Zaawansowana głowica z możliwościami reflektora profilowego, z regulowaną temperaturą barwową z pełną paletą kolorów oraz cichym trybem pracy.
Rozwój Robe to chyba najbardziej spektakularna historia firmy ostatnich dwóch dekad. To namacalny przykład na to, że niezależnie od usytuowania geograficznego można zbudować markę o światowym zasięgu. Dziś nikt nie kwestionuje pozycji Robe wśród światowej elity producentów oświetlenia scenicznego, ale niewiele osób pamięta, że historia Robe rozpoczyna się w 1990 roku, a jej kluczową postacią jest Ladislav Petřek. Jedno z czeskich źródeł podaje, iż w 1990 roku, zanim firma urosła do znanego wszystkim Robe, mieściła się w garażu. Pierwsza nazwa, która kojarzy się z początkami działalności, to ProLux. Kolejna kluczowa postać, która pojawia się w tej historii, to Josef Valchář, który na samym początku pełnił rolę menadżera sprzedaży. Do dziś obaj panowie aktywnie działają na rzecz rozwoju Robe. Na początek mała dygresja odnośnie powstawania przedsięwzięć podobnych do Robe w tzw. byłym bloku wschodnim. Pamiętam, jak kilka lat temu na targach w Frankfurcie z ciekawości podszedłem do jednego z punktów informacyjnych i zapytałem o wszystkie polskie firmy, które mają swoje stoiska na terenie MusikMesse. Z uzyskanej odpowiedzi zapamiętałem dwie rzeczy: firm wystawiało się piętnaście, ale żadna z nich nie zajmowała się produkcją profesjonalnego oświetlenia. Znalazłem tylko przedsiębiorcę zajmującego się dystrybucją sprzętu oświetleniowego, ale nieprodukowanego w Polsce. A chyba mamy się czym pochwalić? Uważam, że jeśli chodzi o elektronikę w profesjonalnym sprzęcie oświetleniowym, to moglibyśmy rozwinąć kilka gałęzi, poczynając od sterowników DMX, które z pewnością można by zaprojektować tak, aby sięgnęły światowego poziomu, a kończąc na bardzo ciekawych konwerterach np. polski MIDI to DMX czy USB/ DMX z obsługą sieci ART-NET. Wszak jako naród mamy spore tradycje w dziedzinie ogólnie pojętego oświetlenia i optyki – wymienię tu tylko dwa nazwiska: Stefan Pieńkowski (wynalazca lampy fluorescencyjnej) czy Sylwester Porowski (konstruktor niebieskiego lasera). Z pewnością osób, które w nowym milenium działają twórczo, jak i produktów z nowatorskimi rozwiązaniami znalazłoby się więcej. Póki co cieszę się bardzo z światowego sukcesu naszych południowych sąsiadów, życząc marce Robe, aby ta dobra passa trwała jak najdłużej. Przed wykonaniem kolejnego testu nie zawsze umawiam się z dystrybutorem urządzeń co do tego, jaki konkretnie model będzie dane mi prześwietlić. Powodów jest kilka, ale najważniejszy jest taki, że gdybym wiedział, co dostarczy mi producent lub dystrybutor, to pewnie w oczekiwaniu na przesyłkę szybko odszukałbym w internecie opinie na temat tego sprzętu. To z kolei zachwiałoby rzetelność i obiektywizm tego, co za chwilę miałbym napisać. Mam tu na myśli produkty nowe lub takie, z którymi nie miałem wcześniej styczności. Zatem w większości wypadków jest to miła niespodzianka. Bywało tak, że po teście, który wykonałem, docierały do mnie opinie, że nie zawsze moje odczucia są zgodne z tym, co myśli na temat danego urządzenia tzw. środowisko. Oczywiście nie można bagatelizować opinii osób, które miały szansę popracować z danym urządzeniem znaczną liczbę godzin i to w realnych warunkach, jednak nadal uważam, że testy zwracają często uwagę na możliwości urządzeń, do których się „nie zagląda” lub z których się nie korzysta. A szkoda. Często jest to po prostu rutyna działań lub brak czasu. Dlatego właśnie staram się nie sugerować tym, co myślą o danym urządzeniu inni. Jak zwykle miałem szansę