Na polskim rynku nagłośnieniowym działa wiele firm. Niektóre z nich powstały stosunkowo niedawno, od razu w swojej działalności sięgając po najnowsze produkty i tym samym nie mając doświadczeń typu „jak to się kiedyś robiło”. Ale są też i takie, których tradycja sięga daleko w przeszłość, a ich właściciele zaczynali w zupełnie innej epoce. Przechodzili kolejne szczeble wraz z rozwojem technologii i tym samym nabyli unikalne umiejętności – a przy okazji, mają co wspominać. Do tej drugiej grupy należy bez wątpienia warszawska firma LD Audio, obecnie prowadzona przez duet ojca i syna – Piotra i Pawła Danielskich.

System Meyer Sound Leo, Mica i 1100-LFC na koncercie zespołu My Chemical Romance

Co prawda pod tą nazwą firma działa od 2010 roku, ale początki aktywności na rynku nagłośnieniowym datują się znacznie wcześniej, bowiem w istocie LD Audio jest spółką cywilną, którą powołała do życia dobrze znana rodzimym (i nie tylko) muzykom marka Soundman. A chodziło po prostu o biznesową optymalizację dwóch gałęzi działalności firmy matki – z jednej strony produkcji (oczywiście, także serwisu) kompletnych systemów nagłośnieniowych, kolumn, wzmacniaczy i innych urządzeń, z drugiej zaś kompleksowej obsługi imprez, właśnie pod kątem realizacji, nagłośnienia itp. Ta druga dziedzina była zresztą naturalną konsekwencją pierwszej, od której wszystko się zaczęło. Ale może po kolei. Firmę Soundman założyli na początku lat 90. Piotr Danielski i Andrzej Lewandowski, którzy poznali się kilka lat wcześniej przez znajomego muzyka. Pierwszy z nich był w tym czasie akustykiem w klubie na ulicy Łowickiej, drugi grał okazjonalnie w wojskowym kasynie. Klubowe nagłaśnianie w przypadku Piotra Danielskiego trwało zresztą dość długo, bo mniej więcej 10 lat i skończyło się krótko po założeniu firmy. Najwyraźniej więc ta branża była jego przeznaczeniem, choć dziś na pytanie o powody wyboru takiej drogi życiowej nieco żartobliwie odpowiada: „Ja siedzę w tej branży od 35 lat i już nie wiem skąd ten pomysł. Zainteresowałem się tą branżą już dawno, będąc jeszcze na Łowickiej w domu kultury. A później to już tylko kwestia przekształcania firmy, bo w to wszystko jest jeszcze wmanewrowana firma Soundman, która produkowała sprzęt. I z racji tego, że nie chcieliśmy aby firma, która zajmuje się nagłośnieniem nazywała się też Soundman, więc wymyśliliśmy drugą firmę, czyli LD Audio”.

Moduł Soundman XM2 w roli front-filla

Paweł Danielski uzupełnia te informacje: „Pod tą nazwą istnieje od roku 2010, poprzednio tata korzystał z tej samej nazwy co produkcja aparatury nagłośnieniowej, czyli Soundman. I wtedy to było oparte tylko na urządzeniach własnej produkcji”. Jak już wspomnieliśmy, wejście w branżę nagłaśniania imprez było konsekwencją rozwijania własnej produkcji, chodziło także o sprawdzenie jak autorski sprzęt sprawdza się w praktyce, by można go było na bieżąco udoskonalać. Ta gałąź zaczęła się dynamicznie rozwijać, rynek okazał się chłonny i stąd podjęta w pewnym momencie decyzja, by w tym celu wydzielić osobną firmę. Piotr Danielski kontynuuje swoje wspomnienia: „W tej chwili tylko nie mamy trzeciego, bo tak naprawdę firma LD Audio powstała w wyniku działania dwóch osób, Andrzeja Lewandowskiego i Piotra Danielskiego, czyli mnie. Natomiast Andrzej Lewandowski, z racji tego, że jest na emeryturze, na razie się wycofał, no i w związku z tym mój syn, który jest w tej branży już od dłuższego czasu, pomaga mi w prowadzeniu firmy, właściwie przejął wszystkie obowiązki. No i właściwie we dwóch działamy”.

