Przy rozpoczynaniu działalności, kluczową kwestią jest diagnoza rynku. Czego brakuje, co najbardziej boli, czym jeszcze warto wypełnić to naczynie, w którym już znajduje się wiele podmiotów? Aby przez takie analityczne szkło spojrzeć, trzeba od dawna być częścią składową tego tygla, oglądać go z każdej strony, rozumieć, co się wokół dzieje i gdzie następują problematyczne interakcje. Przepisem na znalezienie niszy i skuteczne jej zagospodarowanie może okazać się taki dobór ludzi, którzy wzajemnie umieją się uzupełnić, oferując wiele lat doświadczeń we własnych dziedzinach. Wtedy okazuje się, że sumą 1+1+1 jest cyfra o wiele wyższa, niż można było się spodziewać. 

Od lewej: Oskar Tarczyński. Michał Jantar i Patryk Tylza

Andrzej Skowroński, „Muzyka i Technologia”: Pierwszą styczność ze znakiem towarowym TJT można datować na rok 2019 i wydarzenie o nazwie „Festiwal Psalmów Dawidowych”, po którym w prasie można było przeczytać szereg relacji z samego wydarzenia oraz tzw. „making of” z Waszymi wypowiedziami dotyczącymi przygotowań i realizacji dźwięku frontowego, monitorowego oraz nagrania. Czy to wydarzenie można nazwać oficjalnym początkiem firmy?

Patryk Tylza: O współpracy, na paru polach, rozmawialiśmy już od kilku lat. Rozmowy z moimi szanownymi kolegami zaczęły się już w roku 2015. Chcieliśmy „coś razem zrobić”, ale też następowało później stwierdzenie „kiedyś zrobimy”. W okolicach 2019 roku przyszedł moment, w którym Michał Jantar zmieniał profil swojej działalności i stwierdziliśmy, że to jest ten moment. Dość spokojnie podeszliśmy do pracy, aby już pod koniec roku wziąć się w garść. Trzech kolegów zrzuciło się po równo i założyli spółkę, myśląc „co dalej?”. Na początku podciągaliśmy działalność pod odbierane przez każdego z nas telefony z propozycjami współpracy. Pierwszą imprezą był event, który wyprodukowaliśmy dla jednego z klientów łącznie z oprawą artystyczną, ale później pojawiła się produkcja techniczna wspomnianego wydarzenia „Festiwal Psalmów Dawidowych” i zaczął się, trwający obecnie, etap stałej pracy, już na korzyść rozwoju wspólnej marki, którą firmują nasze trzy nazwiska, jako grupa.

Oskar Tarczyński: Po kilku latach spotkałem się z Michałem Jurkiewiczem, z którym znałem się z dawnych lat. Michał napisał duże „oratorium” i to on zaproponował, abyśmy razem zrealizowali wydarzenie. Po naszej stronie był projekt, realizacja oświetlenia i dźwięku oraz rejestracja, dodatkowo ogarnięcie części produkcji. Ostatecznie system nagłośnieniowy został zaprojektowany i dostarczony przez nas.

PT: To, na co zwrócili uwagę organizatorzy, to fakt współpracy z ekipą, która nie mówi „nie da się” i nie szuka wymówek. To nas zainspirowało i zaszczepiło nam pewną ideę. Zdaliśmy sobie sprawę, że w naszej branży nie zawsze występuje otwartość na klienta. Nauczyliśmy się, pracując w technice estradowej, tego, co jest dla nas wygodne, co jest dla nas optymalne, ale to nie zawsze są rozwiązania dogodne dla zleceniodawców. Bardzo często brakuje ludziom, w tym i mi przez wiele lat brakowało, postawienia się w butach klienta czy reżysera telewizyjnego. Najczęściej organizator czy reżyser to w obiegowej opinii ten pan, który powoduje problem, a tak na dobrą sprawę, to właśnie my, czyli technika, najczęściej powodowaliśmy problemy. Zmiana tej świadomości spowodowała, że zadaliśmy sobie we trzech pytanie: „a co by było, gdybyśmy podeszli odwrotnie?”. Poszukajmy rozwiązania takiego, aby ekipa była zadowolona i aby w pełni odpowiadała na potrzeby klienta.

