Aktywny zestaw głośnikowy wyposażony w dwunastocalowy głośnik i driver. Wyróżnia się zewnętrznym wyglądem, dobrym brzmieniem oraz rozbudowanymi jak na tę półkę cenową możliwościami regulacji i połączeń.
Włoska firma Proel jest niewątpliwie liczącym się graczem wśród producentów branży audio. Ma bardzo szeroką ofertę handlową, która obejmuje całe spektrum sprzętu, jaki występuje na estradzie – i to począwszy od złącz, poprzez różnego rodzaju peryferia, wzmacniacze, miksery, a skończywszy na profesjonalnym sprzęcie z wysokiej półki, oczywiście również cenowej. Jednak w ostatnich latach ten producent mocno zaznaczył swoją obecność na rynku sprzętu, jaki zwykliśmy zaliczać do grupy budżetowej. Testowałem już dla MiT sporo wyrobów tej firmy, m.in. kilka wariantów zestawów głośnikowych z serii Flash. Teraz dystrybutor dostarczył do testów paczkę z nowej serii oznaczonej literą V, a konkretnie model o symbolu V12A. Jak łatwo się domyślić, mamy do czynienia z zestawem aktywnym wyposażonym w dwunastocalowy głośnik i driver. Nie ukrywam, że byłem bardzo ciekaw, jak zagra ta paczka w porównaniu z podobnym w sensie konstrukcyjnym modelem Flash 12A, którym akurat dysponuję. Tym razem zacznę test od oceny walorów brzmieniowych, właśnie w konfrontacji ze wspomnianym Flashem, a następnie zajmę się tym, czego potencjalny nabywca zazwyczaj nie widzi ani czego nie może sprawdzić w warunkach „amatorskich”. Test porównawczy brzmienia dwóch paczek ProelDo celów porównawczych wykonałem sobie już jakiś czas temu „magiczne” pudełeczko, które wyposażyłem w trzy gniazda jack i przełącznik. Na jedno z nich, czyli na wejście, wprowadzam sygnał testowy, a przełącznik pozwala na podawanie sygnału alternatywnie na jedno z dwóch gniazd wyjściowych, do których podłączone są testowane zestawy. Odtwarzając w ten sposób muzykę, którą uważam za dobrze nagraną i brzmiącą, mogę łatwo wychwycić różnice pomiędzy dwiema paczkami. Oczywiście najpierw testuję zestawy przy płaskiej charakterystyce korekcyjnej. Tym razem „padło” na Steely Dan, a konkretnie utwór „Babilon Sisters”. Wrażenia są następujące: V12A gra klarowniej niż „stary” Flash, wokal jest bardziej wyeksponowany, a jednocześnie paczka ma relatywnie dużo dołu, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę jej niewielkie gabaryty. Ogólnie rzecz biorąc, brzmienie ma większy „pazur”, choć wydaje się, że nieco brakuje najwyższych częstotliwości. Przy identycznych nastawach potencjometru volume na tylnym panelu V12A jest również głośniejszy, co oczywiście nie musi o niczym świadczyć, bo nie wiadomo, jak dobrano wzmocnienia, czyli jaka faktycznie jest czułość wejścia w porównaniu z konkurentem. Flash 12A gra bardziej miękko, zapewne bardziej równo, choć nieco matowo. Z drugiej strony brzmienie V12A, szczególnie przy większym poziomie głośności, nabiera nieco „kartonowego” charakteru, czego raczej nie można powiedzieć o Flashu. Oczywiście są to bardzo subiektywne wrażenia, ale uważam, że nowy wyrób może śmiało konkurować z poprzednikiem, a niektórym być może nawet jego brzmienie wydać się lepsze, głównie z uwagi na większą transparentność. Co ciekawe, te jego walory ujawniły się dopiero właśnie w konfrontacji ze starszą paczką, bo odsłuchiwany na początku samodzielnie nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia, wydając