przetestować opisywane urządzenie w realnych warunkach pracy. Tym razem placem boju była przestrzeń Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej Wydziału Teatru Tańca w Bytomiu. Druga część testu odbyła się w warunkach bardziej laboratoryjnych. Dość wnikliwie prześledziłem mechanizm tej głowy, co mam nadzieję będzie widoczne na zdjęciach. Otwarcie case’a i dreszczyk emocjiTo uczucie towarzyszy mi zawsze, kiedy otrzymuję przesyłkę. Być może to instynkt odkrywcy lub po prostu dziecięca chęć poznania kolejnej niespodzianki. Niemniej jednak jest to uczucie przyjemne, ale i zgubne. Dlaczego? Po otwarciu case’a i wypakowaniu dwóch urządzeń (głowice w ładnych nowoczesnych obudowach), postanowiłem je szybko podłączyć i przetestować motorykę, poziom hałasu i kilka innych istotnych elementów przydatnych w teście. Na pierwszy rzut oka wydały mi się identyczne, dlatego na początek zaadresowałem je tak samo i zasiadłem za sterownikiem. Szybko okazało się, że reagują zupełnie inaczej. Pierwsza myśl to ustawiony inny tryb (mode) lub, co gorsza, inna wersja softu. Po chwili ze wstydem musiałem przyznać się sam przed sobą, że ten dziecięcy pośpiech spowodował przeoczenie przyczyny zamieszania: miałem przed sobą dwa inne urządzenia. Pierwszy okazał się modelem o nazwie Robin DLS Profile, a drugi to Robin DLX Spot. Od razu przyszła mi do głowy pewna myśl. Piękne nowoczesne obudowy i seria bliźniaczo wyglądających produktów – czyżby oszczędność linii produkcyjnej i wykorzystanie jednej obudowy do dwóch modeli? Osobiście nie mam nic przeciwko temu, jeśli taki zabieg ma obniżyć koszty zakupu tak zaawansowanego i profesjonalnego urządzenia. Jednak stanął mi przed oczyma obraz, gdzie wysoko nad sceną zostały zawieszone obok siebie DLS-y i DLX-y. Z odległości kilku metrów trudno będzie ocenić, który jest który, szczególnie jeśli urządzenia będą wyłączone. A często zdarza się, że taka analiza jest potrzebna… Okazało się, że problem znika zupełnie po włączeniu w momencie pełnego wykorzystania elektroniki, w którą oba modele są wyposażone w sensie identyfikacji poszczególnych urządzeń (mam tu na myśli pracę z RDM i z protokołem Art-Net). W niniejszym teście chciałbym się skupić na modelu Robin DLS Profile. To bardzo zaawansowana głowica z możliwościami reflektora profilowego. Oględziny i miłe zaskoczenieCase na dwa urządzenia okazał się dosyć spory. Sam DLS ma rozmiary: 67,8 × 48 × 38,8 cm. Sądząc po wymiarach, można spodziewać się nawet około 40 kg. I tu miłe zaskoczenie. Głowica waży dokładnie 22 kg. Zatem absolutnie pod kątem montażu kilkunastu czy kilkudziesięciu takich urządzeń „na sztuce” jestem na tak. Co ważne i na co zwykle zwracam uwagę, to dostęp do filtrów, możliwość wymiany uchwytów transportowych, blokady transportowe tiltu i panoramy. Tutaj również trzy razy tak. Wszystkie wymienione opcje zostały przemyślane, a dostęp do potrzebnych funkcji – nazwijmy to: serwisowych – jest absolutnie przemyślany. Obudowa z częścią ruchomą optyki została podzielona na dwie połówki. Każda z nich jest przytwierdzona czterema sprężynującymi wkrętami, zatem można je zdjąć w ciągu kilkunastu sekund. Tutaj zwrócił moją uwagę stop, z którego została wykonana osłona optyki. Oczywiście jest to dość wytrzymały rodzaj plastiku, ale wydaje się być nieco bardziej elastyczny w porównaniu z konkurencyjnymi modelami. Domyślam się, że jest to zabieg inżynierski zmniejszający ryzyko pęknięcia obudowy. Podstawa głowicy podzielona w sposób standardowy: z jednej strony znajdują się wszelkie możliwe złącza, a z drugiej wyświetlacz i przyciski nawigacyjne menu. Tutaj