O kulisach swojej pracy i sprzęcie Avid Venue

Robb Allan jest realizatorem dźwięku, który przez kilkanaście lat koncertował z zespołem Manic Street Preachers. Oprócz „Maniaków” współpracował też m.in. z Coldplay czy Massive Attack oraz Natalie Imbruglią, Richardem Ashcroftem czy Lisą Stansfield. Poza tym Robb realizuje dźwięk telewizyjny, współtworząc programy: „David Letterman”, „Saturday Night Live” i „Jay Leno”. Zajmuje się też realizacją wielkich wydarzeń muzycznych, jakimi są gale rozdania nagród Brit Awards czy MTV Music Awards. Od pewnego czasu Robb jest też pracownikiem firmy Avid, gdzie korzystając z własnego doświadczenia i wiedzy, prowadzi szkolenia i prezentacje oraz pomaga w rozwoju produktów i konsultuje nowe rozwiązania.   Avid to obecnie potężna firma. Sama nazwa zapewne do niedawna kojarzyła się znakomitej większości z nas ze sprzętem i oprogramowaniem do zastosowań telewizyjnych czy edycji wideo. W 1995 roku przejęła firmę Digidesign, lecz dopiero piętnaście lat później zapadła decyzja o likwidacji tej marki i sygnowaniu produktów dźwiękowych logo Avid. Konsolety cyfrowe to obok Pro Toolsa – najpopularniejszego oprogramowania DAW, najważniejsze produkty dedykowane rynkowi muzycznemu w ofercie firmy, która do niedawna stosowała politykę integracji oprogramowania ze sprzętem. Pro Toolsa możemy używać obecnie (od dziewiątej wersji) już nie tylko w połączeniu z innymi produktami marki Avid. Jedną z możliwości jest korzystanie z niego w połączeniu z konsoletami serii Venue. Venue to system do realizacji koncertowych (lub podobnych), w którym wyróżnić możemy dwie powierzchnie sterujące: D-show i nieco skromniejszą Profile wraz z dedykowanymi jednostkami rackowymi zapewniającymi moc obliczeniową i/lub moduł wejść i wyjść. Dodatkowo w ofercie znajduje się też rozwiązanie zintegrowane: Venue SC48 – konsoleta typu all-in-one (ale z opcją zewnętrznego stage-racka). Tak bardzo skrótowo można przedstawić system Venue. Wszystkie urządzenia korzystają z tego samego oprogramowania, a ich obsługa jest dość podobna (jak chyba w każdej rodzinie konsolet jednej firmy). Software z kolei wyglądem jest zbliżony do GUI systemu Pro Tools. W marcu tego roku Robb Allan odwiedził Polskę na zaproszenie firmy Konsbud-Audio – wyłącznego dystrybutora konsolet Avid Venue w Polsce. Celem jego wizyty było szkolenie z zakresu systemów Venue, które odbyło się w studiu telewizyjnym JJW w Warszawie. Robb mówił rzeczy ciekawe, choć w zasadzie zaczynał od samych podstaw obsługi stołu. Udało mu się omówić wiele funkcji systemu, a przy tym nie przypominało to ani odrobinę lektury instrukcji obsługi. Objaśnienia uzupełniane były opowieściami o osobistych upodobaniach Robba i sposobie jego pracy, a efekty takich działań mogliśmy śledzić na bieżąco. Prowadzący opowiedział też kilka słów o wybranych plug-inach, a działanie niektórych zostało zademonstrowane (dźwiękowo oczywiście). Ponadto pewien nacisk został położony na sposób działania automatyki i metody jej sprytnego czy też specyficznego stosowania w określonych sytuacjach. Na koniec trzeba dodać, że Robb jako człowiek nie mówiący po polsku korzystał z tłumacza symultanicznego, w którego rolę na czas szkolenia wcielił się dyrektor handlowy Konsbud-Audio – Jarosław Kierkowski. Trzeba przyznać, że odniósł na tym polu sukces – tak bowiem należy ocenić jego pracę na tle analogicznych wydarzeń u innych firm. Po około czterech godzinach prelekcji przyszedł czas na pytania dodatkowe i indywidualne konsultacje. Zapraszam do jej lektury. Łukasz Zygarlicki, MiT: Chciałbym zacząć