Słuchawki NDH 20 są z nami od jakiegoś czasu, zdążyły zdobyć uznanie sporego grona odbiorców, zatem warto przyjrzeć się im bliżej – tym bardziej, że są to w ogóle pierwsze słuchawki w ofercie firmy, której pełna nazwa brzmi Georg Neumann GmbH. Przedsiębiorstwo istnieje od 1928 roku i jest jednym z pionierów branży muzycznej, także studyjnej. Mikrofony z charakterystycznym logo, ale także inne produkty, stały się już rynkowymi standardami. Z jednej więc strony w testowanym modelu skupiają się lata doświadczeń, ale z drugiej wypada mieć na uwadze, że Neumann od 1991 roku jest częścią grupy Sennheiser, więc przy konstruowaniu swoich pierwszych słuchawek mógł skorzystać także z osiągnięć macierzystej firmy.

Słuchawki NDH 20 można złożyć by zajmowały mniej miejsca.

Po wyjęciu z pudełka od razu rzuca się w oczy pewne podobieństwo (choć tylko wizualne) do niektórych słuchawek marki Sennheiser, a także wzornictwo kojarzące się nieco z przeszłością, gdy – zwłaszcza w zestawach hi-fi – dominowało aluminium i srebrny kolor. Nie jest to oczywiście minus, zresztą kształt i wiele rozwiązań, także mechanicznych, jest absolutnie z XXI wieku. A omawiany model jest elegancki, dobrze zaprojektowany i bardzo starannie wykonany. Użytym materiałom nie można niczego zarzucić, są po prostu na bardzo wysokim poziomie. Wystarczy wziąć NDH 20 do ręki i już wiemy, że to produkt z wysokiej półki. Gdy na nie patrzymy, wydają się też dość masywne i ciężkie, choć po założeniu na głowę nie mamy już takiego wrażenie, co jest zasługą ergonomicznej konstrukcji. Istotnie, słuchawki ważą 390 gramów, zatem w swojej klasie należą do tych cięższych. Zwykle podobne modele ważą około 300 gramów, te solidniejsze około 350 gramów. Niby nie jest to duża różnica, ale jednak i doświadczony użytkownik od razu ją zauważy. Podkreślmy jednak, że to nie jest ich wada, ale cecha – zapewne wynikająca ze świadomej decyzji producenta. Jakiej? Nieco wyprzedzając dalszy opis powiem, że charakteryzują się wyjątkowo dobrym tłumieniem nauszników, a takiej cechy oczekujemy  przecież od modelu zamkniętego. I właśnie te składniki NDH 20 w największym stopniu złożyły się na ogólną masę słuchawek. Nauszniki są duże, wydają się nawet większe niż wynikałoby to z potrzeby osłonięcia znajdujących się wewnątrz przetworników. Ich kształt i rozmiar podporządkowano jednak dwóm kwestiom – zagwarantowania optymalnego rozchodzenia się fali dźwiękowej wewnątrz (zatem docierającej do uszu) oraz możliwie jak najlepszej izolacji od otoczenia. Według danych producenta, tłumienie dźwięków otoczenia jest większe niż 34 dB (dla sygnałów poniżej 4 kHz), a to naprawdę dobry wynik. Konstrukcja NDH 20 jest wokółuszna, co wydaje się najbardziej sensownym rozwiązaniem – poduszki dość ściśle obejmują uszy i dobrze izolują, jednocześnie pozwalając na uzyskanie jak najlepszych rezultatów dźwiękowych. Wewnątrz znajduje się pianka z pamięcią kształtu, na zewnątrz zaś welur, przyjemny w dotyku i niepowodujący pocenia się skóry. Mam tu na myśli tę część, która jest widoczna i styka z naszą głową, bowiem od wewnątrz obszyte są sztuczną skórą, zaś wokół samego nausznika jest (widoczna dopiero po zdjęciu poduszki) kolejna warstwa weluru. Ogólnie zatem nauszniki są bardzo wygodne, choć niewykluczone, że osoby o naprawdę dużych uszach mogą odczuć pewien dyskomfort. Z drugiej strony, konstrukcję optymalizowano pod kątem walorów dźwiękowych, dopasowując rozmiary do najczęściej spotykanego przedziału. Ze słuchawkami jest po prostu tak, jak z ubraniami czy butami – jest jakiś, niewielki odsetek osób, które będą potrzebować większych. Poduszki są, oczywiście, wymienne i jest to bardzo prosta operacja.

