Gdynia Arena 22 października gościła niezwykłe widowisko muzyczne, a właściwie multimedialne, pod nazwą Visual Concert. Sam obiekt jest stosunkowo nowy, bowiem został oddany do użytku w 2008 roku, jako typowa hala widowiskowo-sportowa. Informacja ta jest o tyle istotna, że uświadamia skalę przedsięwzięcia, jaką jest organizacja bardzo zaawansowanego technicznie koncertu w obiekcie zasadniczo nieprzystosowanym do takich wydarzeń. Ale o tych szczegółach opowiemy sobie nieco później. Nie sposób było zatem nie wykorzystać okazji, by przyjrzeć się od kuchni temu przedsięwzięciu, zwłaszcza że kluczową rolę odegrał w niej cyfrowy stół Midas Heritage-D HD96-24, który od swojej premiery (jednej z najbardziej wyczekiwanych w branży) niezmiennie budzi ogromne zainteresowanie, by nie powiedzieć – pożądanie.

Imponująco prezentuje się już sama specyfikacja, by wymienić tylko kilka danych, jak 144 kanały wejściowe, 120 kanały wyjściowe, 24 grupy VCA oraz POP, 96 efektów stereo, automatyczne wykrywanie przesterowanych kanałów, silnik GRAVITON (64-bitowy), porty SuperMac AES50, dwa porty Ultranet, dwa sloty na karty CM-1 (Dante, MADI), czy wreszcie port HyperMac. To suche dane, ale najciekawsze są opinie osób, które mają okazję pracować z tym modelem i znają jego zalety – dzięki gościnności Grzegorza Wełny, realizującego ten bardzo wymagający koncert, mogłem wysłuchać ciekawej opowieści o wszystkich szczegółach technicznych, a także z pierwszej ręki dowiedzieć się czegoś na temat pracy z tym wyjątkowym narzędziem. Mój rozmówca pracuje na stanowisku project managera w firmie Sound & Lights Service, która zajmuje się pełną obsługą techniczną koncertu (zatem nagłośnieniem i światłami także), czuwa nad perfekcyjnym dźwiękiem i zna absolutnie wszystkie tajniki realizacji, sprzętu czy oprogramowania. Grzegorz jest także właścicielem Monoskop Studio, współpracuje z takimi zespołami jak AudioFeels, Indios Bravos czy The Goldbricks. Można śmiało powiedzieć, że jego specjalnością są duże składy i radzi sobie z nimi doskonale, czego dowodem są choćby sukcesy tej trasy.

Grzegorz Wełna – realizator dźwięku i project manager w firmie Sound & Lights Service, odpowiedzialnej za pełną obsługą techniczną wydarzenia.

Powiedzmy choć parę zdań o przedsięwzięciu pod nazwą „Visual Concert Koncert Muzyki Filmowej i Epickiej z projekcją najpiękniejszych miejsc świata”, którego ideą jest połączenie muzyki granej przez orkiestrę z projekcją na dużym, LED-owym ekranie (co gwarantuje obraz najwyższej jakości), znajdującym się z tyłu sceny. Trasa rozpoczęta w 2019 roku została, niestety, zastopowana przez pandemię, ale obecnie powraca i znów przyciąga liczną publiczność. W repertuarze nie brak filmowych hitów z takich dzieł jak Gladiator, Avatar, Piraci z Karaibów, James Bond, Marzyciel, Transformers czy Władca Pierścieni, granych w aranżacji na orkiestrę symfoniczną, ale z wykorzystaniem wzbogacających jej brzmienie sampli czy loopów. Od razu uprzedzę, że cała orkiestra jest nagłośniona, co jest chyba najwyższym poziomem sztuki realizatorskiej. Warto tu wspomnieć o składzie. CoOperate Orchestra (blisko 80 osób) pod batutą Adama Domurata, której towarzyszy Chór Akademicki Uniwersytetu Adama Mickiewicza (pod kierownictwem Beaty Bielskiej) gwarantują wysoki poziom wykonawczy. A w sferze wizualnej publiczność może podziwiać różne, piękne zakątki naszej planety – to prawdziwa muzyczna podróż. Słowem, jest to spektakl łączący tradycję, klasyczne instrumenty i absolutnie najnowszą technologię. Zresztą pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy po przyjechaniu na miejsce było sporo samochodów z logo Sound & Lights Service, w tym także ogromny truck, którym przewożona jest lwia część sprzętu. Sprzętu, którego jest naprawdę sporo.