się właśnie nadmiernie krzykliwym, z przesadnie wyeksponowanym dołem. Wniosek z tego taki, że zawsze warto mieć jakiś punkt odniesienia, i to nie tylko przy testowaniu aparatury nagłaśniającej, no ale to już trochę inny temat. Na koniec jeszcze dodam, że bez sygnału paczka jest praktycznie bezgłośna – jedynie po włożeniu ucha do dwunastocalowego głośnika można usłyszeć minimalny brum, który jednak absolutnie nie przeszkadza w normalnej eksploatacji. To tyle na temat brzmienia – teraz zajmę się już tym, co można realnie zmierzyć, sprawdzić i zbadać bez narażania się na zarzut subiektywizmu. Wygląd zewnętrznyPierwsze, czego nie sposób nie zauważyć od razu przy wyjmowaniu paczki z opakowania, to jej bardzo mała waga, jest to zaledwie 13 kg. Kolejny plus to bardzo wygodny uchwyt transportowy, umieszczony w górnym fragmencie obudowy i będący jej integralną częścią. Przenoszenie nie stanowi więc żadnego problemu, ale sytuacja wygląda nieco gorzej, gdy będziemy chcieli umieścić zestaw na statywie, bo żadnej bocznej rączki nie przewidziano. Oczywiście obudowa wykonana jest z tworzywa i jej estetyka sprawia dobre wrażenie. Wyposażono ją w efektowny grill z przetłoczeniem przypominającym literę V, ma ona możliwość stabilnej pracy w pozycji monitora, a na przedniej ściance umieszczono diodę LED (z opcją jej wyłączenia) pokazującą stopień wysterowania, która zmienia kolor na czerwony w momencie zadziałania ograniczników. W dolnej części obudowy znajdują się dość duże otwory bass-reflex o nieregularnym kształcie komór wylotowych, co służyć może również ograniczeniu niepożądanych rezonansów wywoływanych strumieniem przepływającego powietrza. Uważam, że wyrób prezentuje się atrakcyjnie i nowocześnie. Nie zabrakło gniazda statywu wyposażonego w śrubę blokującą sztycę. Co warto podkreślić, paczka ma możliwość podwieszania, bo zarówno na górnej, jak i dolnej części obudowy zainstalowano po dwa gniazda z gwintem M10. Z pewnością docenią to ci potencjalni nabywcy, którzy będą chcieli zawiesić zestawy na ścianie, na przykład w lokalu, a do tego celu nadają się te paczki znakomicie. Jedyna uwaga to fakt, że do tego zestawu trudniej będzie dorobić pokrowce transportowe, ze względu nawklęsły tył. Miało to zdaje się z założenia zabezpieczyć panel wzmacniacza, ale osobiście wolałbym proste ścianki i moduł cofnięty w głąb obudowy. Widocznie uznano, że tak będzie oryginalnie, a czymś przecież trzeba się odróżniać od konkurencji. Generalnie, jeśli chodzi o estetykę i design, Proel pokazał, że wie, jak funkcjonować we współczesnych realiach rynkowych i z pewnością pod tym względem ten wyrób nie ustępuje pola konkurencji. Panel wzmacniacza i regulatoryZestaw możliwości przyłączeniowych i ich organizacja panelu wzmacniacza prezentują się nieco skromniej niż we wspomnianym wcześniej Flashu, ale nie oznacza to w tym wypadku jakiegoś znacznego zubożenia. Mamy do dyspozycji uniwersalne wejście combo, gniazdo XLR oznaczone jako link, przełącznik czułości wejść mic/line (zabezpieczony przed możliwością przypadkowego wciśnięcia), dwupunktową korekcję barwy low, high, przełącznik masy, diodę signal/limit (zdublowaną z tą na panelu przednim, którą można wyłączyć dedykowanym przełącznikiem), diodę on sygnalizującą załączenie zasilania, gniazdo bezpiecznikowe, gniazdo zasilania sieciowego