Co właściwie kryje się pod wdzięczną nazwą LIGHT GO? Właścicielem marki jest znana w Polsce poznańska firma Show System. Tu należy wspomnieć, że nie jest to jedyna marka powiązana ze wspomnianą firmą. Show System będzie kojarzona również z rynkiem DJ-skim, studyjnym, nagłośnieniowym oraz ze wszelkimi akcesoriami związanymi z wymienionymi sektorami. Zatem i LIGHT GO!, które gościło już na naszych łamach, ma wsparcie tejże firmy i jest jednocześnie jej własnością. To akurat spora zaleta, szczególnie, jeśli myśli się o zakupie urządzeń dość profesjonalnie wyposażonych, ale równocześnie tanich.

Z czym się zmierzę w tym numerze? Jest to naświetlacz (lub jak kto woli – modniejsze ostatnio słowo: oświetlacz) typu washer, oparty o LED-owe źródła światła. Mam jednak spore wątpliwości, czy rzeczywiście tego typu urządzenia powinny być kwalifikowane jako naświetlacze. Jak zwykle przy okazji testu powinniśmy pochylić się nad koniunkturą języka technicznego i poprawnym klasyfikowaniem urządzeń. Rzeczywiście w tytule użyłem słowo „naświetlacz”, ponieważ to urządzenie spełnia w sensie optycznym taką samą funkcję jak oprawa konwencjonalna. Jednak konstrukcyjnie (tu nadal mówię jedynie o optyce, a nie o możliwościach typu RGBW) nieco się różni. Przypomnę tylko, że konwencjonalne naświetlacze są pozbawione jakiegokolwiek układu zawierającego soczewkę. Są to też urządzenia, które zostały oparte na jednym źródle światła. W tym miejscu odniosę się do słowa „wash”. W  praktyce nazywamy tak samo głowice, które zawierają wiele źródeł światła i mikro soczewki jak i te oparte na jednym lub skondensowanym źródle i wspólnym układzie soczewek. Głowice typu wash różnią się diametralnie w sensie konstrukcji, jednak mogą spełniać taką samą funkcję, stąd też wash’em nazywamy każdą głowicę tego typu bez względu na wspomniane różnice. Wracając do bohatera niniejszego tekstu: skoro nie naświetlacz, to może ostatnio modny oświetlacz? Tu też byłbym ostrożny przed lansowaniem takiego słowa w stosunku do urządzenia, bo wprowadza to niezły bałagan w języku branżowym. Należy z  całą stanowczością podkreślić, że w  ojczystej mowie oświetlacz to funkcja (zawód), a  nie urządzenie. Kim jest oświetlacz? Oto cytat z regulacji opracowanych przez Krajową Izbę Producentów Audiowizualnych: Oświetlacz jest najbliższym współpracownikiem Mistrza oświetlenia na planie zdjęciowym, wykonującym wszystkie zlecone mu pomocnicze zadania oświetleniowe związane z realizacją zdjęć filmu. Oświetlacz odpowiada osobiście za sprawną obsługę sprzętu oświetleniowego i towarzyszącego, wyznaczonego uprzednio przez Operatora obrazu i  Mistrza oświetlenia, zgodnie z normami technicznymi i przepisami BHP.
Czym zatem jest to urządzenie? Myślę, że naświetlacz typu washer lub po prostu washer wydaje się być najbardziej trafnym i  precyzyjnym określeniem. Pamiętajmy, że brak możliwości zmiany zoomu nie uczyni z tej oprawy pełnoprawnego wash’a. Prześledziłem też nazewnictwo u innych polskich producentów i dystrybutorów. Muszę przyznać, że próba zastąpienia słowa washer iście polskim wyrazem wszystkim chyba nastręcza problemów.

Rodzaj soczewek oraz diody typu COB sprawiają, iż washer kreuje równą (bez zbędnych przebarwień) plamę oświetleniową.

Mała pomyłka!
Kiedy do naszej redakcji dotarła niewielka paczka zawierająca washera z  LIGHT GO! pomyślałem, że to pomyłka! Natychmiast wygrzebałem w materiałach archiwalnych artykuł dotyczący testu takiego właśnie urządzenia i to z LIGHT GO! Test opublikowaliśmy w 2018 roku. Szybko jednak okazało się, że to ja popełniłem błąd. Na szczęście chodziło o inny, choć z pozoru bliźniaczy wręcz model. Najistotniejszą różnicę można właściwie wysondować z nazwy washera. Model testowany w tym artykule ma dumny dodatek move, zatem mamy do czynienia z konstrukcją posiadającą zmotoryzowany tilt. Wspomnę tylko, że podobnie jak w przypadku modelu pro 5, tak samo urządzenie z dodatkiem move jest znane na świecie również pod innymi nazwami. W pierwszej chwili pomyślałem, że zdalne sterowanie tiltem będzie właściwie jedyną różnicą, którą wprowadziła fabryka z  prowincji Guangdong. To jednak okazało się zbyt pochopnym wnioskiem. LIGHT GO! zadbało o to, aby modyfikacje były również na innych polach. Zatem przyjrzę się faktom.

