Aston Microphones została założona w 2015 roku w Hitchin, niewielkim, bo liczącym nieco ponad 30 tysięcy mieszkańców, angielskim mieście w hrabstwie Hertfordshire. Zatem jak na firmę działającą w branży pro audio jest stosunkowo młoda i mogłoby się wydawać, że dopiero stawia pierwsze kroki. Nic jednak bardziej mylnego – jej produkty szybko zdobyły uznanie, także dzięki wprowadzanym innowacjom, a przecież w takiej dziedzinie jak produkcja mikrofonów trudno o rewolucję. Jednak w 2020 roku model Aston Stealth zdobył prestiżową nagrodę „Best Microphone” podczas NAMM TEC Awards. I to nie jest jedyne wyróżnienie dla brytyjskiej marki, wchodzącej od 2021 roku w skład rodziny Music Tribe.
Element (w zasadzie Element Bundle, bowiem producent określa swój produkt jako pakiet) jest regularnie wysoko oceniany przez branżowe portale, które zwykle przyznają mu najwyższą punktację, zwłaszcza w odniesieniu realnej wartości do ceny. Tak, czytając o tym, jak powstawał, z jaką starannością i ile zawiera w sobie interesujących rozwiązań, można pomyśleć, że to kolejny z gatunku wyjątkowych mikrofonów za niemałe pieniądze. A jednak, Element to model zdecydowanie budżetowy, choć tak naprawdę wcale tego nie słychać. Jak to możliwe? Zacznijmy więc od początku, bo historia jego powstania jest bardzo ciekawa. Otóż szef Aston Microphones, James Young oraz główny konstruktor, Trevor Szynk postanowili zaangażować już na wczesnym etapie projektowania nowego modelu jego potencjalnych nabywców. Niby nie jest to odosobniona praktyka, ale na ogół sprowadza się do testowania prototypów czy wręcz gotowych produktów przez wybranych odbiorców. Mogą oni zatem wskazać na szczegóły wymagające poprawy lub też po prostu ocenić nowy produkt pod kątem walorów użytkowych. Tym razem jednak poproszono ponad 4 tysiące (tak, aż tyle) osób z branży, by od początku współpracowali z firmą, wyrażając swoje oczekiwania, potrzeby i w istocie wpływali na ostateczny kształt produktu. Prace badawczo-rozwojowe trwały półtora roku, kolejne 3 miesiące zajęły wnikliwe testy odsłuchowe. Jaki te starania przyniosły efekt? Spróbujmy zatem bliżej przyjrzeć się, co nam oferuje Aston Element Bundle. Karton wydaje się dość duży jak na opakowanie mikrofonu, ale po jego otwarciu ukazują się 3 kolejne pudełka, które zawierają sam mikrofon, elastyczny uchwyt, a także pop filtr. Każdy z tych składników ma dość oryginalną postać, sprawiając, że całość prezentuje się co najmniej intrygująco. Wystarczy rzut oka na mikrofon, który kojarzy się z… maszynką do golenia? Trochę na pewno tak. Choć wydaje się dość masywny, w istocie jest raczej lekki, ważąc tylko 275 gramów.
Nietypowy kształt czy stosunkowo duża średnica korpusu sprawiają, że użytkownik jest niejako skazany na znajdujący się w komplecie uchwyt – o ile nie znajdzie jakiegoś pasującego zamiennika. Nie jest to w żadnym wypadku głos krytyki pod adresem standardowego uchwytu Element Bundle. Rzecz w tym, że jest on nieco inny niż klasyczne pająki z elastycznym zawieszeniem. Tutaj mamy niemal monolityczną całość z tworzywa, która ma jednak inne właściwości i nie jest aż tak elastyczna, w związku z tym ryzyko przeniesienia jakichś mechanicznych stuków jest nieco większe. W dużej mierze to rzecz gustu, ale spora grupa użytkowników jest mocno przywiązana do typowych rozwiązań. Trzeba jednak przyznać, że czarne, lekko porowate pokrycie korpusu mikrofonu dobrze koresponduje z uchwytem w tym samym kolorze. Wspomnijmy jeszcze, że uchwyt ma gniazdo do mocowania na statywie, dodatkowo wyposażone w adapter pozwalający na montaż na gwintach o różnych średnicach. Ponadto ma standardową regulację kąta wychylenia. Nietypowy jest także pop filtr, który nie ma postaci siatki czy też pianki, ale jest gęstym, metalowym grillem w obręczy z tworzywa. Słowem – zamiast elastycznego materiału zastosowano sztywny, jak w przypadku grilla chroniącego kapsułę. Ten zresztą jest w przypadku testowanego modelu także dość oryginalny, co tylko jeszcze bardziej wywołuje skojarzenia z maszynką do golenia. A wracając do pop filtra, nie jest on mocowany do ramienia statywu, ale korpusu mikrofonu i to za pomocą magnesu. Przy czym jest to jedno, bardzo konkretne miejsce i w innym magnes po prostu nie chwyci. Zaletą jest to, że można go bardzo szybko założyć, względnie zdjąć. Z drugiej jednak strony przy drganiach takiego kompletu (mikrofon w uchwycie i z pop filtrem) słychać metaliczne stuki – powiedzmy, że fala dźwiękowa w większości wypadków takich efektów nie wywoła, nie licząc np. bliskich nagrań bardzo głośnego źródła z mocnym dołem, jak stopy, fortepianu itp. Ale wówczas przecież nie używamy pop filtra, co ma sens raczej podczas ujęć wokali. Tym niemniej zalecałbym sprawdzenie jak mikrofon w uchwycie i ewentualnie z filtrem sprawuje się w konkretnej sytuacji.