i wyłącznik power. Czego więcej potrzeba w budżetowej paczce? Uważam, że niczego, a nawet zdaję sobie sprawę, że są konstrukcje, przy których V12A jest niemal szczytem wyrafinowania. Chciałbym przy okazji podkreślić jedną, ale za to bardzo istotną zmianę w odniesieniu do wyjścia link w porównaniu z zestawami Flash. Otóż, mówiąc nieco żartobliwie, inżynierowie Proela chyba wreszcie zareagowali na moje uwagi, że poziom sygnału na tym wyjściu nie ma prawa być uzależniony od nastaw potencjometru wzmocnienia paczki, a niestety tak to jest pomyślane u poprzednika. Tutaj na szczęście poziom na wyjściu link jest dokładnie taki sam jak na wejściu zestawu i nie jest uzależniony od żadnych regulatorów w module wzmacniacza. Sprawdziłem to natychmiast po podłączeniu urządzenia i nie ukrywam, że poczułem sporą ulgę. Nareszcie będzie można użyć tych paczek w dowolnej liczbie w niedrogim systemie monitorowym, co w pewnością ucieszy różne kapele niedysponujące dużymi funduszami. Teraz zobaczymy, czy Proel może swoim nowym wyrobem konkurować również tym, co zamontowano wewnątrz zestawu V12A. PrzetwornikiJeśli chodzi o głośnik dwunastocalowy, to wyposażono go ferrytowy obwód magnetyczny o średnicy 155 mm mocowany na stalowym koszu, z cewką 63 mm (2,5′′). Z własnego doświadczenia wiem, że taki przetwornik przy dobrym wykonaniu może dysponować mocą rzędu 200–250 W i można założyć, że tak jest również w tym wypadku. Głośnik ma gładką membranę i dość sztywne zawieszenie (rezonans ok. 55 Hz) co też jest typowe dla takich zastosowań, ponieważ nikt nie oczekuje od niewielkiej paczki z dwunastocalowym głośnikiem skutecznego przetwarzania częstotliwości poniżej 60 Hz. Driver ma średnicę 50 mm i – jak podaje producent – zastosowano w nim magnes neodymowy. Można się domyślić, że przetwornik ten ma cewkę nie większą niż 20 mm. Jak więc widzimy (i czego zresztą można było się spodziewać), przetworniki są dobrym przykładem wyposażenia typowo budżetowego. Zobaczmy, co napędza te głośniki i jak rzeczywista moc się na nich wydziela. Moduł końcówki i korekcjePierwszą czynnością, jaką zazwyczaj wykonuję podczas gruntownego testu modułu wzmacniacza, jest standardowy pomiar mocy nominalnej, zawsze w identycznych warunkach pomiarowych i według tej samej procedury, co już wielokrotnie opisywałem przy okazji moich testów dla MiT. Jeśli chodzi o końcówkę zasilającą dwunastocalowy głośnik, to na obciążeniu 4 Ohm, czyli odpowiadającemu impedancji zastosowanego głośnika, daje ona około 150 W do momentu zadziałania limitera, co dobrze pokazuje również dioda limit, która dokładnie przy takiej mocy zaświeca się na czerwono. Sinus jest nieco rozmyty, szczególnie przy większych poziomach mocy, co jednak jest dość typowe dla budżetowych wzmacniaczy pracujących w klasie D. Pasmo jest oczywiście korygowane elektronicznie, podobnie jak to miało miejsce w rodzinie Flash. Można przyjąć, że już od około 200 Hz w dół następuje stopniowy wzrost napięcia na wyjściu, które osiąga sześciodecybelowe maksimum przy około 75 Hz, co tłumaczy duży poziom basu generowany przez paczkę w trakcie odsłuchu. Przy okazji warto zauważyć, że korekcje wzmocnienia na panelu wzmacniacza są właśnie na poziomie +/–6 dB, więc jeśli chcemy uzyskać w miarę płaską charakterystykę przenoszenia w zakresie dołu, wystarczy ustawić