Pojawiłem się już po próbie, gdy do koncertu zostało sporo czasu, zatem mogłem spokojnie obejrzeć stanowisko realizatora, scenę i całą salę, gotową na przyjęcie publiczności. Na początek zapytałem Grzegorza Wełnę o samą ideę trasy i widowiska: – Visual Concert, produkowany przez firmę Visual Production, łączy w sobie koncert orkiestry symfonicznej grającej muzykę filmową, epicką, jak również muzykę z gier komputerowych, z wizualizacjami. Zamysł był taki, żeby obraz, który się wyświetla na tym dużym ekranie, ściśle korespondował z grą orkiestry, żeby był dokładnie zmontowany pod partyturę, pod konkretny aranż, dając publiczności spójne doznania. Trasa zaczęła się już ponad dwa lata temu, została przerwana przez pandemię, teraz wracamy. Dzisiaj gramy w Gdyni, wcześniej graliśmy w Warszawie na Torwarze, w Gliwicach na Arenie, następnie gramy w Netto Arenie w Szczecinie i potem mamy jeszcze 12 miast do odwiedzenia. Ta sala, w której dziś gramy, jest jedną z mniejszych, zdarzają się te koncerty na 5 -6 tysięcy osób. I całkiem nieźle się sprzedają, więc chyba jest to fajna produkcja.

Visual Concert, produkowany przez firmę Visual Production, łączy w sobie koncert orkiestry symfonicznej grającej muzykę filmową, epicką, jak również muzykę z gier komputerowych, z wizualizacjami.

Już na pierwszy rzut oka widać, że klasyczny skład symfoniczny został obudowany technologią rodem z XXI wieku. Z jednej strony chodzi o stworzenie nowoczesnego i atrakcyjnego dla odbiorcy widowiska, z drugiej zaś o połączenie ze sobą wielu elementów, jak projekcje wideo, światło czy, przede wszystkim, odpowiednie nagłośnienie – pamiętajmy, że koncerty odbywają się głównie w miejscach, które nie są typowymi salami koncertowymi i stricte akustyczna orkiestra nie zabrzmiałaby w nich dobrze. W tym wszystkim słowo klucz – synchronizacja jest odmieniana przez wszystkie przypadki. Grzegorz zresztą przyznaje, że jest wręcz pasjonatem synchronizowania wszystkiego ze wszystkim. Spytałem więc o skalę trudności całego przedsięwzięcia i jak wygląda jego realizacja od strony technicznej: – Jeśli chodzi o warstwę techniczną, to trudnością były dwa aspekty. Po pierwsze, miksowanie całej orkiestry, bo tak naprawdę do zmiksowania jest ponad 100 przelotów – biorąc pod uwagę wszystkie mikrofony, powroty efektów, loopy, klik dla dyrygenta i orkiestry,  konferansjerów, całą komunikację wewnętrzną, która też jest realizowana przez mikser; łącznie na desce jest zajętych około 120 kanałów. Druga trudność polegała na tym, że wszystko musi pracować synchronicznie, więc całą pracę zacząłem od przejrzenia partytury i przygotowania  plików wav z metronomem dla dyrygenta i orkiestry, razem z podpowiedziami głosowymi kiedy kto ma wejść. Z tymi plikami pojechałem na próbę orkiestry, nagraliśmy wszystkie utwory na dwie pary mikrofonów i dopiero pod taki dźwiękowy szkic, tzn. robocze nagranie połączone z metronomem, ekipa montowała pliki video. Żeby to wszystko mogło działać cała orkiestra gra w słuchawkach, mają tam klika, mają również głos dyrygenta, który przez cały koncert ma mikrofon na głowie i w ten sposób dyryguje – poza batutą, może swobodnie mówić cały czas do swoich muzyków. My zresztą też mamy w reżyserce małe shoutboksy, w których cały czas słuchamy uwag Adama. Moim zadaniem w tej chwili na samym koncercie jest sprawienie, żeby wszystkie te systemy działały spójnie. Tutaj największą robotę robi program QLab, w którym jest zapisana cała lista utworów, a pod każdym tytułem kryje się seria komunikatów, to znaczy wysłanie metronomu do orkiestry, wypuszczenie loopów, wysłanie w odpowiednim momencie komunikatu do media serwera, żeby odpalił film, wysłanie komunikatu do deski, żeby wczytała scenę do odpowiedniego utworu, timecode do kolejnego komputera, gdzie jest Reaper z nagranymi wszystkimi śladami. Służy to do przeprowadzenia wstępnej wirtualnej próby i jest niejako zapasem, gdyby się nagle okazało, że któryś przelot przestał nam działać, możemy przepatchować ekspresowo deskę na tym jednym kanale na Reapera i synchronicznie, razem z orkiestrą, razem z metronomem, razem z materiałem wideo poleci to wszystko razem. Docelowo chciałem jeszcze zmobilizować świetlika do zaprogramowania świateł pod timecode, ale, mimo chęci, na razie nie było na to za dużo czasu. Przy tak dużej i skomplikowanej produkcji łatwo o czymś zapomnieć lub włączyć za wcześnie albo za późno. Dzięki automatyce cały koncert w dużym uproszczeniu można by sprowadzić do wciśnięcia 18 razy przycisku „GO”.

