W mitologii greckiej Helios był bogiem i uosobieniem słońca. Przedstawiany był w rzeźbie jako przystojny mężczyzna ze świetlistą koroną na głowie lub z promienistą aureolą. Tym imieniem została nazwana także jedna z ruchomych głowic marki Light Go! Producent, stosując ten zabieg, sugeruje, że mamy do czynienia z urządzeniem zdolnym wyprodukować silną wiązkę światła kształtowaną na wiele sposobów. Przyjrzę się bliżej tej oprawie z „boskimi” korzeniami i zobaczę, jakie możliwości oferuje.
Zaobserwowałem ostatnimi czasy modę na produkcję głowic reklamowanych jako uniwersalne, łączące cechy charakterystyczne dla spota, washa i beama. Najczęściej jednak są to typowe spoty z dużym zakresem zmotoryzowanej optyki. Ten ostatni rodzaj najczęściej tworzy się za pomocą beam reduktorów, czyli specjalnych gobosów zmniejszających kąt wiązki do małych wartości. Do takich konstrukcji należy też Helios i sprawdzę, czy ta uniwersalność jest w nim zrealizowana skutecznie.
Układ chłodzenia.
Czas otworzyć opakowanie
Po otwarciu fabrycznego opakowania znalazłem w nim dobrze zapakowaną głowicę i omegi, które umożliwiają montaż tego urządzenia za pomocą haków na konstrukcjach scenicznych oraz przewód zasilający zakończony wtykiem powercon. Głowica wyposażona jest zarówno w wejście, jak i wyjście zasilające zrealizowane w tym standardzie, więc w zestawie dostaje się także wtyk wyjściowy powercon (biały) do zarobienia na przewód. Doceniam ten gest ze strony producenta, przemyślał tu kwestie instalacji stałych. W miejscu, gdzie mają wisieć, głowice podwykonawca wcześniej doprowadzi przewody, a instalator zakończy je odpowiednimi złączami, których nie musi oddzielnie nabywać. Głowica, jak na takie urządzenie, jest standardowych rozmiarów i umieszcza ja się na konstrukcji także w bardzo standardowy sposób. Helios oparty jest na LED o mocy 200 watów. Wystarczająco, by po zbliżeniu dłoni do wiązki, odczuć temperaturę wyższą od otoczenia. Na „dzień dobry” głowica jest w trybie spot. Do dyspozycji są dwie tarcze wzorów gobo. Rotacyjna, która zawiera 7 wzorów oraz statyczna, która ma na sobie 9 wzorów, w tym 2 beam reduktory, o których za chwilę. Warto podkreślić, że oprócz tradycyjnych metalowych gobosów głowica ma także szklane. Na obu tarczach jest do dyspozycji efekt goboshake. Oczywiście jest także tarcza kolorów z 9 filtrami, a poprzez odpowiednią manipulację komunikatami sterującymi, można uzyskać także połówki kolorów i efekt tęczy. Dalej, wiązkę da się rozszczepić za pomocą czterokrotnego pryzmatu, który oczywiście jest rota-cyjny. Oprawa ma soczewkę ostrzącą z funkcją automatycznej regulacji tego podzespołu. Znajduje się tu także filtr frost aplikowany płynnie oraz zmotoryzowany, płynny zoom w zakresie od 7 do 60 stopni. Im bliżej jest się tej większej wartości, tym bliżej tej głowicy do washa. Głowica może być sterowana poprzez protokół DMX512, a także może pracować w trybie auto lub reagując na dźwięk. W tym pierwszym przypadku potrzebnych jest 18 kanałów do jej wysterowania.
Panel ze złączami.
