Za oknem lato w pełni, temperatury zaczynają sięgać poziomu uznawanego za akceptowalny, co sprawia, że koncerty powoli zaczynają wychodzić z klubów na plenery. Innymi słowy, sezon zaczyna kwitnąć, a wszystko co potrafi zagrać po podłączeniu do sieci, wyjeżdża z magazynów. Do boju ruszają nie tylko „starzy wyjadacze”, lecz także nowo powstałe firmy, starające się zbudować własną renomę. Jak wiadomo, każdy uczy się głównie na własnych błędach, choć znacznie mniej brzemienne w skutki byłoby wyciąganie wniosków z cudzych niedociągnięć.

Za oknem lato w pełni, temperatury zaczynają sięgać poziomu uznawanego za akceptowalny, co sprawia, że koncerty powoli zaczynają wychodzić z klubów na plenery. Innymi słowy, sezon zaczyna kwitnąć, a wszystko co potrafi zagrać po podłączeniu do sieci, wyjeżdża z magazynów. Do boju ruszają nie tylko „starzy wyjadacze”, lecz także nowo powstałe firmy, starające się zbudować własną renomę. Jak wiadomo, każdy uczy się głównie na własnych błędach, choć znacznie mniej brzemienne w skutki byłoby wyciąganie wniosków z cudzych niedociągnięć.   Schludnie i czysto, czyli unikajmy bałaganu Wrażenie, jakie pozostawi po sobie firma nagłośnieniowa, zależy nie tylko od udanego eventu. Organizatorzy, a w szczególności właściciele klubów, w których odbywają się koncerty, już od samego wejścia ekipy, bacznie przyglądają się jej pracy. Na co zatem zwrócić uwagę, aby nie popaść w niełaskę włodarzy obiektów? Z pewnością niemile widziane jest zagracanie wniesionym sprzętem środkowej części sali, wszelkiego rodzaju przejść i innych miejsc, które powinny pozostać drożne. Jeśli to możliwe, case'y, monitory oraz elementy systemu liniowego, o ile wnoszone są osobno, ustawiajmy pod ścianą, w rządku – oprócz walorów estetycznych, da to nam więcej miejsca na działanie. Co do ewentualnego przesuwania zestawów głośnikowych, a w szczególności subbasów wyposażonych w gumowe nóżki, pamiętajmy, że chwila wysiłku potrzebna na podniesienie takiego urządzenia kosztuje znacznie mniej, niż czyszczenie parkietu następnego dnia. Kolejna sprawa dotyczy kabli na scenie i poza nią – po przeprowadzonej próbie warto ułożyć je w wiązki i przykleić, mając jednak na uwadze, aby nie przebiegały dokładnie przez miejsce, w którym akurat stoi muzyk. Ten z pewnością nie będzie zachwycony, jeśli podczas grania stąpać będzie po kablach, nawet przytwierdzonych do sceny. Samo przyklejanie „gafą” również wymaga ostrożności, zwłaszcza, jeśli odbywa się w obiektach zabytkowych. Tu warto zwrócić uwagę na malowane powierzchnie drewniane – jeśli farba odejdzie razem z taśmą, organizator z pewnością prędzej czy później dojdzie do tego, kto przyklejał tu kable. Planując rozmieszczenie zestawów głośnikowych, warto sprawdzić, czy istnieje możliwość ich bezpiecznego podwieszenia. Dotyczy to nie tylko systemów liniowych – większość tradycyjnych „paczek” również posiada punkty do podwieszania. W ten sposób można uzyskać bardziej równomierne pokrycie sali dźwiękiem i skuteczniej ją nagłośnić, przy użyciu mniejszej ilości aparatury. Nie chcę w tym miejscu wdawać się w techniczne aspekty podwieszania, takie jak nośność sufitu czy atesty wyciągarek, gdyż jest to temat na osobny obszerny artykuł. Jeśli jednak z jakichś względów podwieszenie okaże się niemożliwe, skutecznym półśrodkiem okazują się statywy głośnikowe, najlepiej odpowiednio wysokie i mocne (o udźwigu rzędu 60 kg), wyposażone w korbkę. Nie dość, że zestaw głośnikowy będzie wówczas grał ponad głowami publiczności, mając przez to większy zasięg, to artysta na scenie pozostanie widoczny z różnych miejsc sali (nie będzie zasłaniany przez nagłośnienie). Pozwoli to uniknąć sytuacji, w której nasze pieczołowicie wypracowane na próbie ustawienia legną w gruzach w momencie, gdy właściciel klubu każe nam cofnąć aparaturę, bo ta zasłania scenę publiczności stojącej po bokach. Zwłaszcza przy stosowaniu monitorów dousznych; wówczas pogorszy się komfort pracy artystów.   