Systemy wyrównane od linijki i inne niespodziewane zapiski rajderowe

Są sprawy, obok których trudno przejść obojętnie. Na przykład ciasteczka. Kto obojętnie przejdzie obok ciasteczek, szczególnie, jeśli to już koniec festiwalu, a ostatnie śniadanie jadł przy próbie drugiego zespołu dwa dni wcześniej?Są też ridery, czyli zestaw wymagań technicznych zespołu, a w zasadzie realizatora zespołu. Zdarzają się też ridery precyzyjnie określające, jaka konsola będzie optymalna dla uzyskania właściwego brzmienia i jakie peryferia powinien znaleźć w racku… realizator, który tę aparaturę przywiezie, bo zespół nie ma własnego realizatora. Wielokrotnie zdarza się też, że ridery stanowią wizualizację marzeń i wierzeń realizatora, który i tak wie, że to, co zastanie na koncercie, będzie korelowało w stopniu ujemnym z jego listą życzeń… Ale przecież napisać może. Z jednej strony lista życzeń, z drugiej dokument, załącznik do umowy. Wydawałoby się, że powinien być przemyślany, rozsądny, precyzyjny i technicznie spójny, a jego celem powinno być zapewnienie słuchaczom zdarzenia artystycznego na najwyższym poziomie (choć nie przypominam sobie jednak, żeby którakolwiek z dostępnych konsolet pozwalała zabrzmieć piszczącemu wokaliście jak Barry White). Tymczasem nie ma najmniejszego problemu, żeby podczas większości imprez spełnić 100% wymagań w taki sposób, aby impreza się nie odbyła. Ale rider spełniony. Z ridera możemy poznać historię pracy scenicznej zespołu (albo raczej realizatora), poprzez kamienie milowe niebanalnych rozwiązań i niezwykłej myśli technicznej dostawców sprzętu. Jeśli widzimy zapis mówiący o „nieustawianiu konsoli w przejściu ewakuacyjnym lub w garderobie”, możemy przypuszczać, że te sytuacje spotkały wcześniej autora tego mikrodzieła. Jeżeli widzimy zapis o „trzeźwej ekipie technicznej”, to oczyma duszy swojej widzimy sytuację, która taki zapis wymogła. Kolejnym aspektem ridera technicznego jest to, że zapiski w tym dokumencie mają na celu zabezpieczenie prawno-formalne przed nieprzewidzianymi zdarzeniami, których nikt z nas nie wymyśliłby, gdyby dostał takie zadanie. To jest potrzebne do pracyPrzypomniała mi się sytuacja, kiedy na koncert zespołu KSU na stadionie (czytaj: boisku piłkarskim, czyli… łące z bramkami), na prowizorycznej scenie przygotowane były dwa zestawy szerokopasmowe składające się z ośmiocalowego głośnika i piezoelektrycznej wysokotonówki. Głośniki owe stały na scenie, czyli na wysokości około 120 cm od ziemi. Krótka symulacja w dowolnym programie predykcyjnym pozwala łatwo znaleźć niedogłośnione fragmenty widowni. Wszędzie zielono – jak to na łące! Na koncert przyszło ponad półtora tysiąca słuchaczy. Czy ktoś z was wpadłby na pomysł zrobienia takiego koncertu głośniczkami od miniwieży? Kiedy realizator pracujący z poważnym zespołem ma trafić w przedziwne miejsca, stara się zabezpieczyć w jakiś sposób przed dowolnie abstrakcyjnymi sytuacjami między innymi poprzez napisanie ridera. Pojawia się więc układ zamknięty, gdzie dostawcy systemu narzekają na wymogi realizatorów zespołowych, a realizatorzy zespołowi drżą przez całą podróż na miejsce koncertu, nie wiedząc, co tam zastaną. W utopijnym świecie rider zawierałby tylko dwie pozycje: input lista i stage plan, bo sprzęt byłby zawsze odpowiednio dopasowany i przygotowany