W repertuarze nie brak filmowych hitów z takich dzieł jak Gladiator, Avatar, Piraci z Karaibów, James Bond, Marzyciel, Transformers czy Władca Pierścieni, granych w aranżacji na orkiestrę symfoniczną, ale z wykorzystaniem wzbogacających jej brzmienie sampli czy loopów.

Na scenie występuje łącznie naprawdę wielu muzyków – o czym, zresztą, informują oficjalne materiały promocyjne. Grzegorz Wełna jeszcze nieco uzupełnił te powszechnie dostępne informacje: – To jest pełna orkiestra symfoniczna, CoOperate z Poznania, w dosyć sporym składzie – kwintet 7, 6, 6, 5, 2, podwójne drewno, potrójna blacha, cała sekcja perkusyjna, łącznie z kotłami, dzwonami rurowymi, dzwonkami, gongiem i pełnym zestawem perkusyjnym. Jest harfa, gitara elektryczna, fortepian. Razem z orkiestrą występuje Chór Akademicki UAM w składzie około 20 osób, no i soliści: Krzysztof Iwaneczko i Beata Bielska.

Jak już była mowa, z wielu względów cała orkiestra, soliści czy chór – słowem wszyscy muszą być nagłośnieni. Chyba nie trzeba dodawać jak ogromnym, a zarazem trudnym przedsięwzięciem jest omikrofonowanie czy miksowanie takiego składu. Uwzględniające zarówno warunki lokalne, akustykę miejsca, specyfikę instrumentów i wiele innych aspektów. To umiejętność, którą zdobywa się latami. Jak zatem wygląda to w przypadku tego wydarzenia? – Koncepcja nagłośnienia jest taka, że – ponieważ gramy w różnych miejscach, często mocno pogłosowych, które nie zostały zbudowane jako sale do orkiestr symfonicznych, tylko obiekty sportowe – to podjęliśmy decyzję o bliskim mikrofonowaniu wszystkiego. Tak bliskim jak się da. To znaczy, każdy instrument ma swój mikrofon, cały kwintet jest na klipsach, całe drewno jest na indywidualnych mikrofonach, to są 57 (Shure – przyp. autora), na fletach to jest MD421 (Sennheiser – przyp. autora), podobnie blacha. Instrumenty perkusyjne są zbierane parą pojemności KM184 (Neumann – przyp. autora), w układzie X/Y, plus dodatkowo dużo bliskich ujęć do podpórki. Harfa akurat dzisiaj przyjechała z wbudowanym pickupem, więc się bardzo ładnie broni – kiedy przyjeżdża harfa typowo akustyczna, to jest, niestety, problem. Generalnie jest duża trudność nagłaśniania takich orkiestr związana z przesłuchami. Jak się słucha poszczególnych kanałów solo, to się okazuje, że w każdym mikrofonie mamy całą orkiestrę tyle, że różnymi proporcjami zależnymi od umiejscowienia mikrofonu na scenie i jego kierunkowości. Największy problem występuje z kontrabasami i z harfą, która jest delikatnym, akustycznym instrumentem i, co prawda, zebrana pojemnością sama z siebie brzmi pięknie, ale metr od niej stoi zestaw perkusyjny, dlatego też szukamy cały czas alternatywnych rozwiązań takich jak na przykład mikrofony kontaktowe. Kwestię nagłośnienia fortepianu rozwiązaliśmy nieco inaczej i na razie świetnie się to sprawdza. Po tym jak orkiestra kilka razy przywoziła instrumenty różnej jakości, podjąłem