Wywiad z Tomaszem Łopuszyńskim, jednym z tak zwanych „riggerów” najdłużej działających na polskim rynku.

Grzegorz Zatorski: Jesteś jednym z tak zwanych „riggerów” najdłużej działających na polskim rynku. Jak zaczęła się Twoja przygoda z tym tematem i dlaczego wybrałeś właśnie to ? Tomasz Łopuszyński „Ropuch”: Moja przygoda zaczęła się jeszcze w czasie studiów, może nawet trochę wcześniej, przy różnych dorywczych pracach podczas koncertów jako „stage hand”. Później w związku z moim doświadczeniem wspinaczkowym i działalnością górską przy pracy na scenie zacząłem kręcić się na scenie bliżej riggerów i riggingu, pracy przy wyciągarkach … i tak się zaczęło. Mówię to o połowie lat dziewięćdziesiątych. Wcześniej działał tu człowiek z Katowickiego Klubu Wysokogórskiego, kolega Gorgoń, który już nie żyje. On był ze starszego pokolenia… później ja zacząłem tu działać.   Była to już Twoja prywatna firma? Trudno wtedy mówić o firmie… działało to tak jak do dzisiaj to działa. Dostaje telefon ze jest sztuka do zrobienia, dobieram ilość ludzi wynikającą z ridera który mam od organizatorów i ja tych ludzi organizuje. Jest to stała ekipa, ale nie jest to moja jedyna działalność dlatego ze wciąż za mało jest tych imprez żebyśmy tylko i wyłącznie z tego żyli. Po za tym jestem architektem. Prowadzimy z przyjacielem biuro architektoniczne. Moja działalność na scenie nie polega na posiadaniu i wypożyczaniu sprzętu. Ja organizuje ludzi, kieruje ich pracą a sprzęt pochodzi od firmy która przygotowuje imprezę. Moje działania zwykle koncentrują się na imprezach gdzie sprzęt przyjeżdża razem z produkcją. Nasz sprzęt to jest sprzęt osobisty, czyli uprzęże, liny bloczki… Działamy jako „local crew”.   Wasza działalność skupiona jest głównie w obrębie Górnego Śląska i „Spodka” czy obsługujecie szerszy obszar? Nie, Spodek jest minimalnym zakresem naszej działalności. Głównie robimy duże produkcje dla LiveNation i tak naprawdę to te duże produkcje to jest nasza działalność w lecie. Co roku jest około sześciu koncertów stadionowych… zdarzą się nam często pracować za granicą. Byliśmy w Moskwie na koncercie Madonny. Razem z Nią byliśmy w zeszłym roku w Czarnogórze. Robiliśmy Paul’a McCartnay’a w Pradze.   Jest się czym pochwalić! Realizacje europejskie z wielkimi nazwiskami. Od dwunastu lat robimy duże sztuki. Pierwsza nasza samodzielna realizacja to byli chyba „Stonsi” w dziewięćdziesiątym ósmym roku.   Pracowaliście sami przy tym koncercie? No, jeśli chodzi o działalność riggingową to, tak. Scafolding a potem rigging, czyli budowa sceny i podwieszenie całej produkcji.   Mówisz że był to rok dziewięćdziesiąty ósmy, a działalność rozpocząłeś w połowie lat dziewięćdziesiątych… Pierwsza duża sztuka to był „Jarre” w Spodku. Była wtedy wielka, ciężka konstrukcja – ground support – stawiana w środku w Spodku, bo sam Spodek nie przeniósł by tych obciążeń, które przywieźli, pomimo tego że wtedy Spodek dość liberalnie podchodził do wieszania. Jak wtedy wieszaliśmy trzydzieści ton, tak w tej chwili da się powiesić dwie i pół.   