od momentu, kiedy zaczyna się twoja historia jako dźwiękowca. Jeśli realizator może być sławny, to obecnie można tak o tobie powiedzieć, ale zapewne zaczynałeś tak samo jak większość osób, które dziś przyszły tu na prezentację.Robb Allan, Avid: Dokładnie tak. Zaczynałem pracę realizatora dźwięku w klubie nazywającym się „Mean Fiddler” w Londynie o pojemności pięciuset– ośmiuset osób; to były moje pierwsze sztuki w latach osiemdziesiątych. Mieliśmy tam wieczorki młodych zespołów – od poniedziałku do czwartku grywało tam co wieczór po pięć lub sześć kapel. W te cztery dni w tygodniu realizowałem od dwudziestu do trzydziestu zespołów jeden po drugim. To była niezła szkoła. W weekendy gościliśmy bardziej znanych wykonawców, mogłem więc podglądać, co robią ich inżynierowie. Czy zauważyłeś, w którym momencie twoja praca stała się już profesjonalnym, poważnym zajęciem? To chyba początek współpracy z zespołami. Były dwie takie: pierwszą osobą, z którą zacząłem pracować i pojechałem w trasę, był John Wesley Hardin [to pseudonim artysty o nazwisku Wesley Stace – dop. red.] i z nim pojechałem w swoją pierwszą amerykańską trasę. Amerykańską? To musiała być duża rzecz. Tak, pierwszą moją trasą poza Wielką Brytanią była trasa po Stanach z Johnem Wesleyem Hardinem. To było dla mnie wielkie wydarzenie, najbardziej ekscytująca rzecz na świecie: pojechać do Ameryki, podróżować autobusem w trasie pomiędzy stanami. Jak do tego doszło? Poznaliście się w klubie, w którym pracowałeś? Tak, kilka razy mieliśmy okazję współpracować, polubiliśmy się, jemu podobał się dźwięk, jaki robiłem, jego menadżer był z tego dźwięku zadowolony (bo z pozycji sceny tak naprawdę niewiele przecież wiadomo). Dobrze się między nami układało, co jest bardzo istotne. Wiesz, aby przebywać z kimś przez trzy miesiące, musisz go w jakiś sposób lubić. Możesz spotkać realizatora, nawet dobrego, ale go nie polubić. Częścią trasy jest wspólne spędzanie czasu, wspólny autobus i niewkurzanie siebie nawzajem. W każdym razie: zaprosił mnie i spędziłem kwartał w trasie po Stanach. To była wielka frajda, dobry zespół, ale największym przełomem dla mnie było nawiązanie współpracy z Manic Street Preachers. Kiedy ich spotkałem, byli zespołem, który pewnego wieczoru grał jako czwarty w klubie „Underworld” w londyńskiej dzielnicy Camden. Nie byli ani odrobinę znani, wypuścili wtedy tylko jeden singiel i byli szalonym zespołem punkrockowym. Pomyślałem wtedy, że są niesamowici. Powód naszej współpracy był błahy: kiedy wstawili wzmacniacze na scenę, poprosiłem ich, aby je włączyli i trochę rozkręcili. „Nikt nigdy nie prosił nas o zrobienie ich głośniej, raczej wszyscy prosili, żebyśmy je ściszyli. Chcesz pojechać z nami w trasę?”. To było dosłownie tyle. Tylko dlatego, że poprosiłem ich o rozkręcenie pieców. Jeszcze przed koncertem, zanim nawet zaczęliśmy próbę. Także zrobiliśmy tę trasę. To byłem ja i ich czwórka w minibusie. Ostatecznie pracowałem z nimi około piętnastu lat i w tym czasie dwa razy byli headlinerem Glastonbury, grywali na stadionach – od nas pięciu w jednym aucie grających dla dwudziestu osób w pubie doszło do dziewięciu ciężarówek sprzętu i czterech autobusów na koncertach stadionowych. Powodem, dla którego dziś się widzimy, są konsolety Avid, a bardziej ogólnie: konsolety cyfrowe. Podejrzewam, że musiałeś zaczynać pracę na stołach analogowych i wciąż jest na świecie wiele osób, które cenią stoły analogowe. Miałem ostatnio okazję porozmawiać z Jonem Burtonem, który wciąż używa swojej konsolety analogowej, bo może sobie na to pozwolić. To jest ten