Cudowna sprawa z warsztatami, prezentacjami i szkoleniami: dostajemy kilka godzin na obcowanie z nowościami produktowymi, znajomymi z branży i sensownym cateringiem. Czasem też przyjedzie ktoś ważny z Zachodu, żeby poprowadzić prelekcję, najczęściej jednak tłumaczoną (zwykle niezbyt dokładnie), co dodaje rangi wydarzeniu. I tak po kilku godzinach wychodzimy z miejsca spotkania z nową wiedzą (równą, niestety, czasem tej na ulotce produktowej), choć nie zawsze można prezentowanej rzeczy posłuchać. Bywa, że czasem trudno o przyzwoite i adekwatne warunki do odsłuchu. Cóż, nie można mieć wszystkiego…
Cudowna sprawa z warsztatami, prezentacjami i szkoleniami: dostajemy kilka godzin na obcowanie z nowościami produktowymi, znajomymi z branży i sensownym cateringiem. Czasem też przyjedzie ktoś ważny z Zachodu, żeby poprowadzić prelekcję, najczęściej jednak tłumaczoną (zwykle niezbyt dokładnie), co dodaje rangi wydarzeniu. I tak po kilku godzinach wychodzimy z miejsca spotkania z nową wiedzą (równą, niestety, czasem tej na ulotce produktowej), choć nie zawsze można prezentowanej rzeczy posłuchać. Bywa, że czasem trudno o przyzwoite i adekwatne warunki do odsłuchu. Cóż, nie można mieć wszystkiego… Zdarzają się jednak (i to nie aż tak rzadko) także te lepiej przemyślane prezentacje. Można zyskać całkiem sporo, kiedy organizator podejdzie do sprawy sensownie i rzetelnie. Tak też zrobiła tej jesieni stołeczna Audiostacja, zapraszając na szkolenie przygotowane przez firmę DPA. Zanim przejdziemy do szczegółów i opisu wydarzenia, zweryfikujmy tezy ze wstępu. Posłuchać można było do woli i w odpowiednich warunkach, pytać o wszystko i pytania z sali naprawdę padały; gospodarz biegle mówił po polsku, angielsku i duńsku, a gość był na tyle miły, że zamiast w rodzimym duńskim prowadził prelekcję po angielsku. Prezentowanych produktów można było używać, ale przede wszystkim słuchać i eksperymentować z nimi w sprzyjającym i niejako dualnym środowisku. Czy to wszystko oznacza, że będę przez kolejne akapity rozpływał się nad tym, jak wspaniałe było to spotkanie? Otóż nie, bo zabrakło ostatniego punktu – cateringu! A to w tej branży niemal niewybaczalne zaniedbanie. Wprowadzenie, czyli forma Żarty na bok, bo temat nie dość, że poważny, to na dodatek interesujący. Mowa oczywiście o zastosowaniu mikrofonów, tym przypadku DPA, do nagłaśniania instrumentów akustycznych. Prezentację poprowadził gość z Danii, Mikkel Nymend – dyplomant Królewskiej Akademii Muzycznej, który od wielu już lat pracuje jako producent i realizator dźwięku w studiu Timbre Music, którego został współwłaścicielem. Od dziesięciu lat Mikkel współpracuje z firmą DPA Microphones. O samym producencie mikrofonów pisaliśmy już kilkukrotnie. Wspomnę tylko, że jeśli komuś logo firmy kojarzy się z archaiczną marką Bjoer & Kjaer… to dobrze mu się kojarzy. O klasie tych konstrukcji pisano niejednokrotnie, tym przyjemniej mieć okazję do zweryfikowania ich możliwości w warunkach warsztatowych. O samych mikrofonach za chwilę, najpierw jeszcze kilka słów o formie. Studio Koncertowe im. Agnieszki Osieckiej to miejsce szczególne, a jednocześnie przyjemne i kameralne. W tym przypadku okazało się szczególnie dobrym wyborem, także ze względu na świetną reżyserkę (wyposażoną na przykład w niesamowitą, choć nieco już doświadczoną konsoletę SSL serii 9000). Skoro więc mamy studio koncertowe i scenę, powinni też być muzycy. Do udziału w