decyzję o przewiezieniu ze studia klawiatury MIDI Studiologic SL88 –  jest to zrobione tak, że do instrumentu wpięta jest przelotka z DIN na XLR, potem jest 100 metrów zwykłego przewodu mikrofonowego, w reżyserce jest druga taka przelotka, sygnał wchodzi do interfejsu MOTU, odpalana jest wtyczka WAVES Grand Rhapsody i tu dopiero komunikat midi zmienia się w całkiem przyjemny dźwięk fortepianu. Działa to niezawodnie od wielu koncertów, daje mi fajne brzmienie, bez przesłuchów, a komputer po prostu jest wpięty do sieci Dante, więc zarówno ja, jak i kolega monitorowiec po prostu podbieramy ten sygnał po sieci. Okazało się, że protokół MIDI jest wyjątkowo odporny na zakłócenia, te 100 metrów miedzi nie robi na nim wrażenia i mimo że standard ten opracowano w 1983 roku, to nadal jest bardzo użytecznym narzędziem.

„Pracując na Heritage-D, skupiam się na dźwięku i na miksowaniu, a nie na walce z narzędziem”.

Interesujące może być to, jak w kontekście ogromnej liczby sygnałów płynących ze sceny rozwiązano kwestię transmisji audio. I tu mój rozmówca ma prostą receptę. – Mikrofony ze sceny idą do 2 splitterów 48-kanałowych, splittery analogowo rozszywają sygnały na stageboksy, w przypadku MIDAS-a to są dwie sztuki DL 251, w przypadku Soundcrafta na monitorze pracuje Vi3000, część jest wpięte bezpośrednio w plecy deski, reszta jest wpięta w stagebox Soundcraft, 64-kanałowy. To, co nie idzie ze sceny, czyli klik, loopy, fortepian i ślady do wirtualnej próby, krążą w sieci Dante, spięte są w niej obie deski i wszystkie komputery. Współczesne kino, tu mamy na myśli także samo miejsce, w którym obywają się projekcje, kojarzy się z wyrafinowanym dźwiękiem wielokanałowym, zapytałem więc w jakim formacie realizowany jest on na tym koncercie i jak liczny jest trzon zespołu: – Gramy w systemie stereo, w tego typu obiektach byłoby trudno zrobić to inaczej, choć oczywiście mam świadomość postępu technologicznego i wiem, że są już ciekawe rozwiązania pozwalające dużo lepiej oddać przestrzeń w miksie na całym obszarze dla widowni. Za cały system PA oraz za oświetlenie odpowiada firma Sound & Lights Service z Suchego Lasu, w której również pracuję. Jeździ prawie cały czas ta sama ekipa. Seweryn Szalich – inżynier systemu, który każdą halę, do której jedziemy, modeluje w Sound Vision, projektuje, wykonuje predykcję, dobiera sprzęt, przyjeżdża, wiesza i stroi. Mateusz Strauchman odpowiada za miksy monitorowe. Całym omikrofonowaniem, odsłuchami i wszelką techniką sceniczną zajmują się Michał Martyniuk, Michał Libiszewski, Dima Zelenko, Artur Kapelski, Miłosz Marchlik. Mają już przećwiczone, jaki mikrofon, gdzie i jak ustawić, jak ustawić monitory, co i gdzie podłączyć, więc dzięki zgranej i doświadczonej ekipie mam fantastyczny komfort pracy, mogę się skupić wyłącznie na desce, na realizacji. Całą robotę z przygotowaniem tego wszystkiego dookoła robią moi koledzy.