powód: używa analogu, bo może. A jeśli ty byś mógł – zabierałbyś w trasy swojego starego XL-4? O nie. Co to, to nie. Nie, nie. Uwielbiam dźwięk XL-4, wiem, czemu Jon tak mówi, ale mam wrażenie, że jestem w stanie zadbać o więcej szczegółów i więcej rzeczy, mając chociażby możliwość przeprowadzenia wirtualnej próby dźwięku. Nie umiem sobie wyobrazić nieużywania plug-inów i snapshotów do każdego utworu. To takie… sam nie wiem. Coś jak telewizor bez pilota. Nie umiem sobie wyobrazić powrotu do tamtych czasów, kiedy trzeba było wstać i podejść do telewizora, żeby zmienić kanał. Chodzi więc o wygodę obsługi? Nie. Bardziej o możliwości dokładniejszego kontrolowania każdej piosenki. Możliwości wyprodukowania dźwięku, pracy z dźwiękiem. Ludzie często zapominają też, że aby dostarczyć dźwięk do stołu analogowego, trzeba go przepuścić przez 100 m przewodu miedzianego. Taki drut nie jest dobrą rzeczą dla dźwięku – działa jak filtr dolnoprzepustowy. Tracisz wtedy część góry i definicję. Nie tęsknię za przydźwiękami i klikami, za insertowaniem urządzeń. Nie, szczerze nie tęsknię za Midasem ani ogólnie za konsoletami analogowymi. Znajomy realizuje Muse (Marc Carolan) na konsoletach analogowych, do których powrócił, i to brzmi świetnie, ale ja o tym nie myślę. Obecnie wirtualna próba dźwięku jest czymś, bez czego nie wyobrażam sobie pracy. Muszę jeszcze zapytać, czemu pracujesz dla Avida. Oczywistym jest, że pracuje się dla pieniędzy, ale czemu wybrałeś wówczas Digidesigna? Pracowałem z tymi stołami ze dwa–trzy lata, zanim rozpocząłem dla nich pracować. To był jedyny stół, który rozumiałem. Rozumiałem kolejność rzeczy, podobał mi się dźwięk, opcja plug-inów – oni odkryli wtyczki dla dźwięku koncertowego, oni wdrożyli wirtualną próbę dźwięku – te rzeczy wcześniej nie istniały. Dla mnie są to dźwiękowo i technologicznie najlepsze konsolety. Wciąż ich używam w trasach, nawet kiedy nie pracuję dla Avida. Myślisz, że ludzie wciąż jeszcze odczuwają niepokój w związku z pracą na konsoletach cyfrowych? Nie, ten czas już minął. Przejście z analogu na cyfrę mamy już za sobą. Ludzie już tylko desperacko pozbywają się swoich stołów analogowych. Co więc dzieje się teraz? Wciąż jest do odkrycia wiele rewolucyjnych możliwości. Ale nowy sprzęt i nowe możliwości to z kolei konieczność nadążania za nimi. Czy ludzie nie boją się nowinek technicznych, które później trzeba opanować? Nie mogę się zgodzić z takim podejściem. Według mnie większość realizatorów, których do tej pory spotkałem, to zapaleni miłośnicy sprzętu. Większość realizatorów uwielbia nowe gadżety – każdy z nich ma najnowszy telefon, ostatniego iPada. Realizatorzy są generalnie ludźmi techniki, więc szczerze nie sądzę, aby mogli być przestraszeni. Może sześć–siedem lat temu, kiedy wprowadzaliśmy na rynek Venue, ludzie wciąż byli w fazie przejściowej, ale obecnie młodzi ludzie nie wiedzą nawet, czym jest stół analogowy. Sądzę, że przejście na cyfrę mamy już za sobą, to się już stało. Widziałem ostatnie zestawienia sprzedaży, gdzie udział konsolet analogowych jest minimalny, bliski zeru. Ludzie używają konsolet analogowych, bo jest ich ciągle mnóstwo w użyciu. Nie słyszałem, aby jakaś firma nagłośnieniowa kupiła ostatnio stół analogowy. A w konsoletach cyfrowych – wciąż na coś tutaj czekamy czy osiągnęliśmy stabilny poziom, gdzie mamy już wszystko, co chcieliśmy mieć w konsolecie? O nie. Tak to nie jest. Zawsze są nowe rzeczy. Mnóstwo. Aktualnie pracujemy też nad wieloma interesującymi rzeczami. Jest kilka osób w firmie, które ciągle nad tym pracują. Mam w Stanach