Z oczywistych względów w początkach działalności na nowym polu bazowano na sprzęcie własnej produkcji, przecież naprawdę bardzo dobrym i do dziś pracującym przy okazji wielu wydarzeń. Z czasem pojawiły się jednak nowe potrzeby i konieczność nabycia nieco innych systemów – wybór padł na produkty renomowanej amerykańskiej firmy, Meyer Sound, której dystrybutorem w Polsce jest Polsound z Łomianek. A gdy mówimy bardziej konkretnie, to modele MICA i M’elodie. Piotr Danielski zapamiętał ten moment tak: „Od momentu, kiedy ta firma się zawiązała pod nazwą LD audio, weszliśmy w system Meyera. I właściwie głównym systemem nagłośnieniowym jest system Meyer Sound”. Jak uzupełnia syn: „I to właściwie od 2008 roku, tylko jeszcze wtedy nie było tej firmy”. W tym miejscu nie sposób nie zapytać o to, czym kierowano się, wybierając właśnie tę markę i te konkretne modele. Tutaj Piotr Danielski ma dość jasno sprecyzowane zdanie: „Po pierwsze to dobre brzmienie. I po drugie, są to paczki wygodne w eksploatacji, bo są aktywne. Moim zdaniem nie ma nic lepszego jak kolumna głośnikowa, która ma zainstalowane wzmacniacze odpowiednio dobrane do głośników i odpowiednie crossovery”. Paweł Danielski dodaje: „Obecnie producenci systemów pasywnych poszli w tym samym kierunku, do kolumny jest dedykowany wzmacniacz, a użytkownik nie może wprowadzać żadnych istotnych zmian do jego presetów”. Jego ojciec powołuje się także na swoje branżowe doświadczenie, mówiąc: „Kiedyś te zestawy pasywne to każdy sobie napędzał wzmacniaczami, jakimi chciał i one w każdej firmie grały inaczej, można tak powiedzieć. Natomiast Meyer nie dawał takiej możliwości i słusznie zresztą. Tym kolumnom potrzebny był tylko prąd i sygnał do sterowania, nic więcej. Wszystko mieściło się w obudowie. Nie było ingerencji i może dlatego mi się to spodobało. Wiadomo, że się nie wiesza kolumny liniowej jednej, tylko się wiesza ich więcej. No więc można dać 6, 8, 9 i tak dalej. I po jednej można dokładać. Natomiast w tych systemach pasywnych to jest krotność, ile tam końcówka daje”. Paweł Danielski dostrzega w tym jeszcze jedną zaletę: „Jeszcze – moim zdaniem przynajmniej – tu logistyka dochodzi. Nie ma tego całego podziału końcówek i racków – można sobie spakować dowolną liczbę kolumn do samochodu. Potem tylko prąd i sygnał, można grać konfiguracyjnie dowolnie”.

Koncert Alice’a Coopera w Dolinie Charlotty nagłośniony systemem Meyer Sound Mica

