Bezpieczeństwo imprezy, zwłaszcza masowej, to ogromnie złożone zagadnienie. Troska o nie nakłada rozmaite obowiązki na wszystkie strony zaangażowane w produkcję (organizatora, zarządcę obiektu, ekipy techniczne, management wykonawców, ochronę, władze lokalne, siły policyjne, system ratownictwa medycznego) na każdym jej etapie (planowania, przygotowania, organizacji, montażu, trwania imprezy i demontażu). Szczegółowe ich omówienie przekraczałoby znacznie objętość nie tylko pojedynczego artykułu, ale całego numeru MiT. Obfity jest również katalog niebezpieczeństw czyhających na publiczność.

Bezpieczeństwo imprezy, zwłaszcza masowej, to ogromnie złożone zagadnienie. Troska o nie nakłada rozmaite obowiązki na wszystkie strony zaangażowane w produkcję (organizatora, zarządcę obiektu, ekipy techniczne, management wykonawców, ochronę, władze lokalne, siły policyjne, system ratownictwa medycznego) na każdym jej etapie (planowania, przygotowania, organizacji, montażu, trwania imprezy i demontażu). Szczegółowe ich omówienie przekraczałoby znacznie objętość nie tylko pojedynczego artykułu, ale całego numeru MiT. Obfity jest również katalog niebezpieczeństw czyhających na publiczność. Spróbujmy zatem skupić się na malutkim zaledwie wycinku: na zagrożeniu spadającymi przedmiotami podczas montażu, zwłaszcza podczas jego początkowej fazy – wykonywania zawiesi na konstrukcji budynku (lub konstrukcji dachu czy systemie Ground Support) i podwieszania wyciągarek. Jak możemy w tej sytuacji zarządzać ryzykiem? Sama koncepcja zarządzania ryzykiem jest stosunkowo prosta. Polega na rozpoznaniu dających się przewidzieć zagrożeń dla osób i mienia, a następnie wykorzystaniu dostępnych zasobów w celu ich minimalizacji. Nic trudnego. Wszyscy robimy to w życiu codziennym, nawet nie zawsze świadomie. Jeśli wychodzimy z domu, a zanosi się na deszcz, bierzemy parasol. Schodząc po schodach, przytrzymujemy się poręczy. Proste, oczywiste, praktykowane tak często, że stało się drugą naturą. Niech więc stanie się drugą naturą również i w pracy.Ryzyko jest tu oczywiste: spadająca ze sporej wysokości szekla ma energię kinetyczną wystarczającą do spenetrowania ludzkiej czaszki i spowodowania śmierci na miejscu lub poważnych obrażeń. Jest to na pewno ryzyko zbyt wielkie, aby przejść nad nim do porządku dziennego.A zatem – jak możemy je zminimalizować? Pierwsze, co przychodzi do głowy, to obowiązek noszenia hełmów ochronnych przez cały personel pracujący na dole. Hełm jako środek ochrony indywidualnej ma wiele zalet. Jest prosty w użyciu, tani, łatwo dostępny, nie spowalnia pracy i wprowadzenie go na ogół nie wywołuje wielkiego oporu pracowników. Niestety, ma również wady. Na przykład taką, że jego wytrzymałość nie wystarczy, by zatrzymać spadającą szeklę. Oraz taką, że chroni jedynie czaszkę – poważny uraz barku, choć nie zagraża bezpośrednio życiu, oznacza niezdolność do pracy przez wiele tygodni.Wniosek: indywidualny środek ochrony w tym przypadku nie wystarczy, trzeba zastosować środki zbiorowe.Pierwszy z nich to ograniczenie dostępu do strefy zagrożenia. Jeśli pod pracującymi riggerami kłębi się tłum stagehandów pchających kejsy, a hałas panujący na scenie utrudnia komunikację głosową, prawdopodobieństwo nieszczęścia gwałtownie rośnie. W idealnej sytuacji do hali najpierw powinni wejść riggerzy, by zamontować wyciągarki, a dopiero gdy ich praca jest skończona – pozostałe ekipy, by do wyciągarek zamontować trussy, a następnie do nich cały swój sprzęt. Oznacza to, niestety, wydłużenie ogólnego czasu montażu i często bywa niemożliwe; czasami z powodów organizacyjnych (np. gdy w hali trwa jeszcze demontaż poprzedniej imprezy), częściej z powodów produkcyjnych (gdy organizator nie chce słyszeć o wynajęciu hali na kilka godzin dłużej).Jednak nawet wtedy, gdy nasza sytuacja różni się od idealnej, gdy czujemy na plecach oddech pełnych zapału kolegów, którym spieszno do roznoszenia po scenie elementów kraty i zbijania ich, wciąż mamy do dyspozycji środki, dzięki którym możemy zagrożenie ograniczyć. Na przykład – właściwa organizacja pracy. Wiadomo, że riggerzy pracujący u góry potrzebują pomocy z poziomu podłogi. Potrzebują downriggerów, zwanych niekiedy lekceważąco „ziemniakami”. Lekceważenie jest tu stanowczo nie na miejscu, gdyż kompetentni downriggerzy mogą znacząco przyczynić się do zwiększenia bezpieczeństwa podczas montażu. Pod pewnymi, oczywiście, warunkami. Przede wszystkim – że pracujemy w stałych zespołach. Każdy rigger (lub para riggerów, w zależności od technologii wykonywania zawiesi u góry) dostaje swojego „ziemniaka” na cały czas instalacji wyciągarek. Dopóki zadanie nie jest ukończone – downrigger nie schodzi ze sceny, nie rozmawia przez telefon, jest skupiony na jednej lub dwóch osobach i współpracuje z nimi ściśle. Dzięki temu wie, kiedy przypada maksimum zagrożenia, wie dokładnie, w którym miejscu ono występuje, i jest w stanie przez te krótkie chwile bronić dostępu wszystkim innym pracującym. tekstMarcin „Tymon” GrządzielAutor jest technikiem oświetlenia w firmie TRANSCOLOR, członkiem Event Safety Alliance.