Urządzenie pozwala na pracę z temperaturą barwową w zakresie od 2000 do 10 000 K.

Oględziny i wstępna analiza faktów
Zarówno 5 pro, jak i  5 pro move zostały wyposażone w  44 czipy RGBW o mocy 10 W każdy. W zaokrągleniu producent podaje moc całkowitą na poziomie 450 W. Oba modele mają również klasę szczelności IP65. Pomimo zautomatyzowanego tiltu model z dodatkiem move jest też naprawdę niewiele droższy. Co ciekawe w obu wypadkach producent podaje tę samą wagę urządzenia, czyli 10,9 kg. Tu akurat należy podkreślić, że przy takiej jasności washera i  jego klasę szczelności, wspomniana waga jest naprawdę niewielka. Gdzie zatem znajdują się modyfikacje? Parametry dotyczące źródła światła wydają się być identyczne. Sama fabryka wykonująca ten model dla LIGHT GO określa czip prawie zawsze tak samo, również w odniesieniu do innych produktów. Można znaleźć tylko enigmatyczne sformułowanie Tianxin LED source. Nie znaczy to jednak, że nazewnictwo kojarzące się z tym olbrzymim krajem musi mieć odzwierciedlenie np. w  niskiej jakości. W  tym wypadku nic bardziej mylnego i odniosę się do tego w dalszej części testu. Co dalej? Oględziny zewnętrzne wskazują na spore modyfikacje (oczywiście w odniesieniu do modelu 5 pro). Sama obudowa i konstrukcja zewnętrzna jest zupełnie inna. Ramiona podtrzymujące optykę, ze względu na zmechanizowany tilt zostały zabudowane. Co do tiltu to należałoby podkreślić, iż model move ma niewielkie ograniczenie. Zasięg ustawienia tiltu będzie dokładnie o 5 stopni mniejszy niż w przypadku „ręcznej” regulacji w starszym 5 pro. Wynosi on 185 stopni. No cóż. Ta niewielka różnica (spowodowana innym kształtem obudowy) jest zdecydowanie rekompensowana przez fakt, iż tilt można ustawiać zdalnie. Skoro wspomniałem już o obudowie. W  modelu 5 pro (pomimo tej samej klasy szczelności) znajduje się inna pokrywa osłaniająca wentylatory w tylnej części z optyką. Także ożebrowanie (spełniające rolę radiatora) na bokach panelu optycznego stanowi zupełnie inną konstrukcję. Podstawa urządzenia w wersji move również została zaprojektowana inaczej – jeśli mowa o jej kształcie. Choć rozkład gniazd zachowano podobny i  zostały one zlokalizowane na szczytach obudowy (IN DMX i POWER IN z  jednej, a  gniazda typu OUT z  drugiej), to zdecydowano się na przeniesienie samego wyświetlacza i  przycisków nawigacji. W  tej wersji wyświetlacz „wylądował” również z boku.

Zakres tiltu wynosi 185 stopni.

LIGHT GO! w praktyce
Zanim przeanalizuję parametry, muszę zwrócić uwagę na jedną rzecz. Pierwsze uruchomienie urządzenia wprawiło mnie naprawdę w zaskoczenie. Zacznę może od pracy tiltu. Mechanizm może i nie jest super szybki (to nie jest wszak oprawa do takich celów), ale pomimo 8-bitowej rozdzielczości i  to w  każdym trybie, działa naprawdę dobrze. Jakość kolorów? Imponująca. No i samo krycie: próbowałem wyłapać przebarwienia czy niejednolite krycie, oświetlając naprawdę bliskie powierzchnie. Plama oświetleniowa jest mieszana idealnie. Oprawa ma stały kąt świecenia (trochę szkoda) i  wynosi on 35 stopni. Co można wycisnąć z  washera? W  menu zaimplementowano cztery tryby pracy – w tym dwa siedmiokanałowe. Oba oferują rozdzielczość 8 bitów w odniesieniu do wszystkich funkcji. W pierwszym z nich znajduje się ruch w tilcie, dimmer oraz na niezależnych kanałach płynna regulacja RGBW. Nie obyło się też bez kanału odpowiedzialnego za pracę wirtualnego shuttera. W zależności od wartości kanału shutter będzie pracował jako strobo z częstotliwością do 17 Hz lub jako pulse czy random. W drugim trybie siedmiokanałowym dodano regulację CTC. Jak udało się dodać kolejną funkcję, jednocześnie nie zwiększając liczby kanałów? To proste: kanał odpowiedzialny za intensywność diody białej zamieniono na regulację CTC. Oznacza to, że w zależności od ustawienia wartości wspomnianego kanału uzyskamy albo natywną wartość temperatury barwowej diody białej, albo poprzez zautomatyzowane domieszanie innych kolorów, użytkownik może płynnie regulować wartość w  zakresie od 2000 do 10 000 K. No dobrze. A  co w  sytuacji, kiedy chciałoby się użyć tylko nasyconego koloru? Przykładowo, czerwień… Kanał odpowiedzialny za CTC obejmuje również wartość określoną jako RAW. Oznacza to, że w tej pozycji diody białe zostaną całkowicie wyłączone. Czas na mode dziewięciokanałowy. Nie znajduje się tu efekt strobo ani regulacja temperatury barwowej. Nie ma tu też globalnego dimmera. Za to wszystkie kolory zyskują możliwość regulacji z rozdzielczością 16 bitów.