kolegę, nazywa się Rob Scovill i razem wymyślamy tam nowe rzeczy. Siedzimy we dwóch w jednym pokoju i wpadamy na różne szalone pomysły, z których część może w przyszłości zostać wdrożona, zobaczymy. Realizator, jak wspomniałeś, to człowiek otwarty na technikę, ale powinien też w jakiejś mierze być artystą. Jak ty patrzysz na te zależności? Wszyscy artyści muszą wytrenować umiejętności techniczne. Picasso musiał opanować technikę nakładania farby na płótno, aby jego wyobrażenia mogły stać się rzeczywistością. Musisz zrozumieć technologię, aby twoje wizje, pomysły i wyobrażenia mogły się stać rzeczywistością. Musisz trenować technikę, aby móc o niej zapomnieć. Jeśli ją opanujesz, możesz o tym zapomnieć i skoncentrować się na miksie. Ale jeśli jesteś zagubiony w technologii, to nigdy nie będziesz w stanie dosięgnąć artystycznej części swojej pracy, bo będziesz zbyt pochłonięty zmuszaniem tych bezdusznych rzeczy do działania. Ważną rzeczą jest także opanowanie techniki, tak abyś mógł o niej zapomnieć i skupić się jedynie na miksie. To, co uważam za unikalne w konsoletach Avid, to ich współistnienie na scenie i w studiu. Czy taka uniwersalność konsolet jest dla was kluczową kwestią? Myślę, że Avid w jakiś sposób na nowo wynalazł sposób pracy realizatora. Rozmyliśmy granicę między studiem a koncertem. Kiedy ja zaczynałem pracę na rynku, byli realizatorzy live i realizatorzy studyjni, ale oni nawet nie rozmawiali ze sobą, nie mieli ze sobą nic wspólnego. A obecnie: sam widzisz, jestem realizatorem koncertowym, ale pracuje też czasem w studiu. I realizatorzy studyjni są w stanie pojechać w trasę, bo znają technologię. Kiedy siedzą za konsoletą Profile, wiedzą, na czym stoją, znają plug-iny, wiedzą, jak uzyskać dźwięk, jaki chcą. Myślę, że obecnie każdy realizator nieco lepiej zna też tę drugą działkę. Czasem musi to wiedzieć, aby móc się rozwijać. Jeśli nie rozumiesz działania DAW i stołów cyfrowych, nie zrobisz kariery jako realizator. To, o co zawsze proszę na końcu rozmowy, to porada, zwłaszcza dla mniej doświadczonych amatorów pracy z dźwiękiem. Masz taką dobrą radę? Tak. Zawsze powtarzam, że najważniejsza rzecz, jaką możesz zrobić, będąc młodym realizatorem, to bycie miłym dla innych. Miłym i pozytywnie nastawionym. Nawet jeśli masz do zrobienia zupełnie gównianą robotę, zrób ją z uśmiechem na twarzy. Jeśli tego nie zrobisz, jeśli sądzisz, że jesteś zbyt dobry na zwijanie kabli i noszenie skrzynek, to nie dostaniesz szansy na robienie czegoś innego. Także pierwszą rzeczą jest załapanie się do branży w jakiś sposób, a następnie bycie miłą osobą, z którą ludzie chcą pracować. Nie możesz być nudnym i zdołowanym przez całą trasę koncertową. Oto naprawdę dobra rada na początek kariery w branży. Jeśli jesteś młody, nawet jesteś po odpowiedniej szkole, możesz być najlepszym realizatorem na roku, ale jeśli jesteś bucem, to nigdy nie dostaniesz koncertu do zrobienia. Podsumowanie Warszawskie seminarium poprowadzone przez Robba to przyjemna, ciekawa i dobrze zorganizowana impreza prezentacyjna, na dodatek z gościem, dla którego warto było przyjechać, warto było poznać i posłuchać. Była to także (albo przede wszystkim) dobra wizytówka dla konsolet Avid Venue, które tego dnia zapewne sporo zyskały w oczach wielu mniej zaznajomionych z tym systemem uczestników. Należy docenić również towarzyszący prezentacji przyzwoity system nagłośnienia d&b, dzięki któremu wszystkie zmiany i modyfikacje nanoszone przez Robba w prosty sposób przekładały się na wrażenia słuchowe. tekst i zdjęciaŁukasz ZygarlickiMuzyka i Technologia