OT: Założenie było takie, aby zaoferować rozwiązania na wyższym poziomie, niż te, do których większość organizatorów była przyzwyczajona. Firmy na ogół dysponują konkretnym sprzętem, więc na pewne potrzeby odpowiadają „nie da się”. My jesteśmy z założenia firmą produkcyjno-realizacyjną, integrującą rozwiązania. Korzystamy z usług partnerów, jakich sobie do współpracy dobieramy. Nie chcemy się ograniczać do jednego dostawcy rozwiązań, a dzięki temu możemy zaoferować rozwiązania kompleksowe, celnie trafiające w potrzeby. W zamian za to nasza ekipa będzie wyspana, miła, uśmiechnięta. Dla nas priorytetem w tym względzie są i będą ludzie. Jeśli pracownik/realizator/technik ma wysokie morale, wtedy rozwiązuje kreatywnie wszystkie kwestie. To są dwa najważniejsze, idące w parze założenia.

Ekipa TJT Music

Mówiąc w skrócie, to właśnie elastyczność jest niszą, którą chcecie zagospodarować?

OT: Dokładnie tak. Staramy się słuchać, a dopiero później przedstawiać serię rozwiązań i zakres cenowy. W przypadku produkcji większych imprez, zawsze przyjmujemy zapas mocy ludzkich sił. Nigdy nie ma ludzi na styk. Zawsze jest nas więcej, aby móc zagospodarować pracę, która wynika w trakcie działań. Zawsze jest ktoś do reakcji.

Po tej pierwszej wspólnej realizacji, stwierdziliście, że Wasza trójka jest w stanie zapewnić działanie wspólnego mechanizmu, jakim jest firma produkcyjna?

OT: Jesteśmy podzieleni w spółce zadaniami. Każdy z nas zna swoje zalety, ale również jesteśmy świadomi swoich wad. Od samego początku ustaliliśmy, kto się czym zajmuje, bo bez większego problemu możemy wskazać, kto ma jakie predyspozycje. Jesteśmy podzieleni obowiązkami. Możemy liczyć na wspólników, którzy zauważą, gdy ktoś weźmie sobie na głowę za dużo lub potrafi coś zorganizować sprawniej. Obecnie panują jasne podziały, lekko tylko się zazębiające, ale świetnie się uzupełniające. Dotarliśmy się, zauważając pewne błędy, zweryfikowaliśmy swoje podejścia. W ten sam sposób funkcjonuje cała firma. Podział jest jasny. Michał Jantar odpowiada za sprawy planistyczno-excelowskie. Tabelki nie mają przed nim tajemnic.

PT: Tak, Michał ma to we krwi. Jego analityczny umysł jest naszym zapleczem, który naszym wariackim umysłom pozwala się realizować, w oparciu o twarde liczby. Oskar ma za to potężne predyspozycje do tego, w czym ja nie czuję się dobrze, czyli sprzedaż. Jeśli chodzi o dbanie o wizerunek, budowanie marki, również trudno o lepszego człowieka, który wszystkie metody opiera o kilkunastoletnie doświadczenia wzięte z branży handlowej. Ja mogę się skupić na swojej działce, którą są działania kreatywne, wymyślanie różnych koncepcji, od aranżacji piosenki, na nowej dziedzinie działalności kończąc. Ja się czuję dobrze tam, gdzie trzeba myślami wybiec w przód, rozwiązać problem, opracować wizję, koncepcję czy system, a dzięki kolegom nie muszę się skupiać na twardych danych, np. finansowych, które się z tymi planami wiążą. Koledzy dbają o nasz interes lepiej, niż gdybym umiał zrobić to sam.

Studio TJT to swoisty hub, w którym równocześnie można realizować nagrania, przeprowadzać próby, planować trasy koncertowe i spotykać się z klientami przy kawie i ciastkach.

TJT stanowi w takim razie grupę ludzi, których suma cech potrafi wypełniać różne naczynia rynku. W takim razie, jaki jest obecnie cel, do którego dążycie? Aby nie rozlać swoich zasobów na zbyt wiele pól, rozumiem, że macie pewne wytyczne?