Stanowisko FOH

Oczywiście nie mogło też zabraknąć pytania o sprzęt, wykorzystywany do nagłośnienia. Jak się okazuje, bazuje on głównie na produktach L-Acoustics: – Do nagłośnienia używamy właściwie wyłącznie systemów L-Acoustics, zazwyczaj jest to KARA, przy większych obiektach zabieramy ze sobą również KUDO, dzisiaj na dogłośnieniach bocznych pracują małe zestawy KIVA. Basy – SB28, na monitorach 12XT oraz 8XT, generalnie jeździ taki trochę przegląd produktów L-Acoustics, za każdym razem indywidualnie dobierany do obiektu.

A gdy chodzi o oświetlenie, od razu rzucają się w oczy sprawdzone klasyki: – Światło również wozimy ze sobą, cały czas ten sam zestaw i ten sam realizator, Piotr Pacanowski wraz z technikiem Jackiem Kuźmińskim. To są Martin Quantum Wash’e, Martin Quantum Profile, kilka głów Robe Pointe, trochę blinderów naszej własnej marki S-Lighting. Światło pełni w tym koncercie rolę bardziej ambientową i dekoracyjną – inaczej niż w przypadku koncertów bez wizualizacji – nie buduje całego obrazka. Podstawą jest to, co się dzieje na ekranie. Światło ma zapewnić widoczność orkiestry, ma kolorem i dynamiką dopasować się do tego, co się dzieje na ekranie.

Visual Concert to spektakl łączący tradycję, klasyczne instrumenty i absolutnie najnowszą technologię.

W końcu mogliśmy przejść do głównego bohatera naszego spotkania, czyli wciąż będącej nowością cyfrowej konsolety Midas Heritage-D HD96-24. To produkt z najwyższej półki, spełniający oczekiwania najbardziej wymagających użytkowników i zgodnie z oczekiwaniami rynku przynoszący nową jakoś w pracy realizatora dźwięku. Grzegorz Wełna dopiero od niedawna pracuje z tym sprzętem, ale już radzi sobie z nim doskonale. – Deska jest w moich rękach od raptem kilku tygodni. Umówiłem się z dystrybutorem, by udostępnił mi tę deskę na kilka koncertów jesiennej trasy. Spotkałem się z Michałem Niezbeckim w SoundTrade, przywiozłem ślady – spędziliśmy bardzo sympatyczne dwa dni, kiedy Michał najpierw nauczył mnie podstaw tego stołu, pomógł go skonfigurować, wytłumaczył czego szukać, a potem po prostu asystował mi w przygotowaniu tego całego show. Mikser jest z nami na czwartym czy piątym koncercie i na razie bardzo dobrze spełnia swoją funkcję. Dlaczego chciałem spróbować? Śledziłem jeszcze przedpremierowo, jaki to będzie produkt, interesowałem się tym mocno, bo bardzo dobrze się zapowiadał. Po drugie, lubię produkty firmy MIDAS, sam posiadam od kliku lat Pro2C, na której realizuję inne projekty. Filozofia pracy na deskach firmy MIDAS odpowiada mi jak najbardziej, więc z zainteresowaniem podszedłem do nowości, tym bardziej wiedząc, jakie to ma możliwości w kwestii processingu, liczby kanałów, konfiguracji warsztatu pracy – to jest dosyć ważne. Wcześniej koncerty te realizowałem na różnych innych mikserach – i amerykańskich, i japońskich – tam zawsze pojawiało się ograniczenie co do budowania warsztatu pracy. A to za mało suwaków, a to za dużo suwaków, a to nie da się grupy VCA wrzucić na user warstwę, a to nie da się wysłać grupy na grupę. Pracując z orkiestrami zawsze staram się doprowadzić do sytuacji, w której mogę kontrolować cały miks na jednej warstwie. Nie jestem w stanie kontrolować naraz 120 przelotów, bo około tyle kanałów wykorzystuję – w czasie soundchecku, który zawsze trwa około dwóch godzin, sprawdzam mikrofon po mikrofonie, układam to w grupy i buduję sobie warsztat pracy tak, żeby na tych suwakach, które mam na wierzchu kontrolować cały miks. Dlatego tak ważna dla mnie jest możliwość grupowania kanałów i elastycznego układania tego na powierzchni roboczej. Wiedząc, że pod faderem „SK1” kryje się 7 mikrofonów i już mają ustaloną proporcję i barwę, dynamikę – mam tu po prostu wyciągnięte skrzypce 1 z kwintetu i jest OK. Tak samo postępuję z drewnem, blachą, perkusjonaliami, gdzieś tam sobie na wierzchu trzymam pianino, poszczególne głosy chóru, solistów i konferansjerów – i to pierwszy stół, na którym mogłem sobie ten warsztat pracy ułożyć tak, jak miałem na to ochotę. Nie ograniczała mnie ani niemożliwość przypisania czegoś gdzieś, ani liczba szyn miksujących, ponieważ wiele desek ma w porywach 24 czy 32 szyny miksujące – ta ma 96 AUX-ów i 24 matryce, plus szyna główna. Nie byłem więc ograniczony tym, że nie mogłem zrobić już kolejnej grupy na przykład na kotły, bo już nie mam gdzie. Tutaj mogłem sobie wykorzystać dokładnie to, co chciałem i jeszcze mi trochę zostało, bo tak naprawdę zająłem około 50 szyn, plus oczywiście główne, ale jeszcze jakbym coś wymyślił, to mam zapas.

