Bez dwóch zdań – to kawał porządnej maszyny i przy tym dobrze przemyślanej. Mocnej, jasnej i skonstruowanej tak, że i bój na polu rentalowym jej nie straszny. To ważne, bo możemy pisać sobie na łamach prasy o produktach mających podobne funkcje i być może tańszych.

Na łamach MiT miałem już przyjemność testować inne urządzenia tej włoskiej firmy. Mam tu na myśli Jade’a oraz Diamond19. Przy okazji testu Diamonda opisywałem też strukturę tej – można powiedzieć – rodzinnej firmy. Wbrew pozorom to dość spory holding, skupiający kilka marek. Firma ma już ponad dwadzieścia pięć lat i jest to klasyczny przykład rozwoju biznesu w kontekście przekazania steru z ojca na syna. Choć założyciel firmy Francesco Sorabella jest również twarzą firmy, to rynkami zagranicznymi zajmuje się jego syn Fabio. W niniejszym teście interesuje nas marka Prolights.  Zanim przyjrzymy się produktowi o nazwie Luma, warto podkreślić jedną rzecz: Prolights stał się ostatnio bardzo poważnym graczem na rynkach światowych. W mojej ocenie pretenduje do grona najlepszych producentów. Nie mam tu na myśli zestawień odnoszących się do poziomu sprzedaży w stosunku do konkurencji. Opieram się raczej na mocnym wrażeniu, że Prolights pojawia się coraz częściej w zestawieniach riderowych. To jest bardzo dobre i prawdziwe kryterium oceny. Ja sam w pracy dziennikarskiej przetestowałem dziesiątki, a może już i setki produktów. Zatem zaglądając pod obudowę, jestem w stanie ocenić jakość oraz kunszt inżynieryjny w danym urządzeniu. Nie chcę wyprzedzać faktów, ale Luma konstrukcyjnie nie odstaje pod żadnym względem od konkurencji z najwyższej półki. Poniżej postaram się rzeczowo wyjaśnić te słowa. Klasycznie i z pasjąW branży samochodowej włoski styl, szczególnie w kultowych markach, często nadaje ton i kierunek dla innych producentów. Luma w zakresie designu nie zaskakuje w taki sposób. Powiedziałbym, że sama zewnętrzna konstrukcja jest dość klasyczna. Podstawa głowicy jest nieproporcjonalnie mniejsza w stosunku do części z optyką. Ramiona głowicy wystają poza jej obrys, jednak nie zmienia to w żaden sposób stabilności urządzenia – to w kontekście używania głowy w miejscu, gdzie będzie stała samodzielnie. W komplecie otrzymujemy uchwyty montażowe i przewód zasilający. Ze względu na dość pokaźnie rozmiary zastosowano blokady transportowe. Do obsługi instrukcja raczej się nam nie przyda. Przejrzyste menu oparto na przyciskach kursora i klawiszu enter. Wyświetlacz jest kolorowy, a obok niego zamontowano kontrolkę sygnału W-DMX oraz otwór mikrofonu.Po oględzinach można wywnioskować kilka faktów odnośnie wyposażenia. Głowica ma w standardzie zabudowany odbiornik na bazie patentu Wireless Solution, a odnośnie mikrofonu łatwo się domyślić, że sterowanie typu „żyj własnym życiem” w trybie sound jest również możliwe. Panel z drugiej strony podstawy – bez niespodzianek. Standard DMX jest w dwóch wariantach pinowych, zatem nie ma obawy, że „na sztuce” zaskoczy nas brak odpowiedniego przewodu. Urządzenie nie ma złącz RJ, więc bezpośredni Art Net czy inny protokół nie wchodzą w grę. Jednak już RDM został zaimplementowany. Podłączamy powercon i głowica jest prawie gotowa do pracy.