Monitor MJF 210 wyposażono w dwa identyczne głośniki 10” i w driver średnio-wysokotonowy z firmową tubą, wykonaną z aluminium. W monitorze zastosowano trzy oddzielne końcówki mocy pracujące w klasie D, z których każda zasila pojedynczy głośnik.
Monitory odsłuchowe to specyficzne zestawy głośnikowe, które mimo ekspansji indywidualnych systemów dousznych, nadal stanowią ważny element wyposażenia koncertowych systemów nagłaśniających. To właśnie od ich jakości w dużym stopniu zależy komfort pracy muzyków na scenie i dlatego praktycznie wszyscy liczący się producenci mają je w swojej ofercie. Niektóre z tych wyrobów to paczki uniwersalne, których jednym z zastosowań może być właśnie funkcja monitora; inne to wyroby wyspecjalizowane tylko do tego celu. Tę drugą grupę reprezentuje dostarczony do testów monitor renomowanej firmy Meyer Sound o oznaczeniu MJF210. To pierwszy zestaw głośnikowy Meyera, jaki mam okazję testować dla MiT, więc nie ukrywam, że chętnie podjąłem się tego zadania i mam nadzieję, że po lekturze artykułu czytelnicy będą mogli sobie wyrobić własne zdanie na temat tego sprzętu, bo mam zamiar potraktować tę paczkę dokładnie tak samo jak wszystkie inne, które trafiają do mojego warsztatu, niezależnie od miejsca wyprodukowania i renomy producenta. Wygląd zewnętrzny i szczegóły konstrukcyjne Jak większość współcześnie produkowanych zestawów głośnikowych, monitor Meyera pokryty jest czarnym lakierem strukturalnym i ma stalowy grill chroniący wszystkie przetworniki, z dodatkową warstwą gąbki (siatki) zabezpieczającej głośniki, podklejoną od strony wewnętrznej. Po jego zdemontowaniu możemy dostrzec sześć dodatkowych drewnianych wsporników, zabezpieczających osłonę przed odkształceniem w przypadku wywierania na nią dodatkowego nacisku, na przykład przez nadpobudliwego wokalistę. Paczka nie ma żadnych narożników, co w ostatnich latach wydaje się być swego rodzaju standardem, i oczywiście nie ma możliwości umieszczenia jej na statywie, gdyż – jak wspomniałem – to produkt specjalizowany. Wyposażono ją w wygodne uchwyty transportowe, co jest o tyle istotne, że waży 30 kg, więc do kategorii piórkowej nie można jej zakwalifikować. Podobają mi się również drewniane, pokryte warstwą gumy listwy, na których monitor stoi na podłożu. Jest to z pewnością rozwiązanie bardziej trwałe niż wszelkiego rodzaju gumowe nóżki, które zazwyczaj, prędzej czy później, się urywają i w efekcie paczka kuleje… W dolnej części grilla osłonowego znajduje się dyskretne, niewielkich rozmiarów logo producenta, a przy jednej z rączek umieszczono oznaczenie MJF 210. Obrazu dopełnia logo firmy, wyfrezowane w materiale obudowy, które umieszczono na jej tylnej ściance, sąsiadującej z panelem wzmacniacza. Warto zauważyć, że monitor można zaliczyć do kategorii zestawów niskoprofilowych, co sprawia, że nie dominuje na scenie, co też bywa często istotną zaletą. Po zdemontowaniu grilla i wyjęciu głośników widzimy, że zestaw wykonany został w całości ze sklejki i ma dość wyrafinowaną konstrukcję wewnętrzną, wyposażoną w wiele wzmocnień i usztywnień, mimo stosunkowo niewielkiej wielkości obudowy. Wykonano nawet specjalną podpórkę dla drivera, który jest dość pokaźnych rozmiarów i waży łącznie z tubą bez mała 6 kg. Poniżej głośników, czyli w miejscu, w którym zestaw styka się z podłożem, znajduje się szczelina otworu bass-reflex – co ciekawe, tunel wykonano już nie ze sklejki, tylko z odpowiednio wzmocnionego