Nowy Midas ma w sobie niespotykaną dotąd elastyczność pod względem budowania powierzchni roboczej.

Liczba wejść i wyjść jest naprawdę imponująca i przy tak złożonych projektach, jak omawiany koncert stanowi bardzo poważny argument. Podobnie jak niezaprzeczalny komfort pracy. Coś, co doceni każdy, spędzający godziny nad konsoletą. – Dla mnie, poza oczywiście funkcjonalnością, równie ważna jest estetyka, przejrzystość powierzchni, w którą wpatruję się godzinami, bo lubię po prostu pracować na rzeczach ładnych. Nowy Midas ma w sobie niespotykaną dotąd elastyczność pod względem budowania powierzchni roboczej, mogę sobie poukładać na tym ogromnym ekranie dowolny układ okien, więc widzę to, co mnie akurat interesuje, czego potrzebuję. Najczęściej jestem w widoku channel view, który daje mi pełną informację, co się dzieje w danym kanale, przy okazji wyświetlając na górze mierniki wszystkich wejść. Przechodząc pomiędzy zakładkami routingu, automatyki, efektów itd. wszystko jest bardzo czytelne i nie ma klikania i szukania. Środkową sekcję przycisków oraz encodery nad faderami także można dowolnie i łatwo oprogramować według swoich potrzeb, więc po wstępnym przygotowaniu deski pracuje się na niej bardzo intuicyjnie i szybko. Generalnie zauważam pewne wspólne cechy z serią PRO, pewną spójną filozofię pracy, szczególnie widać to w programowaniu automatyki i patchowaniu, ale konstruktorom udało się to tym razem zrobić dużo prościej i czytelniej, przy zachowaniu tej samej ogromnej funkcjonalności, którą lubię w tych stołach.

Najnowszy Midas zachwycił także branżę liczbą i jakością efektów, co także docenił mój rozmówca, choć wciąż jest na etapie ich poznawania. Podkreśla także wiele nowych funkcji, które bardzo ułatwiają pracę podczas konfiguracji systemu. – Jeszcze nie miałem, przyznam szczerze, czasu wszystkich ich sprawdzić, ani użyć – w użyciu jest w tej chwili pakiet fantastycznie brzmiących pogłosów, kilka korektorów dynamicznych, bardzo sympatyczny Transient Designer, który ratuje troszeczkę kotły i zestaw perkusyjny, dwa kompresory na sumie oraz korektor dynamiczny pilnujący całego miksu. Jak już wspominałem, w przypadku MIDAS można wysłać wszystko wszędzie, jeśli przychodzą nam do głowy jakieś nietypowe konfiguracje i obieg sygnału audio, po prostu można to zrobić. Można wysłać mikrofony na grupę, tę grupę wysłać na kolejną grupę, po drodze coś zainsertować i to jeszcze wpuścić sobie w grupę VCA i to wszystko działa tak, jak powinno. Mogę to sobie wszystko poukładać, więc pracuje się szybko i sprawnie.