Urządzenie gwarantuje klasę szczelności IP 65.

Najwyższy 11-kanałowy tryb pracy jest właściwie połączeniem wszystkiego, co oferuje urządzenie. Zatem będzie tu do dyspozycji i strobo i regulacja CTC, a także globalny dimmer oraz kolory RGB w  rozdzielczości 16 bitów. Podobnie jak w  wspominanym nader często modelu 5 pro znajdują się tu bardzo istotne funkcje. Szczerze, bardzo liczyłem na nie. Głównie dotyczą one pracy dimmera. W  menu można symulować zarówno pracę nowoczesnych LED-owych urządzeń, gdzie dimmer będzie reagował bez zbędnej latencji, jak i urządzenia konwencjonalne. Dostępnych jest tu aż pięć różnych trybów, a opóźnienie w reakcji dimmera (symulujące tzw. bezwładność żarnika) można dopasować właściwie do każdej mocy urządzeń. Znakomicie udało się zestawić washera zarówno z oprawą konwencjonalną o mocy 750 W, 1 kW jak i 2 kW. Nie zapomniano też o  zmianie temperatury barwowej w  stosunku do wartości dimmera. Należy pamiętać o  tym, że urządzenie oparte na źródle halogenowym będzie miało zazwyczaj temperaturę barwową 3200 K. I owszem, ale tylko przy pełnej jasności, czyli przy dimmerze równym 100%. Jak tylko zacznie się zmniejszać wartość dimmera w źródle halogenowym, prócz jasności zacznie spadać również temperatura barwowa. Ten washer jest w stanie w razie potrzeby symulować również tego typu pracę. Co prawda przy niektórych temperaturach barwowych i  niższych wartościach dimmera, odchylenie od krzywej bieli oczywiście jest nieco inne (da się zauważyć różnicę w stosunku do reflektora konwencjonalnego), ale i tak wspomniana funkcja spisuje się bardzo dobrze. Wspomniane tryby pracy dimmera to jedynie symulacja bezwładności, czyli opóźnienie jego reakcji. Prócz tego jest także możliwość ustawienia tzw. krzywych. Washer został wyposażony w cztery różne warianty.

Podobnie jak w przypadku wersji bez ruchomego tiltu urządzenie zostało wyposażone w 44 10-watowe chipy RGBW.

Miłe zaskoczenie?
Chyba tak. Raczej na pewno tak! Skwituję to właściwie kilkoma słowami: warty tych pieniędzy. Za rozsądną kwotę otrzymuje się produkt z  klasą szczelności pozwalającą pracować na zewnątrz z zautomatyzowanym tiltem, przy jednoczesnym utrzymaniu jakości źródeł światła. Oprawa oczywiście daje się też w pełni sterować z  poziomu menu. Wszelkie parametry (wraz z  pozycją tiltu) można ustawić statycznie w ciągu kilku sekund. Tym samym istnieje możliwość użycia washera do celów architektonicznych. To samo dotyczy gotowych dynamicznych sekwencji. Bez użycia sterownika DMX, z  poziomu menu można wyzwolić jeden z  istniejących programów. Tu nasuwa się jeszcze jedno pytanie. Czy rzeczywiście washer przetrwa boje sceniczne i różne warunki atmosferyczne? Myślę, że jeśli chodzi o tę kwestię, to Wy, drodzy czytelnicy, z pewnością powiadomicie redakcję po kilku sezonach użytkowania. Oby były udane!

Tekst: Paweł Murlik, Muzyka i Technologia
Zdjęcia: Krzysztof Kadis