Kółka, szuflady i szufladki Choć koło zostało wynalezione wiele tysiącleci temu, małe firmy nagłośnieniowe wciąż wydają się korzystać z tegoż dobrodziejstwa w niewystarczającym stopniu. Warto więc jeszcze raz dokładnie przyjrzeć się, w jaki sposób nasz sprzęt pokonuje drogę pomiędzy samochodem a sceną, choćby w trosce o nasz kręgosłup, który mamy przecież tylko jeden. Przed zakupem kółek należy wziąć pod uwagę fakt, że zajmują one cenną przestrzeń w samochodzie, zatem nie przesadzajmy z ich średnicą – 75 mm wydaje się tutaj być rozsądnym optimum. Zaopatrzmy się więc w przynajmniej jedną platformę oraz dwukołowy wózek. Usprawni to nam transport zestawów głośnikowych. W dalszej kolejności, zwróćmy uwagę na najcięższe case'y, czyli te z końcówkami mocy – przynajmniej jeden powinien posiadać kółka, pozostałe zaś możemy położyć na czas transportu właśnie na niego. Montując kółka do case'a zadbajmy o to, aby każde z nich było skrętne, a przynajmniej dwa (rozmieszczone po przekątnych) posiadały hamulce. Jeśli zdarza nam się nagłaśniać koncerty w hotelach, doskonale wiemy, że realizatorka wysunięta przed scenę jest tam obiektem co najmniej niemile widzianym. Przy tego typu imprezach często zachodzi konieczność przesunięcia miksera metr w lewo, w prawo lub do tyłu, gdyż akurat obok przewidziano miejsce dla stolika z kawą. Wprawdzie nikt nie lubi być przeganianym z miejsca na miejsce, ale wykonanie nawet małego ruchu stwarza mniejszy dyskomfort, gdy mikser ma pod sobą case na kółkach. Nie oznacza to, że musimy doczepiać kółka do niedużego racka z peryferiami, gdyż wówczas dostęp do niego będzie niewygodny. Można jednak pokusić się o zakupienie niewysokiego racka (oczywiście mobilnego), w którym od przodu zamontujemy szufladę plus ewentualnie jakieś urządzenie (np. de-esser), zaś w jego tylnej części przymocujemy rozgałęziacz sieciowy, aby nie „walał się” gdzieś pod nogami. Ktoś zapyta – po co szuflada? Spójrzmy na naszą realizatorkę podczas pracy – zawsze gdzieś w pobliżu staramy się mieć różne kabelki (np. do podłączenia laptopa), przejściówki, płyty CD, ridery, długopis, taśmę opisową do konsolety, latarkę, czy też akurat nieużywane mikrofony bezprzewodowe. Asortyment ten, zamiast zalegać na mikserze i innych urządzeniach, może bezpiecznie spocząć w szufladzie, nie kusząc przy tym przypadkowych „przechodniów”. Kończąc wątek szufladowo-kółkowy wspomnę o tym, że warto rozważyć zamówienie mobilnego case'a z trzema lub czterema szufladkami, w którym znajdą się nasze mikrofony, DI-boxy, kable instrumentalne itp. Korzystanie z takiej skrzyni jest znacznie wygodniejsze, niż operowanie wieloma skrzynkami, tak aluminiowymi, jak i z wykonanymi z tworzywa. Ponadto, jeśli wykonawca zażyczy sobie stolik pod napoje, nasz wyposażony w kółka i szufladki case będzie jak znalazł. I jeszcze mała łyżka dziegciu do tej beczki miodu – niestety, nikt jeszcze nie wynalazł kółek chodzących po schodach, zatem w niektórych przypadkach, nie ustrzeżemy się przed użyciem siły i nadwyrężaniem kręgosłupa.   