warsztacie zaproszono grupę Atanas Valkov Trio z projektem „Improsessions Live” w składzie: Maciej Szczyciński – kontrabas, Krystian Majderdrut – bębny, Atanas Valkov – fortepian. Dzięki tym świetnym instrumentalistom zajęcia zyskały na atrakcyjności. Są to młodzi, mili i otwarci ludzie, współpraca układała się więc bezproblemowo. Rolę gospodarza wydarzenia pełnił znany już z łamów MiT Mikołaj Rudyk z firmy DPA, odpowiadający za sprzedaż w naszej części Europy (przy okazji: Duńczycy dokonali unikalnego podziału świata, powierzając Mikołajowi rynek niemiecki, austriacki i rynki wschodnioeuropejskie). Gospodarzem reżyserki (bądź reżyserni, ale o gościach z Uniwersytetu Muzycznego wspomnę nieco później) był Jarosław Regulski, honory za konsoletą FOH studia pełnił Arek Wielgosik. Jeśli jeszcze wymienimy nazwiska Konrada Majchrowskiego z Audiostacji, który chyba najbardziej zasłużył się w organizacji tego wydarzenia, i Piotra Dolewki, od którego w zasadzie zależy wszystko w Audiostacji, to wprowadzenie do dalszego tekstu możemy tutaj zakończyć. Do rzeczy, czyli treść A tematem spotkania było omówienie i przesłuchanie możliwości zastosowania kilku z mikrofonów (instrumentalnych) dostępnych w ofercie DPA. Mikkel na początku spotkania postawił sprawy jasno: zadeklarował, że będzie asystentem zgromadzonych gości i będzie wykonywał ich kolejne prośby i polecenia odnośnie konfiguracji i ustawienia mikrofonów. Było to bardzo skromna deklaracją z jego strony, bo, jak się okazało niewiele później, jego wiedza okazała się bardzo interesująca, praktyczna i szeroka. Zgromadzeni goście naturalnie i spontanicznie uczestniczyli w kolejnych poszukiwaniach optymalnego dźwięku przy kolejnych instrumentach. Oczywiście były to świadome błądzenia w poszukiwaniu czegoś, o czym wszyscy z góry wiedzą, że nie istnieje, ale skazani na klęskę zwaną kompromisem i tak podejmują wyzwanie. I proszę mi wierzyć, że w wielu przypadkach chcielibyśmy doświadczać tak dobrego kompromisu! Najpierw opowiedzmy o mikrofonach. Przy mikrofonowaniu fortepianu zastosowano trzy konstrukcje, różniące się wyglądem, wykonaniem, przeznaczeniem i ceną, czyli w zasadzie wszystkim. 4099 to model, ale zarazem seria mikrofonów instrumentalnych o przeróżnych systemach mocowań przeznaczonych dla wielu instrumentów. To niewielki instrumentalny mikrofon pojemnościowy na krótkiej gęsiej szyjce. Mikrofon ten zadomowił się już nieco na scenach, podbijając serca i uszy (jakkolwiek źle to nie brzmi) kolejnych realizatorów czy też reżyserów dźwięku (mając wzgląd na kolegów i koleżanki z Uniwersytetu Muzycznego). To superkardioida przeznaczona do bliskiego mikrofonowania, właśnie ze względu na maksymalną izolację źródeł w głośnym otoczeniu. Czyli na scenę jak znalazł. Kolejny mikrofon ma symbol 2011C i należy do najnowszej modularnej serii DPA. Unikalne w tych konstrukcjach są możliwości wymiany kapsuły (w tym modelu zastosowano stosunkowo niedrogą kapsułę o charakterystyce kardioidalnej z podwójną membraną o symbolu 2011), jak i modułu przedwzmacniacza (tu MPP-C), co daje kolejną możliwość rozbudowy. Inną unikalną cechą jest atrakcyjna (jak na DPA) cena takiego zestawu, która pozwala sądzić, że mikrofon może się przyjąć zarówno na scenach, jak i w studiach, w tym także w miejscach o charakterze półprofesjonalnym, studiach projektowych czy też zwyczajnie z różnych względów niedoinwestowanych. Ze względu na cenę, charakterystykę (choć w tej samej cenie dostępna jest też kapsuła dookólna) i możliwości wydaje się więc uniwersalnym, a przy tym jednak dość prestiżowym narzędziem pracy w różnych warunkach. Ostatnią z prezentowanych konstrukcji jest model o symbolu 4006A (można go samemu złożyć z osobno kupowanych: preampu MPP-A i kapsuły 4006). To już tradycyjny DPA zasilany napięciem fantomowym o dookólnej charakterystyce. Niestety, ma dość wysoką cenę, więc ciągle pozostaje głównie w zasięgu najważniejszych placówek i najlepszych studiów. Nie jest to co prawda abstrakcyjny poziom cenowy wysublimowanych i legendarnych konstrukcji studyjnych, ale ręczę, że ze świecą szukać na całym świecie realizatora (bo reżyser dźwięku raczej by tego nie zrobił), który użyłby tych konstrukcji dla muzyki dużo bardziej rozrywkowej z nazwy niż tak zwany jazz, oczywiście na scenie. Podsumowując możliwości konfiguracji serii modularnej, trzeba wymienić trzy przedwzmacniacze: MPP-A, MPP-B, MPP-C (o porównywalnych i dość przyzwoitych cenach) oraz dwie serie kapsuł: tańszą 2000 (okolice dwóch tysięcy złotych) i droższą 4000 (okolice pięciu tysięcy złotych). Wracając do szkolenia: były więc eksperymenty z pozycjami mikrofonów wokół fortepianu (2011 i 4006) i na różnych wysokościach (głównie względem otwartej i zamkniętej klapy czy też nakrywy), a także w różnych miejscach żeliwnej ramy (4099) wewnątrz instrumentu. Tu wnioski mogłyby być takie: nic nie zastąpi otwartości brzmienia pary mikrofonów (najlepiej dookólnych) ustawionych niedaleko instrumentu, jednak w warunkach koncertowych, kiedy na scenie robi się tłoczno i głośno, naturalnym wyborem będą 4099. I zawsze proszę walczyć o uchylenie klapy instrumentu choćby w najniższej pozycji, jeśli tylko jest to możliwe – inaczej otrzymamy dudniące i mało przejrzyste brzmienie. Następnie przyszedł czas na perkusję. Mogliśmy posłuchać konstrukcji 4006 na overheadach i stopie (względnie bębnie wielkim) i hi-hacie, 4011 także jako overhead oraz przy werblach, a 4099 przy tomach (czyli omikrofonowanie za grubo ponad 40 tysięcy złotych dla jednego zestawu). Przyjemnie było posłuchać. Odsłuch basu (kontrabasu) to porównanie scenicznego 4099 z 4006 będącym z natury wyborem raczej studyjnym. Tu znów 4006 zabrzmiał nieco lepiej, jednak najczęściej zastosowanie 4099 na scenie będzie kwestią konieczności lub spokoju ducha, kiedy liczy się jak najmniejsza ilość możliwych punktów zapalnych w trakcie występu. Ważne aby w miarę możliwości unikać kierowania mikrofonu bezpośrednio w efkę – tam co prawda otrzymamy największe zmiany ciśnienia, jednak podmuchy powietrza niekoniecznie najlepiej odwzorowują barwę i charakter instrumentu. Trzeba zaznaczyć, że praca z każdym z instrumentów rozpoczynała się od posłuchania samego źródła, a dopiero kolejnym etapem był dobór konfiguracji czy ustawienia mikrofonów. Słuchać można było dźwięku z systemu scenicznego (JBL SR + Yamaha LS-9) lub przejść się do pokoju realizacji (Boxer T3 + SSL SL9040J) i tam wnikliwie analizować brzmienie mikrofonów. Podsumowanie, czyli wrażenia Jedyne, co można powiedzieć kwestią podsumowania doświadczeń, to tyle, że przy skrajnych ustawieniach mikrofonów przy ich różnej lokalizacji, jak i pomiędzy modelami zmiany brzmienia były w większości przewidywalne, jednak wszystko, co działo się pomiędzy, pozostawało w dużej mierze kwestią wyczucia, smaku i gustu. Mikkel omówił też krótko technikę stosowania konfiguracji Decca