Tego młodego artysty – muzyka i producenta – chyba nie trzeba przedstawiać nikomu. Przez niejednego dziennikarza i youtubera został okrzyknięty najzdolniejszym polskim twórcą i rzeczywiście w wielu kręgach jest traktowany jak objawienie. Choć kariera Wojciecha Laskowskiego (bo tak naprawdę nazywa się Schafter) zaczęła się dosyć przypadkowo, to dziś nikt już nie kwestionuje powagi jego kunsztu, który swoimi dokonaniami nadal zadziwia. Przypomnę tylko, że to właśnie jego utwór – „Hot coffee”, był w zeszłym roku na szczycie polskiego Spotify. Schafter pojawia się również w duecie z innym mocno akcentującym swoją obecność na rynku muzykiem, Taco Hemingwayem – na albumie „Pocztówka z WWA” znalazł się wspólnie wykonany utwór „Alert RCB”. W tym numerze przyjrzę się trasie koncertowej Schaftera, ale mogę zdradzić, że nasza redakcja przygotowuje również obszerny materiał z koncertowych wydarzeń Taco Hemingwaya.

Oczywiście nie byłoby żadnej trasy koncertowej, która na długo zapada w serca fanów, bez odpowiedniego sztabu ludzi (poza artystą, którego podziwiamy na scenie) oraz ton sprzętu, którego odpowiednie osoby umieją użyć w sposób właściwy, a czasem zadziwiający. W mojej ocenie, przy okazji tej trasy, spotkały się dwie osobistości sceniczne. Z pewnością jest to oczywiście Schafter, a z drugiej strony człowiek, który wymyślił dość futurystyczny obraz zbudowany głównie za pomocą oświetlenia. Mowa tu oczywiście o Gwidonie Wydrzyńskim, ale nie można tu pominąć również innych nazwisk (wspomnę o pozostałych osobach nieco później) oraz ekipy „Źle i tanio”. Sam Gwidon często mówi o sobie, że jest również człowiekiem teatru i wszystko, co stara się uzyskać na scenach estradowych, ma swoje korzenie w zdobytym wcześniej doświadczeniu teatralnym.

Schafter podczas koncertów zdaje się być wewnątrz wykreowanego świata, co znacznie wpływa na dramaturgię całego widowiska.

Na początku pojawia się jednak pytanie: w jaki sposób pozornie tak różni twórcy mogą się jednak spotkać na swoich zawiłych życiowych ścieżkach? To menadżer Schaftera – Jan Porębski wpadł na pomysł, aby reżyserią oświetlenia trasy zajął się właśnie Gwidon. Na początku wszyscy mieli obawy, czy różnica pokoleniowa nie sprawi, że praca reżysera światła nie zostanie doceniona zarówno przez Schaftera, jak i jego odbiorców. Po wielu dyskusjach Gwidon postanowił, że projekt będzie oparty na obiektach 3D budowanych za pomocą wiązek oświetleniowych. W rozmowie ze mną przyznał jednak, że było to dość spore wyzwanie, ponieważ tego typu stylistyki na scenie sam nie stosował wcześniej nader często. Zanim w głowie reżysera światła powstanie spójny pomysł, a obrazy zaczną malować się same, potrzebny jest nośnik. Coś, co sprawi, że wszystkie elementy układanki będą spójne.

W produkcji wykorzystano tiul projekcyjny, umieszczony również na froncie (pomiędzy artystą a publicznością).

