Przyznam się szczerze, że nie przypominam sobie, aby wcześniej na nasze łamy trafiła do testu głowica ruchoma rodzimej marki Flash. Nie tak dawno mieliśmy przyjemność zapoznać się bliżej z oprawami typu Vintage. Testowaliśmy też LED bary, LED washery i inne nieruchome urządzenia. Odwiedzaliśmy też fabrykę marki zlokalizowaną niedaleko Szczecina, gdzie część urządzeń jest budowana w nowoczesnym parku maszynowym. Z tym większą przyjemnością zmierzam się w tym numerze z ruchomą głowicą. Moje zaciekawienie jest dość spore, nie tylko ze względu na fakt, iż jest to pierwsza głowica Flasha trafiająca do testu, ale także ze względu na jej konstrukcję. Po wstępnych oględzinach mogę stwierdzić, że jest dość bogato wyposażona. Również jej hybrydowe możliwości mogą być interesujące. Natychmiast zdjąłem osłony i części z optyką, aby zobaczyć, jak wygląda jej wnętrze.

Postanowiłem zacząć od źródła światła. W tej głowicy znajduje się dość popularna, 350-watowa lampa typu 17R. Przypomnę, że lampa ta nominalnie osiąga 15 250 lumenów oraz powinna prawidłowo zachować swoje parametry przez około 1500 godzin pracy. Natywnie ma temperaturę barwową 7000 K, a CRI tego typu źródła nie przekracza 85. Sama bańka potrafi rozgrzać się maksymalnie do 880 stopni, natomiast na zewnątrz maksymalna temperatura nie powinna przekroczyć 350 stopni. I w tym miejscu chciałbym po raz pierwszy zweryfikować dane fabryczne producenta głowicy, ponieważ oprawa jest reklamowana jako bezgłośna. Rzeczywiście. Oprawa jak na tego typu lampę jest cicha, ale bezgłośną pracą bym tego nie nazwał. System chłodzenia reaguje dość aktywnie w zależności od osiągniętej temperatury, a dosyć mocne wyciszenie uzyskano w dość prosty sposób. Po pierwsze kosz lampy ma konstrukcję otwartą. Jedynie od strony wiązki światła zabudowano strumień dość grubym szklanym elementem, po to, aby nie przegrzać delikatnych filtrów CMY, tarczy kolorów oraz pierwszej z tarcz gobo zlokalizowanej dość blisko źródła. Chłodzenie w sensie mechaniki jest dość klasyczne. Jeden z wentylatorów wtłacza powietrze, drugi je wyciąga, a za pomocą trzeciego (o konstrukcji ślimakowej) skondensowaną wiązką wspomagane zostaje utrzymanie odpowiedniej temperatury wnętrza lampy. Dobrze natomiast rozwiązany jest proces chłodzenia lampy po jej użyciu. Po kliknięciu komendy ‘lamp off’ przez 30 sekund wentylatory chłodzą źródło na pełnych obrotach. Po upływie jednej minuty (choć to zapewne podyktowane będzie realną temperaturą) oprawa staje się całkowicie bezgłośna. To zdecydowanie dobre zabezpieczenie przed użytkownikami, którzy nader często odcinają zasilanie zbyt szybko po długim okresie pracy.

Zestaw gniazd w podstawie głowicy.

Pierwsze starcie z mechaniką i oprogramowaniem
Kiedy już chciałem się zabrać za pisanie bibliotek, postanowiłem sprawdzić stronę producenta sterownika, którego dziś używam. Tu miłe zaskoczenie, ponieważ okazało się, że jeden z najbardziej popularnych producentów sterowników, ma  dosyć pokaźną bazę bibliotek do urządzeń Flash, w  tym również do głowic ruchomych. Oczywiście wśród nich znalazła się również biblioteka do testowanej głowicy. Zatem można rozpocząć realną pracę. Praca dimmera może odbywać się w trybie 16 bitów, w jednym z dwóch dostępnych mode’ów i rzeczywiście jest dość precyzyjna. Jednak jest to typowy, grzebieniowy shutter, bez wspomagania innymi elementami, więc przy niskich wartościach widać „zawężenie plamy” oraz można zaobserwować małe przebarwienia na plamie oświetleniowej przypominające aberrację. Efekt znika niemal całkowicie przy mniej skupionych wiązkach. Nie jest to raczej wada, ponieważ zdaje się tylko kilka głowic ruchomych, które znam, ma ten system dopracowany idealnie, gdzie shutter jest wieloczęściowy i wspomagany filtrami, które niwelują całkowicie widoczny mechanizm przesłon. Oprawa według danych producenta jest dedykowana do pracy plenerowej i klubowej, zatem tego typu mechanizm jest całkowicie wystarczający.

W testowanym modelu znajduje się dość popularna, 350-watowa lam pa typu 17R.