chciałbym zatrzymać się na chwilę, bo Robe oferuje jedno dodatkowe, bardzo przydatne złącze, pomijając DMX w systemie trzy- i pięciopinowym. Tym dodatkowym złączem jest gniazdo Ethernet. Nie trudno się domyślić, że chodzi tutaj o przesyłanie danych za pomocą protokołu Art-Net. A to przydatne rozwiązanie szczególnie przy dużych instalacjach. Czym tak naprawdę jest Art-Net i po co został wdrożony? Art-Net – kulisyWszyscy wiemy, co znaczyłoby przesyłanie informacji do urządzeń oświetleniowych bez multipleksowego systemu DMX, który jest obecnie powszechnie stosowanym cyfrowym standardem. DMX pozwala co prawda na przesłanie pięciuset dwunastu kanałów na jednej linii, ale jak obecnie wiadomo – liczba dostępnych parametrów zajmujących kolejne kanały w obrębie jednego urządzenia drastycznie wzrasta. Takie tempo rozwoju i wdrażanie kolejnych parametrów do tzw. urządzeń inteligentnych bardzo mocno ogranicza możliwość podłączenia satysfakcjonującej liczby urządzeń do jednej linii DMX. Problemem przy takiej ilości danych staje się też przepustowość systemu DMX. Wspomniany, powoli wysłużony już standard, przy „obciążeniu” linii jest w stanie odświeżać informację dla każdego kanału z częstotliwością 44,1 Hz. Łatwo zatem wywnioskować, że DMX512 staje się wąskim gardłem dla nowej generacji urządzeń. Art-Net to rozwiązanie genialne – jest to w zasadzie otwarty protokół bazujący na wszystkim znanych sieciach ethernetowych. Wykorzystanie tych samych rodzajów przewodów (zwykłych skrętek komputerowych), a przede wszystkim przepustowość pozwalająca na przesłanie dużej liczby linii DMX w jednym przewodzie dają duże pole do popisu. Jedna wiązka Art-Net to czterdzieści razy większa przepustowość od jednej linii DMX. Art-Net pozwala też na stosowanie innych rozwiązań np. bezprzewodowego przesyłania dużej ilości danych do urządzeń oświetleniowych. Inne technologie w DLS ProfileTworząc nową głowicę tej klasy, nie można zapomnieć o jej uniwersalności. O tym, że może pracować w różnych konfiguracjach, warunkach, a także z zastosowaniem setek odmiennych urządzeń peryferyjnych i z niezliczoną liczbą sterowników. To wszystko sprawia, że nowoczesna głowa musi zawierać większość standardów używanych na całym świecie. Czy to udało się uzyskać w opisywanym robinie? Myślę, że każdy czytelnik odpowie sobie na to pytanie, analizując dane, które zamieściłem w tej części testu. Poniżej postaram się zdefiniować większość zastosowanych technologii w ruchomym profilu DLS. System nawigacji RNS2Jak już podkreślałem, model DLS jest zaprojektowany w sposób ułatwiający pracę oświetleniowcom np. pod kątem serwisowym. Ma też sporo udogodnień czysto użytkowych. Pod nazwą RNS2 kryje się możliwość prostego i szybkiego dotarcia do każdej możliwej funkcji w urządzeniu. Dotykowy, kolorowy wyświetlacz z możliwością obracania jego pozycji w każdym momencie właściwie eliminuje potrzebę korzystania z instrukcji obsługi. Dla doświadczonego technika to oszczędność czasu. To urządzenie się po prostu włącza i używa w sposób intuicyjny. Oczywiście parametry menu można programować również z użyciem pokładowej baterii, bez podłączenia urządzenia do zasilania. Menu jest wyposażone dodatkowo w szereg całkiem ciekawych funkcji. Można np. z poziomu głowy monitorować konkretną wysłaną komendę z sterownika oraz jej wartość. W każdej chwili można podejrzeć ustawienie zadanej komendy, która trafiła do głowy za pomocą DMX. Wartości te można odczytywać z wyświetlacza w czasie realnym. Mówiąc żartem, eliminuje to spory między realizatorami a technikami na scenie, szczególnie gdy ten pierwszy upiera się, że