W początkowym okresie działalności w nowej dziedzinie bazowano jednak – co zresztą zrozumiałe – na własnych produktach marki Soundman: „Od czego zaczynaliśmy? Właściwie były to   kolumny typu point-source. Robiliśmy dźwięk na wszelkich imprezach, miedzy innymi nagłaśnialiśmy Festiwal Rockowy w Węgorzewie wiele lat. Te źródła punktowe były od samego początku, bo kiedyś line array nie było. Jak tylko stały się osiągalne w Polsce, to kupiliśmy Meyer Sound M’elodie, a później weszły większe, typu MICA, następnie rozbudowaliśmy to w sztukach. Wiadomo, są to sprzęty z innej strefy walutowej, więc są drogie”. Paweł Danielski w kontekście tych słów wyciąga pewną ciekawostkę dotyczącą właśnie firmy Soundman: „To jest ciekawe, bo też powstała na przykład liniówka firmy Soundman i jest jeden egzemplarz, którym my operujemy”. Jego ojciec od razu podchwytuje temat i zdradza nieco więcej szczegółów: „W pewnym momencie systemy typu line array lub udające takie systemy stały się bardzo popularne, stąd pomysł na własną liniówkę. Dawniej w kraju było ciężko ze sprzętem, a potem powoli nasi producenci też zaczęli doganiać to, co się robiło na Zachodzie i wcale nie uważam, że one były  gorsze. Szliśmy do przodu i zaczęliśmy też – nie wiem już od którego roku – robić aktywne systemy. Nawet nie wiedziałem jeszcze, że Meyer robi aktywne kolumny. Natomiast wnioskowałem po odbiorcach, że mimo że ten system jest droższy w zakupie, to jest lepiej jak jest aktywny. Brak dostępu użytkownika do parametrów pracy zestawu głośnikowego, takich jak podział pasma czy limiter, eliminuje możliwość popełnienia błędu, a co za tym idzie uszkodzenia lub w najlepszym przypadku nieprawidłowej pracy takiej kolumny”. Niewątpliwie był długi okres, gdy w branży uważano (co pewnie było zaszłością z dawnych czasów), że wszystko zagraniczne jest lepsze niż krajowe, choć to się zaczęło już dawno temu zmieniać.

24 x Meyer Sound 1100-LFC

Dziś w znacznej mierze to już na szczęście przeszłość i doceniono polską produkcję, nie tylko zresztą u nas. Piotr Danielski wspomina pewne sprytne zabiegi marketingowe, które pozwalały na zdobycie uznania – a konkretnie produkty sygnowane marką SLS Acoustics: „To był taki dowcip na rynek polski. Dlatego, że z kolegą wymyśliliśmy, by na krajowy rynek puścić kolumny o innej nazwie. Inaczej – na początku firma Soundman nie była utożsamiana z polskością, wszystkim się wydawało, że to jest zachodnia firma, więc praktycznie rzecz biorąc, był duży popyt na to. Natomiast, jak się zorientowali, że my jesteśmy Polakami i to jest firma polska, to zaczęło się kręcenie nosem. Tak to wygląda. Więc wpadliśmy na świetny plan, żeby wypuścić na rynek polski kolumny o magicznej nazwie SLS, chociaż nie wiedzieliśmy zupełnie, że jest taka firma amerykańska, która też się tym zajmuje. Ale tak przypadkiem zupełnie, bo to oznaczało, że to jest Soundman Live System, czyli system dźwiękowy do grania koncertów. Taki chwyt marketingowy, kolega nam zaprojektował logo. Myśmy na początku produkowali kolumny głośnikowe, które były czarne i wpadliśmy na chytry plan, żeby je robić w kolorach, jak firmy zachodnie – na przykład Turbosound ma taki kolor, który nazywa Turbo Blue. A myśmy wymyślili, że też będziemy mieli niebieski. A ten SLS był produkowany w kolorze szarym. Użytkownicy, którzy używają sprzętu marki Soundman od lat, mówią, że jest bardzo trwały. Bardzo często do naprawy przywożą rzeczy, których ja już nie pamiętam, że w ogóle robiliśmy”.