Tree w nagraniach studyjnych z naciskiem na dobór opóźnień dla poszczególnych mikrofonów, co ma znaczenie w zasadzie w każdych warunkach i przy każdej z technik mikrofonowania. Jednym z nierozstrzygniętych zagadnień pozostało na przykład „gdzie fortepian ma przód, a gdzie tył”, czyli sposób jego panoramowania. Jednak nie było celem warsztatu pokazanie jednoznacznie najlepszych rozwiązań czy właściwych konfiguracji, a jedynie zwrócenie uwagi na możliwości. Dotyczą one nie tylko żmudnej pracy w studiu, ale także umiejętności podejmowania decyzji na scenie. Tu (jak i w wielu innych punktach) przesłanie było zbieżne. I choć społeczność roadies i studyjnych reżyserów dźwięku to wciąż dwa światy (które czasem jednak się nakładają), różne języki i sposoby pracy, obie dotyczą dźwięku i tu prawidłowości pozostają wciąż te same. Jak powszechnie wiadomo, to od dbałości ludzi i ich wysiłku zawsze zależeć będzie efekt, a sprzęt może nam w tym tylko nieco pomóc. DPA Microphones wywiązują się z roli pomocników naprawdę nieźle. Aż szkoda, że ich cena determinuje dość wąski zakres zastosowań. Wracając do wspomnianego na początku rażącego zaniedbania organizatorów: no cóż, nie było cateringu, ale usprawiedliwiając ich, można przyznać, że całość zaczęła się po śniadaniu, a skończyła jeszcze przed obiadem. Apeluję jednak do wszelkich inicjatorów podobnych wydarzeń: proszę pamiętać o tak fundamentalnej (przynajmniej dla ludzi sceny) kwestii. Nie jestem pewien, jak jest z koleżankami i kolegami od „reżyserni” i „nakrywy fortepianu”, ale prawdopodobnie oni też od czasu do czasu coś jedzą… Łukasz Zygarlicki, MiT: Na początek muszę zapytać, jaka myśl Wam przyświecała w trakcie organizowania dzisiejszego spotkania? Piotr Dolewka, Audiostacja: Chcieliśmy zebrać ludzi związanych z szeroko rozumianą reżyserią dźwięku i przybliżyć temat samych produktów DPA, ale od strony, która dla wielu nie była wcześniej dostępna, bo wielu realizatorów nie ma okazji na co dzień pracować z tymi mikrofonami. Więc od razu zapytam: jak jest u nas w Polsce – tych mikrofonów jest ciągle za mało? No tak, ale to oczywiście powoli się zmienia. Może przy okazji podobnych warsztatów realizatorzy będą mieli okazję poznać nowe techniki, których może wcześniej nie stosowali. Ciągle spora część realizatorów umieszcza po prostu mikrofon w jednym miejscu, nie szuka tu tego brzmienia, tylko dalej pracuje wyłącznie korekcją. A czego możemy się obecnie spodziewać po dzisiejszym spotkaniu – jakie są wobec niego Wasze oczekiwania, oprócz oczywiście zwiększonej sprzedaży produktów DPA? To nie było głównym celem tego spotkania, bo większość ludzi tu obecnych zna nas jako firmę, zna nasze produkty. Chcieliśmy może bardziej pokazać, że z tymi mikrofonami da się osiągnąć więcej niż innymi produktami. Czasem lepiej wydać więcej na jeden mikrofon czy na dwa, niż mieć dużo więcej tańszych mikrofonów. Wiadomo, że optymalnym rozwiązaniem jest mieć ich bardzo duży bukiet, ale w prawdziwym życiu jest to mało realne. Czy planujecie w jakiś sposób przekonać potencjalnych klientów, żeby jednak wybierali mikrofony DPA mimo ich dość wysokich cen? To już się drastycznie zmieniło w porównaniu z sytuacją, jaką mieliśmy kilka lat wcześniej. Nowa seria – szeroko rozumiana live 4099 – to mikrofony adresowane do wszystkich instrumentów typu saksofon, trąbka, skrzypce, gitara, fortepian, perkusja. Dzięki niej mikrofony DPA weszły na rynek