tworzywa, co pozwoliło na ograniczenie grubości ścianki tunelu przy jednoczesnym zachowaniu odpowiedniej sztywności. Ponieważ mamy do czynienia z paczką aktywną, sporą części obudowy wypełnia elektronika, która składa się z oddzielnego zasilacza impulsowego i modułu trzech końcówek mocy. Między nimi znajduje się wentylator, który nie jest przypisany do żadnego modułu, a jego zadaniem jest po prostu zwiększenie ruchu powietrza w obudowie w sytuacji, gdy czujniki wykryją znaczny wzrost temperatury elementów elektronicznych. Wykonanie całości jest bez wątpienia na wysokim, profesjonalnym poziomie, ale to raczej nie jest zaskoczeniem, zważywszy na fakt, że testowany wyrób to najwyższa światowa półka, a firma Meyer to jeden z liderów w branży pro-audio. Skoro dla celów testowych musiałem wymontować głośniki, to teraz poświęcę kilka zdań użytym w zestawie przetwornikom. Przetworniki sygnowane przez Meyer Sound Jak widać na załączonych fotografiach, monitor MJF 210 wyposażono w dwa identyczne głośniki 10” i w driver średnio-wysokotonowy z firmową tubą, wykonaną z aluminium. Trochę szokująca może wydawać się dysproporcja między wielkością i masą dziesięciocalowych głośników i drivera, bo obie dziesiątki ważą łącznie mniej więcej tyle, ile driver z tubą. Wszystkie te przetworniki są sygnowane nie tylko naklejką producenta, ale np. aluminiowe kosze głębokości 10” i tuba drivera mają na krawędziach wytłoczoną nazwę wytwórcy, co może świadczyć o tym, że wykonywane są przez firmę we własnym zakresie. Choć gdy chodzi na przykład o driver, to po zapoznaniu się z materiałami dostępnymi na stronie producenta można wnioskować, że jest on jakąś modyfikacją konstrukcji JBL-a. Chciałem nawet dobrać się do jego wnętrza, ale naklejka na osłonie magnesu ostrzega, że tego typu czynności mogą być wykonywanie wyłącznie w firmowym serwisie, więc zrezygnowałem. Jedno jest pewne – ten głośnik musi być bardzo odporny na ekstremalne warunki pracy, bo w paczce zastosowano bardzo niską jak na układ dwudrożny częstotliwość podziału, o czym jeszcze wspomnę w dalszej części testu. Jeśli chodzi o przetworniki 10”, to wyposażono je w niewielkie magnesy neodymowe, które służą do napędu cewek o średnicy 2”, 4 Ohm. Z ciekawości zmierzyłem ich rezonans własny i okazało się, że wynosi on około 70 Hz, a w obudowie – dzięki układowi bass-reflex – obniża się do około 45 Hz. Zastosowano tu stożkową membranę pokrytą lakierem, na dość sztywnym górnym zawieszeniu z tworzywa. Teraz, gdy już omówiłem konstrukcję obudowy i opisałem użyte w zestawie przetworniki, zajmę się pomiarami elektrycznymi wbudowanych wzmacniaczy i akustycznej charakterystyki paczki, co może być o tyle interesujące, że firma nigdzie nie udostępnia danych odnośnie mocy tego wyrobu. Co prawda, krążą już wśród fachowców anegdoty, że podobno określa się tę moc jako wystarczającą, ale nie sądzę, żeby to była informacja satysfakcjonująca czytelników MiT. Pomiary W monitorze zastosowano trzy oddzielne końcówki mocy pracujące w klasie D, z których każda zasila pojedynczy głośnik. Jak wspomniałem, dziesięciocalowe przetworniki są wykonane w wersji czteroomowej (3,4 Ohm dla DC), natomiast driver ma cewkę o rezystancji 7,5 Ohm. Dzięki takiej konfiguracji można było użyć trzech identycznych wzmacniaczy, choć oczywiście konieczne było zastosowanie korekcji wzmocnień i dobranie skutecznie działających filtrów. Jeśli chodzi o pomiar mocy, to w krótkim (poniżej 