Aston Element wykorzystuje nową, autorską i opatentowaną technologię konstrukcji kapsuły, nazwaną Ridyon, na którą składa się spora, ale zarazem wyjątkowo lekka membrana oraz ruchoma cewka. Producent podkreśla, że takie rozwiązanie ma szereg zalet, w tym także mającą walor ekonomiczny – ze względu na swoją prostotę może być wytwarzane całkowicie maszynowo, co obniża koszty, zachowując przy tym bardzo wysoką jakość. Zwykle firmy chwalą się, gdy ich wyroby powstają ręcznie, co miałoby oznaczać, że są wręcz luksusowe, ale Aston Microphones gra w otwarte karty, mówiąc swoim klientom, że ich model jest tani, a zarazem zaawansowany technicznie i wysokiej jakości, ponieważ proces wytwarzania jest w pełni zautomatyzowany. Projektując kapsułę, starano się połączyć najlepsze cechy trzech rodzajów mikrofonów – dobre przenoszenie basów i odporność dynamicznych, wysoką czułość i odwzorowanie góry pojemnościowych oraz naturalność i otwartość brzmienia wstęgowych. Stąd zresztą wzięła się nazwa technologii Ridyon, będąca połączeniem angielskich słów określających wymienione przed chwilą typy kapsuł: ribbon, dynamic i condenser. Jest ona zatem stosunkowo duża, jej średnica wynosi bowiem 38 mm. Membrana porusza się bardzo swobodnie i w większym zakresie niż w przypadku innych mikrofonów, co ma korzystny wpływ na czysty i nieprzesterowany odbiór sygnałów charakteryzujących się wysokim ciśnieniem akustycznym. Jednocześnie umożliwia bardzo dobre przeniesienie najniższego pasma, sprawiając, że ogólne wrażenie jest lepsze – obieramy dźwięk jako bardziej naturalny, otwarty i pełniejszy. Dodajmy, że kapsuła ma specjalne, koliste zawieszenie wewnętrzne z elastometru, co także daje lepszą ochronę przed wstrząsami. Jej konstrukcja, podobnie jak korpus mikrofonu i inne elementy są optymalizowane pod kątem uzyskania jak najbardziej wyrównanej charakterystyki częstotliwościowej. Oryginalnie wyglądający grill pełni jednocześnie rolę dyfuzora rozpraszającego przede wszystkim głoski eksplozywne w materiale wokalnym. Stosownie do koncepcji kapsuły opracowano także elektronikę, która również charakteryzuje się dużą odpornością na najsilniejsze sygnały. Testowany model oferuje kardioidalny wzór kierunkowości, zatem doskonale sprawdzi się w przypadku nagrań wokalnych czy instrumentalnych, gdy oczekujemy precyzyjnego oddania dźwięku konkretnego źródła. Oferuje także pełne pasmo przenoszenia, zaczynające się od 20 Hz i kończące na 20 kHz. Maksymalny poziom SPL (pozwalający zachować poziom zniekształceń harmonicznych w granicach 0,5%) wynosi bardzo przyzwoite 132 dB. Kabel XLR wpinamy w gniazdo znajdujące się pod spodem, mikrofon wymaga zasilania phantom 48 V. Nie ma żadnego włącznika, zatem musimy uważać, włączając to zasilanie w mikserze, preampie itp. Tor audio musi być wyciszony, by do głośników czy słuchawek nie przedostał się żaden trzask. O tym, że do mikrofonu dociera prąd zasilania informuje nas podświetlone logo firmy. Wbrew pozorom nie jest ono tylko dekoracyjnym dodatkiem, bowiem wskazuje, którą stroną należy zwrócić mikrofon do źródła dźwięku. Zaś z drugiej strony korpusu znajdziemy gumową zaślepkę, pod którą znajdują się dwie śruby (odkręcane kluczem imbusowym) umożliwiające rozebranie mikrofonu.