Laptop na podorędziu Wspomniałem wcześniej o laptopie – urządzenia tego typu stają się coraz poręczniejsze i tańsze, przez co wiele osób dochodzi do wniosku, iż warto w coś takiego swoją realizatorkę wyposażyć. I nie chodzi tu wyłącznie o komfort odbierania poczty elektronicznej, czy też korzystanie z własnej kolekcji mp3 do odtwarzania muzyki w przerwach (czy zdarzyło się Wam, aby organizator imprezy rzetelnie dostarczył płyty CD przeznaczone do tego celu?). „Schody” zaczynają się zwykle wówczas, gdy zorientujemy się, że bateria w naszym laptopie jest bliska rozładowaniu. Naturalnym odruchem jest wówczas sięgnięcie po zasilacz. Podłączamy i stwierdzamy ze zdziwieniem, że w sygnale pojawiają się paskudne przydźwięki i zakłócenia, powstające m.in. wskutek pracy dysku twardego. Aby się ich pozbyć, warto zaopatrzyć się w separator transformatorowy, taki jak np. FGA-102 firmy IMG Stage Line – problem zniknie, jak ręką odjął. Szkoda by było jednak pozostać przy wykorzystaniu laptopa wyłącznie w roli odtwarzacza plików mp3. Warto zorientować się, czy posiadane przez nas urządzenia, takie jak procesor głośnikowy czy konsola cyfrowa, nie posiadają możliwości sterowania z poziomu komputera. Nawet mały, 8-calowy ekran w miniaturowym laptopie (np. Eee PC), pomieści więcej informacji, niż nieduży LCD w procesorze. Kolejnym polem do zastosowania komputera, jest analiza widmowa. Wprawdzie „starzy wyjadacze” są różnie nastawieni do tego typu pomocy dydaktycznych, jednak mniej doświadczonemu realizatorowi łatwiej będzie znaleźć dudniącą lub powodującą sprzężenia częstotliwość, jeśli zostanie ona pokazana na ekranie. Idealnie byłoby, gdyby nasz laptop współpracował z mikrofonem pomiarowym, jednak w przypadku braku takowego, jego wejście liniowe możemy połączyć z wyjściem Monitor w mikserze, aby analizowany był sygnał, który aktualnie podsłuchujemy (funkcja PFL). Pozwoli to nam precyzyjniej dostroić filtry w bramce szumów, czy też wyciąć rezonującą częstotliwość w kanale werbla. Zapewne z biegiem czasu zaczniemy to robić na słuch, jednak szczególnie na początku realizatorskiej kariery, umiejętne (z odpowiednią dawką ograniczonego zaufania) skorzystanie z analizatora, pozwoli uniknąć błądzenia po omacku. Pozostaje jeszcze kwestia software'u – najwięcej możliwości daje wprawdzie oprogramowanie komercyjne, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, aby wpisać w google wyrażenie „free RTA” i skorzystać z prostych darmowych rozwiązań. Jedno z nich udostępnia firma Allen & Heath – po zarejestrowaniu się na ich stronie, można nieodpłatnie pobrać stosowne narzędzie.   Osobna linia dla subbasu Chyba nie trzeba nikogo przekonywać, iż najlepsze efekty w nagłośnieniu można uzyskać poprzez odciążenie zestawów szerokopasmowych od przetwarzania najniższych tonów i zaprzęgnięcie do tego dedykowanych subbasów. Zwykle realizuje się to poprzez zastosowanie aktywnego crossovera bądź procesora, ulokowanego w racku z końcówkami, do którego dostarczamy sygnał stereofoniczny z konsolety. Do subbasów kierowane są sygnały z wszystkich kanałów, o ile zawierają składowe leżące poniżej częstotliwości podziału pasma. Ma to swoje negatywne skutki, takie jak eksponowanie głosek wybuchowych w mikrofonach wokalnych, nawet wówczas, gdy zastosujemy w nich filtry górnoprzepustowe. Jednym z chętnie stosowanych rozwiązań jest zastosowanie osobnej linii dla subbasów – można w tym celu wykorzystać wysyłkę Aux (po tłumiku), podgrupę bądź tor monofoniczny, o ile jest on załączany niezależnie dla każdego kanału. Niestety, takie rozwiązanie wymaga zastosowania procesora o co najmniej trzech wejściach, bądź użycie osobnego urządzenia do podziału pasma. Problem znika w przypadku konsolet cyfrowych, które umożliwiają zastosowanie niezależnej korekcji (w tym filtrów odcinających) na każdym torze wyjściowym. Tak czy inaczej, osobna kontrola nad torem subbasu umożliwia skierowanie do niego wyłącznie tych sygnałów, które tego wymagają (np. stopa, gitara basowa, CD) i uczynienie naszego miksu bardziej klarownym. Większość mikserów posiada sumaryczną regulację wysyłki lub dodatkowego toru monofonicznego, co daje nam kontrolę nad proporcjami między subbasami i systemem szerokopasmowym, bez potrzeby kłopotliwego podbiegania do racka z końcówkami.   