Z tego co wiem Spodek jest w tym momencie w remoncie. Tak, ale dochodzą mnie słuchy ze jesienią mają się tam już odbywać pierwsze koncerty wiec pewnie do tego czasu remont się skończy. Spodek jest bardzo specyficzną halą do wieszania. Konstrukcja przypomina koło rowerowe położone w poziomie. Wszystkie elementy konstrukcyjne są promieniście ułożone i zwykle nie ma możliwości kontaktu wzrokowego między przestrzenia stropu a sceną, więc powiedzenie: „Idź dwa metry w lewo bądź w prawo gdy ktoś stoi na konstrukcji” nie bardzo jest wykonalne. Do tego wszystkiego oś symetrii sceny nie pokrywa się z osią symetrii dachu. Gdy rigger produkcji mówi: „No, a teraz to samo wieszamy po drugiej stronie” to się zwyczajnie nie da, bo wszystko jest przesunięte o 20cm… może 4 stopnie. Zdarza się często tak że wcześniej dostaje do zatwierdzenia rysunki i zawsze jest tak samo… ktoś bierze rzut konstrukcji, nanosi punkty które wychodzą mu idealnie. Później dorysowuje różne zawiesia typu V-ki, itd. a wszystko to weryfikuje rzeczywistość. Dodatkowo, przed remontem, było tak ze w tej konstrukcji było na stałe zamontowane dużo czterdziestoletniego sprzętu… jakiś wyciągarek do kotar, różnych sprzętów nie używanych, zakurzonych, które po prostu tam wiszą bezużytecznie w tej przestrzeni. A przestrzeń jest dość duża – w porywach do pięciu metrów wysokości.     Z tego co mówisz wynika ze Spodek nie jest konstrukcją prostą do riggingowania, a z pewnością nie standardową. Potrzeba odrobinę praktyki żeby poradzić sobie bez problemów. Oczywiście. Gdy przyjeżdża jakakolwiek produkcja to główny rigger wcześniej rozrysowuje wszystkie punkty do podwieszenia. Zazwyczaj, w większości wypadków wiadomo z czego i jak to powiesić. W tej chwili najgorsze są ograniczenia w nośności poszczególnych elementów konstrukcyjnych. Z tego względu często powstawały przekładki i tworzyło się straszne pajęczarstwo. Bywało tak że chociaż punkt wychodził na jakiejś belce to trzeba było robić „gacie” (czyli V-kę) pomiędzy dwoma innymi bo na tym już coś wisiało. Inżynierowie dostają przed sztuką plan konstrukcji i przygotowują projekt. Raz jeden rozrysował tak szerokie zawiesie typu V pomiędzy dwoma bardzo odległymi konstrukcyjnie belkami ze motor wyszedłby jakieś cztery metry nad ziemią, bo przecież trzeba zachować kąty. Dochodzi tu często do różnych absurdów. Jest to trudna hala, a w związku z tymi nowymi obostrzeniami jeszcze trudniejsza. Kiedyś było wiadomo gdzie i ile można powiesić teraz się pozmieniało… zobaczymy jak będzie wyglądał Spodek po remoncie. Było to miejsce wykorzystywane do wielu dużych imprez głównie dlatego ze można było w nim wieszać. Różnica przecież jest taka, jeśli organizator ma zapłacić za groud support, a za rigging, to wiadomo co wybierze.   Na Śląsku, w Katowicach Spodek jest jednym z bardziej znanych, widowiskowych i spektakularnych miejsc i większość dużych imprez organizowane jest właśnie tutaj poprzez specyfikę obiektu i możliwość podwieszenia obciążenia. Z tego co słyszę są projektowane jakieś nowe obiekty i na etapie projektowym w ogóle nie jest brane pod uwagę to że będzie można cokolwiek powiesić. Czterdzieści parę lat temu projektant projektując Spodek założył obciążenie dające możliwość podwieszenia rampy oświetleniowej i dźwięku. W tej chwili nikt o tym nie myśli. Powstają kolejne hale w których co najwyżej można zorganizować targi ślubne.   