Inżynierowie z Flash zdecydowali się na zamontowanie okrągłych, półksiężycowych filtrów CMY. Tu chyba nie ma spójnej polityki i rady na to, jaki mechanizm jest lepszy. Czasem są to filtry podwójne przemieszczające się poziomo, a czasem są to mechanizmy obrotowe. Jak spisuje się tutaj ten system kolorów? Filtry mają ładną kolorystykę, ale przy mniejszych intensywnościach i przy niektórych ostrzeniach można zauważyć nierówności w kryciu bladymi odcieniami. Delikatnie widoczny jest też moment zmiany kolorów. Wygląda to tak, jakby w tle było widoczne mocno „rozfokusowane” gobo. To jednak też nie powinno stanowić problemu, szczególnie przy dużych planach oświetleniowych. Tarcza kolorów? Bardzo miłe zaskoczenie z dwóch powodów. Po pierwsze, kolory są bardzo równe i dobrej jakości. Po drugie, dają się indeksować w pozycji split całkowicie dowolnie. Tu użytkownik określa, jaka ma być przewaga danego koloru. Zwracam na to uwagę, ponieważ duża liczba głowic potrafi indeksować tylko pełen kolor lub split „pół na pół”. Tarcza została wyposażona w dziewięć kolorów, co zajmuje połowę ringu. Drugą połowę zajmuje płynnie regulowany filtr CTO. Osobiście nie jestem zwolennikiem takiego rozwiązania. Uważam, że lepszym pomysłem jest umieszczanie CTO jako dodatkowej tarczy w mechanizmie CMY. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Użycie CTO w tym wypadku jest funkcją nadrzędną tarczy kolorów. Zatem używając CTO ma się do dyspozycji tylko filtry CMY. Gdyby zastosowano wspomnianą drugą metodę, przy filtrowaniu CTO można by używać zarówno kolorów z tarczy, jak i CMY. Wracając do niniejszego urządzenia: sam filtr CTO w sensie regulacji temperatury spisuje się dobrze i precyzyjnie.

Niezależne, rotacyjne pryzmy.

Animacja i tarcze gobo
Trzy tarcze gobo. Czy to możliwe? A i owszem! Ale zacznę od najprostszej, statycznej tarczy. Znajduje się na niej 9 wzorów plus dwa otwory mocno zawężające strumień światła. To również często stosowany zabieg w głowicach, w których nie ma irysa. Zatem można uznać, iż tarcza ma rzeczywiście 11 wariacji, przy czym dwie pozycje są jedynie zawężeniem plamy, a nie wzorem gobo. Rotacyjna tarcza zachowuje się bez zarzutu i działa precyzyjnie. Myślę, że dobór fabrycznych wzorów jest też dość ciekawy. Nic dodać, nic ująć. Poprawny mechanizm i ciekawe wzory. Ale co z tą tajemniczą trzecią tarczą? Ten doskonały pomysł opiera się na statycznej metalowej tarczy, gdzie połowa będzie stanowiła tarczę animacyjną, a po drugiej części ringu umieszczono 4 dodatkowe wzory gobo. Tutaj widać pewną pomysłowość, ponieważ trzecia, hybrydowa tarcza jest dość mocno odsunięta w torze optycznym od źródła światła, co może powodować pewne trudności w „przeostrzeniu” tego elementu. Aby zniwelować ten efekt, zastosowano tu pewną sztuczkę. Kiedy tylko zechce się użyć trzeciej tarczy (czy to wzoru animacji, czy wzoru gobo), pierwsza, statyczna tarcza ustawia się automatycznie w pozycję, w której zamiast wzoru gobo zamontowano dodatkową soczewkę. Przy pracy z dwoma pierwszymi tarczami gobo obrót w miejsce, gdzie jest ta soczewka, jest niemożliwy (jest ono pomijane, nawet kiedy próbowałem indeksować ręcznie). Pozycja z soczewką (na pierwszej tarczy) uaktywnia się tylko w momencie użycia trzeciej tarczy. Zatem dalej wiązka jest odpowiednio skupiona i zakres zoom oraz fokus pozostaje wystarczający dla zabawy również i z trzecią tarczą. A co, jeśli zechce się skorzystać ze wzoru na pierwszej i na trzeciej tarczy? Przecież pierwsza w tym momencie odpowiada za skupienie wiązki? Jest to możliwe dlatego, że nakładając dwa goba na siebie, efekt wspomnianego skupiania dodatkową soczewką wydaje się niekonieczny. Zatem reasumując, w każdej chwili można użyć nawet trzech wzorów gobo lub skorzystać z części animacyjnej trzeciej tarczy. Tu oczywiście przy niepełnej tarczy animacyjnej obrót będzie możliwy do 180 stopni. Potem wzór animacyjny się cofa. To jedyny dyskomfort polegający na tym, że nie jest się w stanie uzyskać pełnego obrotu samej animacji, ze względu na to, iż jak wspomniałem, zajmuje on tylko połowę tarczy.