Pierwsze uruchomienie
Pewnym ruchem podłączyłem zasilanie i sygnał do głowicy, by zobaczyć Heliosa w pełnej krasie. Oczywiście przed pracą głowica musi odnaleźć swoje początkowe położenie i sprawdzić podzespoły wewnątrz. To także dobry czas na to, by upewnić się, czy blokady ruchu w osi poziomej i pionowej na pewno są zwolnione. Proces testu przy rozruchu nie trwa zbyt długo, szacuje że to okolice 12 – 14 sekund. Po tym czasie podniosłem kanał intensywności na maksymalną wartość, czyli 255. Ku mojemu zaskoczeniu już po minucie wentylator zaczął pracować na wysokich obrotach, i było go słychać aż za dobrze. Według mnie ustawienie chłodzenia jest nieco „nadpobudliwe”, ponieważ najwyższy stopień prędkości tego układu uruchamia się przy temperaturze oscylującej w okolicach 52 stopni wewnątrz urządzenia. Nie da się tego zmienić z poziomu menu, w zasadzie chłodzenie jest niekonfigurowalne. Z drugiej strony jest to dla mnie informacja, że dioda faktycznie może pobierać te 200 watów z sieci energetycznej, a konsekwencją transformacji energii elektrycznej na światło jest strata w postaci ciepła. To ciepło jest odczuwalne, wystarczy przeciąć wiązkę światła ręką, by poczuć, jak momentalnie dłoń się rozgrzewa. Idzie to w parze także z jasnością wiązki.
Menu podzielone jest na sześć segmentów. Za ich pomocą można wybrać jeden z tryb pracy głowicy, a do dyspozycji są: automatyczne odtwarzanie wcześniej zaprogramowanych scen, reakcje głowicy na muzykę za pomocą wbudowanego mikrofonu, manualne uruchomienie poszczególnych funkcji oraz sterowanie za pomocą protokołu DMX. W tym trybie urządzenie zajmuje 18 kanałów. Oprócz trybu jest możliwość podglądu temperatury urządzenia, odwrócenia osi pionowej i poziomej oraz restartu urządzenia. Po podaniu hasła serwisowego jest się w stanie także skalibrować tarcze kolorów oraz gobo. Sam wyświetlacz jest kolorowy i nie dotykowy, lecz przyciski nawigacji o wyczuwalnym skoku zupełnie wystarczają do sprawnego poruszania się po menu.
Ogrom możliwości upakowanych w kompaktowej obudowie czyni z Heliosa wszechstronne urządzenie.
Czy Helios faktycznie jest tak silny?
Podłączając głowicę do sterownika DMX i podnosząc kanał intensywności, domyślna wielkość plamy światła sugeruje, że mamy kontakt z głowicą typu spot. Nie mam zastrzeżeń, co do ilości wyprodukowanego światła w tym trybie. W rozpylonej scenicznej mgle głowica nie będzie miała żadnego problemu, by zostać zauważona, nawet po nałożeniu gobo czy jednej z barw z tarczy, których do dyspozycji jest dziewięć. Jeśli chodzi o wzory gobo, to dostępne są dwie takie tarcze, ze stałymi oraz rotacyjnymi wzorami. Tych pierwszych jest dziewięć, w tym beam reduktory, część metalowych, część szklanych. Wszystkie mają funkcję goboshake. Na tarczy obrotowej wzorów znajduje się siedem, wymienne i indeksowane. Znaczy to tyle, że jeśli będzie się chciało z tej głowicy wyświetlić logo klienta na firmowym bankiecie, to właśnie ta głowica to umożliwi. Oprócz tarcz można skorzystać ze sprawnie działającego pryzmatu, który jest czterościenny. Warto dodać, że jest on rotacyjny i indeksowany, dzięki czemu jest możliwość kontroli kierunku wyświetlanej treści.
Jak wygląda siła strumienia świetlnego, gdy chce się użyć tej oprawy jako washa? Rozszerza się optyką plamę światła i zabarwia ją. Widać, że tego światła jest nieco mniej niż w przypadku spota, ale nie jest to spektakularna różnica. Wiadomo, że typowe głowice służące do wypełniania kolorem sceny są zupełnie inaczej zbudowane, lecz rozwiązanie wykorzystane w Heliosie sprawdza się. Jest szeroko i stosunkowo jednorodnie, ten parametr zaś jest często ważniejszy od intensywności. Ciekawym pomysłem może być wykorzystanie do pokolorowania przestrzeni nie filtru z tarczy kolorów, lecz szklanego gobo. Jeśli jednak zdecyduje się na klasyczną formę, można zmiękczyć światło zakładając filtr frost, którego regulacja odbywa się w sposób płynny.