Ten temat często jest poruszany w rozmowach, nie tylko dotyczących wielkich sal. Częściej liczy się design obiektu niż funkcjonalność. Później można znaleźć rastry na scenie domu kultury zamiast reflektorów. Widać ewidentny brak konsultacji z właściwymi specjalistami. Tak, a jeśli jest to inwestycja miejska lub inna na zasadzie przetargu, to wygrywa najtańsza oferta… i wiadomo jaka ona jest. Teraz jest kwestia budowy stadionów na Euro 2012. Stadion Śląski na którym robiliśmy bardzo dużo imprez, przez wielu ludzi z którymi współpracowaliśmy był uważany za najlepszy tego typu obiekt w Europie, jeśli chodzi o koncerty. Nie mówimy tu o meczach piłki nożnej, bo być może nie jest to idealny stadion piłkarski. Jeśli jednak na Euro powstaną stadiony stricte piłkarskie to nic innego nie będzie można tam zrobić. Jeśli nie będzie dokoła utwardzonej bieżni to nie wiedzie ciężki sprzęt… wiadomo, że jesteśmy potęgą piłkarską  Samą murawę można jednak osłonić żeby ciężki sprzęt tam wjechał ale trzeba używać specjalnych płyt aluminiowych do budowy tymczasowych lotnisk na bagnach.   Tylko po co? Skoro jesteśmy na początku drogi i można przewidzieć tego typu potrzeby, warto postarać się aby te obiekty były multifunkcjonalne. Skończą się mistrzostwa i stadiony będą stały puste… Niewiele meczy międzynarodowych odbywa się w Polsce w ciągu roku a sama murawa wymaga codziennego utrzymania, a to nie wszystko. Ważne jest wiec to żeby dokoła murawy była bieżnia utwardzona, bo jeśli będzie możliwość żeby tam wjechać, to nie ma problemu. Przy dużych produkcjach pracują czasem dwa, a nawet cztery dźwigi na raz. Spodek jest idealnie zaprojektowany… gdyby odchudzić ten dach, poprzez wyrzucenie ton żelastwa które tam tkwi, co mam nadzieje zrobią teraz oraz zbadać całą konstrukcje i ocenić jej nośność, i możliwości to w tym momencie można przez następne kilkadziesiąt lat używać tej hali. Przecież przez 40 lat konstrukcja się nie zużyła a obawy zwykle są na wyrost. Nawet jeśli sprzęt ważny trzydzieści ton, to ile waży śnieg, który leży na dachu… nawet jeśli jest go pół metra, oczywiście jest to obciążenie równomierne. Sprzęt wisi zwykle w rejonie sceny, najczęściej, bo zdarzało się też że, na przykład na Mayday’a wieszaliśmy sprzęt wszędzie dokoła. Imprezy typu rewia na lodzie czy Piotruś Pan też wymagało podwieszenia się wszędzie.   Wspominając różne imprezy przy których brałeś udział wymieniasz „wielkie” nazwiska i nazwy. Pracowałem głównie na naprawdę dużych imprezach, i uczyłem się od największych riggerów, którzy przyjeżdżali z produkcjami. Sam rigging wywodzi się z Wielkiej Brytani, która była kolebką żeglarstwa i teatru. Emerytowani riggerzy żaglowców pracowali w teatrach przy podwieszaniu dekoracji, scenografii, oświetlenia itd. Dlatego w tatrze nie można gwizdać. Teraz zamiast sztankiet i wyciągarek ręcznych używa się motorów elektrycznych i wciąż zmienia się ich ilość. Pamiętam, kiedyś dwadzieścia, trzydzieści wyciągarek to było dużo, później poło setki i też się wydawało dużo… a na Madonnie w Moskwie było sto osiemdziesiąt. Na koncercie Madonny w Moskwie były wielkie konstrukcje – most łączący scenę z delayami. Scena była ustawiona na osi głównej boiska piłkarskiego. Stała na bramce i sięgała linii środkowej, a stadion też nie mały bo Łużniki. Na zdjęciach pokazujących scenę gdy wszystkie motory są jeszcze na dole, widać las łańcuchów, ale rigging na scenie która jest przygotowana tylko na trasę to jest sama przyjemność. Wszystkie punkty są przygotowane i wyznaczone. My oczywiście wcześniej budujemy ta scenę więc daje to obycie z obiektem i konstrukcją. Zwykle na trasie dużo jest konstrukcji wygodnych do chodzenia i przemieszczania się w górze. Ogólnie jest fajniej niż w standardowych obiektach, wybudowanych kiedyś i dostosowanych na potrzeby koncertów.   