Nauszniki są wygodne, a poduszki wykonano z przyjemnego w dotyku materiału.

Gdy zaczniemy się bliżej przyglądać NDH 20, zauważymy kilka ciekawych i nietypowych rozwiązań konstrukcyjnych. Na przykład gniazdo na kabel znajduje się w prawym nauszniku, a zwykle producenci umieszczają je w lewym – co nie jest tak do końca zupełnie obojętne. Oczywiście na walory użytkowe i jakość dźwięku wpływu to nie ma, ale większość z nas jest praworęczna i tą ręką wykonujemy różne operacje. Z pewnych zatem względów, jeśli kabel ma już zwisać z którejś strony, to może lepiej, by to była lewa. Jednak większą uwagę warto zwrócić na zawieszenie nauszników, w którym wykorzystano jednopunktowe widełki (właściwie to połowy widełek), zamocowane na pomysłowo rozwiązanym sworzniu, znajdującym się na końcu pałąka. Widełki obejmują nauszniki od tyłu, zatem zdejmując czy zakładając słuchawki, praktycznie w ogóle ich nie czujemy. Mniejsze jest też prawdopodobieństwo, że coś się w nie zaplącze. Zakres obrotu samego nausznika w poziomie jest niewielki, ale za to na sworzniach dają się one obrócić w bardzo dużym zakresie – na zewnątrz to dobrze ponad 30°, do wewnątrz ponad 90°. Sworznie składają się do środka, co pozwala na ogólne złożenie NDH 20 i spakowanie do znajdującego się w zestawie materiałowego mieszka. Po rozłożeniu sworzeń wskakuje w zacisk i jego pozycja jest bardzo trwała. Generalnie rzecz biorąc, składanie słuchawek jest bardzo wygodne, zajmują w ten sposób mniej miejsca, są też mniej podatne na uszkodzenia, wynikające z niezamierzonego zahaczenia o nie. W tym miejscu pozwolę sobie na drobną uwagę – skoro kabel jest nietypowo wkładany w prawy nausznik, warto byłoby nieco lepiej je oznaczyć. Wytłoczone litery L i R znajdują się na wewnętrznych stronach sworzni i szczerze mówiąc są dość słabo widoczne. To jednak drobiazg, który nie powinien nam przysłaniać innych zalet testowanego modelu. Jedną z nich, niby drugorzędną, jest brak jakichkolwiek widocznych na zewnątrz przewodów. Słuchawki – czy to w studiu nagrań, czy w zestawie melomana – są często używanym przedmiotem i każdy wystający element, zwłaszcza z natury delikatny, to potencjalne ryzyko usterki. Nauszniki połączono przewodem biegnącym pośrodku pałąka, osłoniętym gumą i trwale zamocowanym. Sam pałąk wykonano z elastycznej stali, co gwarantuje dobre przyleganie i trwałość. Nawiasem mówiąc, producent podaje, że nacisk na uszy waha się od 5,5 do 6,8 N, oczywiście finalnie zależy od rozmiaru głowy i przy większych także wzrośnie. Położenie nauszników jest regulowane skokowo w zakresie 4 cm, co pozwala na dopasowanie całości. Poduszka nagłowna jest niewymienna, ale wykonano ją tak, by nacisk był jak najmniejszy, a pamiętajmy, że NDH 20 do najlżejszych nie należą. Oceniając omawiane słuchawki wyłącznie na podstawie ich wyglądu, jakości wykonania, trzeba przyznać, że to sprawiają wrażenie produktu bardzo wysokiej jakości – materiały, kolorystyka, spasowanie i ergonomia – tu po prostu nie ma do czego się przyczepić. Rzecz jasna w ich przypadku najważniejszy jest dźwięk i powoli zbliżamy się do skupienia na tym aspekcie.