do imprezy, a realizator zespołu wypoczęty i uśmiechnięty, gotowy do pracy w miłej atmosferze. Rider zawiera kilka istotnych informacji, nad którymi trzeba się pochylić i nie próbować na siłę zmieniać. Jeśli stoi w piśmie, że potrzebnych jest dwanaście torów odsłuchowych i każdy stereo, to znaczy, że zespół tak chce. Chce mieć komfort pracy. Sytuacja jest taka: zespół mówi, że z przyjemnością zagra, o ile będzie miał zapewnione odpowiednie warunki – hotel, garderobę i dwanaście torów stereo. Ma do tego prawo, o ile jest zespołem, który przyciąga odpowiednią rzeszę publiczności. Jeśli organizator nie chce zapłacić za dwanaście torów stereo, to niech weźmie zespół, który chce sześć mono. Tymczasem organizatorzy chcą mieć czterystukonne silniki V8, które będą paliły 3,4 l/100km w trybie miejskim. A my obiecujemy, że im takie dostarczymy. A skoro obiecaliśmy, to dostarczmy. Jeśli więc ma być dwanaście torów i się zgodziliśmy, to niech będzie dwanaście. Oczywiście możemy zadzwonić do realizatora i zapytać – może przewidział odsłuch dla muzyka, który nie przyjedzie. Nie tłumaczmy jednak nikomu, że się nie zna i że trzy tory to aż nadto na to, co grają. To samo dotyczy liczby kanałów czy mikrofonów. To jest im potrzebne do pracy. 4 kW renomowanej firmyA teraz druga strona, czyli miejsce, gdzie pojawiają się najciekawsze pomysły. Mój ulubiony to podawanie mocy systemu nagłośnieniowego. Tak, to znakomity pomysł. Wyobraźmy sobie, że realizator zażyczył sobie 4 kW na stronę. Dla fanów motoryzacji – 5,36 KM. Dobrze. Nie sprecyzował, jaki to ma być system. Rozważmy zastosowanie dwóch systemów uznanych producentów. Oba systemy bardzo dobre i zupełnie nietanie. Pozwolę sobie użyć nazw własnych, nie mamy w Polsce ani jednego, ani drugiego w takiej liczbie w jednym miejscu. d&b audiotechnik seria C kontra Meyer Sound M3D. Znakomite głośniki! Marzy mi się możliwość pracy na jednych i na drugich. Ale to nie ważne. Musimy skonstruować 4 kW mocy. Z d&b nie jest łatwo. C4-TOP ma tylko 200 W, musimy więc zawiesić takich dwadzieścia sztuk. M3D za to ma wbudowany wzmacniacz 4,5 kW, czyli z nawiązką spełnia nasz rider. Porównanie wygląda tak jak na obrazku: Skala mniej więcej zachowana. Kto z was odważyłby się zagrać dużą imprezę na jednym M3D? A jak olbrzymi obszar można pokryć za pomocą dwudziestu C4-TOP? By było trochę łatwiej liczyć, weźmy poziom SPL na odległości 16 m. Tam będziemy mogli rozsądnie myśleć o dużym gronie C4. M3D jest w stanie wyemitować z siebie 145 dB SPL. Olbrzymia wartość! Bałbym się stać blisko tego urządzenia. Jedno C4 daje „tylko” 140 dB SPL maksymalnego poziomu. Jednak na 16 m z M3D zostaje 121 dB SPL. A z C4k doleci 142 dB SPL! Magia! Przecież one mają o 500 W mniej mocy niż M3D… Co ciekawe, te same 145 dB SPL można uzyskać z 700 W (d&b audiotechnik J8). Czy to znaczy, że konstrukcja Meyera jest zła? Nie! To bardzo dobre urządzenie, ale projektowane według zupełnie innych założeń. Jak możemy jeszcze uzyskać wymarzone 4 kW? Bardzo prosto! Stawiamy (posłużę się znowu produktami niemieckiej firmy, bo: a) są znane, b) nie zaszkodzę ich renomie). Sześć B2-SUB (6 × 600 W) i jeden Q1 (400 W) i voilà! 4 kW jest, proszę grać, rider spełniony. Możemy dziesięć Q1 spiąć za pomocą losowych kątów i warunek spełniony. 