PT: Gdyby chcieć to opisać jednym zdaniem, to jesteśmy grupą podmiotów, która ma być hmm… „fabryką rozrywki”. Czy jest to jej strona merytoryczna, czy techniczna, to zależy od tego, która wymaga w danym momencie pracy. Ja długi czas byłem też kompozytorem, producentem nagrań i w pewnym momencie chciałem wrzucić swoje usługi do grupy TJT, aby już w ramach większego projektu rozwijać się. Naszą ideą było, aby wszystko znalazło się w jednej firmie. Docelowo chcemy stworzyć hub, w którym rzeczy mogą się zacząć i skończyć. Chcemy artystom zapewnić wszystko, co jest im potrzebne, od możliwości i technicznego zaplecza dla stworzenia treści, przez samą ich kreację, aż po prezentację szerokiej publiczności. Taką mniej więcej misję ja widzę. Nie zakładaliśmy przy tym, że pójdziemy od razu w studio i rozwój własnego miejsca, ale nie walczyliśmy z tą potrzebą, gdy pojawiła się na horyzoncie. Współpracujemy na wielu polach z wytwórniami muzycznymi, zapewniając im również obsługę artystów. W fazie produkcyjno-koncertowej również oferujemy rozwiązania kompleksowe, oparte na wielu latach doświadczeń.

OT: Elastyczność w tym wypadku polega na tym, że nie trzeba przechodzić całej ścieżki u nas od startu, do mety, ale można wybiórczo podjąć decyzje dotyczące zakresu naszego wsparcia, mając na uwadze, że do każdego etapu wnosimy nie tylko chęci pracy i słuchania potrzeb, ale również doświadczenie. Nie trzymamy się też wizji tworzenia rzeczy dużych. Zajmujemy się też mniejszymi projektami, z dużą chęcią. Za chwilę do grupy dołączy również działka instalacyjna audio/video. Wszyscy obserwujemy, w jaki sposób tworzone są instytucje kultury, filharmonie, sale koncertowe. Chcielibyśmy pomóc ludziom, w tym, aby dostali sprzęt najlepszy, w ramach ich możliwości i planów. Do tej grupy projektowo-instalacyjnej chcemy zapraszać innych kolegów. Bardzo chcemy współpracować z najlepszymi ludźmi w tym kraju. Klient powinien dostać projekt stworzony dla widowni świadomej, czym jest realizacja na wysokim poziomie. Chcemy edukować użytkowników. Jest na rynku wiele sal, nazywających się szumnie widowiskowo-sportowymi, w których wiele kwestii jest niedopilnowanych. Tego typu miejsca nie powinny być tylko wykonane zgodnie z projektem architektonicznym, ale przede wszystkim powinny zawierać zapisy odnośnie technologii, adaptacji akustycznej itd.

PT: To jest kontynuacja dostarczania przez TJT kompleksowych rozwiązań na potrzeby rozrywki, biorąc pod uwagę elastyczne odpowiedzi na zapotrzebowanie klientów. Jak więc widać, mimo wielu torów rozwoju, to jest cały czas podążanie za tą samą ideą. Spójrzmy na lokal, w którym się znajdujemy. Formuła, którą tu przyjęliśmy, nie jest ani wyłącznie studiem nagrań, ani wyłącznie salą prób. Taka formuła, moim zdaniem, wyczerpuje się. Podziwiam i darzę szacunkiem ludzi, którzy nadal podążają tym utartym torem, ale według naszych, nawet optymistycznych obliczeń, pochodzący na moje oko jeszcze z końca lat 70. model biznesowy klasycznego studia nagrań, rozumianego jako olbrzymi kompleks za grube miliony uzbrojony po zęby w topowe analogowe urządzenia, jakkolwiek fascynujący i pociągający, nie ma obecnie sensu ekonomicznego. Z drugiej strony jednak, każdy chłopiec związany z dźwiękiem zawsze prędzej czy później chce mieć studio. Albo już ma, a chciałby działalność rozszerzyć i wnieść do spółki. Zatem trzeba było odpowiedzieć sobie na pytanie, co zrobić, aby takie studio mieć, ale aby działało ono w sposób współczesny i zasadny ekonomicznie. Stworzyliśmy więc ten wspomniany hub, w którym możemy w jednym z pomieszczeń, umieścić studio projektowe i zaprosić klienta na rozmowy o realizacji, w drugim, jednocześnie, kalkulować koszty i planować trasę koncertową, a w trzecim prowadzić próby zespołu, który ma zamiar wystawić swój materiał, podczas gdy na drugim końcu lokalu powstaje album innego artysty. Studio TJT musi być więc maksymalnie wielofunkcyjne.