Przygotowania do koncertu My Chemical Romance

Po chwili namysłu nasz rozmówca kontynuuje swoją myśl: „A w międzyczasie, ponieważ była taka tendencja, że każda firma musiała mieć liniówkę na pokładzie – chociażby ona nie grała, ale musiała być, bo to była taka moda, bo wszyscy wymagali, bez względu na to, czy jest potrzebna, czy nie. Liniówka to było panaceum na wszystko. To wynikało z niewiedzy i nadal tak jest czasami. Więc myśmy też taką mała soundmanowską liniówkę opracowali. Mieliśmy wejść w większe serie, tylko właściwie nie było po co. Klienci chcieli kupować po 2-3 elementy na stronę i grać do granic wytrzymałości danej aparatury, więc nie chcieliśmy ryzykować utraty renomy. Zrobiliśmy taką liniówkę jako demo dla siebie i praktycznie rzecz biorąc, nie zjawił się nikt, kto by kupił minimalny zestaw, czyli 8 paczek na stronę. Działamy więc trochę jak Clair Brothers i ten system jest tylko dla nas, a już wielu polskich i nie tylko realizatorów przekonało się, że nie ma się czego wstydzić. Natomiast mamy w swoich zasobach sporo różnych soundmanowskich  konstrukcji i Meyera, którego też mamy bardzo dużo. Powiedziałbym chyba, że nawet najwięcej w kraju”. Systemy Meyer Sound cieszą się znakomitą opinią i uznaniem na całym świecie, są także szeroko wykorzystywane, choć nie zawsze są pierwszym wyborem organizatorów wydarzeń muzycznych. Jak zauważa Piotr Danielski: „To jest kwestia marketingowa, krążyły nieprawdziwe opinie, że Meyer się nadaje do grania muzyki klasycznej. Portfolio naszej firmy mówi samo za siebie, że to nieprawda. Korzystamy z tych systemów już wiele lat i planujemy pozostać wierni tej marce”.

1100-LFC – koncert zespołu My Chemical Romance

W przypadku LD Audio systemy Meyer Sound bazują na dwóch typach – większym MICA, który należy do rodziny MILO, wyposażonym w 2 przetworniki 10-calowe oraz dwa drivery 2-calowe, wspartym najniższym spektrum subwooferami 700-HP, z dwoma 18-calowymi przetwornikami. Z kolei wyrównany liniowo system M’elodie uzupełnia właśnie wspomnianą przed chwilą rodzinę MILO o mniejsze, bardziej poręczne zestawy, z 8-calowymi przetwornikami (dwoma) oraz 3-calowym driverem. Firma ma imponującą liczbę takich zestawów, bo jak zauważa Paweł Danielski: „tych mamy całkiem dużo, czyli 48 sztuk MICA”, a jego ojciec szybko uzupełnia: „To jest taki średnioformatowy zestaw. No i mamy najmniejszy, czyli M’elodie. Co znaczy najmniejszy, no taki troszkę mniejszy od MICA. Chodzi o to, że mamy taki duży zestaw koncertowy i mniejszy zestaw do grania w mniejszych salach, kiedy nie ma plenerów. No bo przecież nie zawsze gra się plenery, gra się też koncerty w zimie”. Paweł Danielski kontynuuje wyliczanie potencjału sprzętowego: „Mamy 32 doły 700-HP, tę M’elodię po osiem na stronę, to nieduży zestaw. I reszta to już są produkty soundmanowskie, czyli monitory, które zresztą wykorzystujemy na większości koncertach tych zachodnich zespołów – też są akceptowane. Nawet mamy też bardzo ciekawą listę gwiazd, które grały i warto się tym pochwalić. Nie widziałem jeszcze zespołu typu Machine Head czy Guano Apes, które grały na innych niż SLS odsłuchach polskiej produkcji. Korn, Limp Bizkit – były używane nasze monitory SLS”.

Arena Ursynów – Alter Bridge

LD Audio może się pochwalić naprawdę długą i robiącą wrażenie listą referencyjną, bowiem firma nagłaśniała, względnie dostarczała sprzęt na wiele wydarzeń, jak festiwale czy koncerty zagranicznych gwiazd itp. Były to choćby takie imprezy jak Ursynalia, Knock Out Festival, Globaltica, Gala Finałowa Miss Polski 2008, wspomniany wcześniej Festiwal Rockowy Węgorzewo czy Noce Bluesowe w Rawie Mazowieckiej. Oprócz wymienionych już w tekście wykonawców, wśród innych można też wymienić Sabaton, Jethro Tull, Papa Roach, Biohazard, Faust Again, Lady Pank, Hey – a to tylko kilka przykładów. I co ciekawe, wiele z tych – także zagranicznych – gwiazd chętnie korzysta z monitorów SLS, co z dumą podkreśla Piotr Danielski: „Tych monitorów mamy bardzo dużo i były na przykład takie koncerty – właśnie na przykład Korn na Ursynowie zażyczył sobie, żeby wszystkie monitory takie same, a potrzebował ich aż 28 sztuk. Jedna firma warszawska od nas pożyczała nasze soundmany”.