Gwidon postanowił przyjrzeć się „nowej fali” młodych ludzi, artystów bliższych swoim postrzeganiem świata Schafterowi niż jemu samemu. Szybko okazało się, że pewnym wspólnym mianownikiem jest brzydota i… śmieci. Twórców młodszego pokolenia inspirują często pogięte profile aluminiowe, gips oraz wszelkiego rodzaju inne niedoskonałości. Hmm, chciałoby się rzec w tym miejscu: historia kołem się toczy, a moda również w świecie artystycznym zatacza kręgi. Czy to aby nie wielcy reformatorzy teatru (Craiga i Appii) na asymetrii i wręcz brzydocie wprowadzali scenę w XX wiek? Trochę tak jest, że każdemu pokoleniu się wydaje, iż odkryli właśnie nowy nurt. Tymczasem o projekcjach na scenie można mówić już od lat trzydziestych poprzedniego stulecia. A skoro o materiałach wizualnych mowa…

Inspiracja zamkniętą przestrzenią za pomocą brył 3D i zbudowanie, a raczej „stworzenie brudnego świata” za pomocą wizualizacji.

Do współpracy przy projektowaniu kontentu, Gwidon postanowił zaprosić Maćka Rudzina. Ta współpraca okazała się bardzo owocna. Maciek zbudował praktycznie cały świat, który twórcy pokazali przy okazji trasy „Audiotele Tour”. Mogę zdradzić jeszcze jeden pomysł, którego dotychczas nie udało się pokazać publiczności. Obaj panowie wraz z Szymonem Płotkowskim oraz Wojtkiem Koperskim postanowili umożliwić Schafterowi „kontrolowanie” podczas koncertów poruszających się obiektów 3D. Zamysł i jego wykonanie jest praktycznie gotowy, ale niestety nie pokazano jeszcze efektu końcowego na dotychczasowych koncertach. Myślę, że kolejne występy Schaftera będą wzbogacone o ten widowiskowy element. Cały team skupiony wokół Gwidona pracował praktycznie do samego końca z ogromnym zaangażowaniem, a on sam przyznaje, że zaawansowane rozwiązania techniczne nie są jego mocną stroną. Ważne jednak okazało się to, co stworzył w swojej wyobraźni. W tym wypadku,  przy budowaniu koncepcji light designerskiej team Gwidona miał już za sobą dwa etapy: inspiracja zamkniętą przestrzenią za pomocą brył 3D i zbudowanie, a raczej „stworzenie brudnego świata” za pomocą wizualizacji. Gwidon postanowił dodać jeszcze jeden element. Pewnego rodzaju barierę, dzięki której sam Schafter nie będzie tak po prostu na wyciągnięcie ręki dostępny dla widzów. Ten pomysł znakomicie wpisywał się w stylistykę aranżacji całego koncertowego show. Do tego celu reżyser oświetlenia użył dość popularnego narzędzia, tyle że raczej na rynku operowym… Myślę tu o tiulu projekcyjnym, umieszczonym również na froncie (pomiędzy artystą a publicznością). Kiedy tylko Wojtek (Schafter) dowiedział się o pomysłach Gwidona, natychmiast je zaakceptował. Użyto do realizacji tego pomysłu bardzo jasnego projektora z laserowym źródłem światła, a sam efekt okazał się piorunujący.

Gwidon podkreśla, że zarówno doskonała oprawa Robe Esprite, jak i spektakularny StarkBar 1000, był idealnym trzonem dla realizacji jego pomysłów, zarówno pod kątem jakości, jak i samych możliwości opraw.

Schafter podczas koncertów zdaje się być wewnątrz wykreowanego świata, co znacznie wpływa na dramaturgię całego widowiska. W tym miejscu dochodzimy do konsensusu myśli reżyserskiej, w której oświetlenie pełni też rolę scenografii. Tytułowy cube, czy raczej klatka stworzona z oświetlenia, to nic innego jak konsekwencja w spójnym myśleniu o opowiedzianej historii, która pojawia się podczas koncertów. Dla Gwidona liczyło się kilka ważnych aspektów. Od razu wykluczył możliwość użycia np. „standardowych washy”. Tu pojawia się jedno z kluczowych urządzeń, dzięki którym ta trasa nabrała tak widowiskowego kształtu. Prolights StarkBar 1000. Gwidon w rozmowie ze mną wspomniał, że ten produkt zobaczył kiedyś przypadkiem na road show organizowanym przez polskiego dystrybutora Prolights, czyli firmę Show Design. Od razu wiedział, że to urządzenie będzie idealne dla zamysłu, który był już prawie gotowy.