4 kW renomowanej firmy… Dobrze, już nie fantazjujmy. Choć może warto ogłosić konkurs na najgłupsze 4 kW? Dopiski jak strzały w kolanoSprawa druga, często równie beznadziejna. Realizator wie, jaki system będzie pasował. Gramy tylko na systemach liniowych! Świetnie! Proszę mi pokazać system liniowy, który w pomieszczeniu o długości 10 m i wysokości 3 m sprawdzi się lepiej niż niemal dowolnie wybrany zestaw szerokopasmowy klasyczny. Można szukać malutkiej linióweczki, ale czy uda się zrobić dobrze? Nie wiem… Jaki jest więc cel wymagania systemu akurat liniowego? Albo jeszcze lepiej „liniowo wyrównanego”? To prawdziwy strzał w kolano dla realizatora, który trafi do niedużego pomieszczenia, a jego rider zostanie spełniony. Nie ukrywam, że poważnym kłopotem jest określenie w sposób prawidłowy i jednoznaczny wymogów w taki sposób, żeby było dobrze. Podawanie SPL na stanowisku FOH też łatwo ominąć. Potrzeba 105 dB SPL na stanowisku FOH? Proszę bardzo, Meyer SB-1 przychodzi nam z pomocą. Według karty katalogowej urządzenie to generuje poziom 110 dB SPL na 100 m. Wystarczy zamontować po jednym takim na wieży, wycelować w FOH i na 25 m będzie 128 dB SPL. Co prawda tylko na FOH i w paśmie od 500 Hz w górę, ale wymóg spełniony. Z kolei dopisek „w całym paśmie akustycznym” dyskwalifikuje najpoważniejsze systemy, które pracują (według producentów) od 35 Hz do 18 kHz. A to przecież nie jest całe pasmo akustyczne… Równie zagadkowym pomysłem jest sugestia dotycząca proporcji zestawów subniskotonowych do szerokopasmowych. Widziałem gdzieś wymóg, aby na każdy zestaw szerokopasmowy przypadały po dwa subwoofery. Owszem, mogę sobie wyobrazić dwa grona po osiem głośników serii J (bo z takimi miałem przyjemność ostatnio pracować) i do tego trzydzieści dwa subwoofery, ale po pierwsze: dwanaście j-subów wystarcza z nawiązką (to wiedza praktyczna nie wynikająca z żadnych symulacji ani obliczeń ekspertów z NASA), po drugie: to nie są nasze realia – organizator nie chce zapłacić za jedną konsolę wymaganą przez zespół, a dodatkowych dwadzieścia dużych głośników ze wzmacniaczami to większy koszt i dodatkowa logistyka. Zapis o liczbie subwooferów jest też nietrafiony z drugiego powodu (choć może powinien to być pierwszy powód). Nie sprecyzowano sposobu zamontowania tych zestawów. Stojące na twardej powierzchni grają o 6 dB głośniej niż wiszące. A 6 dB oznacza podwojenie ich liczby. W przybliżeniu możemy więc założyć, że dziesięć subwooferów stojących na twardym podłożu zagra tak samo jak dwadzieścia wiszących. Jest szansa!Trudno mi sformułować jakiś dobry wniosek wnoszący coś do sprawy. W zasadzie możemy założyć, że czegokolwiek byśmy w riderze nie napisali, to i tak znajdzie się ktoś tak złośliwy jak ja i spełni wszystkie wymagania, a grać się i tak nie da… Chyba, że zestaw wymogów technicznych będzie zawierał trzydzieści osiem stron, odwoływania się do wiedzy tajemnej, precyzowania wszystkiego co do herca i decybela. Wtedy się okaże, że nikt nie jest w stanie spełnić naszego ridera i znowu jest źle. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to świadomość, wiedza i doświadczenie. Jeśli poznamy podstawowe prawa rządzące naszą działką i nauczymy się obsługiwać sprzęt, który mamy, to jest spora szansa, że uda nam się robić dobre koncerty bez awantur i straszenia riderami. ZiKEzikelabs.pl