Oznaczenie kanału stereo nie jest zbyt dobrze widoczne, ale z drugiej strony warto docenić konstrukcję samych widełek.

Wraz z samymi słuchawkami otrzymujemy dwa kable – każdy ma 3 metry długości, co jest dość typowe, przy czym jeden z nich jest tradycyjny, prosty, zaś drugi spiralny. W przypadku tego drugiego podana długość dotyczy sytuacji gdy jest on maksymalnie rozciągnięty, skurczony jest o połowę krótszy. Do nausznika wpina się końcówkę z wtyczką mini TRS i blokuje poprzez obrót (łączenie bagnetowe). Do podłączenia ze źródłem dźwięku służy wtyk TRS 3,5 mm z nakręcanym adapterem 6,3 mm – to także dość powszechne rozwiązanie w nowoczesnych modelach. To widzimy z zewnątrz, ale co gra w środku? Sercem każdych słuchawek są oczywiście przetworniki, w omawianym przypadku dynamiczne, wyposażone w wykonaną z Duofolu membranę o (średnicy 38 mm) i neodymowe magnesy. Sam materiał jest ciekawy i nietypowy, Duofol znajduje zastosowanie w wielu dziedzinach – także w… budownictwie – a jest wytłaczaną membraną kompozytową, co w przypadku słuchawek pozwala na eliminację różnych artefaktów i niepożądanych rezonansów. Od strony uszu przetwornik jest zabezpieczony grillem pokrytym pomarańczowym welurem. Konstruktorom przetwornika i całych słuchawek zależało na uzyskaniu jak najlepszej, jak najbardziej wyrównanej charakterystyki (co w przypadku modeli zamkniętych nie jest wcale takie proste) i minimalizację zniekształceń mogących popsuć ogólny obraz dźwiękowy, zwłaszcza w tych pasmach, które zwykle niosą najwięcej energii. Czy to się udało? Zdecydowanie tak. Na moment skupmy się na liczbach – pasmo przenoszenia jest imponujące, bo obejmuje zakres od 5 Hz do 30 kHz, zatem z obu strony wykracza poza to, co słyszą nasze uszy, ale dzięki temu to, co dla nas jest kresem możliwości, słuchawkom nie sprawia żadnych problemów. Czułość (1 kHz/1 Vrms) wynosi 114 dB SPL. Poziom zniekształceń harmonicznych (dla sygnału 1 kHz, 100 dB SPL) jest mniejszy niż 0,1%. Dodajmy, że to nie tylko widać w danych technicznych, ale przede wszystkim słychać. Nominalna impedancja NDH 20 wynosi 150 Ω, co oznacza, że możemy je wykorzystać do słuchania muzyki także z urządzeń mobilnych, choć zapewne w takim wypadku trzeba będzie ustawić stosunkowo wysoki poziom głośności. Oczywiście, wykorzystanie dobrego przedwzmacniacza słuchawkowego jest w każdym wypadku dobrym pomysłem.

Połączenie srebrnego koloru z czarnym jest eleganckie, a przy tym ponadczasowe.