Mateusz Strauchman na stanowisku monitorowym

Visual Concert wymaga – z racji swojej specyfiki – idealnej synchronizacji obrazu z dźwiękiem, stąd konieczność gry z klikiem, czy tez automatyzacji pewnych operacji. – Automatyka działa dosyć standardowo, tzn. do każdego utworu jest napisana osobna scena, one nie różnią się drastycznie między sobą, bo tak naprawdę przywołuję tylko poziomy kanałów, choćby po to, żeby pamiętać, że na przykład bongosy grają tylko w jednym utworze i mikrofon nie musi być otwarty w pozostałej części koncertu. Bardzo cenna jest też funkcja przywoływania grup POP w poszczególnych scenach, dzięki czemu można dla każdego utworu przywołać na jedną warstwę te kanały, które akurat w tym utworze grają. Dla przyspieszenia i ułatwienia pracy automatyka stołu sterowana jest również z QLaba, po sygnałach MIDI – zostało to napisane w godzinę i działa.

Zapytałem także, czy Grzegorz znalazł w nowym stole coś, czego wcześniej nie widział w innych modelach: – Tak, jest kilka innowacyjnych rzeczy, może nie rewolucjonizują one pracy realizatora dźwięku, ale po raz kolejny przyspieszają i ułatwiają robotę. Na przykład, jeśli któryś z tych 120 kanałów zacznie clipować, bo gain był za mocno rozkręcony albo po prostu coś strzeliło, bo gdzieś kabel od mikrofonu jest uszkodzony, nie trzeba tego szukać, zastanawiać się po całej desce, tylko za każdym razem kanał z clipem jest oznaczany i po próbie wystarczy sobie kliknąć, pojawia się lista tych kanałów, na których clip się pojawił i wiemy, że tutaj był problem – stół automatycznie podpowiada.  Jest też fajny wynalazek, którego nie widziałem w innych deskach, a przynajmniej nie w tak rozbudowanej formie, przez MIDAS nazwany Manchino. Pozwala on na bardzo szybką konfigurację wielu kanałów – kiedy musimy w iluś kanałach rozrzuconych po desce wykonać jakiś ruch, typu włączenie direct, zmiana jego poziomu lub włączenie bramki, można to bardzo szybko zrobić, zaznaczając sobie ileś kanałów i włączając, wyłączając coś, przypisując, zmieniając poziom. W czasie samego koncertu nie jest to zbyt potrzebne, ale w czasie konfiguracji stołu pod tę pracę, przy tej liczbie kanałów i konieczności przypisania ich do kilkudziesięciu grup, oszczędziło mi to przynajmniej z godzinę, którą mogłem poświęcić na dopieszczanie miksu lub po prostu kolejną kawę. Wisienką na torcie jest fakt, że deska pracuje cały czas w sieci, co, po pierwsze, pozwala na zapisywanie całego show w chmurze razem z historią wszystkich zmian, po drugie, pozwala na zdalny dostęp do miksera. Kiedy dziś rano pojawił się drobny problem ze sterowaniem kilkoma kanałami skontaktowałem się z Michałem, on w swoim biurze w Piasecznie po paru minutach miał już ściągnięte show, a serwis Midasa w Wielkiej Brytanii pobierał logi serwisowe z konsolety, żeby zdiagnozować i naprawić problem. Cały czas czekam na dzień ,w którym będę mógł kręcić koncerty zdalnie bez wychodzenia z domu i to rozwiązanie jest dobrym krokiem w tę stronę.