sceniczny i są tam już używane. Jest tu niewielka różnica w cenie w stosunku do konkurencji, a różnica jakościowa jest dosyć spora i w prosty sposób zauważalna. A co do mikrofonów studyjnych – tu nowa seria modularna zmienia ten stan rzeczy, bo są to konstrukcje w zasadzie o połowę tańsze – nie jest to więc już tak niedostępna rzecz dla przeciętnego studia. Dotychczas były to mikrofony używane przez duże firmy: radio, telewizje, a w tym momencie jest realnym korzystanie z nich także przez mniejsze instytucje. Na koniec rozmowy zapytam jeszcze o to, czego możemy się w najbliższym czasie spodziewać od Audiostacji, jeśli chodzi o tego typu wydarzenia? Niedawno mieliśmy dość istotną imprezę dla rynku broadcastowego, gościem był Thomas Lund z TC Electronic, który jest jedną z osób odpowiedzialnych za nowy standard pomiaru głośności w telewizji i radiu. To było specjalistyczne wydarzenie. W przyszłości chcemy jeszcze powtórzyć spotkanie poświęcone temu tematowi. W podobnym kontekście jak tutaj chcemy zrobić szkolenie z reżyserami z RME dotyczące cyfrowej rejestracji wielokanałowej (typu MADI), która też coraz bardziej wchodzi na rynek studyjny, ale także live'owy. Z uwagi na to, że cały rynek przestawia się na rejestrację wielokanałową cyfrową, że na przykład na koncertach nie używa się już drogich i ciężkich pyt. Czyli kolejna prezentacja kolejnej drogiej firmy? RME nie jest już drogą firmą. RME stało się standardem w home recordingu itd. Weszli na najwyższy poziom, jeśli chodzi o stabilność, jakość brzmienia. Karty typu FireFace czy UFX są ogólnodostępne; istnieją w domowych czy niskobudżetowych studiach, także RME stało się standardem. Ale oprócz tego mają rozwiązania też nie aż tak drogie dla rynku profesjonalnego i właśnie wielokanałowej rejestracji: czy to dla studia, radia, telewizji, czy wydarzeń live. Tym planujemy się zająć od początku roku. Dziękuję za rozmowę. Dziękuję bardzo. Łukasz Zygarlicki, MiT: Najpierw muszę zapytać o cel dzisiejszego warsztatu, a zaraz potem o ocenę jego przebiegu i spodziewanych efektów. Mikołaj Rudyk, DPA Microphones: Wszystko się jak najbardziej udało. Moim zdaniem było naprawdę fajnie, pojawiło się wiele osób z branży, co mi się bardzo podobało. Celem było pokazanie rozwiązań DPA dla live'u i dla studia. Chcieliśmy połączyć te dwie rzeczy, aby nie zrażać ludzi, którzy mają pewne preferencje co do studia czy live'u. A nie uważasz, że to są jednak dwa światy? I że tym ludziom często trudno znaleźć wspólny język? Oczywiście: nagłaśnianie live i nagrywanie w studiu to są jednak dwie różne rzeczy, ale wydaje mi się, że dzisiaj udało się nam pokazać, że rozwiązania DPA można stosować bardzo elastycznie i w studiu i na scenie. Bardzo przyjemna była forma spotkania: nie była to prezentacja, ale prawdziwy warsztat. Często urządzacie ego typu eventy? Staramy się. Z mikrofonami DPA jest tak, że trzeba je usłyszeć. Dla nas ważnym jest, aby nasi potencjalni klienci czy użytkownicy mogli usłyszeć, co DPA może zaoferować, bo nie ukrywajmy, nie są to najtańsze mikrofony. Żeby uwierzyć, trzeba ich posłuchać. Może wspomnijmy jeszcze o samym miejscu, bo jest dość szczególne. To jest gmach Polskiego Radia, studio im. Agnieszki Osieckiej, a o więcej trzeba by było zapytać Konrada z Audiostacji – on zna to miejsce, zna muzyków (jestem pod wielkim ich wrażeniem). To dzięki niemu. W takim razie dziękuję za prezentację i za rozmowę. Ja także dziękuję!