OT: Mamy również z tyłu głowy, że ta przestrzeń ma „integrować”. Jeśli ktoś chce przyjść na kawę i ciastka i chce porozmawiać o możliwościach, o trendach, powymieniać opinie w sprawach okołobranżowych, nie unikając dygresji i tematów pobocznych, to również tego właśnie chcemy. Rozmowa jest podstawą podstaw. Pod względem ideologicznym, nie chcemy w TJT sprzedawać produktu, a chcemy sprzedać rozwiązanie problemu, a rozmowy na wielu polach, spotkania z ludźmi przybliżają nas wszystkich do rozszerzania umiejętności rozwiązywania zadań.

„Live room” można dowolnie aranżować do potrzeb klienta.

Wasz lokal na Korkowej w Warszawie nie jest w pełni salą prób, nie jest w pełni studiem. Gdzie w takim razie jest punkt crossu między tymi miejscami?

PT: Dokładnie tam, gdzie jest potrzeba klienta. Jeśli potrzeba prób produkcyjnych, wtedy my zrobimy to w jak najwyższym standardzie, opracujemy i wyposażymy artystę w całą technologię, która następnie może pojechać z nim w trasę. Jeśli potrzebą będzie nagranie klipu, a scenariusz i reżyseria pozwoli na użycie jednej z naszych sal, to nic nie stoi na przeszkodzie. Jeśli będzie trzeba znaleźć inne miejsce, to w naszej przestrzeni spotkamy się i wyszukamy odpowiednią lokalizację. Konfiguracja jednego pomieszczenia nie blokuje pozostałych. Jeśli chodzi o uniwersalne podejście do realizacji, to możemy udostępnić do prób, zarejestrować, a nawet stremować do 128 kanałów w 96 KHz „od ręki” tzn. w oparciu wyłącznie o to, co mamy na stałym wyposażeniu studia.

OT: Jeśli ktoś będzie chciał 200 kanałów, to nie ma rzeczy niemożliwych. Po prostu rozwiążemy tę kwestię w oparciu o najbardziej odpowiednie środki. Chcemy współpracować w kwestiach technicznych z innymi kolegami, którzy oferują własne rozwiązania w ramach swojej działalności. Na rynku dla każdego znajdzie się miejsce, a cała masa ludzi przedsiębiorczych robi świetną robotę, wartą polecenia.

PT: Wiele razy słyszeliśmy, że chcemy stać się konkurencją dla znajdującej się niedaleko, dobrze prosperującej firmy Źle i Tanio, a my z nimi niejednokrotnie współpracujemy. Trzymamy za nich kciuki, chylimy czoła ich działaniu, podziwiamy prężność i świetny marketing. My oferujemy inne możliwości lokalowe, a co za tym idzie, celujemy w inne rozwiązania. Oferta nie pokrywa się w stu procentach, poza faktem posiadania sal, w których można rozstawić sprzęt i grać muzykę.

OT: Nie musimy odwracać głowy, gdy gdzieś się spotykamy, bo pomimo pewnych podobieństw, bazujemy na innych założeniach.

Reżyserka studia TJT

Elastyczność w Waszym przypadku to nie tylko idea zaszyta w głowach, ale również w dokonywanych wyborach sprzętowych. Widzę w Waszym parku maszynowym produkty Avid, DiGiGrid … produkty z różnych stajni. Na jakiej podstawie dokonywane są wybory inwestycyjne?