potencjometr w pozycji –6 dB. Oczywiście korekcja w drugą stronę, czyli na +6 dB, spowoduje dodatkowe podbicie dołu poniżej 100 Hz aż o 12 dB, więc zdecydowanie odradzam takie nastawy. Poniżej 50 Hz pasmo jest bardzo mocno cięte, że na 30 Hz mamy już 18 dB spadku napięcia na przetworniku 12′′, co też oczywiście jest zabiegiem celowym, służącym ochronie głośnika. Uważam, że bardzo dobrze, iż zastosowano taki filtr. Jeśli chodzi o podział, to już przy częstotliwości około 1,5 kHz następuje wyraźny spadek napięcia na obciążeniu, a przy 2 kHz jest już –18 dB w porównaniu z częstotliwością 1 kHz. Co do wzmacniacza zasilającego driver, to wyraźnie widać na oscyloskopie, że mamy do czynienia z klasycznym wzmacniaczem analogowym, w tym wypadku monolitycznym układem scalonym TDA 7094. Przebieg sinus jest idealny, bez żadnych podbudzeń i zniekształceń, co ma bardzo duże znaczenie w przypadku pracy wzmacniacza w zakresie częstotliwości, na które ucho ludzkie jest bardzo wrażliwe. Taki wzmacniacz bez trudu osiąga moc około 50 W na impedancji 8 Ohm i charakteryzuje się bardzo dobrymi, mierzalnymi parametrami elektrycznymi, a także dobrze brzmi. Dlatego wiele firm stosuje podobne układy do napędu driverów i Proel nie jest tu wyjątkiem. Jednak z uwagi na możliwości głośnika użytego w tej paczce, moc, jaka dostarczana jest do drivera, ograniczona została przez limiter. Jest to tym bardziej uzasadnione, że driver schodzi zaskakująco nisko, bo według pomiarów, które wykonałem, dopiero przy częstotliwości około 1 kHz daje się zauważyć trzydecybelowy spadek napięcia na wyjściu końcówki zasilającej ten przetwornik, a spadek 12 dB występuje przy około 0,5 kHz. Ponieważ moc jest mocno ograniczona, nawet maksymalne podbicie góry na korektorze nie powoduje znaczącego wzrostu jej poziomu i należy się po prostu z tym faktem pogodzić, bo ten typ tak ma. Żeby zamknąć temat pomiarów, dodam jeszcze, że czułość wejścia liniowego w paczce to około 1,2 V (+4 dB), a po przełączeniu w pozycję mic czułość rośnie do około 100 mV, co może być nieco za małą wartością dla mikrofonów o słabym sygnale wyjściowym. Wiadomo jednak, że wejście mikrofonowe w paczce aktywnej to tylko pomocnicza funkcja, która nie jest zbyt często wykorzystywana w praktyce. PodsumowanieNowy wyrób Proela gra lepiej, niż mogłyby to sugerować użyte do jego budowy podzespoły, co z pewnością jest zasługą odpowiednich zabiegów korekcyjnych w module przedwzmacniacza. Tą drogą idzie obecnie wielu producentów, gdyż zastosowanie komponentów, które „same z siebie” zapewniają dobre brzmienie, jest kosztowne i dużo tańsza jest optymalizacja brzemienia na drodze różnych sztuczek technicznych. Jeśli jednak nie będziemy wymagać od tej paczki więcej, niż jest w stanie dać, to sądzę, że dobrze spełni swoją rolę, a zalety, o których wspomniałem w teście, pozwolą zapomnieć o pewnych niuansach wynikających z założeń, jakie przyjęto przy jej konstruowaniu. Z pewnością dużą rolę odegrała w tym przypadku ekonomia, co przekłada się na atrakcyjną cenę kolumny. Seria V to dobra odpowiedź włoskiego producenta na zapotrzebowanie rynku w zakresie popularnego nagłośnienia aktywnego. Wyróżnia się zewnętrznym wyglądem, dobrym brzmieniem oraz rozbudowanymi jak na tę półkę cenową możliwościami regulacji i połączeń. tekstPiotr PetoMuzyka i Technologia