System główny Meyer Sound Mica, front-fill Soundman – koncert Alice’a Coopera

Paweł Danielski dodaje: „Systemy Meyera uzupełniamy o konstrukcje, które tata robi, czyli paczka jedna dziesiątka z driverem, piętnastka z driverem. Tego mamy dużo i wszystkie pracują przy dużych produkcjach jako frontfille, sidefille. To robimy na soundmanowskich kolumnach nawet przy takich dużych produkcjach, jak My Chemical Romance, a to przecież poważna kapela z Ameryki. Tu korzystaliśmy z monitorów Soundman SLS M2 i nikt się nie skarżył, a jak wiemy – jak nikt nic nie mówi, to znaczy, że jest dobrze”. Zdarzają się czasem, choć nieczęsto, sytuacje, gdy potrzebny jest naprawdę potężny system i wówczas trzeba wypożyczyć coś jeszcze większego. Na takie okazje LD Audio sięga po zagraniczną pomoc: „Posiłkujemy się, mamy taką firmę z Litwy, która ma Leo i ściągamy jak potrzeba”. To już naprawdę duży i mocny system, a jedną z okazji do jego wykorzystania wspomina Piotr Danielski: „To był naprawdę duży teren na Woli, no i MICA z racji tego, że nie jest największym systemem, nie dałaby sobie rady. Więc ściągnęliśmy kolumny Leo, flagowy system z produkcji Meyera. I to rzeczywiście gra niesamowicie”.

Koncert zespołu Nocny Kochanek na Torwarze

Praca przy dużych wydarzeniach, nagłaśnianie znanych artystów na pewno pozostawia niezapomniane wspomnienia, choć z punktu widzenia osób, którzy takie koncerty realizują, to wszystko wygląda zupełnie inaczej, niż widzi to publiczność. Jak przyznał Paweł Danielski, dla niego jest to po prostu zawodowa codzienność. Zatem jest to bardziej czysto profesjonalne niż emocjonalne podejście. Jednak zapytany o wydarzenie z nieodległej przeszłości, które wspomina szczególnie miło, opowiedział o koncercie z 15 czerwca 2022 roku: „Jestem bardzo dumny z Alice’a Coopera w Dolinie Charlotty. Zagraliśmy tam na MICA, po 16 na stronę, 9 dołów na stronę w end fire. Produkcja tej trasy była naprawdę na światowym poziomie. Wszyscy byli bardzo zadowoleni z systemu Meyer Sound. Jako ciekawostkę mogę dodać, że za dogłośnienie pierwszych rzędów odpowiadały kolumny Soundman F10, które świetnie się tam sprawdziły”. Po chwili namysłu dodaje: „Chętnie bym się pochwalił obsługą koncertu Godsmack z USA oraz Steve’a Vai, którego też robiliśmy. The Game, też bardzo znana postać. Całkiem sporo jest bardzo popularnych zagranicznych podmiotów, których obsługiwaliśmy”. Niezależnie od koncertów czy festiwali, LD Audio obsługuje również rynek klubowy: „Gramy bardzo dużo koncertów. Przede wszystkim obsługujemy warszawską Progresję”. Tutaj wtrąca się Piotr Danielski: „W Progresji jesteśmy od siedmiu lat, cały czas”, co szybko prostuje ze śmiechem syn: „Od 10! W każdym razie to jest największy klub muzyczny w Warszawie. Tam cała aparatura nagłośnieniowa jest dostarczona przez nas. Pod naszą opieką są wszystkie koncerty, które tam się odbywają. Tam też wisi MICA. Doły 700-HP. A monitory, jak zwykle, SLS Acoustics.”