Rzadko jeszcze spotykany „styl” programowania. Zamiast rotacji elementów typu gobo i pryzma, wszelkie dynamiczne efekty uzyskano za pomocą ruchu noży profilowych.

Kolejnym pomysłem Gwidona był dość rzadko jeszcze spotykany „styl” programowania. Zależało mu na tym, aby aranżacja show nie opierała się na  wykorzystaniu „patentów” z użyciem dynamicznego ruchu czy rotacji pryzm i gobo. Postanowił wszelkiego rodzaju efekty zaprogramować za pomocą noży profilowych. Zatem kolejną trudnością okazał się wybór odpowiednich spotów profilowych. Jak zwykle pomoc osób z branży okazała się nieoceniona. Dzięki zaangażowaniu Sebastiana Gurbiela z EventGalicji (firma dostarczyła praktycznie cały sprzęt na trasie), udało się podpisać porozumienie z kolejnym polskim dystrybutorem, firmą Prolight. Dzięki temu zabiegowi trasa Schaftera była też prawdopodobnie polską premierą koncertową Robe Esprite. Gwidon podkreśla, że zarówno ta doskonała oprawa ROBE, jak i spektakularny StarkBar 1000 to idealne trzony dla realizacji jego pomysłów pod kątem jakości i możliwości opraw. Jak zatem przebiegał proces pre-programmingu oraz całego programowania? Gwidon zaprosił do współpracy jeszcze jedną kluczową postać. Osobę również dość młodą (tu odnoszę się do wieku Schaftera), ale z tak bogatym doświadczeniem, że niejeden lighting designer musiałby jeszcze dużo się nauczyć, aby porównać swoje dokonania. Świat usłyszał o tym kolejnym członku teamu właściwie podczas targów Prolight and Sound, kiedy to Kuba Czarnik (bo o nim mowa) stworzył dla wspomnianego wcześniej, włoskiego producenta spektakularne show. Pomimo tego, że Kuba programował widowiskowe rzeczy już od dłuższego czasu  (odkąd miał 17 lat), to dziś dzięki współpracy z Prolights jest znanym i dość zajętym zawodowo lighting designerem o zasięgu światowym.

Zanim w głowie reżysera światła powstanie spójny pomysł, a obrazy zaczną malować się same, potrzebny jest nośnik. Coś, co sprawi, że
wszystkie elementy układanki będą spójne.

Dotychczas ta realizacja praktycznie nie miała słabych punktów. Co zatem pozostało? Na sam koniec realizatorzy pochylili się nad kwestią synchronizacji oprawy DJ-skiej koncertów Schaftera.  Phunk’ill – DJ Schaftera – korzysta z Serato. Okazało się, że synchronizacja z timecodem jest mocno utrudniona. Gwidon niestety nie zdradził mi, jak udało się rozwiązać ten problem. Dowiedziałem się tylko, że kryzys z timecodem został zażegnany, dzięki pomysłowości Szymona Płotkowskiego. Na całej trasie rolę media serwera pełnił Resolume, a do sterowania oświetleniem użyto GrandMA2.

Myślę że ci, którzy z jakiś powodów nie mieli jeszcze okazji zobaczyć Schaftera na żywo, powinni szybciutko zmienić ten stan rzeczy, przy okazji nowych odsłon koncertowych tego artysty. A co do dalszej współpracy Wojciecha Laskowskiego i Gwidona Wydrzyńskiego nie mam żadnych wątpliwości. To jeden z tych teamów, który powinien pracować ze sobą jak najdłużej, nawet biorąc pod uwagę różnicę pokoleniową.

Tekst: Paweł Murlik, Muzyka i Technologia
Zdjęcia: Oskar Kutryb (fb: @CutRBphotography; instagram: @CutRB)