Pamiętam jeden z bardziej spektakularnych koncertów podczas którego staliśmy po kostki w wodzie a nad nami szalała burza. Scena na której grało Genesis przygotowana była specjalnie na trasę. Ona miała takie pochyłe wieże po których wjeżdżały wózki z oświetleniem, a nad kapelą małe zadaszenie typu przystanek, świetna sztuka i Collins śpiewający w deszczu. Jeden z fajniejszych koncertów. Też pracowałem przy tym koncercie. My zwykle, jeśli chodzi o zwijkę, bijemy rekordy trasy. Nasza ekipa jest podzielona, ja zajmuje się częścią wysokościową, a kolega który to wszystko rozpoczął – Benek, organizuje cały sztab ludzi na ziemi. Współpracujemy i wspieramy się nawzajem. Czasem riggerzy traktują siebie jako ludzi z tej najwyższej półki, trzymają nosy do góry i nie pomogą ludziom na dole bo nie są od tego. U nas tak nie jest! Jeśli nie mamy co robić a górze a chłopaki z dołu poproszą nas o pomoc to działamy z nimi. Jest to pewien rodzaj odskoczni od rzeczywistości, aczkolwiek wszyscy, którzy ze mną pracują normalne pracują na wysokościach. Nie jest to tak ze co jakiś czas wyciągam ich zza biurek i raz w roku biegają po konstrukcjach. Zwykle malują, montują anteny,… większość pracuje stale na wysokościach.   Nie jest to wiec ukonstytuowana firma zatrudniająca konkretną ilość ludzi ? Nie, zwykle się schodzimy, dopieramy w odpowiednią ilość, spisujemy umowy i działamy.   Czyli wasze działania na scenie są tylko pewnego rodzaju urozmaiceniem standardowej pracy. Tak, ale są to zupełnie inne działanie wysokościowe które ma swoje procedury i mechanizmy. Nie jest tak ze każdy pracownik wysokościowy, który przyjdzie i powie ze ma uprawnienia wysokościowe i maluje kominy będzie mógł pracować na scenie. Oczywiście z czasem się nauczy ale wymaga to czasu i praktyki. Riggerzy największych produkcji przywiązują ogromną wagę do tego jak wszystko jest robione. Często zostaje na dole żeby mieć kontakt z riggerem produkcji i on patrzy mi na ręce jak wiąże pierwszy węzeł, później odchodzi bez pytań.   Ty pracujesz jako rigger dość długo i doskonale wiesz czym grozi niewłaściwe wykonanie tej pracy. Jak wiele niebezpieczeństw i odpowiedzialności niesie ze sobą riggerstwo. Niestety w mniejszych firmach eventowych, teatrach czy centrach kultury nie ma jeszcze żądania wykonywania tej pracy należycie według standardów. Wiesz myślmy się dobrali i robimy to według sztuki. W Spodku jest oczywiście sporo pracowników technicznych, którzy na drobne imprezy i polskie drobne produkcje wieszają…. po swojemu  „Po co komu dwie szekle skoro na jednej się trzyma” Dobrze wiesz ze są pewne procedury i techniki, które zostały wykształcone i są one takie ze gdy wchodzę na konstrukcje i dostaje zawiesie z dołu na linie która zrzucam, od swojego człowieka, który mi to zawiąże to wciągnę to zawiesie do góry, jedną ręką przytrzymam, drugą szeklę odkręcę, zakręcę i wisi. A zawiesie z jedną szeklą to jest przekleństwo! Gdy takie zawiesie dostaniesz na górze to wszystko musisz rozkręcić na górze i jest to niebezpieczne. Wciąż niestety spotyka się ludzi w małych firemkach, którzy twierdzą ze szekle są zbędne.   