Bardzo popularne stało się łączenie możliwości głowic typu spot z głowicami typu beam. Tak jest i w prezentowanym modelu. Zwężając wiązkę światła za pomocą optyki oraz specjalnego gobo – beam reduktora dostępnego w dwóch rozmiarach, jest się w stanie wytworzyć wąski snop światła. Oczywiste, że część światła zostanie na reduktorze, lecz to, co zostaje, w zupełności wystarcza. Należy pamiętać, że cały czas jest do dyspozycji pryzmat, co daje dodatkowe możliwości kreowania sceny wąskim światłem. Przy rozszczepianiu beamowej wiązki intensywność jest do zaakceptowania. Finalnie daje to sporo możliwości – z jednego urządzenia można wygenerować kilka rodzajów światła i to w czasie jednego show.
Light Go! Helios od frontu.
Gdzie można ją powiesić?
Widzę sporo zastosowań dla tej oprawy. Myślę, że ogrom ośrodków kultury byłoby zachwyconych, gdy osiem takich urządzeń zagościłoby na ich kratach kontrowych. Taka konfiguracja spokojnie poradziłaby sobie podczas małych i średnich koncertów. Często spotykam się z sytuacją, że takie miejsca nie mają przyłączy energetycznych dużej mocy rzędu 80 czy 125 amperów. Najczęściej fakt ten bierze się z tego, że infrastruktura nie jest na to przygotowana. Takie dość energooszczędne głowice załatwiają temat oferując sporo funkcji przy jednocześnie stosunkowo niskim zużyciu energii. To także świetna propozycja dla małych i średnich firm zajmujących się światłem scenicznym. Dzięki uniwersalności sprawdzą się w wielu typach realizacji. W piątek będą pracowały jako spoty na koncercie, w sobotę pokryją powierzchnię jednorodnym światłem na premierze nowego modelu samochodu, a w niedzielę zostaną użyte w wielu wąskich promieniach podczas pokazu mody. To wszystko za pomocą tego samego urządzenia. Co więcej, dzięki wymiennym indeksowanym gobosom, można zabrać je na firmowy bankiet, by tam wyświetlać logo klienta. Nie trzeba się przy tym martwić żywotnością lampy – wszak Helios oparty jest na LED. To także rozsądna propozycja dla wszelkiego rodzaju klubów muzycznych i tanecznych. Fakt nieposiadania lampy wyładowczej czyni to urządzenie praktycznie bezobsługowym. Myślę, że przy twórczym realizatorze światła ta głowica może zaskoczyć niejednego weterana parkietu.
Helios – zasłużył na to imię?
Jak na dwustuwatowy LED – silny. Wiązka jest mocna i widać to nie tylko pod względem intensywności, ale też temperatury generowanej przez urządzenie. Tarcza kolorów, 2 tarcze gobo w tym jedna rotacyjna z indeksowaniem, co jest bardzo mile widziane. Płynnie regulowany filtr frost, rotacyjny, także indeksowany czterościenny pryzmat. Autofocus, efekt stroboskopowy aż do 25 Hz, opcja beam realizowana za pomocą beam reduktorów. Zoom od 7 do 60 stopni. Ogrom możliwości upakowanych w kompaktowej obudowie czyni ją dość wszechstronną, co jest dziś bardzo pożądana, ponieważ jeśli można kupić jeden typ urządzenia, który sprawdzi się w wielu aplikacjach, to nie ma większego sensu rozglądać się za innymi propozycjami. To niejako odpowiedź rynku na to, czego oczekują potencjalni posiadacze takich głowic. Przystępne cenowo, łatwe w eksploatacji i do użycia w wielu konfiguracjach. Helios taki właśnie jest.
Tekst: Wojciech Szkodziński, Muzyka i Technologia
Zdjęcia: Marcin Ziniak, Muzyka i Technologia