Neumann NDH 20 w praktyce
Testowany model to dynamiczne słuchawki zamknięte, przez producenta adresowane w pierwszej kolejności do muzyków i realizatorów, ale w dalszej także do melomanów i zapewne również audiofilów. Przyjęło się uważać, że słuchawki otwarte są do miksowania i masteringu, zaś zamknięte do nagrywania, zwłaszcza gdy istotną kwestią jest separacja od otoczenia. Pod tym względem zamknięte, co wydaje się oczywiste, zawsze będą lepsze od otwartych, bo po prostu są lepiej izolowane. Często uważa się jednak, że zamknięte nieco przerysowują pewne pasma, zwłaszcza zaś basy, choć na rynku nie brakuje konstrukcji, które są całkowicie wolne od tego mankamentu. NDH 20 bez wątpienia także do nich należą, co czyni je modelem wyjątkowo uniwersalnym. Takim, które może być nawet jedynym w studiu, w którym wykonuje się różne etapy pracy nad nagraniem – nie mówiąc o domowych pracowniach, gdzie zwykle i tak mamy jedną parę do wszystkiego. Pierwszą rzeczą, którą od razu się zauważa, jest bardzo wyrównana charakterystyka przenoszenia, żadne pasmo nie jest dostrzegalnie faworyzowane, co oznacza, że słuchawki nie koloryzują dźwięku. Mogłoby się to wydawać dość oczywiste, ale wcale takie nie jest – uzyskanie tego jest bowiem naprawdę trudne – wszak to nie głośniki i całą robotę musi wykonać niewielki przetwornik, zamknięty w ciasnym nauszniku. Dół nie wydaje się wyeksponowany i słyszymy go takim, jaki jest w nagraniu. Czyste i czytelne są środek i góra, duża w tym zasługa konstrukcji eliminującej zniekształcenia harmoniczne. Najwyższe pasma nie syczą, nie dzwonią przesadnie, są naturalne.

Patrząc z boku, trudno oprzeć się wrażeniu, że NDH 20 są produktem naprawdę z wysokiej półki.

Mówiąc najprostszym językiem, NDH 20 są bardzo spokojne i… użyjmy niezbyt fachowego określenia – grzeczne. Zalet jest wiele, tą najbardziej oczywistą reprodukcja dźwięku takim, jaki jest naprawdę. Pozwala to na bardzo rzetelną ocenę materiału pod kątem prawidłowości realizacji, ewentualnych błędów itd. Słowem, jeśli muzyka czy dowolne inne nagranie dźwiękowe zabrzmi w tych słuchawkach naprawdę dobrze, to znaczy, że jest dobre. Jeśli coś nam podpadnie, wychwycimy jakiś fałsz, zgrzyt – winne nie będą słuchawki, ale realizacja materiału. Drugą zaletą wyrównanej charakterystyki jest to, że dźwięk nie męczy – możemy długo pracować i o ile poziom jest umiarkowany, problemów nie będzie. Nie zmęczy nas to, czego słuchamy, ale po długim czasie raczej same słuchawki, bowiem są stosunkowo ciężkie i wywierają pewien nacisk na uszy i głowę. Powyższe wskazuje, że NDH 20 to znakomite narzędzie na każdym etapie pracy z dźwiękiem – poczynając od nagrywania, poprzez obróbkę pojedynczych śladów, miksowanie, aż po mastering. Można w nich zrobić kompletny miks i nie obawiać się, że po odsłuchaniu przez głośniki czar pryśnie. Czy taka charakterystyka testowanego modelu ma jakieś wady? A to już zależy z jakiej strony spojrzeć i jakie są indywidualne oczekiwania użytkownika. Jeśli nade wszystko zależy mu na naturalnym brzmieniu, braku przerysowań i wiernej reprodukcji, to jest w domu. Takie podejście powinni mieć ci, którzy zawodowo zajmują się realizacją dźwięku, w każdej jego postaci. Rzecz w tym, że NDH 20 może być także, jak każde słuchawki wysokiej klasy, modelem dla melomanów, audiofilów – czyli tych, którzy tworzeniem nagrań się nie zajmują, ale chcą delektować się doskonałym brzmieniem. Nie zdradzę żadnej tajemnicy, że wiele naprawdę drogich modeli audiofilskich przerysowuje pewne pasma, koloryzuje dźwięk. Dlaczego? Bo lubimy być oszukiwani.