DiGiCo SD8 na mistrzostwach świata w beatboxie

Jak dotąd koncentrowaliśmy się na systemach nagłośnieniowych, ale trzeba pamiętać, że w tego typu firmach bardzo ważne są także inne urządzenia. LD Audio jest pod każdym względem dobrze wyposażona, dysponując konstrukcjami scenicznymi, systemami mikrofonowymi, peryferiami, korektorami, procesorami efektów czy nawet oświetleniem. Szczególną rolę, oczywiście, grają konsolety, a w ich wypadku kluczową rolę odgrywają modele marki DiGiCo, o czym wspomina Paweł Danielski: „DiGiCo to główny system miksujący u nas w firmie. Mamy na razie trzy konsolety: SD 8, SD 9 i SD 11. Właściwie na te produkcje, które my robimy – dajemy głównie system – a gwiazda podróżuje z własnym stołem. Po naszej stronie jest zrealizowanie supportu, więc te konsolety nam wystarczyły. W stu procentach. Niedawno w naszej firmie pojawił się też bardzo popularny w ostatnim czasie Allen&Heath Dlive. A oprócz tego Soundcrafty, dużo Soundcraftów Vi, dużo Si. I jeszcze analogowe, o dziwo zdarza się, że czasem ktoś zagra, choć ostatni raz 5 lat temu. Wszyscy chętnie chcą na nich grać, tylko nikt nie chce ich nosi..” Wśród tych analogowych stołów są m.in. Soundcraft MH3 czy Midas XL250. Mimo wciąż wielu zalet, nadal aktualnych w mocno cyfrowym świecie, względy praktyczne niestety nie stoją po ich stronie. Co z pewnym żalem zauważa Piotr Danielski: „Peryferia do nich to są dwa wieżowce. Ale tego już mało się używa, to stoi jako eksponat muzealny”.

Meyer Sound Mica

Na koniec naszej rozmowy zapytałem o zasięg terytorialny działania firmy – LD Audio w zasadzie jest przygotowane pracować zawsze i wszędzie, choć oczywiście kwestie logistyczne zwykle decydują o tym, że organizatorzy wydarzeń sięgają po najbliższe miejscu zadania firmy rentalowe. Piotr Danielski mówi wprost: „Tak naprawdę to cała Polska i gdyby ktoś chciał, to możemy pojechać wszędzie. Kiedyś się jeździło z jakąś kapelą systematycznie. Agencje się zmieniają, otwierają się nowe, zamykają się stare. Teraz w 85% obsługujemy biletowane imprezy, stricte biznesowe podejście. Festynów coraz mniej. Bardzo rzadko”. Firma jest w stanie obsłużyć każdego klienta, bez względu na lokalizację i grany gatunek muzyki, co podkreśla Paweł Danielski: „W Warszawie trafia się najwięcej zleceń – z racji tego, że stąd pochodzimy. Wiadomo, że mi rock and roll w duszy gra, ale nie podchodzimy do tego w ten sposób, Każdemu trzeba zapewnić dobry system, dobrze przygotowany. Żeby widzowie byli zadowoleni i dlatego też Meyer Sound”.

O lewej: Robert Frąckiewicz (Polsound) i Paweł Danielski (LD Audio)

LD Audio to w tej chwili właściwie rodzinna firma, prowadzona przez ojca i syna, zatrudniająca grono fachowców i dobrze wyposażona w niezbędny sprzęt. Jak wynikło z naszej rozmowy, jej tradycje sięgają głęboko w przeszłość, a nadal aktywny zawodowo założyciel nie tylko ma doświadczenie w nagłaśnianiu imprez, ale także w budowie sprzętu na wysokim poziomie. Czy zdobyta wiedza i doświadczenia sprawiły, że zdecydowali się oprzeć swój arsenał na systemach Meyer Sound? Zapewne tak.

Tekst: Dariusz Mazurowski, Muzyka i Technologia
Zdjęcia: Archiwum LD Audio, Daniel Wojtala