jego show na pewno działa, linia została sprawdzona, a głowy nadal nie pracują. Tym razem technik ma przewagę – może w każdej chwili sprawdzić w urządzeniu, czy aby na pewno dane ze sterownika trafiły do głowicy. Protokół RDM – najprościej mówiąc: system komunikacji zwrotnej tworzący z pomocą linii DMX half duplex (opisywałem zagadnienie dość szeroko w poprzednim teście). Art-Net – opisywany wyżej, również stanowi integralną część wyposażenia głowicy. MA Net 2 – to właściwie protokół również oparty na ethernecie, podobnie jak Art-Net, z tą różnicą że wymyślony przez MA Lighting. Standard ten zapewnia dwustronną komunikację i stabilną pracę systemów opartych na urządzeniach MA Lighting. Protokół ten ma jak dotychczas najlepsze parametry w zakresie przepustowości. MA NET2 to m.in. możliwość przesyłu do sześćdziesięciu pięciu tysięcy pięciuset trzydziestu sześciu parametrów, w oparciu o dwieście pięćdziesiąt sześć linii DMX z rozdzielczością 24 bit. Transmisja bezprzewodowa CRMX – tu również nawiążę do moich wcześniejszych artykułów, gdzie dość dokładnie analizowałem technologie użyte do transmisji bezprzewodowych używanych w oświetleniu. Co prawda, dotyczyło to raczej technologii stosowanej przez firmę Wireless Solution, ale chyba nikt nie obrazi się, jeśli stwierdzę, że nieco młodsza firma Lumen Radio dość rewolucyjnie rozwinęła koncepcję W-DMX. Oczywiście mam tu na myśli CRMX (Cognitive Radio MultipleXer). To rodzaj zaawansowanej i dość inteligentnej formy transmisji, która oprócz przesyłu danych stale zabezpiecza się przed ich utraceniem, nieustannie monitorując otoczenie w tym inne transmisje radiowe. Przesyłanie poszczególnych pakietów danych (ramek) pomimo niskiej latencji nieustannie poddawane jest korekcie ewentualnych błędów, a Precision Timing Mechanism odpowiada za dostarczenie ich w odpowiednim czasie. Inne zaawansowane procesy algorytmiczne (i to już jest dla mnie science fiction!) potrafią odtworzyć uszkodzone lub utracone pakiety danych. Zaskakujące wnętrze i serce DLSTradycyjnie chciałbym zacząć od źródła światła. W głowicach, gdzie możliwe jest mieszanie kolorów zarówno w systemie RGB+W, jak i CMY, spotykam się z różnymi rozwiązaniami. Bywa tak, że zespolone źródło LED-ów generuje kolory RGB, a CMY można uzyskać za pomocą kolorowych mechanicznych przysłon. Po zdjęciu obudowy DLS okazało się, że jest trochę inaczej. Konstruktorzy zastosowali zespolone źródło światła o nazwie Robe RGBW LED light o mocy 450 W. To bardzo zmyślne rozwiązanie technologiczne służące do homogenizacji czterech kolorów. Ten zespół LED-ów wyposażony jest również w kolimator (zespół optyczny służący do tworzenia równoległej wiązki światła). Całość to prawie doskonałe rozwiązanie pozwalające na mieszanie barw również pastelowych i niemal idealne ich odwzorowywanie. Zatem moje domysły, iż do mieszania kolorów są wykorzystane jakiekolwiek mechaniczne elementy, legło w gruzach. Całość palety barw uzyskiwana jest z zespolonego źródła LED. Tu pojawia się kolejna zmyślna funkcja nazwana mianem wirtualnej tarczy kolorów. Bardzo byłem ciekawy, jak sprawdzi się w praktyce. Wspomniana funkcja oparta właściwie na jednym kanale DMX pozwala na uzyskanie pięciu różnych bieli z temperaturą w zakresie od 2700 do 8000 K oraz dwustu trzydziestu sześciu kolorów (również barwy z zakresu mieszania CMY). Dwa warianty światła białego o najniższej temperaturze barwowej, czyli 2700 i 3200 K, mają symulację pracy lampy żarowej. Ten patent to nie tylko odwzorowanie temperatury barwowej, ale i też symulacja pewnej bezwładności żarnika. Podczas szybkiego uruchamiania