Jest to ewidentny brak wyobraźni. Przecież niewłaściwe podwieszenie generuje niebezpieczeństwo nie tylko tego ze coś nam spadnie i się zniszczy ale może być groźne dla ludzi. Przez kilkanaście lat powiesiłem na świecie kilka ładnych ton nad głowami ludzi i nikomu nic na głowę nie spadło. Trzeba po prostu pilnować procedur. Zdarzają się oczywiście wpadki. Najgorsza jaka była: dostaję telefon przed koncertem Georga Michaela w Warszawie z informacją, ze truss się zerwał i spadł na scenę. Nie jest to wesoła wiadomość dla riggera, ale okazało się że urwał się łańcuch wyciągarki. Na całe szczęście było to jeszcze przed głównym koncertem jak grał support. Zwykle na scenie jest masa ludzi i ogólny ruch. W tym momencie nie było nikogo. Była to krata może ośmiometrowa i spadła z jednej strony. Pękło ogniwo w łańcuchu. Do tego momentu uważałem ze dodatkowe asekurowanie kraty to jest tylko zbędna robota. Po jednym takim wypadku wiem ze nie konicznie. Jeśli wiec krata nie rusza się podczas sztuki staram się teraz ją asekurować.   Można ślepo wierzyć w zapewnienia producenta ze urządzenie nigdy się nie psuje. Zwykle jednak wszystko weryfikuje życie. Pod nami pracują nasi koledzy, przyjaciele. Jeśli z trzydziestu metrów spadnie szekla to nawet żaden kask nie pomoże. Gdy mnie ktoś pyta czy się nie boje wysokości i przestrzeni, mowie nie, ja się stresuje gdy odkręcam szekle, bo mam w ręce pocisk którym mogę zabić człowieka. Każda luźna rzecz na wysokości, każdy ruch jest potencjalnie niebezpieczny i musi być przemyślany, a na scenie może być ponad sto pięćdziesiąt osób.   Wydaje mi się ze wciąż jest zbyt mały nacisk kładziony na promowanie bezpiecznego zachowania na scenie i wciąż pojawia się idea zrzeszania tych firm i osób które chcą i wykonują swoją prace zgodnie ze sztuką. Ja myślałem o tym wiele razy, żeby to jakoś usystematyzować. Gdy przyglądałem się rynkowi amerykańskiemu to rigger jest tam normalna profesją. U nas nie ma takiego zawodu więc nawet nie ma jak pomyśleć o czymś takim jak związki zawodowe. Jestem chętny do zrobienia czegoś w tym kierunku bo prawda jest też taka ze do końca życia nie będę biegał po konstrukcjach. Być może trochę samolubnie powiem, ale odrobinę doświadczenia mam wiec szkoda byłoby je stracić. Miejmy nadzieje ze za kilka lat w Polsce pojawi się kilka kilkanaście grup riggerów i być może przydałaby się im ta wiedza. Chyba musiałoby to działaś na zasadzę cechu dającego swoiste certyfikatu. Nie traktuje tego zajęcia jako przygodnej okazji żeby sobie dorobić, ale całkowicie poważnie. Zdaje sobie sprawę ze w Polsce jest sto tysięcy architektów i może dziesięciu profesjonalnych riggerów.   Rynek rozrywkowy w Polsce jest jeszcze wciąż w fazie szybkiego wzrostu i dopiero teraz rozpocznie się czas gdy ludzi takich jak ty naprawdę będzie potrzeba. Muszą oni posiąść wiedze najlepszą drogą jest kontakt z doświadczonymi riggerami. Dziękuje za rozmowe.   Grzegorz Zatorski