Trasa rozpoczęta w 2019 roku została, niestety, zastopowana przez pandemię, ale obecnie powraca i znów przyciąga liczną publiczność.

W przypadku złożonych i bardzo zaawansowanych narzędzi, a takim jest Midas Heritage-D HD96-24, niezwykle ważna jest przyjazna obsługa i łatwość użytkowania. Być może w pierwszej chwili owa „łatwość użytkowania” wydaje się eufemizmem, gdy weźmiemy pod uwagę bogactwo, mnóstwo efektów, swobodę konfiguracji, ale dla każdego realizatora rzeczą bezcenną jest czas spędzony na konfiguracji. Nikt, ani on, ani muzycy nie mają ochoty tracić go z powodu przesadnej złożoności narzędzi pracy. Na szczęście w omawianym wypadku producent zrobił wszystko, by praca stała się prawdziwą przyjemnością. – Kiedy przyjechałem do SoundTrade, zaczęliśmy robotę od pogadania sobie o stole i jego możliwościach; takiej godzinnej prezentacji, w której Michał pokazał mi co, gdzie i jak tu działa. Potem podłączyliśmy wieloślad i z asystą Michała skonfigurowałem cały mikser pod ten projekt. Po mniej więcej 2-3 godzinach obcowania z deską zacząłem na niej samodzielnie pracować, z każdym ruchem pracując coraz szybciej, coraz bardziej intuicyjnie. W tej chwili, mimo że tych koncertów było raptem kilka, mam wrażenie, że narzędzie znam dosyć dobrze i mimo że na pewno są jeszcze funkcje, do których nie zdążyłem się dokopać, mam poczucie dużego komfortu pracy. Każde narzędzie, szczególnie tak skomplikowane jak cyfrowy mikser audio, trzeba trochę poznać, na spokojnie i bez pośpiechu zaznajomić się z jego funkcjami i możliwościami, żeby poczuć się pewnie, ale mam wrażenie, że tu poszło to wyjątkowo sprawnie.

Biorąc pod uwagę wszystkie mikrofony, powroty efektów, loopy, klik dla dyrygenta i orkiestry,  konferansjerów, całą komunikację wewnętrzną, która też jest realizowana przez mikser; łącznie na desce jest zajętych około 120 kanałów.

Grzegorz Wełna na zakończenie naszej rozmowy podzielił się ze mną jeszcze jedną ciekawostką, która wiele mówi o komforcie pracy z nowym narzędziem: – Ja pracuję dosyć szybko, jak już wiem, co chcę zrobić z tą orkiestrą, to na desce – każdej – działam w dosyć szybkim tempie. Bo muszę, bo mam 100 przelotów do sprawdzenia, muzycy też mają ograniczoną cierpliwość, nie mogę ich tu trzymać pół dnia na soundchecku. Przyłapałem się na jednej rzeczy. Pracując na deskach innych firm, przeklinam jak szewc, bo mnie ciągle coś hamuje. Pracując na Heritage, stoję skupiony na dźwięku, który przylatuje do mnie ze sceny, skupiam się na miksowaniu, a nie na walce z narzędziem.

Opuszczałem salę Areny w przekonaniu, że publiczność będzie świadkiem świetnie przygotowanego i zrealizowanego wydarzenia, stojącego nie tylko na bardzo wysokim poziomie wykonawczym, ale także technicznym – dzięki fachowości ekipy i świetnemu sprzętowi, w którym najnowszy stół Midas odgrywa jedną z kluczowych ról. Z pewnością będziemy go oglądać i słuchać w akcji na niejednym koncercie, bo ma wszelkie predyspozycje, by wyznaczyć standard w tym segmencie rynku. Potwierdza to wielu użytkowników, także Grzegorz Wełna, któremu bardzo dziękuję za poświęcony czas, gościnę i ciekawą opowieść. A Visual Concert rusza dalej i będzie odwiedzać kolejne miasta, więc warto sprawdzić, gdzie będzie można jeszcze posłuchać muzyki i zobaczyć piękne obrazy z całego świata.

Tekst: Dariusz Mazurowski, Muzyka i Technologia
Zdjęcia: Piotr Pacanowski i Szymon Walkowiak