1 s) impulsie wzmacniacze są w stanie dostarczyć do każdego z dziesięciocalowych głośników około 300 W, ale już po chwili moc ta ograniczana jest przez wbudowane limitery do około 100 W i taką wartość możemy przyjąć jako moc ciągłą (continuous RMS). Zauważyłem również, że działanie limiterów zmienia się w funkcji częstotliwości, co też przyczynia się do lepszego zabezpieczenia niezbyt mocnych głośników, bo przypominam, że głośniki 10″ mają cewki dwucalowe, których moc nominalną można określić zazwyczaj na około 200 W. Jeśli chodzi o driver (z cewką 4”), to wzmacniacz dostarcza w krótkim impulsie moc około 100 W, ale potem ograniczana jest ona do około 30 W mocy ciągłej. Jak więc widać, w zakresie mocy zestawu wbudowane wzmacniacze są w stanie dostarczyć do głośników monitora łącznie około 700 W w krótkim impulsie oraz około 230 W mocy ciągłej, co zresztą potwierdza w pewnym stopniu firmowa specyfikacja techniczna określająca szczytowy (< 1 s) i ciągły (cont.) pobór prądu z sieci zasilającej. W tym pierwszym przypadku jest to 2,4 A, a w drugim 1,1 A. Oczywiście moc nominalna niewiele mówi o ciśnieniu akustycznym, jakie jest w stanie wygenerować zestaw, ale niestety takich pomiarów nie mogłem wykonać. Skoro firma też się tymi parametrami nigdzie nie chwali, więc mogę trochę żartobliwie powiedzieć, że monitor jest w zapewne wystarczająco głośny, skoro podobno wykorzystuje go zespół Metallica, który jak wiadomo, do grających cicho się nie zalicza. Dokonując pomiarów mocy, oczywiście sprawdziłem również, jakich elektronicznych korekcji użyto dla zrównoważenia charakterystyki pasma przenoszenia zestawu, i od razu muszę powiedzieć, że są to korekcje bardzo głębokie. Dla przykładu, na częstotliwości 450 Hz występuje prawie dziesięciodecybelowy spadek mocy elektrycznej w stosunku do częstotliwości 350 Hz, a z kolei driver na częstotliwości 10 kHz dostaje ponad 10 dB więcej wzmocnienia niż na 5 kHz. Zastosowano również filtr dolnozaporowy, który ogranicza moc o 6 dB na 45 Hz i o 12 dB na 35 Hz, co oczywiście jest zrozumiałe i uzasadnione, bo przecież taki monitor nie służy do odtwarzania najniższego fragmentu pasma. Jeśli chodzi o sekcję wysokotonową, to na 20 kHzmamy już dwunastodecybelowy spadek mocy wydzielanej w cewce drivera, w stosunku do 15 kHz, co też osiągnięto dzięki odpowiedniemu zaprogramowaniu wbudowanych filtrów. Warto dodać, że w paczce zastosowano bardzo niską częstotliwość podziału, a wbudowany crossover działa w ten sposób, że na częstotliwości około 800 Hz występuje już dwunastodecybelowy spadek wzmocnienia zarówno na głośnikach 10”, jak i podobny na driverze. Taki podziała stawia bardzo duże wymagania driverowi, który nie tylko musi dysponować odpowiednią mocą, ale również zapewnić skutecznie przetwarzanie bardzo szerokiego zakresu pasma akustycznego. Wszystkie opisane przeze mnie zabiegi konstrukcyjne służą w przypadku tego monitora jednemu nadrzędnemu celowi – jak najlepszemu wyrównaniu przebiegu charakterystyki częstotliwościowej. O tym, że te założenia udało się spełnić, świadczy wykonany przeze mnie pomiar pasma przenoszenia zastawu. Akustycy określają taki wynik mianem „linijka” i chyba nie muszę wyjaśniać, co mają na myśli. Do pomiaru użyłem szumu różowego i bardzo dużej rozdzielczość analizatora (1/32 oct). Jak widać, pomiar akustyczny bardzo dobrze odzwierciedla pomiary elektryczne, o czym świadczy choćby gwałtowny spadek skuteczności przetwarzania