Rozmieszczenie subbasów Skoro już poruszyliśmy temat subbasów, zastanówmy się nad ich optymalnym rozmieszczeniem. Zazwyczaj bez refleksji ustawiamy je po obu stronach sceny, bo tak jest najwygodniej. W istocie, ustawienie to sprawdza się wówczas, gdy publiczność zgromadzona jest naprzeciw sceny, choć występują miejsca, w których bas słyszalny jest lepiej lub gorzej. Jeśli jednak naszym zadaniem jest zagranie „na szerokość”, musimy wziąć pod uwagę, iż osoba stojąca pod dużym kątem (w bok) względem sceny, ma oba punkty z subbasami w skrajnie różnych odległościach, przez co względem tej osoby, bardziej oddalony subwoofer jest opóźniony o czas, jaki dźwięk potrzebuje na przebycie odległości zbliżonej do szerokości sceny. W ten sposób powstają interferencje, które sprawiają, że bas w tym miejscu może być rozmyty, zbyt dudniący lub tez za słaby. Zasada jest następująca – im szerzej gramy, tym bardziej skupić powinniśmy nasze subbasy (ideałem jest tu jeden centralny subwoofer), ustawiając je, jeśli to możliwe, w środkowym punkcie przed, lub nieco pod sceną. Skrajną sytuacją jest tutaj nagłaśnianie koncertów w arenach sportowych, w których gra się w stronę trybun rozmieszczonych dookoła. Warto w tym kontekście zapoznać się z rozwiązaniem zastosowanym przez firmę Meyer Sound – mamy tu na myśli genialnie prosty i skuteczny układ TM Array, którego autorem jest Thomas Mundorf. System ten opiera się na potężnym centralnym klastrze subbasów, względem którego odpowiednio umieszczono i dopasowano pod względem opóźnienia grona line-array. Dzięki scentralizowaniu i ukierunkowaniu wiązki basowej, nawet w dużych halach, niskie tony pozostają punktowe i wyraźne. Dokładniejsze informacje firma Meyer Sound zamieściła na serwisie internetowym YouTube.   Prezent od Meyer Sound Niezwykle przydatnym w praktyce narzędziem jest aplikacja MAPP Online, którą firma Meyer Sound udostępnia nieodpłatnie na swojej witrynie internetowej (wystarczy wypełnić formularz rejestracyjny). Jest to program pozwalający dokonać symulacji zachowania ustalonej przez nas konfiguracji zestawów głośnikowych dla danego zakresu częstotliwości. Choć w programie skorzystać możemy wyłącznie z modeli pochodzących z szerokiego asortymentu produktów amerykańskiej firmy, bez problemu znajdziemy tam zestawy o typowej budowie (np. bass-reflex), co może dać nam przybliżone pojęcie, jak zachowają się nasze subbasy w danym ustawieniu. Zasada działania programu jest następująca – nasza konfiguracja zostaje przesłana do serwerów w firmie Meyer Sound, które to wyliczają odpowiedź częstotliwościową układu, po czym przesyłają ją do naszego laptopa. Tak więc, mając do dyspozycji notebook z dostępem do internetu, dzięki MAPP Online możemy szybko sprawdzić, jak zachowają się nasze subbasy w danym ustawieniu. Warto „przećwiczyć” chociażby układ subbasowej kardioidy, która pozwala w praktyce zmniejszyć ilość hałasu na scenie, lub też zredukować odbicia basu od tylnej ściany pomieszczenia. Wprawdzie niektórzy producenci oferują już gotowe rozwiązania tego typu (np. kierunkowy subwoofer MD3-Sub), jednak możemy wykonać odpowiedni układ na bazie ogólnodostępnego sprzętu. Nie wgłębiając się tym razem w dokładne wyliczenia, ograniczę się do prostej recepty i łatwych do zapamiętania wartości. Aby osiągnąć kardioidę wyliczoną dla 63 Hz (i okolic), należy ustawić dwa tradycyjne subbasy jeden za drugim. Oba muszą „patrzeć” do przodu, a odległość pomiędzy