dimmera na 100% (tu pojawia się pewne opóźnienie), jak i odwrotnie, czyli przy wywołaniu blackout w sposób nagły, lampa nie gaśnie natychmiast. Tak też jest w przypadku reflektorów z żarowym źródłem światła. Pojawia się zawsze minimalne opóźnienie, najczęściej w granicach 50 ms do 1 s, w zależności od mocy i rodzaju źródła światła. Dodatkowo w DLS-ie przy użyciu dimmera, powoli ściemniając białe światło, można zauważyć pojawiający się charakterystyczny dla żarników nieco żółtawy odcień. Ten efekt nasila się tym bardziej, im mniejszy procent ustawimy za pomocą dimmera. Byłem zaskoczony precyzją działania tej symulacji. Oczywiście wprawne oko będzie w stanie nadal odróżnić konwencjonalny reflektor, ale myślę, że kilkoma lub kilkunastoma DLS-ami można z powodzeniem zastąpić światło konwencjonalne bez uszczerbku dla efektu artystycznego. Wirtualna tarcza kolorów to również doskonały sposób na szybki dostęp do pożądanej barwy. Tak jak wcześniej wspomniałem, oprócz koloru białego funkcja ta zawiera dwieście trzydzieści sześć innych barw. Oczywiście głowica ma możliwość ręcznego, precyzyjnego ustawienia kolorów nie tylko za pomocą opisanej funkcji. Do dyspozycji są następujące parametry: blue/yellow, green/magenta, red/cyan. Danie główne, czyli funkcje istotne dla oprawy typu profilTym, co najbardziej mnie intrygowało, zanim zdjąłem obudowę, były przysłony, tzw. noże, którymi można precyzyjnie zmienić kształt plamy świetlnej, oraz to, co czyni z tej oprawy pełnowartościowy reflektor profilowy, czyli soczewka odpowiedzialna za zoom i soczewka odpowiedzialna za focus. Patrząc od tyłu części z optyką, zaraz przed źródłem światła usytuowany jest mechanizm z czymś, co pełni właśnie funkcje wspomnianych noży. To „coś” to naprawdę godna podziwu pod kątem projektu i myśli technicznej sekcja, gdzie każda z przysłon jest napędzana osobnym silnikiem. Dodatkowo cała sekcja wraz z silnikami i przysłonami potrafi się obracać się w zakresie plus minus 45°. Oczywiście każda przysłona (noży) jest regulowana w dwojaki sposób. Pierwszy to, jak głęboko ma być przesunięta w strumień światła. Drugi zmienia kąt ustawienia każdej z przysłon niezależnie, czyli jest to właściwie elektroniczno- automatyczne, odwzorowanie ręcznych noży w typowej oprawie profilowej. Oczywiście soczewka odpowiedzialna za focus oraz soczewka odpowiedzialna za zoom umożliwiają określenie wielkości plamy oświetleniowej oraz wyostrzenie lub rozmycie krawędzi. Na tym podobieństwa do konwencjonalnej oprawy się kończą. Tu zaczynają się istotne funkcje dla każdego świetlika, który lubi pracować „na profilach”, a chciałby osiągnąć trochę więcej. Zacznijmy jednak od początku… Zarówno na scenach teatralnych, jak i estradach często pojawia się reflektor typu profil. Głównie ze względu na swoją niepowtarzalną zaletę, czyli możliwość określenia kształtu plamy świetlnej i dopasowania jej dokładnie do osoby, obiektu lub przestrzeni, którą ma oświetlać. W przypadku teatrów zwykle jest dostęp do mostów oświetleniowych, ale na estradzie z wielką niechęcią podchodzi się do precyzyjnego fokusowania profilów. Wszak trzeba zwykle zrobić to z wysokości, wchodząc na drabinę lub wspinając się na kratę. Oczywiste korzyści wynikające z zabudowania funkcji reflektora profilowego w tym robinie nasuwają się same. Nie trzeba mieć dostępu do reflektora, aby go wyfokusować. Ustawienie noży za pomocą sterownika DMX oraz ostrości i kąta świecenia nie zajmuje więcej czasu niż te same operacje wykonane na „ręcznym profilu”. Ustawienie kierunku świecenia można ustawić, korygując panoramę i tilt. Ale dodatkowe funkcje to