PT: Kupujemy sprzęt dla siebie, ale nie po to, aby zaspokoić swoje ego. Dokonujemy zakupów, celując w rozwiązanie konkretnych problemów i realizację wizji naszych i naszych klientów.

OT: Absolutnie nie chcemy tworzyć układów z konkretnymi dystrybutorami i zaszywać się pod logo jednej marki zarówno w naszych inwestycjach, jak i przyszłych projektach wykonywanych dla naszych klientów. Nie chcemy promocji od konkretnych ludzi, na sprzęt, który nie do końca nam pasuje i nie rozwiązuje naszych problemów. Mamy w ofercie wiele produktów, np. mikser Behringer Wing, ale również mamy Avida S6L. W przypadku tego, najważniejszego póki co, sprzętowego zakupu, nie puściliśmy w świat informacji, że chcemy konsolety, więc teraz czekamy na najtańsze oferty.

PT: „Kto weźmie mniej?” – tak zdecydowanie nie było!

OT: Stwierdziliśmy, że chcemy topowy mikser. Mieliśmy na oku 3 marki i po dłuższych rozważaniach dwie odpadły. Dopiero wtedy zgłosiliśmy się do dystrybutora i poprosiliśmy o ofertę. Nikt nas nie kusił, nie próbował wciągać w układy.

PT: To był świadomy wybór, podczas którego realizowaliśmy plan wyszukiwania najlepszego rozwiązania naszego problemu.

OT: Mamy SQ6, WINGa, Soundcrafta Vi1. To były świadome wybory, które trafiają w punkt mniejszych składów i spełniają swoje zadania.

PT: Mam świetny przykład. Graliśmy ze składem Kwiat Jabłoni wiosną i latem trasę po dużych obiektach. Obecnie gramy trasę „Kameralnie”. Mały skład, w bardzo małych przestrzeniach (do 200 osób). Ukłon w stronę mniejszych miejscowości. Gdybym chciał patrzeć na to wyłącznie z pozycji moich życzeń jako realizatora, musiałbym się na wiele rzeczy się nie zgodzić. Ale to nie o mnie tu chodzi, a o pewną ideę. Chodzi o wyjście naprzeciw potrzebom klienta – tu była nią minimalizacja setupu, a TJT jest na to przygotowane. Ta trasa odbywa się na zupełnie innym sprzęcie, niż duża, odpowiednio „policzona” trasa. Mówiąc szczerze, to i sam zespół Kwiat Jabłoni działa w taki sposób, że ciężko znaleźć bardziej profesjonalnie działającą grupę. Terminarz na 1,5 roku do przodu, uwzględniający dni wolne, z „urlopami” itd. Ich profesjonalizm sprawia, że tym bardziej ja chcę dostarczać im rozwiązania, które są skrojone do ich potrzeb, dobrane do okoliczności. Dobra komunikacja to recepta na udaną współpracę.

Kabina wokalowa

Przekrój sprzętowy od niewielkich rozwiązań, do chirurgicznych narzędzi, to fakt wśród Waszych inwestycji. Avid S6L dodatkowo poddany jest działaniu terapii sterydowej, w postaci pluginów Waves. Czy jest sens poprawiać coś, co już ma niemal nieograniczone możliwości?

PT: Oskar się ze mnie śmieje, bo 48 kanałami, robiąc sam front, zapycham kartę DSP w tym mikserze i stąd te Wavesy. U mnie sprawa jest prosta. „Jeśli mogę, to czemu nie?” Lubię dobijać do limitu i chcieć coraz więcej, a Avid nie ułatwia sprawy, pozwalając na bardzo dużo. Podjudza moje ambicje. System pracy na tym mikserze jest bardzo podobny do pracy w DAW, więc siłą rzeczy mam ochotę na koncertach pracować jak w studio. Inną ważną kwestią jest to, że na trasie Kwiatu Jabłoni mieliśmy muzycznie do czynienia z czymś pomiędzy koncertem a spektaklem teatralnym. Bardzo duża ilość automatyki, bardzo szerokie instrumentarium, spektrum gatunkowe od delikatnych ballad, przez country, aż po techno… Pamiętajmy, że z technicznego punktu widzenia, przeładowywanie wtyczek między snapshotami nie jest najbardziej optymalną wersją wydarzeń. Musiałem wziąć pod uwagę nie tylko sprawy artystyczne, ale i techniczne, i stąd te ilości i tak radykalna implementacja.