głośnikami powinna wynosić 140 cm. Wykorzystując procesor, w stojącym z tyłu subbasie należy odwrócić polaryzację oraz opóźnić go o 4 ms, i… gotowe! Symulacja powyższego układu w MAPP Online, przy wykorzystaniu przykładowego studyjnego subbasu X-800, pozwala przekonać się, iż uzyskanie kardioidy z dwóch zestawów typu bass-reflex nie stanowi problemu. Jeśli zdecydujemy się na zastosowanie takiego rozwiązania podczas koncertu, zwróćmy uwagę na to, iż dyskomfort mogą poczuć perkusiści, zwłaszcza ci, którzy są przyzwyczajeni do sporej ilości dołu na scenie. W takiej sytuacji, niezbędnym może okazać się zastosowanie większego subbasu przy drumfillu.   Na góralską nutę Jak przewrotnie mawia mój kolega, górale śpiewają przeważnie dwoma kilohercami. Jest w tym oczywiście przesada, ale można zauważyć, że w śpiewie góralskim dominuje środek pasma, który po wzmocnieniu, nie zawsze jest przyjemny dla ucha. Automatycznie sięgamy po korektor, wycofując nieco tenże środek i podbijając tony niskie. Efekt staje się zadowalający, do czasu, aż artysta zacznie zapowiadać kolejny utwór – może wówczas okazać się, że nasza korekcja nie najlepiej sprawdza się przy mowie, sprawiając, że głos jest zadudniony i mało klarowny. Jak zatem zastosować dwie różne korekcje w tym samym kanale? Otóż problem jest prosty do rozwiązania, jeśli dysponujemy mikserem cyfrowym – wystarczy tu np. popularna Yamaha 01V96. Ponieważ zwykle do dyspozycji mamy większą ilość kanałów wirtualnych niż fizycznych wejść, możemy ustawić mikrofon artysty jako wspólne źródło dla dwóch niezależnych kanałów. Na jednym ustawiamy korekcję do śpiewu, na drugim zaś – korekcję do zapowiedzi. W zależności od potrzeb, zgłaszamy jeden lub drugi kanał. Jeśli mamy do czynienia z większą ilością muzyków, możemy skierować sygnały na dwie osobne grupy miksera, ustawiając na nich stosowne korekcje – pozwoli to zaoszczędzić kanały. W domenie analogowej, powyższa operacja może wymagać nieco zachodu; skopiowanie kanału na sąsiedni wykonamy przy pomocy wyjścia Direct. Alternatywnie, możemy zainsertować korektory na grupach, jeśli dysponujemy wystarczającą ilością urządzeń.   Raperzy i beat-boxowcy Kończąc niniejszy poradnik, chciałbym uczulić, szczególnie początkujących, dźwiękowców na artystów rapujących, hip-hopowych itp. Chodzi mi dokładnie o skutki specyficznego sposobu trzymania przez nich mikrofonu. Zakrywanie główki mikrofonu dłonią sprawia, iż traci on swoje właściwości kierunkowe. Może nie do końca jest tak, że mikrofon zaczyna zbierać dookólnie, ale jego charakterystyka kierunkowa przestaje tłumić niepożądane dźwięki. O ile z nagłośnieniem takiego wokalu na przodach raczej nie będziemy mieli problemu w plenerze, gdzie zwykle podwiesza się duży system liniowy, kłopoty mogą pojawić się w małych klubach oraz przy monitorach. Raper, jak każdy artysta, potrzebuje się słyszeć, a naszym zadaniem jest zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby tak było. Od czego zacząć? Przede wszystkim należy przetestować (oczywiście jeszcze przed próbą) różne sposoby chwytania mikrofonu przy otwartych monitorach i wyciąć korektorem 3-4 częstotliwości, na których pojawiają się główne sprzężenia. Nie zaszkodzi również, by uprzedzić artystę o problemie, aby zdawał sobie sprawę z sytuacji. Problem pojawia się wówczas, gdy oprócz raperów, na scenie występują również inni artyści – wówczas „pocięty” korektorem odsłuch niekoniecznie sprawdzi się przy zwykłym śpiewaniu. Również i w tym przypadku, optymalnym rozwiązaniem może okazać się zastosowanie miksera cyfrowego, który pozwoli zapamiętać i przywołać później ustawienia korektora.     Przemysław Waszkiewicz Muzyka i Technologia