Stonowaną kolorystykę ożywiają pomarańczowe wnętrza nauszników.

Jest całkiem spora grupa słuchaczy, którzy np. chcą by bas dudnił im w środku głowy, a góra aż syczała, albo by środek był podbity i tym samym pewne instrumenty uwydatnione. Z pozoru, przy pierwszym słuchaniu, tak przekłamana muzyka, czy ścieżka dźwiękowa filmu wydaje się atrakcyjniejsza, na podobnej zasadzie jak przesadnie wyostrzone zdjęcie, które wygląda na lepsze. Ale to tylko chwilowa iluzja. Co gorsza, słuchanie muzyki w takiej – nie bójmy się tego słowa – przekłamanej postaci, psuje nam słuch, sprawiając, że naturalne brzmienie zaczynamy odbierać jako matowe, płaskie, zbyt stonowane. Nie odbieram oczywiście prawa każdemu do słuchania jak chce, choćby i w wersji odbiegającej od intencji realizatora. Nie zmienię jednak zdania, że najlepsza jest ona w swojej naturalnej, w żaden sposób przez narzędzia odsłuchowe nie podkoloryzowanej postaci. Dlaczego poświęcam tej kwestii tyle uwagi? Otóż potrafię sobie wyobrazić sytuację, gdy posiadacz innych słuchawek, może i z niższej półki, skuszony renomą marki Neumann i opiniami recenzentów zakupi testowany model. Rozpakuje i podłączy, by posłuchać dobrze sobie znanych utworów. Będzie oczekiwał fajerwerków, wbicia w fotel, co nie nastąpi. Usłyszy prawdziwą muzykę, taką, jaka wyszła ze studia – dopieszczoną przez prawdziwych fachowców. Dlatego mam dla takich osób pewną radę – dajcie sobie i słuchawkom trochę czasu na przyzwyczajenie się i zaprzyjaźnienie, osłuchanie. Będzie warto, zapewniam.
Na koniec zajmę się jeszcze jedną kwestią, jaką jest głębia, szerokość sceny czy reprodukcja planów dźwiękowych. W ostatnich latach podejmowane są próby popularyzacji nowych standardów, jak choćby opisywanego już przez nas 360 Reality Audio, dźwięku immersyjnego itp. NDH 20 generalnie całkiem dobrze radzi sobie z głębią, ale można zauważyć pewną tendencję do zawężania obrazu – nie użyłbym słowa „spłaszczania”, ale dźwięk nie zawsze wydaje się tak szeroki, jak byśmy tego oczekiwali. Niekoniecznie są to zatem słuchawki optymalne do pracy z dźwiękiem immersyjnym i jego binauralną postacią do takiego odsłuchu. Nie postrzegałbym tego jako wady, wydaje się po prostu, że nadrzędnym celem była wyrównana charakterystyka przenoszenia i minimalizacja zniekształceń – co udało się znakomicie.

Słuchawki Neumann NDH 20

Podsumowanie
Neumann NDH 20 to wprawdzie pierwsze słuchawki z logo tej jakże zasłużonej marki, ale absolutnie zasługują na miano produktu bardzo dojrzałego, znakomitego pod każdym względem. Sprawdzą się one w rękach muzyka, realizatora dźwięku, producenta, specjalisty od masteringu nagrań, ale dostarczą także wiele satysfakcji melomanom, którzy chcą słyszeć muzykę taką, jaka naprawdę jest. Jakość wykonania, ergonomia i znakomite materiały – plus elegancki i niebanalny design. Na pewno jest to model, któremu warto się bliżej przyjrzeć.

Tekst i zdjęcia: Dariusz Mazurowski, Muzyka i Technologia