OT: Ja używam dużo mniejszej liczby pluginów. Głównym zadaniem tego miksera, w moich rękach, jest realizacja frontu i monitora jednocześnie na koncertach Sylwii Grzeszczak. Miksując, przy dublowaniu czy nawet „triplowaniu”, wychodzi ponad 90 kanałów, więc nie mam czasu grzebać we wtyczkach. Cały koncert gram „z ręki”, bez automatyki. Używam narzędzi niezbędnych, które muszę mieć pod ręką, m.in. pakietu McDSP, który mnie w 100% satysfakcjonuje.

Jedno z kilku pomieszczeń studia TJT

Kręcicie dwa zupełnie inne składy. Inna dynamika, inny rodzaj spodziewanego miksu wyjściowego.

OT: Tak, ale mimo tego faktu, mamy pewne rozwiązanie odnośnie użytkowania Avida. Tak naprawdę patrząc na nasze show, okaże się, że istnieje wiele punktów wspólnych. Topologia miksera jest podoba, a wręcz mamy wspólną scenę startową, ponieważ w przypadku konieczności zastępstwa, możemy wskakiwać za siebie wzajemnie. Wiemy, gdzie czego szukać, aby ułatwić awaryjne zmiany osobowe. Da się nawet na mniej zaawansowanych stołach, zrobić skomplikowane show, a co dopiero na systemie tak rozbudowanym.

Trzymanie porządku nie jest prostym zadaniem, szczególnie w sytuacji, gdy za każdym razem scena zmienia się o 1%, a mija 100 koncertów. W sposób niezauważalny, realizator jest po pół roku w innym miejscu, jeśli chodzi o topologię miksera.

PT: Mam na tę okazję anegdotę, która pokazuje, jak bardzo lubię się mylić, ale i jak bardzo prawdziwe jest to, o czym wspomniałeś. Nic tak nie rozwija człowieka, jak przyznanie się do błędu, bo dzięki temu czuję, że jestem krok dalej. Zostałem poproszony o przetestowanie nowego Midasa Heritage-D. Zadzwonił Michał Niezbecki i powiedział, że chciałby się spotkać i udostępnić mi ten sprzęt. Moje zdanie o tym stole jest bardzo pozytywne i wyrażam wielki szacunek dla konstruktorów, którzy również najwyraźniej, planując produkcję, przyznali się do wcześniejszych błędów. Tym nie mniej, postanowiłem przenieść moje show Kwiatu Jabłoni z Avida na Midasa, aby zagrać testowy koncert. Trzeciego dnia zdałem sobie sprawę, że jestem nadal przy pierwszej piosence i dopiero wtedy zrozumiałem, jak bardzo skomplikowałem swoją sesję, automatykę, routing. Nie zdążyłem przepisać tego show, co nie było winą żadnego ze stołów, a jedynie moją własną. Od tego momentu zacząłem upraszczać to, co się da, rozumiejąc, że nie zawsze będę w sytuacji, w której będę miał tydzień czy miesiąc na budowę dwugodzinnego show. Teraz gramy kameralnie, bez automatyki, „z ręki” itd. Oczywiście to są inne realia, ale jednak samo doświadczenie prostoty jest bardzo budujące i daje poczucie wyciągnięcia wniosków z błędów. Jest jeszcze tyle do odkrycia, a jedyna słuszna droga nie istnieje. W małych salach akustyka pomieszczenia musi z nami współgrać, a my musimy z nią współpracować.

Pomieszczenie ma swoje wytyczne, jak klient przychodzący do Was w poszukiwaniu rozwiązań.

OT: Tak. Analogia jest słuszna. Klient jest partnerem, a nie wrogiem. Po prostu czasem wymaga więcej, przychodzi z trudnym problemem i potrzebuje rozwiązań bardzo celnych. Grajmy do jednej bramki.

Rozmawiał: Andrzej Skowroński, Muzyka i Technologia
Zdjęcia: Marcin Maj