Długie suwnice oraz złożone obiektywy focus i zoom umożliwiają spory zakres pracy.

Hybrydowe możliwości oraz pryzmy
Spot, wash i beam w jednym. Coraz popularniejsze są hybrydowe możliwości w głowicach, choć bardzo różnie się taką możliwość pracy uzyskuje. Przypomnę tylko, że zakres zoomu w tym urządzeniu wynosi od 3 do 53 stopni! Jak to możliwe? Tu konstruktorzy postanowili zastosować najbardziej standardowe rozwiązanie, czyli maksymalnie długie suwnice. Należy też wspomnieć o tym, że zarówno fokus, jak i zoom są właściwie obiektywami (zespołami soczewek), co też nie jest bez znaczenia przy tak dużym zakresie działania. Tu zwróciłbym też uwagę na pewną rzecz, której nie daje się uniknąć w większości beamowych wiązek i to w różnych głowicach. Niektóre ostrzenia będą uwypuklały perforację wynikającą z konstrukcji lampy. W tym urządzeniu wygląda to trochę tak, jakby wewnątrz był duży zespół LED i byłyby widoczne poszczególne składowe czipu. Będzie też bardziej widoczny kształt i praca shuttera. Efekt ten łatwo jest zgubić, ustawiając stosunek obiektywu zoom do zespołu fokus w nieco innej pozycji. Dodatkowo firma Flash może się pochwalić faktem, iż wyposażono to urządzenie w opcję autofocus. Jest tu do wyboru praca w 4 różnych odległościach. Jak rozwiązano pracę pryzm przy tak długich suwnicach i hybrydowych możliwościach? Urządzenie ma dwie obrotowe pryzmy. Jedna jest liniowa, a druga stożkowa. Kiedy używa się ich pojedynczo, zostają one wsunięte w wiązkę pomiędzy soczewką zoom i fokus. Ale kiedy zechce się użyć dwóch na raz, głowica automatycznie zmieni pozycję zoom i obie zostaną umieszczone pomiędzy przednią, zewnętrzną soczewką a zoomem. Choć możliwość użycia dwóch rotujących pryzm daje spore możliwości, to jednak bardzo ograniczy to pracę obiektywów zoom i fokus. Zatem wszystko zależy od tego, jaki efekt chce się uzyskać i na czym użytkownikowi zależy. Tu należy pamiętać również o jednej zależności. Praca frost, ze względu na konstrukcję głowy, jest funkcją nadrzędną w stosunku do pryzm i nie jest indeksowana. Zatem filtr frost może mieć pozycję 100 procent lub 0. Przy braku możliwości indeksowania pozycji frost, stosowanie pryzm w tym samym czasie byłoby bezużyteczne, zatem to rozwiązanie wydaje się logiczne.

Programowo
Dość sporym zaskoczeniem jest fakt użycia w tym urządzeniu dotykowego wyświetlacza, choć w każdej chwili można też skorzystać z przycisków nawigacji. Menu jest czytelne i głowicę można uniezależnić od sygnału DMX, wdrażając tryb sound control lub auto run. Wracając do sterowania DMX: urządzenie wyposażono, jak już wspomniałem, w dwa tryby. Pierwszy, bardziej rozbudowany zapewnia rozdzielczość 16 bitów, zarówno jeśli chodzi o pracę dimmera, fokusu, korekty kolorów, jak i rotacji gobo. Dodatkowo w tym trybie producent udostępnił makra dotyczące kolorów. Różnica w sensie liczby kanałów jest zatem niewielka. Pierwszy zajmie w linii 32, a drugi – 24 kanały.

Dla kogo i do jakich zastosowań?
Ze względu na źródło światła i możliwości układu optycznego, jest to dość mocna i poważna propozycja na rynku w swojej klasie (tu biorę pod uwagę również cenę). Dla zastosowań eventowych czy klubowych nie można mieć tutaj zastrzeżeń. A możliwości animacyjne w postaci dwóch pryzm czy trzech tarcz gobo wraz z tarczą animacyjną… Zdaje się, że każdy znajdzie tutaj odpowiednie możliwości dla swoich pomysłów. Miałem też okazję ocenić efekt wykreowany z większej liczby tych urządzeń w plenerze. Jeden z kolegów postanowił ich użyć kilka tygodni temu. Myślę, że w dobrych rękach takie narzędzie może spełnić zarówno oczekiwania realizacyjne, jak i zamysł artystyczny.

TEKST: Paweł Murlik Muzyka i Technologia

ZDJĘCIA: Aleksander Joachimiak