Aston Element w praktyce
Testowany model został skonstruowany z myślą o bardzo szerokich zastosowaniach, przede wszystkim w studiu nagraniowym, bez względu na jego wielkość czy charakter – sprawdzi się zatem zarówno w dużych kompleksach, wyposażonych w wiele różnych mikrofonów, jak i w pracowni domowej, gdzie może stać się wręcz tym głównym. Nie jest to zatem narzędzie przeznaczone do jednego zadania, jak rejestracja wokali, czy perkusji. Jakie są więc pierwsze wrażenia? Zaskakująco niski poziom szumów własnych, Aston Element charakteryzuje się wyjątkowo czystym dźwiękiem i to bez względu na nagrywane źródło, jego poziom. Dobrze radzi sobie z mocnymi, jak i stosunkowo cichymi sygnałami. Uzyskujemy klarowne ślady, które nie wymagają szczególnej obróbki, a wielu wypadkach obejdą się bez bramki szumowej. Kolejne spostrzeżenie dotyczy charakterystyki przenoszenia – choć nie wydaje się ona idealnie płaska w pełnym zakresie, ogólnie dźwięk jest bardzo naturalny, a jednocześnie żywy i oddający to, co w źródłowym materiale jest najważniejsze. Ładnie zarysowany jest bas i średnica (zwłaszcza niższy zakres), a góra wydaje się czytelna i pełna detali, ale bez przesadnego podkreślania tej części spektrum. Co ciekawe, od razu daje się też zauważyć jak testowany mikrofon ładnie uwypukla pewne aspekty brzmienia w przypadku bardzo bliskich ujęć – nie ma mowy o sztucznym koloryzowaniu, ale właśnie uwypuklaniu tego, co powinno być słyszalne w takich wypadkach. Dźwięk staje się bardziej mięsisty i w nagraniu niemal czujemy bliskość instrumentu czy głosu. Kolejną cechą Aston Element jest relatywnie dobre skupienie, wynikające ze wzoru kierunkowości. Wyłapuje on źródło ulokowane bezpośrednio przed nim, jednocześnie tłumiąc niepożądane artefakty znajdujące się poza polem. Z punktu widzenia użytkownika oznacza to, że o ile nie jest to narzędzie do ujmowania ambientu pomieszczenia, to doskonale nadaje się do precyzyjnego odwzorowania tego, co nas konkretnie interesuje. Mając kilka takich mikrofonów, można zatem wielośladowo nagrać zespół wokalny, kameralny skład instrumentalny czy też skutecznie omikrofonować zestaw perkusyjny. W sytuacjach, gdy istotne jest dla nas eliminowanie przesłuchów w nagraniach poszczególnych śladów, jest to dobry wybór. Generalnie, nie jest to mikrofon, który nadaje nagraniu swój własny charakter, coś w rodzaju znaku firmowego, ale raczej wiernie i naturalnie przenosi to, co przy jego pomocy ujmujemy i zapisujemy. Jeśli zatem trafi w ręce kogoś, dla kogo jest to bardzo pożądana cecha, taki użytkownik powinien być naprawdę usatysfakcjonowany.
Podsumowanie
Aston Element już nieźle namieszał na rynku, zaskakując wielu recenzentów swoimi walorami dźwiękowymi. Dość często można spotkać się z opinią, że w tej klasie cenowej właściwie nie sposób znaleźć coś, co mogłoby się z nim równać. Niewątpliwie wyjątkowo atrakcyjna cena przyciąga uwagę, ale choć możemy testowany model uznać za budżetowy, to jak budżetowy na pewno nie brzmi (o ile w ogóle możemy mówić o tym, że mikrofon brzmi). Znajdzie wiele zastosowań także w dużych studiach, które stać na najdroższe mikrofony, bo jest narzędziem z gatunku tych, po które chętnie sięgamy, gdy brak już nam pomysłu, co zastosować do nagrania jakiejś partii. Wówczas pada magiczne zdanie: „a może po prostu podpiąć Aston Element?” I okazuje się, że to świetny pomysł. Producent zadbał o mocne wejście na rynek, historia powstania tej konstrukcji, konsultacji z wieloma potencjalnymi użytkownikami jest ciekawa i sprawdza się jako chwyt marketingowy, ale kluczowy jest moment gdy podłączamy i zaczynamy nagrywać. Omawiany mikrofon zdaje ten test celująco. Przy tym wszystkim jest także bardzo dobrym narzędziem dla początkujących – tani w zakupie i dość prosty w użytkowaniu, wiele wybacza i oferuje świetny dźwięk, bez szumów, przesterowań itp. Bez względu na to, czy szukamy nowego mikrofonu dla doskonale wyposażonego studia, czy też zaczynamy przygodę z nagrywaniem, Aston Element jest produktem, na który warto zwrócić uwagę.
Tekst i zdjęcia: Dariusz Mazurowski, Muzyka i Technologia