, wypracowany w szkole aktorskiej, zawsze wspierany jest mikroportem? Widownia nie jest bardzo duża, ale często spotykanym rozwiązaniem jest stosowanie dogłośnienia nawet w niewielkich salach.
Nasza sala jest relatywnie płytka i niezwykle szeroka. Większość spektakli nie wymaga mikroportów, aktorzy grają bez nagłośnienia. Potrzeba dogłośnienia pojawia się, gdy jest ku temu jakiś konkretny powód artystyczny. Mamy np. spektakl „Zagraj to jeszcze raz, Sam”, w którym jedna z postaci jest „odrealniona”. Jest osadzona w pogłosie i musi mieć inne brzmienie. We wspomnianym wcześniej spektaklu „[Things We Do for] LOVE” scenografia składa się z czterech pomieszczeń, z czego tylko w jednym z nich aktorzy są widoczni. Żeby zachować spójne brzmienie dla całego przedstawienia, ich głosy są prowadzone na mikroportach przez cały czas — także w niewielkim stopniu w tym pomieszczeniu centralnym. Inaczej byłaby zapaść — zbyt duża różnica głośności, barwy i przestrzeni.
Kolejnym przykładem jest spektakl „Handlarze Gumek”, w którym na scenie mamy trzech aktorów i czterech muzyków. Spektakl jest bardzo dynamiczny: są całe długie fragmenty z cichą muzyką w tle, są też piosenki z nagłośnieniem koncertowym. Żeby muzyka mogła zaistnieć i wybrzmieć nawet w cichych fragmentach, oraz żeby głos aktorów podany był widzowi zawsze w jak najbardziej zrozumiały, wyraźny i naturalny sposób, aktorzy są dogłaśniani przez cały czas. Do realizatora należy uchwycenie tego balansu. W dużym skrócie: gdy wprowadzamy mikroporty, jest to zawsze podyktowane artystycznymi potrzebami spektaklu.

Klementyna Mieczkowska, kierowniczka działu technicznego Teatru 6. piętro.

Z racji szerokości sali, czy system frontowy pozwala na routing LCR?
Tak. W wyniku współpracy z firmą Polsound nad krawędzią sceny zawisły dodatkowo trzy pary głośników, co pozwala na użycie dźwięku immersyjnego.

Jak wygląda kwestia adaptacji akustycznej sali?
Pałac Kultury i Nauki jest zabytkiem i wielu rzeczy nie można zrobić bez odpowiednich zgód. Nawet pod sceną znajdują się stare rzędy krzeseł, których nie można wymontować. Musimy dostosować się do zastanych warunków, bez wiercenia, wyburzania i zmian w konstrukcji.

Kolumny Meyer Sound CQ2 – ich ciepłe brzmienie widzowie mogą wciąż usłyszeć w wielu spektaklach.

A czy teatr jest otwarty na organizację koncertów?
Tak, odbywają się u nas różne koncerty. Każdy koncert i każdy zespół jest inny, produkcje mają też inne budżety i ridery techniczne. Przyjeżdżają do nas i mniejsze, i większe zespoły: gościły u nas big bandy, Irena Santor, Kayah, Ewa Bem bądź obecne w naszym repertuarze od zeszłego roku „Koncerty Noworoczne” z plejadą gwiazd. Rozpiętość jest bardzo duża.
Każdy koncert to ogrom przygotowań i ustaleń technicznych na poziomie każdego działu Teatru, na wiele miesięcy naprzód. Obecnie, oprócz mikrofonów (których nie mamy na stanie zbyt wiele, bo jesteśmy jednak teatrem), mamy już wystarczające zaplecze sprzętowe, żeby większość tego typu koncertów zrealizować własnym sumptem. Oczywiście od realizatora danego koncertu zależy ostatecznie, czy będzie chciał skorzystać z naszego wyposażenia, czy zdecyduje się na inne rozwiązanie. Zdarzają się koncerty, które realizowane są w całości na wypożyczonym sprzęcie (od konsolety przez głośniki frontowe i odsłuchy), natomiast dla przykładu jednym z ostatnio realizowanych koncertów był występ Ewy Bem, której realizator zagrał na naszym sprzęcie, przywożąc ze sobą jedynie trochę mikrofonów. W sytuacjach koncertowych możemy także liczyć na wsparcie firmy Polsound, z czego bardzo chętnie i z dużą wdzięcznością korzystamy.
Realizatorzy koncertów mają u nas do wyboru stary, dobry system stereofoniczny bądź nowy system immersyjny. Oba systemy są skonfigurowane i gotowe do pracy. To od realizatora zależy, z czego skorzysta i w jakim ustawieniu. Kwestie związane z immersją wymagają przygotowania, więc sprawdzają się na pewno bardziej w sytuacjach teatralnych, ale oczywiście można je również stosować, mając na nie pomysł, podczas koncertów.

Pałac Kultury i Nauki jest zabytkiem i wielu rzeczy nie można zrobić bez odpowiednich zgód. Nawet pod sceną znajdują się stare rzędy krzeseł, których nie można wymontować.

Jak wygląda system subbasowy w teatrze?
Mamy dwa subbasy zlokalizowane pod sceną po bokach. Są one dość spore, a z racji wspomnianych wcześniej problemów związanych z brakiem możliwości adaptacji sali w PKiN, staliśmy przed sporym wyzwaniem: gdzie je ostatecznie umieścić. Nie było to łatwe zadanie, ale udało nam się wypracować satysfakcjonujące nas rozwiązanie.

Czy umiesz sobie wyobrazić dalszą drogę rozwoju teatru? Jest coś, co planujesz zrobić w kwestii jeszcze lepszego udźwiękowienia spektakli za pomocą dostępnego już teraz sprzętu?
Myślę, że wiele mamy do zrobienia nadal w temacie immersji. W teatrach to jest temat ciągle kulawy, a szkoda, bo ma duży potencjał do rozwoju i pracy. Ostatecznie stąpamy po cienkiej granicy: czy widz uwierzy w kreowaną przez nas iluzję, czy nie. A nam zależy, żeby uwierzył. Więc każde AI? Tak. Wszystkie rozwiązania z mini trackerami gdzieś w kostiumach aktorów? Tak, super. Bo w idealnym świecie chcielibyśmy, żeby każdy widz, w każdym miejscu widowni czuł się wyjątkowo i słyszał wyjątkowo. Wyjątkowo dobrze.

Rozmawiał: Andrzej Skowroński, Muzyka i Technologia
Zdjęcia: Daniel Wojtala