zestawu na obu skrajach pasma. Jak wiadomo, firmy różnie podchodzą do kwestii liniowości pasma przenoszenia – jedne idą właśnie drogą konstruktorów Meyera, a inne zaś uważają, że zestaw głośnikowy wcale nie musi mieć idealnie płaskiej charakterystyki przenoszenia, a najbardziej istotne jest, żeby ładnie grał. Tyle że w przypadku profesjonalnych monitorów to pierwsze rozwiązanie wydaje się bardziej sensowne, bo znane są z praktyki przypadki, gdy nawet wysokiej klasy i – co za tym idzie – drogie odsłuchy wymagają czasem pewnych niezbędnych korekcji, które mają za zadanie ograniczyć ich brzmieniowe narowy, często trudne do zaakceptowania. Filozofia Meyera z grubsza sprowadza się do tego, żeby każdy produkt był po prostu z marszu gotowy do pracy i dlatego firma od początku postawiła na zestawy aktywne, w których łatwiej zaaplikować rozwiązania, służące do realizacji takich założeń. Teraz kilka zdań o przyłączach dostępnych na tylnym panelu odsłuchu. Przyłącza modułu wejściowego Jak widać na jednej z wcześniejszych fotografii, moduł wejściowy wyposażono jedynie w dwa gniazda XLR (input, output), wraz z graficznym schematem ich połączeń oraz w zdublowane gniazda sieciowe powercon. Brakuje nawet potencjometru regulacji poziomu, co może być dla niektórych użytkowników nieco denerwujące. Jednak osobiście uważam, że to właściwe podejście w przypadku sprzętu profesjonalnego, gdzie zazwyczaj unika się instalowania dodatkowych elementów regulacyjnych, wychodząc z założenia, że wszelkich regulacji należy dokonywać z wyższego poziomu i że niewskazane jest, żeby dostęp do nich mieli sami muzycy albo – co gorsza – osoby przypadkowe. Trzeba jednak dodać, że ten monitor może być opcjonalnie wyposażony w dodatkowy moduł, umożliwiający kontrolę jego parametrów poprzez sieć, co w rozbudowanych systemach odsłuchowych jest opcją z pewnością mile widzianą. Na koniec testu podzielę się z Państwem kilkoma uwagami na temat brzmienia tego odsłuchu, choć oczywiście tego typu oceny zawsze są subiektywne, bo przecież każdy ma w tym zakresie swoje preferencje. Brzmienie i krótkie podsumowanieTesty przy użyciu kilku moich ulubionych płyt CD potwierdziły fakt dużej neutralności brzmieniowej zestawu. Żadne częstotliwości nie kłują w uszy, choć w porównaniu z kilkoma paczkami aktywnymi, które akurat mam na stanie, można zauważyć, że Meyer brzmi trochę matowo, co oczywiście nie musi być wadą. Tym bardziej, że dość łatwo ożywić to brzmienie przy pomocy prostych korekcji dostępnych w każdym mikserze, że nie wspomnę o rozbudowanych korektorach, zawsze obecnych w profesjonalnych systemach monitorowych. Paczce nie brakuje dynamiki, a jednocześnie na każdym poziomie głośności zachowuje niemal identyczne brzmienie, co też jest dużą zaletą, charakteryzującą zazwyczaj wyroby z wyższej półki. Nie ulega wątpliwości, że MJF 210 zalicza się właśnie do tej grupy produktów i z pewnością można go polecić najbardziej wymagającym użytkownikom. Inna sprawa, że nie każdego będzie zapewne stać na ten produkt, a tym bardziej na cały ich zestaw, więc siłą rzeczy krąg odbiorców w naturalny sposób zawęża się właśnie do elity. Jednak rynek nagłośnieniowy w Polsce bardzo się w ostatnich latach rozwinął i dla wielu firm posiadanie riderowego sprzętu jest podstawą istnienia w branży, więc sądzę, że z pewnością znajdą się takie, dla których najnowszy produkt Meyera okaże się trafioną inwestycją. tekst Piotr Peto Muzyka i Technologia