dopiero zabawa! Szybkość działania przysłon powala na kolana, ale też zmusza do twórczego myślenia. Od razu nasuwają się nowe pomysły. Każdy kształt można zmienić w sekundę, a wykorzystując funkcję Fr. Shutters Macro oraz Fr. Shutters Speed, można stworzyć przeróżne sekwencje zmieniających się kształtów, między innymi symulację przemieszczającej się wskazówki zegara z szybkością czterech kroków sekwencji na sekundę. Tak szybko działa zmiana pozycji przysłon. Tego żaden zwykły profil nie potrafi. Zatem w fazie testów postanowiłem napisać bardziej rozbudowaną sekwencję. Oto i ona: wskazówka zegara początkowo niewyraźna, rozmyta, z płonącą teksturą (to efekt uzyskany za pomocą tarczy animacyjnej i gobo), powiększa się i wyostrza coraz bardziej, zmieniając teksturę z czerwonej płonącej na morską falującą, po czym wszystko się rozmywa i gaśnie. Po tej prostej zabawie postanowiłem wymienić wszystkie swoje profile na Robin DLS. Spot czy profil? Moduł z przysłonami profilowymi to zdecydowanie dobry pomysł. Ale to nie koniec wyposażenia optycznego tej głowicy. Zaraz za nożami znajduje się irys, a dalej z jednej strony tarcza animacyjna, a z drugiej tarcza z wzorami gobo. Każdą z nich niezależnie można umieścić w strumieniu światła. Tarcza gobo spełnia wszystkie potrzebne kryteria. Można oczywiście zmieniać wzory, jak i obracać wokół własnej osi konkretne wybrane gobo. W połączeniu z tarczą animacyjną oraz przy odpowiednim ustawieniu soczewki fokusującej można uzyskać naprawdę zadowalające efekty. Przednia część optyki to oczywiście wspomniane już soczewki przesuwane mechanicznie, czyli ta odpowiedzialna za zoom i ta odpowiedzialna za focus. Dwa ostatnie elementy to soczewka pryzmatyczna oraz filtr dyfuzyjny frost. Po wyeliminowaniu właściwości odpowiedzialnych z ustawienia przysłon profilowych głowica może służyć jako spot w pełnym zakresie, zarówno jeśli chodzi o możliwości animacyjne, jak i o własności oświetleniowe. Inne bardzo przydatne funkcjeKolejny raz technologia LED otwiera nowe możliwości – mam tu na myśli tryb teatralny wbudowany w to urządzenie. Polega on na maksymalnym wyciszeniu pracy wentylatorów oraz pracy układów mechanicznych, nieznacznie zmieniając właściwości ustawień poszczególnych funkcji mechanicznych i optycznych. W wielu testach podkreślałem, że nie każda głowa będzie się nadawać do warunków teatralnych, szczególnie przy użyciu kilku urządzeń generujących hałas. W przypadku tego robina również i ta sprawa została dopracowana, a podkreślę, że miałem okazję przetestować to urządzenie również w warunkach sceny teatralnej. Jakie wnioski?Trudno jest stworzyć uniwersalne urządzenie zadowalające ludzi pracujących na estradzie i na scenach teatralnych. W moim odczuciu ten robin jest próbą stworzenia takiej głowicy. Czy ta próba się udała? Podsumujmy: nie znalazłem właściwie wad przy pracy urządzenia jako typowego profila. Wręcz przeciwnie. Mechanika przysłon pozwala na dużo więcej niż w konwencjonalnej oprawie. Przy zastosowaniu tej oprawy na estradzie jako typowy profil każdy technik będzie szczęśliwy z wymienionych wcześniej względów. Dodatkowo oprawa może posłużyć jako spot ze względu na zamontowane wszystkie elementy, które powinny znaleźć się właśnie w spocie. Zatem sumarycznie rzecz ujmując, dla zastosowań estradowych jest to stosunkowo lekka uniwersalna głowa. Dla zastosowań teatralnych jest to profil z regulowaną temperaturą barwową z pełną paletą kolorów i symulacją pracy lampy żarowej, a wisienkę na torcie stanowi cichy tryb pracy, pomimo że nadal jest to ruchoma głowica. tekstPaweł MurlikMuzyka i Technologia